The Elder Scrolls Online - gra inna niż wszystkie. Czy warto poświęcić czas?
The Elder Scrolls Online to MMORPG osadzone w jednym z popularniejszych światów fantasy, jakie dały nam gry. Czy jest to propozycja tylko dla fanów gatunku, czy może też po prostu dla wielbicieli dobrych RPG oraz serii The Elder Scrolls?
The Elder Scrolls Online to gra z gatunku MMORPG, czyli Massive Multiplayer Online RolePlaying Game. Innymi słowy, wchodzimy w otwarty, wielki świat fantasy, tworzymy swojego bohatera i przeżywamy różne przygody. Twórcy przygotowali wielki świat pełny rozmaitych krain do eksploracji i masę różnorodności. Można uznać, że jeśli mówi się: "MMO", naturalnym skojarzeniem jest World of Warcraft. W końcu to jedna z pierwszych tak wielkich gier gatunku, w którą też za młodu grałem. To, co ostatecznie mnie od niej odcięło, to... totalna monotonia. Nowe dodatki, krainy, questy - wszystko to samo, tylko w nowej szacie graficznej. Zero inwencji, kreatywności i aktualizacji konwencji do współczesnych standardów. Konkurencja nie śpi i z tych wszystkich MMO, które przez lata się pojawiły, żadna mnie nie porwała tak, jak The Elder Scrolls Online. W artykule wyjaśnię Wam, dlaczego to jest tak dobra gra.
Przede wszystkim, jak większość fanów komputerowych rpgów, zacząłem swoje przygody z wcześniejszymi odsłonami serii Elder Scrolls - Morrowind, Oblivion i chyba mój ulubiony, Skyrim. Wiele godzin spędzonych na eksploracji, questowaniu, odkrywaniu historii i przeżywaniu emocjonującej rozgrywki w klimatycznym świecie sprawił, że te gry należą do jednych z moich ulubionych. Dlatego też The Elder Scrolls Online również w ten trend się wpisuje. Zapomnijmy na chwilę o etykiecie "online", bo tak naprawdę jest ona jedynie ważnym, miłym dodatkiem do tego, bo nikt nam na siłę nie każe grać z innymi ludźmi. Nie macie ochoty na wspólne questowanie? Na zabijanie bossów w lochach? Proszę bardzo, bierzecie konia, wilka, wielbłąda czy jakiego tam wierzchowca macie i w drogę. Idziecie zwiedzać, robić zadania, odkrywać fascynujące historie i rozwijać swoją postać. W tym właśnie sęk, że bez "online" jest to po prostu nowa odsłona TES, która oferuje wszystko to, co ta seria zawsze dawała najlepszego: świetnie przedstawiony świat, różnorodne, pozbawione monotonii i z ciekawymi historiami questy, rozwinięty crafting i wiele innych rzeczy, które w zwyczajnym Elder Scrolls przyciągały na długie godziny. Możecie bawić się sami cały czas, możecie z przerwami. Decyzja należy do gracza, a developerzy nie wymuszają niczego. I to jest naprawdę świetne w tej grze, bo pozwala dostosować rozgrywkę do tego, co lubimy, a być może przy okazji odkryć coś innego, nowego, co oferuje tytułowe online. Szczególnie, że niektóre fabularne elementy są nawet stricte dostosowane do solowego grania, a to też duża zaleta. A do tego - co jest naprawdę ważne - nie ma znaczenia, jaki poziom macie - możecie iść do jakiekolwiek krainy chcecie. Dlatego też w różnych miejscach można spotkać graczy na poziomie piątym i maksymalnym w tym samym momencie.
Oczywiście zwiedzając różne krainy w tym magicznym świecie, nigdy nie jesteście sami. Ja gram bez przerwy od ponad roku, zawsze gdziekolwiek się nie udam, tam spotykam wielu innych graczy. Dzięki temu czuć, że ten świat żyje, oddycha i ciągle jest aktywny. Ba, idąc na jakiegoś questa, może się okazać, że będzie on zbyt trudny, bo boss jest za silny... a wówczas możecie przypadkowo trafić na grupę wsparcia, pod którą się ochoczo przyłączycie i bum, zadanie wykonane. To ma miejsce wszędzie, gdzie akurat można rozwiązywać jakieś problemy okolicznych mieszkańców, ale także w jaskiniach czy na przykład w publicznych lochach, gdzie - jeśli nie jest się dopakowanym wysokim poziomem twardzielem - wiele się samemu nie zdziała. A są też różne takie miejsca na mapkach, gdzie po prostu gracze się zbierają, by rozwalić bossa danej krainy lub przeciwstawić się najeźdźcom, którzy na niebie otworzą tajemniczy portal widziany z kilometrów. Jak w przypadku Elsweyr smoka, który akurat sobie wylądował i kilkunastu graczy chce spróbować sił. Wbrew pozorom nie jest to takie łatwe, bo nie raz widziałem, jak jedno machnięcie ogonem zmiotło na raz z pięciu wysokopoziomowych graczy. Innymi słowy można (ale nie trzeba) dołączyć się i przy okazji zebrać dobry sprzęt.
