Bliźniak. Technologia, która może ulepszyć lub wypaczyć branżę filmową
Nawet jeśli nowy film z Willem Smithem okaże się finansową klapą, będzie miał ogromny wpływ na kinematografię. Efekty specjalne zastosowane przy jego produkcji wydają się przełomowe, ale jeśli nie będą stosowane z rozwagą, mogą mieć zgubny wpływ na branżę i społeczeństwo.
Dzięki nowoczesnej technologii w filmie Bliźniak Will Smith będzie miał okazję zmierzyć się z młodszą wersją samego siebie. Fabuła tej produkcji jest dość sztampowa – kiedy funkcjonariusz Agencji Bezpieczeństwa Narodowego postanawia odejść na emeryturę, dowiaduje się, że ktoś wydał na niego wyrok śmierci. Do zlecenia wytypowano najlepszego z możliwych zabójców – sklonowaną, młodszą wersję głównego bohatera.
Zwiastuny zapowiadają, że będzie to produkcja przepełniona akcją, szalonymi scenami kaskaderskimi i mnóstwem przemocy. Być może film przeszedłby przez media bez większego szumu, gdyby nie fakt, że do roli sklonowanego agenta nie zatrudniono sobowtóra Willa Smitha. Aktor sam zagrał tę rolę, a jego twarz została odmłodzona za pośrednictwem efektów specjalnych.
Bliźniak to kolejny wysokobudżetowy film, który wykorzystuje technologię performance capture, aby stworzyć cyfrową twarz bohatera, która będzie wyglądała ultrarealistycznie i wiernie odtworzy mimikę osoby, która się w nią wciela. Kilka miesięcy temu rozmawialiśmy o niej przy okazji filmu Avengers: Koniec gry, w którym performance capture wykorzystano do wymodelowania postaci Hulka.
W tamtym przypadku mieliśmy jednak do czynienia z wykreowaniem nienaturalnej istoty, już na pierwszy rzut oka odróżniającej się od człowieka. Jakkolwiek twórcy by się nie starali, widz od razu wiedział, że Hulk w znacznej mierze powstał w zaciszu pracowni grafików komputerowych. Nawet jeśli zachował mimikę Marka Ruffalo.
W Bliźniaku performance capture ma pomóc stworzyć tak wierny wizerunek młodego Willa Smitha, aby niezorientowany widz nie miał szans domyślić się, że patrzy na cyfrowy model, a nie na żywego aktora. Z jednej strony jest to technologiczny majstersztyk, z drugiej – potencjalnie niebezpieczne rozwiązanie. Zanim jednak zgłębimy społeczne konsekwencje, jakie może wywołać ta produkcja, przyjrzyjmy się samej technologii.
Bliźniak w wersji cyfrowej
Ostatnie miesiące pokazały nam, że podmiana twarzy w filmie to żaden problem. Upowszechnienie się narzędzi uczenia maszynowego doprowadziło do narodzin deepfake’ów, osobliwych nagrań, w których sztuczna inteligencja automatycznie dokonywała modyfikacji twarzy. O tej technologii zrobiło się głośno, kiedy zaczęto tworzyć pornograficzne filmy deepfake z aktorami i aktorkami w roli głównej. Po sieci rozeszła się fala oburzenia, nagrania zaczęły znikać z sieci.
Kiedy jednak szum wokół pornofake’ów ucichł, na światło dzienne zaczęły wychodzić mniej kontrowersyjne projekty, w których podmieniano aktorów grających w kultowych filmach. Sylvester Stallone w roli Terminatora? Proszę bardzo. Jim Carrey zamiast Jacka Nicholsona w Lśnieniu? Żaden problem. A może Bruce Lee walczący z Morfeuszem na sali treningowej w Matriksie? Aby dokonać tak daleko idących modyfikacji w materiale źródłowym, nie trzeba być dziś utalentowanym grafikiem, wystarczy wykorzystać sztuczną inteligencję i nakarmić ją bogatą biblioteką zdjęć aktora, którego chcemy wtłoczyć do filmu. Algorytm wykona za nas resztę pracy – przeanalizuje nagranie i automatycznie nałoży na nie nową twarz.
