Gala rozdania tegorocznych Oscarów już za nami. Najbardziej prestiżowe w świecie filmu statuetki zostały przyznane. Czy wszystko przebiegło zgodnie z planem? Jak wypadła sama gala?
Oscary 2016 zostały całkowicie zdominowane przez jeden temat: dyskryminację rasową. Nie jest to oczywiście zaskoczenie, skoro temat ten przewijał się przez ostatnich kilka tygodni przed galą. Will Smith wraz z żoną zbojkotowali imprezę, dołączyli do nich inni aktorzy, a wielu z nich wyraziło głosy poparcia. Ponieważ nie nominowano nikogo z mniejszości rasowych, Akademię oskarżono o rasizm. To obudziło wiele dyskusji, temat był szeroko komentowany. Wiele osób dało się ponieść emocjom, używało bardzo ostrych słów, ale były też wypowiedzi stonowane, które przyczyny problemu widziały gdzieś indziej niż w złośliwości i krótkowzroczności członków Akademii. Jest bowiem tak, że to problem położony głębiej; problem, który zaczyna się na etapie produkcji filmów, gdzie nie daje się równych szans twórcom z mniejszości rasowych.
Amerykańska Akademia Filmowa nie zlekceważyła jednak istotności tej kwestii i już zapowiedziała zmiany w sposobie swojego funkcjonowania. Będą to działania, które wprowadzą do niej więcej różnorodności, przez co kolejne rozdania nagród mają być bardziej sprawiedliwe i przekrojowe. O tym, jak te zmiany mają wyglądać, możecie przeczytać
tutaj.
Chris Rock, który był prowadzącym tegorocznej gali, miał więc temat przewodni podany jak na tacy - i oczywiście z niego skorzystał. Ceremonia została całkowicie zdominowana przez kwestię rasową, a większość gagów i żartów dotyczyła tego tematu. Opinie na temat jego występu są podzielone – jedni twierdzą, że był za odważny, przekroczył granicę, a dodatkowo po pewnym czasie zrobiło się monotematycznie i nudno. Zarzuca mu się też wytworzenie atmosfery dystansu do problemu, który sprawi, że szybko zacznie on być kolejnym żartem, czymś mało ważnym, zabawnym i w sumie niewartym dalszych dyskusji. Jest jednak też druga grupa osób - tych, które chwalą Chrisa właśnie za odwagę i brak kompromisów. Za monolog początkowy, który pełen był mocnych, ale błyskotliwych i celnych tekstów oraz uwag.
No url
Ja jestem raczej w tej drugiej grupie. Owszem, gala była monotematyczna, ale czy w obliczu tak poważnej kwestii właśnie taka nie powinna być? Nie było ważniejszego tematu do rozmów, więc Chris Rock nie zamierzał udawać, że jest. Wyszedł na scenę i powiedział głośno to, co myśli bardzo wielu. Świetnie zripostował argumenty, które próbują wysuwać osoby twierdzące, że tak naprawdę Hollywood nie ma żadnego problemu i cała ta dyskryminacja to wymysł czarnoskórych. Rock miał dużo energii i potrafił wzbudzić napięcie, które wywoływało niekontrolowany szmer wśród widowni. Niektóre żarty spotkały się z ledwie słyszalnymi, niepewnymi oklaskami, co oznacza, że świetnie trafiał w punkt.
To w ogóle była bardzo polityczna gala. Trudno ją nawet zestawić z tą bardzo grzeczną i ułożoną ceremonią z tamtego roku, o której dziś już nikt nie pamięta. Dużo się mówiło o dyskryminacji rasowej, pojawił się także wątek ochrony środowiska, o którym mówił i Leonardo DiCaprio, i twórcy
Mad Maxa. Wiceprezydent USA wspomniał o problemie przemocy seksualnej i kultury gwałtu, która wciąż się rozwija, obwiniając ofiary, a pakistańska reżyserka - o wciąż palącym problemie dyskryminacji kobiet. Nawet film, który został uznany za najlepszy, czyli
Spotlight, doskonale wpisał się w tę konwencję. Ponieważ kino jest medium, które tak często porusza ważne i bliskie ludziom problemy, ponieważ często powstają filmy angażujące i to dzięki nim poznajemy niektóre zjawiska, to nie powinno nikogo dziwić, że Oscary też w końcu mogą stać się dokładnie takie. Angażujące. Obok pięknych sukienek, wzruszających przemów i blichtru wyrastają ważne dyskusje. Gdyby tak się nie stało, to wyszłoby nie dość, że nudno, to jeszcze zupełnie lekceważąco, płytko i po ignorancku.
O ile sama ceremonia nie była bezpieczna i ułożona, to już werdykty Akademii tak. Bardzo mało zaskoczeń. Z jednej strony to dobrze, bo znaczy, że statuetki w większości trafiły do tych, którzy na nie zasłużyli, ale z drugiej zaskoczenia to zawsze coś, na co liczymy najbardziej. Co w tym roku można do nich zaliczyć? Na pewno Oscar za efekty specjalne dla
Ex Machina. Wszyscy byli pewni, że to jedyna statuetka, która powędruje do filmu
Star Wars: The Force Awakens, a tu taka niespodzianka.
Ex Machina jest niestety bardzo niedocenionym obrazem, więc zdaje się, że to taka nagroda pocieszenia. Negatywną niespodzianką było także wyróżnienie Sama Smitha za piosenkę do
Spectre. Smith wykonał ją podczas gali na żywo i wyszło to niestety fatalnie, szczególnie że po nim na scenie pojawiła się Lady Gaga i porwała wszystkich. To był wspaniały występ.