To, co zawsze mi się podobało w TES to fabuła, która wciąga, emocjonuje i sprawia, że chce się poznać dalsze losy. W The Elder Scrolls Online twórcy oferują w tym aspekcie naprawdę wiele, bo poza główną osią historii, mamy masę questów pobocznych, a także większe opowieści skupiające się na danej krainie. Podróżując, zwiedzając i rozwiązując różne misje, nigdy nie miałem uczucia powtarzalności na zasadzie: idź, zabij, zbierz i zapomnij. Tutaj zawsze jest nietypowo, ciekawie i często też wymaga więcej, bo nie raz natrafiamy na trudne zagadki, które trzeba rozwiązać. Szczególnie, że nie każdy quest jest liniowy, bo są momenty, gdzie mamy do podjęcia ważny wybór natury moralnej: jeśli zrobimy tak, historia pójdzie innym torem, jeśli tak, to jeszcze innym. Rozmaitość pomysłów sprawia, że każda kolejna kraina to ciekawa przygoda oraz opowiastki, które chętnie się poznaje. Problem jest w ich przedstawieniu, ale to zawsze mnie raziło w serii TES, czyli dialogi z NPC-ami, są takie dość puste, nudne i mało elektryzujące. Pod tym względem mogą zdarzyć się momenty, gdzie po prostu będziecie chcieli przeklikać rozmowę, bo akurat nic nie wnosi, nie jest ciekawa. Szkoda, że rozwiązanie z The Old Republic nie zostało zaimplementowane w innych grach, bo tam dialogi i interakcje w questach to kawał świetnej filmowej rozrywki, której tutaj brakuje. Oczywiście w takim WoWie wygląda to jeszcze gorzej, więc nie jest to szczególny problem. Po prostu czuć, że to element gry, który dobrze byłoby kiedyś zmienić lub poprawić, bo same dialogi, dobór głosów i tak dalej, tu wszystko gra. Prezencja po prostu kuleje.
Cieszy mnie, że Elder Scrolls Online pozwala też na dowolność tego, w jaki sposób chcemy grać, czyli czy chcemy obserwować wszystko z perspektywy trzeciej osoby, jak w innych MMO, czy z pierwszej, jak w każdym TES. Co ciekawe, w tym przypadku gry online obie wersje mają swoje słabe i mocne strony, więc osobiście stosuję obie. W trakcie zwyczajnej eksploracji, walki z potworami i questowania - z pierwszej osoby, w walkach PVP zawsze z trzeciej, ponieważ po prostu lepiej można połapać się w dynamice starć i nie dać się zajść od tyłu. Łatwiej wykorzystywać kwestie uników, bloków i innych podstawowych elementów walki, które notabene doskonale odróżniają The Elder Scrolls Online od takiego WoWa. Tutaj nie stajemy na przeciwko przeciwnika, po kolei naciskając umiejętności, bo kwestia unikania i blokowania ciosów nadaje temu dynamizmu. Ciągły ruch pomaga, a używanie umiejętności to mocny dodatek do pokonania danego wroga.
Rozwój postaci jest świetnie przemyślany i rozbudowany. Chyba nawet bardziej niż w większości MMO, ponieważ pozwala na zaskakującą dowolność, ponieważ wybór danej klasy nie oznacza, że jesteś sztywno przywiązany do kojarzonego z nią oręża. Na przykład jako czarodziej nie musisz chodzić z magiczną laską, możesz walczyć mieczem, łukiem czy czymkolwiek chcesz. To samo w kwestii wojownika, który może mieć łuk na dalsze dystanse lub magiczną laskę, jeśli tak się akurat komuś zachce. Kwestia umiejętności oczywiście jest bardziej dostosowana pod klasę, ale sęk w tym, że nie pod broń - każde narzędzie śmierci ma bowiem własne drzewko skilli, które możemy rozwijać wedle swoich upodobań. Często też możemy iść w rozmaitych kierunkach, dzięki różnym fabularnym rozwiązaniom: na przykład jeden quest pozwala dostać się do zakonu psijc, który ma osobne drzewko, inny pozwala rozwijać umiejętności złodziejskie, dołączenie do pewnej grupy najemników pozwala na jeszcze co innego. I to wszystko jest cały czas rozwijane, dodawane i pomysłowo wprowadzane, a przecież do tego możecie zarazić się wampiryzmem czy stać się wilkołakiem. Możliwość jest masa, a te pozwalają na niezwykle różnorodne kreacje postaci. Osobiście zawsze Dragon Knight był klasą bliską memu sercu, ale dzięki nowemu dodatkowi wciągnął mnie nekromanta, który jest zaskakująco udanym i angażującym wyzwaniem. Dzięki temu zawsze dostajemy coś innego, co pozwala tworzyć postać w sposób mniej schematyczny i ograniczony, jak w niektórych innych MMO.