Z punktu widzenia twórców internetowych technologia ta wydaje się fascynująca, gdyż małym nakładem sił i umiejętności pozwala totalnie przemodelować znane nam produkcje. Jednak w kinematografii nie ma racji bytu. Przede wszystkim dlatego, że deepfake’owe twarze generowane są w niskiej rozdzielczości, przez co nie wyglądają w pełni naturalnie. Algorytm ma także problem z przetworzeniem osoby widocznej z profilu czy na dalszych planach.
Zastosowanie performance capture pozwala uniknąć powyższych niedoskonałości. Technologia wykorzystuje specjalne markery nakładane na twarz aktora, które służą grafikom do animowania cyfrowego modelu i nadania mu realistycznej mimiki. Dzięki temu można wyrenderować hiperrealistyczną twarz i precyzyjnie umieścić ją w filmie. Nawet jeśli aktor jest uchwycony z profilu, gdyż wspomniane markery ułatwiają prawidłowe wypozycjonowanie wyrenderowanego elementu.
Dotychczas performance capture stosowano po to, aby animować twarze mniej lub bardziej humanoidalnych tworów. To dzięki tej technologii Andy Serkis tak wiernie odwzorował Golluma i sprawił, że Caesar w Genezie planety małp wyglądał niepokojąco ludzko. Performance capture wykorzystano także przy produkcji filmu Mowgli: Legenda dżungli, aby nadać zwierzętom ludzkiego charakteru.
Bliźniak idzie o krok dalej. W jego przypadku technologia nie służy do wygenerowania nieistniejącej postaci, lecz do podmiany twarzy aktora na inną ludzką twarz. Nawet jeśli mamy tu do czynienia z wizerunkiem tej samej osoby, to zasada działania jest zbliżona do idei filmowych deepfake’ów. Zastępujemy jednego człowieka innym. Odmłodzony aktor istnieje wyłącznie w formie cyfrowej, a twarz, którą zobaczymy w filmie, została wyrenderowana, nie wyretuszowana.
Nowe otwarcie
Z czysto technologicznego punktu widzenia Bliźniak będzie majstersztykiem – młody Smith prezentuje się fenomenalnie, prawdopodobnie podczas seansu nie będziemy w stanie rozpoznać artefaktów, które zdradziłyby cyfrowe pochodzenie jego twarzy. Z artystycznego punktu widzenia to także doskonała informacja – twórcy będą mogli swobodniej kreować fabuły filmów osadzonych na przestrzeni wielu lat. Performance capture ułatwi wprowadzanie retrospekcji bądź stosowanie dużych przeskoków czasowych bez zatrudniania sobowtórów czy odmładzania i postarzania aktorów w procesie postprodukcji, który nie zawsze daje dobre rezultaty.
Tak jak przez lata modelowało się twarze humanoidalnych bestii, tak wkrótce możliwe będzie tworzenie cyfrowych wersji aktorów w różnym wieku. Ich prawdziwa, starzejąca twarz zamieni się wyłącznie w nośnik mimiki.
Bliźniak może doprowadzić do małego artystycznego przełomu. W końcu stare wygi kinematografii będą mogły wykorzystać swoje aktorskie doświadczenie, aby wiernie zagrać młodych bohaterów. Twórcy filmu otwarcie wspominają o tym w materiałach promocyjnych – młody Will Smith nie odegrałby tak dobrze roli bliźniaka jak stary Will Smith przetworzony komputerowo.
Performance capture wpisuje się w kategorię disruptive technologies, czyli rozwiązań tak przełomowych, że są w stanie wyprzeć z rynku technologie stosowane dotychczas. Jeśli metoda ta rozwinie skrzydła, odbierze część pracy charakteryzatorom. A w dłuższej perspektywie może nakręcić ageizm.
