Plastusiowy Hulk, czyli co ma do zaoferowania film Anga Lee po latach
Postać Hulka towarzyszy fanom komiksów od lat 60. Od tego czasu doczekał się też udziału w kilku filmach, serialach, a nawet grach wideo. Jednak to film z 2003 roku pierwszy raz przedstawił nam w pełni wygenerowanego komputerowo Hulka. Jak dzisiaj wypada film Anga Lee?
Z ekranizacją komiksowych przygód Hulka w reżyserii Anga Lee pierwszy raz zetknąłem się, mając około sześciu lat. Jak możecie się domyślić, byłem tym widowiskiem zachwycony i świetnie się bawiłem, oglądając w akcji Zielonego Olbrzyma. Obejrzałem go po latach jeszcze dwukrotnie, ale ostatecznie jego miejsce zajął Incredible Hulk z 2008 roku. Przez ten czas powstało całe Kinowe Uniwersum Marvela i o ile często wracałem do filmów Marvela sprzed MCU, takich jak trylogia Spider-Mana od Sama Raimiego, to z Hulkiem było mi nie po drodze. Jednak z okazji 20-lecia powstania tego widowiska postanowiłem do niego powrócić i byłem zaskoczony, jak dużo z niego zapamiętałem i jak mało uwagi zwracałem na interesujące szczegóły oraz samą jakość filmu.
Zaczynając od pozytywów, muszę przyznać, że bardzo podoba mi się geneza postaci, która swoje początki ma w dzieciństwie głównego bohatera. Jest o wiele bardziej rozbudowana niż ta, którą widzimy kilka lat później w Incredible Hulk. Na plus przemawia także duet Eric Bana w roli Bruce'a Bannera oraz Nick Nolte jako ojciec głównego bohatera. Stworzyli wyraziste i złożone postaci, które były głównym atutem filmu. Bardzo podobała mi się wierność odwzorowania Hulka, a mianowicie tak samo jak komiksowy Hulk, tak i ten rósł w siłę wraz z gniewem. Takiego przedstawienia nie uświadczymy w żadnym innym późniejszym filmie. Nie mogę pominąć też fantastycznego cameo i wyjątkowo nie mówię tu tylko o gościnnym udziale Stana Lee, lecz także o występie Lou Ferrigno jako ochroniarza. Zapytacie, któż to taki? Otóż Ferrigno jako pierwszy wcielał się w postać Hulka w aktorskiej wersji w latach 1977–1990. Zobaczenie go na pewno wywołało uśmiech u wielu fanów Zielonego Tytana.
Ang Lee znany z kameralnego kina, próbował połączyć elementy dramatu psychologicznego z kinem superbohaterskim i chociaż było to bardzo intrygujące połączenie w tamtym czasie, to jednak nie do końca się to udało. Na początku nie chciałem za bardzo przyczepiać się do efektów specjalnych z racji tego, że film ma już swoje lata. Jednak po dłuższym zastanowieniu się i porównaniu z filmami z tego samego roku, a nawet starszymi, doszedłem do wniosku, że efekty specjalne są – łagodnie mówiąc – słabe. Sam model Hulka wygląda jak ulepiony z plasteliny. Gładka, pozbawiona jakichkolwiek szczegółów, do bólu zielona skóra Hulka wyglądała tak sztucznie, że momentami chciało mi się śmiać. Zacząłem się zastanawiać, czy można było zrobić to lepiej oraz czy w podobnym okresie wyszedł film, w którym była również wygenerowana komputerowo dużych rozmiarów postać. Jedyne, co przyszło mi na myśl, to troll z filmu Harry Potter i kamień filozoficzny. Mimo że pierwszy Harry Potter wyszedł dwa lata wcześniej i posiadał budżet mniejszy o 12 milionów, to postać trolla prezentuje się o niebo lepiej od Hulka. Zwieńczeniem dramatu, jakim były efekty specjalne, jest scena wybuchu wraz ze stopklatką (patrz: zdjęcie poniżej), w tym momencie nie pozostało mi nic innego jak tylko wybuchnąć śmiechem.
Słabe efekty to nie jedyny problem filmu. Ironicznie można by powiedzieć, że zaraz po Hulku drugim bohaterem tego widowiska jest montażysta i czynione przez niego ze swobodą przejścia. Oglądając film, miałem wrażenie, że wykorzystano cały istniejący repertuar filmowych cięć: przesunięcie od boku, od góry, ściemnienie, przenikanie, a znajdzie się jeszcze więcej. Oprócz owych montażowych „sztuczek”, mamy też masę podzielonych ekranów, gdzie widzimy to samo tylko z innych perspektyw. Całość wygląda wręcz komicznie i groteskowo, a po godzinie zaczyna od tego wszystkiego boleć głowa. Takie przejścia oraz podzielone ekrany były być może próbą zaprezentowania w obrębie filmu komiksowej narracji, jednak w tym przypadku twórcy przeszli samych siebie, ponieważ takiego natłoku wszystkiego i niczego, nie dało się łatwo przełknąć.
Hulk od Anga Lee nie jest jednak całkowicie złym filmem. Jest to na pewno ciekawie przedstawiona historia Hulka, a styl Anga Lee momentami dodawał tej produkcji jakości. Blockbuster to jednak nie tylko fabuła, a tutaj niestety kładą wszystko efekty specjalne oraz styl montażu, co skutecznie obniża końcową ocenę tego widowiska. Już w 2003 roku widoczne były jego mankamenty, a po 20 latach można śmiało powiedzieć, że starzeje się jeszcze gorzej. Wciąż jednak jest to przedstawiciel kina superbohaterskiego sprzed wielkiej zmiany, którą zapoczątkowały filmy MCU i Batmany Christophera Nolana. Jako taką ciekawostkę na pewno warto poznać tego Hulka, jednak fakty są takie, że Zielony Olbrzym nie doczekał się jeszcze widowiska, na które by zasługiwał.
Poniżej możecie zobaczyć wideo ze sklejką prawdziwie fantastycznych przejść i montażowych sztuczek.