Seryjni mordercy – dlaczego filmy i seriale o nich przynoszą więcej złego niż dobrego
"Jak myślą seryjni mordercy?" – to pytanie zadaje sobie wielu z nas. Czy trzeba jednak tworzyć tak wiele produkcji, które opowiadają o zbrodniarzach?
Wiele osób interesuje się różnymi aspektami zbrodni – tym, jak działa umysł seryjnego mordercy i dlaczego istnieją ludzie zdolni do tak bestialskich czynów. Nie ma w tym nic godnego potępienia. Niebezpieczna jest jednak sytuacja, gdy człowiek zaczyna fascynować się zbrodniarzami. I nie mówię tutaj o ich naśladowcach – tacy oczywiście się zdarzają – ale o fanklubach i stronach, na których gloryfikuje się oprawców czy próbuje usprawiedliwiać ich czyny. Często choćby na podstawie tego, że "dobrze im z oczu patrzy" i wyglądają atrakcyjnie. Dużą rolę odgrywają w tym niestety media.
Po co nam tyle produkcji o seryjnych mordercach?
Internet przepełniony jest true crime – filmami, podcastami, książkami i forami poświęconymi prawdziwym zbrodniom, zabójcom oraz ich ofiarom. Oprócz tego powstało też wiele fabularyzowanych filmów i seriali. Co jakiś czas raczeni jesteśmy kolejnymi projektami tego typu. Nie twierdzę, że takie produkcje w ogóle nie powinny być realizowane, bo należy mówić o tym, do jakich okropieństw niektórzy są zdolni. Niestety, ale producenci i filmowcy nie chcą poprzestać na jednym czy dwóch filmach o konkretnym mordercy, więc powstaje ich często kilkanaście. Przez to, że zwyrodnialcy zyskują tak dużą rozpoznawalność, dostają to, o czym część z nich marzyła – popularność i atencję. Co jednak z rozpoznawalnością ich ofiar? Dlaczego miliony znają imiona potworów, którzy zakończyli życie tak wielu ludzi, a tylko nieliczni potrafią z imienia i nazwiska wymienić chociażby jedną ich ofiarę? Nie dla każdego mordercy głównym celem była oczywiście sława. Wystarczy jednak, że była ona celem dla paru z nich. Ted Bundy dobrze czuł się w centrum uwagi. Podczas swojego procesu przyjął rolę własnego obrońcy. Powstało o nim wiele produkcji, przez które jego imię jest znane niemal na całym świecie.
To, że powstaje tyle filmów i seriali poświęconych seryjnym zabójcom, motywie ich działania i sposobie funkcjonowania ich pokręconej logiki, sprawia tylko, że imiona zwyrodnialców są wiecznie w obiegu. A ofiary, którym została odebrana możliwość rozwoju, tworzenia wspomnień, założenia rodziny – po prostu życia! – odchodzą w zapomnienie.
Forma ma znaczenie
Zdarza się, że w tak zwanym true crime community (w skrócie ttc, czyli społeczności zainteresowanej prawdziwą zbrodnią) pojawiają się ludzie w niezdrowy sposób zafascynowani mordercami. Część z nich tworzy internetowe fanpage'e i fankluby, na których umieszczane są różnego rodzaju filmiki i kolaże romantyzujące zabójców. Jeśli ktoś, kto obejrzy dokument kryminalny, poczuje pociąg do mordercy, powinien natychmiast udać się do specjalisty.
- "Dlaczego Jeff jest tak zaje*iście przystojny?"
