Obi-Wan Kenobi to szansa na odkupienie win trylogii prequeli
Obi-Wan Kenobi może być ważnym serialem, który zmieni nasze postrzeganie Oryginalnej trylogii i prequeli. Rozważania na ten temat mogą zawierać spoilery z serialu.
Obi-Wan Kenobi to wielka szansa dla Lucasfilmu, by zmienić perspektywę patrzenia na Gwiezdne Wojny. The Mandalorian i Księga Boby Fetta mają określony styl operowania fanserwisem i nostalgią, który się sprawdza i podoba widzom. Twórcy używają tych narzędzi zupełnie inaczej niż reżyserzy trylogii sequeli – dają nam historie mające więcej świeżych pomysłów. Nowy serial Obi-Wan Kenobi ma szansę na to, by stać się łącznikiem nie tylko dwóch trylogii, ale i pokoleń. Nie jestem jednak naiwny, bo każdy z nas wie, że nie ma bardziej toksycznej grupy niż odbiorcy Gwiezdnych Wojen. Na pewno doczekamy się z różnych stron hejtu. Krytyka i dyskusja zawsze są wskazane, ale nieuzasadniony hejt to przekroczenie granic.
Obi-Wan vs Darth Vader
Nie oszukujmy się, obecnie największym wabikiem dla serialu jest rewanż stulecia – tak ten pojedynek został nazwany przez szefową Lucasfilmu.Według przecieków dojdzie do dwóch starć, których finały wydają się na ten moment oczywiste, bo odnoszą się do dialogu z Nowej nadziei. Vader mówi, że gdy ostatni raz się spotkali, był uczniem, a teraz jest mistrzem. Ten serial siłą rzeczy zmieni postrzeganie tych scen, tak jak Łotr 1 zmienił wiele dla odbioru części IV. Do tej pory interpretacja była jedna: odnosiło się to do pojedynku w Zemście Sithów. Jednak to miało miejsce 19 lat wcześniej, a ich spotkanie w serialu Obi-Wan Kenobi odbywa się 9 lat przed częścią IV. To jest długi okres, w którym wiele się mogło wydarzyć. Cieszę się, że chcą pokazać właśnie ten wycinek z życia mistrza Jedi. Dlaczego ponowne, ale jednorazowe spotkanie z Vaderem ma tak wielki potencjał?
Wabik? Pewnie! Tylko że nie jest to już zwyczajny fanserwis, ale coś, co dąży do rzeczowej kontynuacji prequeli, czyli filmów, których w 2015 roku Lucasfilm się wstydził. Pamiętacie, jak w trylogii sequeli robił wszystko, aby do nich się w ogóle nie odwoływać? Ostatnie lata pokazały, że pokolenie prequeli dorosło – uwielbiają swoje gwiezdne uniwersum tak, jak Oryginalna Trylogia jest kochana przez starsze pokolenie, i tak, jak trylogie sequeli będą wielbić kolejni widzowie. Obi-Wan Kenobi wydaje się owocem miłości kogoś, kto wychował się na prequelach. Spotkanie Vadera i Obi-Wana pod kątem emocjonalnym będzie prawdziwą bombą dla każdego, kto uwielbia pierwsze trzy części i serial Wojny Klonów. Jeśli te sceny zostaną przygotowane należycie, to będą przede wszystkim poruszać emocje, jakich inne seriale i film Star Wars z ery Disneya nie poruszały. To nie jest już emocjonalny fanserwis i nostalgia, a odwołanie się do więzi, jaką mamy z postaciami. W jakimś sensie odpowiedzialni za serial Disney+ stoją przed szansą poruszenia widza w sposób, w którym twórcom trylogii sequeli nie do końca się udało w kontekście Luke'a Hana i Lei. A każdy, kto oglądał Star Wars: Rebeliantów i wyjątkowe spotkanie Ahsoki z Vaderem, będzie świadomy gigantycznego potencjału tego pomysłu.
Obi-Wan Kenobi, odkupiciel prequeli
Dlatego też wychodzę z założenia, że ten serial to przede wszystkim możliwość zmiany perspektywy na wydarzenia z prequeli. Pozwoli to nam inaczej na nie spojrzeć pod kątem fabularnym, emocjonalnym i ludzkim. Będziemy mieć bowiem w głowie konsekwencje tych wydarzeń na – miejmy nadzieję – głębszym poziomie, niż część IV nam zasugerowała. Mamy Obi-Wana z koszmarami, depresją i zespołem stresu pourazowego. Pogubionego, odciętego od Mocy. Mamy też Vadera, który 10 lat po części III jeszcze szuka samego siebie (komiksy dobrze to pokazują, także ciągły wpływ Imperatora), więc nie jest jeszcze mistrzem, który w korytarzu w Łotrze 1 sieje zniszczenie. Możemy patrzeć na niego przez pryzmat ikonicznego złoczyńcy i kultowej postaci, ale powiedzmy sobie szczerze: Gwiezdne Wojny pomimo starań George'a Lucasa nigdy nie były w stanie pogłębić jego tragedii. Tutaj serial ma kolejną szansę, by to zrobić i ponownie zmienić perspektywę na ważny aspekt prequeli, jakim jest Hayden Christensen. Wiemy, że on zagra Vadera, będziemy widzieć jego twarz. Najpewniej zobaczymy go też w scenach retrospekcji. Osobiście nigdy nie hejtowałem go za grę w Gwiezdnych Wojnach, bo choć nie była dobra, ocena jego talentu na bazie tego, co widzieliśmy, jest tak samo niesprawiedliwa, jak ocena fatalnej gry Natalie Portman w prequelach. Christensen z dobrą ręką reżyserki Debory Chow może nie tylko zmienić perspektywę widzów – na aktora, ale też na Anakina jako postać i Vadera jako złoczyńcę. Jego spotkanie z Obi-Wanem to szansa na nadanie temu czarnemu charakterowi ludzkiego wymiaru, który jedynie może go ubogacić.
Obi-Wan Kenobi - easter eggi i teorie ze zwiastuna
Załóżmy, że moje oczekiwania i przewidywania się spełnią. Czy po takim pogłębieniu Dartha Vadera i dodatkowo zobrazowaniu tragedii Obi-Wana będziemy postrzegać te postacie w taki sam sposób? Obi-Wan Kenobi wbrew temu, co niektórzy w sieci twierdzą, nie wygląda na produkt "wypluty przez robota", ale na dzieło świadomych twórców, którzy dostrzegają szanse, o których tutaj dywaguję. Szanse na to, by Gwiezdne Wojny zyskały ciekawy charakter, a obie trylogie stawały się bogatsze. Jeśli twórcy w taki sposób będą podchodzić do tworzenia historii związanych ze znajomymi elementami i to się sprawdzi, czemu by tego nie robić?