No url
Wiele osób zostało też zaskoczonych Oscarem dla Marka Rylance'a zamiast dla Sylvestra Stallone'a, ale muszę powiedzieć, że nie jestem jedną z nich. Obserwacja sezonu przedoscarowego wystarczyła, by zauważyć, że to Rylance jest faworytem i jego nazwisko wskazują topowi krytycy oraz cała branża. Oczywiście moje serce także było przy Sylvestrze i zapewne byłaby to przepiękna chwila, gdyby odebrał on swojego Oscara, ale Rylance, a nawet Hardy czy Ruffalo byli od niego lepsi, a to jednak są nagrody filmowe. Może Stallone kiedyś wyjdzie na scenę w takt muzyki
Eye of the Tiger, by odebrać Oscara za całokształt kariery.
Jednym z najważniejszych momentów gali był oczywiście Oscar dla Leonardo DiCaprio. Wreszcie! Nic więc dziwnego, że świat filmowy oszalał, Internet zawrzał, a aktor dostał owacje na stojąco. Nadszedł jego czas. Można się zastanawiać, czy Leo zasłużył w tym roku na Oscara czy nie (sama zastanawiałam się
tutaj), ale i tak cieszyli się chyba wszyscy, a najbardziej Kate Winslet. Leo wyszedł na scenę z mową – zdaje się, że przygotowywaną przez lata – i wypadł bardzo dobrze, ale miało się wrażenie, że zostało to mocno wyreżyserowane. DiCaprio ma jednak ogromny szacunek nawet samej Akademii, która nie przerwała mu zwyczajową muzyką, pojawiającą się, gdy przemowa przekracza 45 sekund, i pozwoliła powiedzieć wszystko to, co chciał powiedzieć. Miły gest, który także spotkał w tym roku Ennio Morricone, odbierającego statuetkę za muzykę do filmu
The Hateful Eight. Dla niego to był także pierwszy Oscar.
No url
Niesamowicie cieszy fakt, że z workiem Oscarów z gali wraca
Mad Max: Fury Road. Wszystkie nagrody techniczne powędrowały do niego, a twórcy, którzy zostali wyróżnieni, sprawiali wrażenie niesamowicie sympatycznych, wyluzowanych ludzi, który najbardziej na świecie lubili pracować z George'em Millerem. Samemu Millerowi uśmiech nie schodził z twarzy. Te Oscary to w końcu duża jego zasługa - to jego wizję realizowali oni wszyscy. To świadczy też o tym, jak doskonale prowadził on swoich ludzi. Tym bardziej szkoda, że Akademia nie przyznała mu Oscara za reżyserię, nagradzając zamiast tego po raz drugi z rzędu Alejandro Iñárritu. Cóż, Meksykanin to nowy pupilek Akademii. Dla dobra tej kategorii mam nadzieję, że za rok nie przyjedzie na galę z kolejnym filmem.
Nikogo nie zaskoczyły Oscary dla
Amy,
Inside Out, węgierskiego filmu
Saul fia czy te dla
Spotlight i
The Big Short w kategoriach scenariuszowych. To były pewniaki i nikt im nie mógł zabrać statuetek. Zresztą wcale nie powinien. Nagrody dla Alicii Vikander i Brie Larson to także bardzo, bardzo zasłużone wyróżnienia. Larson okazała się fantastycznie świeża w
Room, można wróżyć jej wielką karierę. Z kolei do Vikander należał cały ten rok. Nie tylko zdeklasowała Eddiego Redmayne’a w filmie
The Danish Girl, ale także wykreowała wspaniałą postać w
Ex Machinie. Mówi się, że to za niego powinna dostać nominację. W sumie powinna dostać dwie - i to za role pierwszoplanowe. Młoda Szwedka dopiero zaczyna i z pewnością wszędzie będzie jej teraz pełno.
No url
W kontekście nagrody dla najlepszego filmu mówiło się głównie o dwóch produkcjach: miała to być albo
The Revenant, albo
Big Short. Jako ten trzeci typowano
Spotlight - i tak się właśnie stało! Dobrze się stało, bo ani
Zjawa, ani
Big Short nie były najlepszymi filmami tego roku. Były nimi
Pokój i
Mad Max, które to niestety na statuetkę nie miały od początku szans.
Spotlight to porządnie zrobiony, rewelacyjnie zagrany film na ważny temat. Nie można powiedzieć, że to niesprawiedliwa nagroda. Może nie ta najbliższa naszym sercom, ale zdecydowanie nie jest to zły wybór. Może mało odważny i dość bezpieczny, ale jednak wygrał bardzo dobry film - i to się liczy.
Podsumowując, to były bardzo dobre Oscary. Ciekawe, angażujące i pełne emocji. Gala się nie dłużyła, a moment, w którym wspominano tych, którzy odeszli, był niesamowicie wzruszający. Widownia pełna była szczęśliwych, rozpromienionych gwiazd, a czerwony dywan lśnił pięknem i klasą. Jedyna przykra sprawa to taka, że w Polsce nie mogliśmy się rozkoszować tą ceremonią w pełni. Prawa do transmisji ponownie miała stacja Canal+ i niestety jej włodarze nie wyciągnęli wniosków z
zeszłorocznych błędów. W studiu zasiedli dziennikarze, którzy popełniali masę wpadek wynikających z niewiedzy, nie do końca też przemyśleli wszystkie swoje wypowiedzi. Sama zaś gala miała lektora, który niestety nie sprawdził się zbyt dobrze - tłumaczenie na żywo żartów to trudne zadanie, więc dobrze by było, gdyby istniała opcja po prostu wyłączenia go w swoim odbiorniku. Możliwość wyboru to zawsze dobry wybór.
Czytaj również: Oscary 2016: Podsumowanie wyścigu
Do zobaczenia za rok!
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
⇓
⇓
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h