Ta gra jednak oferuje jeszcze masę innych rzeczy, które pozwalają spędzić z nią miesiące (bynajmniej nie tylko godziny!). Crafting, czyli uczenie się tworzenia przedmiotów, gotowania i tak dalej, jest nieźle rozbudowany i przemyślany. Wbrew pozorom też trudny, bo przede wszystkim trzeba zbierać określone materiały, uczyć się przepisów (gotowanie, kowalstwo itd.) czy tworzyć własne w zielarstwie. A do tego oczywiście każdy ma swoje drzewko przydatnych umiejętności, na które możemy wydać punkty. Wszystko wymaga jednak cierpliwości, czasu i przede wszystkim skupienia na maksymalnie kilku, bo po prostu fizycznie wydaje mi się, że nie da rozwijać się w dobrym tempie wszystkiego na raz. Zwłaszcza że niektóre przepisy są ściśle powiązane z naszym poziomem craftingu, na przykład, by nauczyć się robić krzesło, musimy mieć dobrze rozwinięte kowalstwo i obróbkę drewna. Notabene to też jest miły akcent, że możemy albo wynająć sobie pokój, albo kupić chatę, którą urządzimy sobie według upodobań, czy po prostu zdobycznym łupem. U mnie na ścianie wisi sobie głowa zabitego bossa z jednego z questów, a po jeszcze chłodnym parkiecie biega piesek. Nie jest to tylko na pokaz, bo choć urządzenia same w sobie jest miłym dodatkiem, jest też użyteczne, bo pozwala na przykład stawiać tam skrzynie, gdzie będziemy przechowywać potrzebne rzeczy lub stoły do rozwijania umiejętności tworzenia sprzętu. Daje wiele urozmaicających zabawę możliwości.
Nie zapomnijmy o PVP, które dla mnie jest jedną z najlepszych atrakcji. Nie mówią o starciach kilku na kilku w losowych tzw. battlegroundach, bo to jest chwilowa odskocznia. W ESO mamy bowiem osobną krainę przeznaczoną tylko na PVP, czyli tzw. Cyrodil. To właśnie w tym miejscu kluczem okazuje się strona wielkiego konfliktu, który wybieramy podczas tworzenia postaci, więc gdy wejdziemy do tej krainy, zostaniemy dołączeni do określonej frakcji. Celem jest zdobycie jak najwięcej twierdz i oczywiście tytułowych zwojów, za co nasza armia zdobywa punkty. Prawdę mówiąc: nie ma najmniejszego znaczenia z perspektywy czerpania przyjemności z gry, po co to tutaj robimy. Wszystko wygląda dość prosto: wchodzimy, sprawdzamy, gdzie toczą się boje, i ruszamy, dołączając do grupy dzielnych wojów, którzy również są graczami. Często to są naprawdę epickie bitwy - nie żaden 1 na 1, czy 5 na 5. Wyobraźcie sobie ataki armii liczącej z setkę graczy, na zamek, który jest broniony przez podobną liczbę, a w między czasie z flanki wbija szpilę trzecia frakcja w sile kilkudziesięciu. Chaos? Pewnie, ale ile frajdy daje! Do tego oczywiście oblężenia w postaci rozwalania murów trebuszami i balistami dają niesamowity kawał rozrywki. Te bitwy są emocjonujące, bo mają skalę i rozmach, jaką chciałoby się zawsze w PVP. Do tego wszystkiego w centrum Cyrodilu jest imperialne miasto, z którym związana jest dodatkowa historia i questy. Interesujące jest to, że nawet nie trzeba dołączać do śmiałków i bić się w wojnie (bo to jest wojna, nie jakaś potyczka PVP), bo Cyrodil oferuje też questy na grę solo z NPC. Dla każdego coś dobrego.