- "Zrobiłem/am tapety z Jeffem :)"
W filmach i serialach fabularnych o prawdziwych mordercach można zaobserwować niepokojące zjawisko – główny bohater przedstawiany jest jako ofiara traum z młodości. Jasne, nie jestem psychologiem i nie mam kompetencji pozwalających mi to jednoznacznie stwierdzić, ale zapewne wstrząsające wydarzenia z dzieciństwa mogą być przyczynkiem do tak ekstremalnych zachowań w dorosłym życiu. Rzecz w tym, że wielu widzów usprawiedliwia przez to zwyrodnialców. Większość jest zapewne obrzydzona i zszokowana czynami "bohatera" takiej produkcji, ale część zaczyna mu współczuć, a czasem nawet kibicować. Sposób, w jaki prowadzona jest historia, zaciera granice pomiędzy fikcją a rzeczywistością. Część odbiorców zapomina, że główny bohater był prawdziwym człowiekiem. I naprawdę zabił tyle osób!
W filmach czy serialach o seryjnych mordercach często obsadzani są znani, lubiani i atrakcyjni aktorzy. W filmie z 2017 roku Mój przyjaciel Dahmer Jeffreya Dahmera zagrał Ross Lynch – aktor i muzyk znany z Disney Channel, z serialu młodzieżowego Link not found. W filmie Podły, okrutny, zły w Teda Bundy’ego wcielił się Zac Efron, który sławę zdobył dzięki roli Troya Boltona w High School Musical. Wiele osób urodzonych w latach dwutysięcznych dorastało z Disney Channel. Teraz – kiedy widzą swoich ulubionych aktorów w produkcjach o seryjnych mordercach – część nie zdaje sobie sprawy, jak poważnych wydarzeń dotyczą te fabuły. Wolą zachwycać się grą aktorską idoli i robić edity (krótkie edytowane filmiki, często podkreślające atrakcyjność danej osoby) na TikToku. Dla przypomnienia: Jeffrey Dahmer to seryjny morderca znany jako kanibal z Milwaukee, nekrofil i gwałciciel, który zabił i zgwałcił siedemnastu młodych chłopców i mężczyzn. Ted Bundy to seryjny morderca, który zabił co najmniej trzydzieści młodych kobiet – często wykorzystywał je seksualnie i dopuszczał się nekrofilii. Takie makabryczne fakty dla niektórych schodzą na drugi plan. Wydaje się, że puenta takich produkcji zostaje pominięta. Widzowie zapominają, że ci aktorzy wcielają się w prawdziwych ludzi – w potwory!
Edit Evana Petersa jako Jeffreya Dahmera (w tle zmodyfikowana piosenka Cannibal Keshy):
Edit Rossa Lyncha i Evana Petersa w rolach Jeffreya Dahmera:
Edit Zaca Efrona jako Teda Bundy’ego:
Dobrze, że aktorzy poszerzają swoje horyzonty i wcielają się w różne role. Jestem zdania, że jak najbardziej należy nagradzać ich osiągnięcia. To nie wina artystów, że produkcja jest w ten sposób odebrana. Powiedziałabym, że jest to wina ludzi odpowiedzialnych za casting i scenariusz. Jeżeli chodzi o wybór Zaca Efrona do roli Teda Bundy’ego w Podłym, okrutnym, złym – zdaję sobie sprawę, że nie można było pominąć faktu, że morderca był atrakcyjny i to właśnie swoim urokiem osobistym zwabiał ofiary. Wybór aktora powszechnie uważanego za przystojnego nie było błędem. Ale czy trzeba było wybierać osobę tak lubianą i znaną – zwłaszcza wśród młodej widowni?
Narracja jest kluczem. Dobrym przykładem może być serial, który niedawno pojawił się na Netfliksie: Potwór/Potwory. Seryjnego mordercę zagrał w nim Evan Peters. Uważam, że jego gra aktorska była bardzo dobra. Skutecznie odrzucił mnie od głównego bohatera. Sporo osób jednak – przez to, że serial pokazywał dzieciństwo i problemy Dahmera – zaczęło mu współczuć, a nawet twierdzić, że go rozumie. To nie powinno się wydarzyć. Serial opowiada o okrutnym kanibalu i nekrofilu. Nie ma miejsca na współczucie dla Dahmera! Jeżeli takie reakcje wystąpiły – problem leży w narracji.