Starszych odsuńmy w kąt
Terminem ageizm określa się dyskryminację ze względu na wiek, głównie w odniesieniu do rynku pracy. Osoby starsze odsuwa się na margines, gdyż z czysto fizycznego punktu widzenia tracą na atrakcyjności. Coraz częściej wspomina się o narastającym problemie ageizmu w Hollywood, który dotyka głównie aktorki - wraz z postępującym wiekiem coraz rzadziej dostają angaż, wypierane przez młodsze pokolenie. Istnieje szansa, że Hollywood wykorzysta performance capture, aby powstrzymać proces starzenia się aktorów, ale nie powinien być to powód do zadowolenia.
Owszem, patrzenie na pięknie wyrzeźbione ciała aktorów i aktorek ma w sobie dozę lubieżnej przyjemności. Nawet jeśli filmy nie są kręcone w taki sposób, aby kipieć testosteronem i seksapilem, zadbani i młodzi bohaterowie kojarzą się z osobami sukcesu. Z czysto fizycznego punktu widzenia są bowiem najlepszą wersją samych siebie. Nic więc dziwnego, że przykuwają uwagę odbiorców, zwłaszcza tych najmłodszych, którzy widzą w nich ideał do naśladowania.
Biorąc pod uwagę powyższe założenia, łatwo można wyobrazić sobie sytuację, w której aktorzy po przekroczeniu pewnego wieku przestaną grać samych siebie w kasowych, hollywoodzkich produkcjach. Zbyt ochocze wykorzystanie performance capture może doprowadzić do sytuacji, w której przez kilkadziesiąt lat popularni aktorzy będą grali młodych, jurnych dwudziestolatków, a cyfrowe maski zdejmą wyłącznie wtedy, kiedy fabuła będzie wymagała wprowadzenia bohatera w sile wieku.
Taki scenariusz może wydawać się skrajnie absurdalny, ale spójrzmy na świat mediów i reklamy, tam ageizm rozpasał się na dobre. Przyjrzyjcie się okładkom kolorowych magazynów prezentujących osoby po czterdziestce. Rzadko kiedy retusz takich okładek ogranicza się do poprawienia kolorów czy usunięcia niepożądanych odblasków. Ciało dotknięte procesem starzenia się jest mniej atrakcyjne wizualnie dla przeciętnego odbiorcy i nie sprzedaje się tak dobrze jak ciało młodej osoby, dlatego trzeba je odmłodzić, odchudzić i wygładzić za pomocą cyfrowych narzędzi. A już w świecie urody ageizm posunięto do skrajności – reklamy kremów na zmarszczki najczęściej reklamują dziewczyny, które ledwo wyszły z wieku nastoletniego albo ich zdjęcia zostały zretuszowane do granic absurdu.
Branża filmowa nie różni się zbytnio od świata mediów i reklamy. Tu również kwestie wizualne w dużej mierze odpowiadają za sprzedaż produktu. Dlatego nie zdziwię się, jeśli performance capture zostanie użyty, aby popularni aktorzy nigdy się nie zestarzeli. Jeśli do tego dojdzie, ageizm zdobędzie kolejny bastion, a kult młodości może rozpasać się w społeczeństwie na dobre.
Problem tkwi w tym, że w pewnym momencie każdy z nas zacznie się starzeć. Jeśli pozwolimy narzucić sobie pogląd, że starzenie się jest procesem nieatrakcyjnym i niechcianym, a osoby w sile wieku należy ukryć przed wzrokiem młodego pokolenia, obudzimy się w rzeczywistości, w której spore grono ludzi w pełni zdolnych do pracy nie będzie w stanie realizować swoich pasji.
Oprotestowanie Bliźniaka i bunt przeciwko performance capture były oczywiście przesadą. To tylko narzędzie, samo w sobie niegroźne. Warto jednak mieć z tyłu głowy, że nawet najlepsza technologia wykorzystana w niewłaściwy sposób może okazać się destrukcyjna. Zwłaszcza że nie widzę powodu, dlaczego Hollywood miałby nie wykorzystać performance capture, aby najbardziej dochodowi aktorzy pozostali wiecznie młodzi.
Źródło: Zdjęcie: materiały prasowe