Oczywiście obok tego jest masa lochów, do których możemy się udać dzięki sprawnie działającemu systemu wyszukiwania. Po prostu naciskamy, że chcemy dołączyć i jako kto (atakujący, obrońca czy wspomagający) i jesteśmy przydzielani do grupy. To oczywiście jest już wyzwanie na zupełnie innym poziomie, bo trudniejsze (zwłaszcza gdy wybierzemy opcję weteran), ciekawsze, ale i tak z określoną historią, która możemy poznawać. A te co jakiś czas są dodawane w darmowych i płatnych dodatkach. Niestety minusem jest trafianie na graczy, którzy traktują temat śmiertelnie poważnie, więc jeśli nie jesteście na zaawansowanym poziomie, może zakończyć się to niemiło i zostanie wyrzuceni z grupy.
To właśnie też jest duży i ważny aspekt The Elder Scrolls Online. Ta gra wydaje się nie stać w miejscu. Jest ciągle rozwijana, dopracowywana, a dodawane nowości naprawdę dobrze urozmaicają rozrywkę i pozwalają na nowo się wciągnąć na kolejne miesiące. Dobrze to widać przy tych dużych dodatkach jak Summerset czy Elseweyr, gdzie dostajemy naprawdę sporych rozmiarów dopracowane krainy z wielką historią i epickimi momentami (smoki robią robotę!). Przy okazji zawsze są wprowadzane usprawnienia, jak na przykład ostatnio wyszukiwarka gildii, która pozwala o wiele łatwiej znaleźć grupę graczy, z którymi chce się pograć. Wysyłamy aplikacje i czekamy. Oczywiście są gildie, które traktują to może ciut zbyt serio, ale jest też sporo, które podkreśla, że chodzi o wspólną dobrą zabawę. Dzięki takim właśnie ruchom ESO pokazuje swoją siłę w świecie gier i MMO oraz moim zdaniem przewagę nad WoWem - cały czas jest świeżo dzięki prowadzonym pracom i wprowadzanym nowościom. Nie czuję monotonii, a to w tego typu grach, gdy osiągnie się wysoki poziom, jest bardzo ważne.
Czy jest to gra doskonała? Nie, nie ma takiej i pewnie nigdy nie powstanie. Poza elementami prezentacji fabuły, czasem graczami zapominającymi, że to tylko gra, pewnie znajdą się różne detale, do których mógłbym się przyczepić. A to może za trudny quest (zagadki naprawdę czasem wymagają wiele), a to może coś mało ciekawego, albo ta kraina nie taka... zawsze się coś znajdzie, ale w przypadku ESO nie ma to dla mnie znaczenia, bo po Skyrimie dostałem w końcu grę, która doskonale wpisuje się w świat Elder Scrolls i tego, czego po nim można, a nawet trzeba oczekiwać.
Jest jeszcze opcja konta ESO Plus, czyli tzw. premium, ponieważ w grę można grać za darmo po jej zakupieniu. Nie trzeba więc mieć subskrypcji, aby cieszyć się rozrywką. Początkowo grałem właśnie w taki sposób, ale z czasem pojawiają się utrudnienia, które przełączenie się na płatne konto rozwiązało. Przede wszystkim dodatkowy worek na rzeczy do craftingu działa cuda, ponieważ bez niego zabawa w tym aspekcie gry jest niezwykle uciążliwa. Oczywiście dużym i ważnym plusem jest wówczas dostęp do każdego płatnego pomniejszego DLC (Summerset czy Elsweyr to duże dodatki, które trzeba dodatkowo kupić), a to też szybko daje do zrozumienia, że jeśli już chcemy grać, jest to warte tej kwoty. Zwłaszcza że w innych krainach pojawiają się publiczne lochy dostępny tylko dla posiadaczy ESO Plus, więc tego typu dodatki nadają temu wartość. Koniec końców jestem z tego zadowolony.
The Elder Scrolls Online może wydawać się z mojego opisu naprawdę kawałkiem świetnej rozrywki. Nie mam czasu na gry, ale ESO jest wypełnieniem niektórych wolnych chwil. Zawsze jednak kluczem jest zasada: co za dużo, to niezdrowo. Nie grałem po 10 godzin dziennie, by rozwijać postać, ale spokojnie zwiedzałem, chłonąłem i robiłem poboczne rzeczy, które pozwalały mi poznawać ESO. Tego typu umiarkowane podejście do maksymalnego czerpania frajdy wydaje mi się ważne w takich grach, bo łatwo przesadzić.
Źródło: zdjęcie główne: materiały prasowe