- “Właśnie skończyłem/am Dahmera”, tak, Jeffrey błądził, ale nie zasługiwał na śmierć”
Niekończąca się trauma
Kolejnym problemem omawianych produkcji jest fakt, że skupiają się one na portretowaniu zabójców i często pomijają ofiary. W takich serialach czy filmach mało się o nich mówi. Są wspominane, ale przeważnie tylko dlatego, że bez nich nie dałoby się w pełni przedstawić postaci seryjnego mordercy. To nie na nich skupia się narracja.
W związku z ciągłym powstawaniem filmów i seriali o tej tematyce, rodziny ofiar są narażone na nieustannie odnawiającą się traumę. Na nowo muszą przeżywać tragiczne wydarzenia, myśleć o bólu swoich bliskich. A jeżeli coś zyska wielką popularność, nie sposób się od tego odciąć. Można przecież usłyszeć o tym wszędzie: w autobusie, sklepie spożywczym czy na ulicy.
Serial Dahmer – Potwór: Historia Jeffreya Dahmera pojawił się na Netfliksie pod koniec września i był niezwykle popularny w okresie Halloween. Jak można się domyślić – niektórzy przebierali się za mordercę. A najgorsze jest to, że przebrane za niego były nawet dzieci!
Powtórzę jeszcze raz, bo może nie do wszystkich to dotarło: niektórzy rodzice przebierali swoje dzieci na Halloween za seryjnego mordercę, kanibala i nekrofila.
W Internecie krążą zdjęcia małego chłopca wystylizowanego na Dahmera, trzymającego wiaderko ze sztucznymi szczątkami czarnoskórej osoby. Jeżeli do takich sytuacji dochodzi po wyemitowaniu serialu, to widocznie granica nie została wyraźnie zaznaczona. Tak się kończy pokazywanie morderców jako zwykłych ludzi z problemami.
I teraz wyobraźcie sobie, że idziecie na imprezę halloweenową. Albo nawet nie – po prostu widzicie na ulicy kogoś przebranego za mordercę Waszego bliskiego. Nie jestem nawet w stanie pojąć, co musiały czuć rodziny ofiar pod koniec zeszłego października. Wygląda na to, że dużo osób zarabia na traumie innych. Czarę goryczy przelewa fakt, że ekipa serialu nie skontaktowała się z rodzinami ofiar. Ryan Murphy twierdzi, że chcieli to zrobić, ale im się to nie udało.
Większość wie, kim byli wspomniani wyżej mordercy. Niewielu zna nazwiska ich ofiar. Najmłodsze ofiary Jeffreya Dahmera to czternastoletni Konerak Sinthasomphone oraz James Doxtator. Najmłodsze zidentyfikowane ofiary Teda Bundy’ego to dwunastoletnia Kimberly Leach oraz trzynastoletnia Lynette Culver.
Wszystkie ofiary Jefrreya Dahmera: Steven Hicks, Steven Tuomi, James Doxtator, Richard Guerrero, Anthony Sears, Raymond Smith, Edward Smith, Ernest Miller, David Thomas, Curtis Straughter, Errol Lindsey, Tony Hughes, Konerak Sinthasomphone, Matt Turner, Jeremiah Weinberger, Oliver Lacy, Joseph Bradeholt.
Wszystkie znane i zidentyfikowane ofiary Teda Bundy’ego: Lynda Ann Healy, Donna Manson, Susan Rancourt, Roberta Parks, Brenda Ball, Georgeann Hawkins, Janice Ann Ott, Denise Naslund, Nancy Wilcox, Melissa Smith, Laura Aime, Debra Kent, Caryn Campbell, Julie Cunningham, Denise Oliverson, Lynette Culver, Susan Curtis, Margaret Bowman, Lisa Levy, Kimberly Leach. Jest ich tutaj dwadzieścia, a podejrzewa się, że może być ich około stu.
Co o tym sądzisz?