Toksyczne relacje - dlaczego romantyzujemy złych chłopców na wielkim ekranie?
After, 365 dni, 50 twarzy Greya – to produkcje ostatnich lat, które podbiły serca wielu kobiet. Dlaczego toksyczne relacje w filmach uznawane są za romantyczne, a nie niepokojące?
Schemat jest prosty: przystojny mężczyzna zakochuje się w głównej bohaterce, a swoje uczucia ofiarowuje w najbardziej inwazyjny sposób. Kryzys goni kryzys, jednak pod koniec dnia żadna z miliona kłótni nie ma specjalnego wpływu na związek, a kochankowie to zrywają, to się schodzą. I tak w nieskończoność.
Schemat, który opisuję, wcale nie jest nowy. Można powiedzieć, że obecnie przeżywa renesans, ale swoje początki miał już lata temu. Słynny Zmierzch? Może Pamiętniki wampirów? Słodkie kłamstewka? A pamiętacie jeszcze kultową parę kryminalistów, Harley Queen i Jokera? To tylko kilka przykładów klasyków promujących toksyczne relacje. I choć zdaje się, że nasza samoświadomość rośnie, nowsze premiery potwierdzają, że niekoniecznie. Może nawet wręcz przeciwnie. Dlaczego więc tak bardzo kochamy złych chłopców i czemu przymykamy oko na ich niewłaściwe zachowanie?
Mogę go naprawić!
Najczęstszym przypadkiem, jaki prezentuje nam kino i telewizja, są grzeczne, ułożone bohaterki (choć naturalnie nie zawsze – w końcu w 365 dniach Laura miała być obrazem wolnej, niezależnej i silnej; a jak wyszło, to wiemy), które – widząc borykającego się ze swoimi demonami chłopaka – natychmiast odczuwają potrzebę „uratowania go”. Głęboko wierzą, że są dla niego na tyle wyjątkowe, że będą w stanie nauczyć go poprawnego funkcjonowania w relacji i zadziałać jak dobra terapia. W związku z tym – kierowane nadzieją na zmiany – pozwalają na kłótnie, sceny zazdrości, zdrady itp., bo może w końcu się to opłaci, a nieokiełznany chłopiec stanie się dobrym, godnym zaufania partnerem.
Na pewno ma to również jakiś związek z ego. Dziewczyny chcą osiągnąć sukces w nawracaniu toksyka, aby poczuć się jak superbohaterki ratujące kogoś z opresji. Kogoś, kto wybrał akurat je, co jeszcze bardziej wzmacnia efekt — czyni je niezwykłymi, innymi niż wszystkie. Są przecież tak mocno kochane, że chłopak traci dla nich głowę. I to stąd wynikają jego toksyczne zachowania, prawda? Czy to nie słodkie, gdy ktoś przegląda nam telefon? Oczywiście z miłości! A wszelkie niesnaski nie mają znaczenia, bo finalnie, po ostrej wymianie zdań, dostaje się płonące wyznanie tejże miłości lub… łóżkowe wariacje.
Być może my, widzowie, również chcielibyśmy się z tym zgodzić. Może romantyczne kadry i sensualna muzyka nas również przekonują, że znęcanie się wynika z wielkich uczuć, szukających ujścia. Może pragniemy wierzyć, że taki związek może się udać, a po deszczu przychodzi słońce?
Toksyczne postacie z filmów i seriali
Toksyczne relacje a złe doświadczenia
W pewnym momencie filmu niemal zawsze nadchodzi scena, w której to zły chłopiec tłumaczy bohaterce, dlaczego w ogóle jest taki wybuchowy i nieufny. Wtedy na światło dzienne wychodzą różne nieprzepracowane traumy, przyprawione ckliwymi wyznaniami, jak to ta relacja jest dla niego zbawieniem i jak staje się dzięki niej lepszym człowiekiem. Co do tego, naturalnie, nie mamy wątpliwości. Przykład pierwszy z brzegu – Christian Grey, który za młodu (jako piętnastolatek) został uwiedziony przez przyjaciółkę swojej matki i przez kolejne 6 lat był jej submissive (czyli osobą uległą). W ten sposób poznał świat BDSM. Świetne wytłumaczenie dla jego zachowania, prawda? A Hardin z After? Jako dziecko był świadkiem gwałtu na swojej matce i od tej pory boryka się z potwornymi koszmarami, które może przegonić tylko Tessa.
I jakoś tak, kiedy poznajemy te jakże przygnębiające historie, wszystkie niepokojące, alarmujące wręcz zachowania jawią się dość niewinnie. A to rodzice się rozwiedli. A to przeżył napaść. A w ogóle to w głębi duszy on jest dobry, tylko gdzieś się po drodze pogubił. Agresywny partner przejmuje rolę ofiary, do której należy mieć cierpliwość. Dlatego protagonistki After czy 50 twarzy Greya nieustannie do swoich oprawców wracają.
Z pewnością widzowie również potrafią usprawiedliwiać wątpliwe zachowania bohatera, otulając je kocykiem trudnych doświadczeń życiowych. Może i zwyzywał swoją drugą połowę, ale przecież przeżył tyle złego, a poza tym ją kocha. Wystarczy zacisnąć zęby i walczyć dalej! Szkoda, że poza ekranem natychmiast zlecono by mu wizytę u psychologa.
Ładni nie mogą być źli?
Ach, piękni ludzie! Jakoś trudno uwierzyć, że potrafią zrobić coś złego, prawda? Dzieje się tak głównie z powodu tzw. efektu aureoli. Psychologia tłumaczy go jako zjawisko, w którym przypisujemy komuś pozytywne cechy na podstawie np. ładnej aparycji. Nieważne, czy ta osoba rzeczywiście ma owe cechy.
Czy to nie właśnie to obserwujemy na ekranie? Przystojny aktor zdaje się zmniejszać skalę problematyczności pewnych zachowań. Dla przykładu: gdy Massimo porywa Laurę w 365 dniach, nie wydaje nam się to aż takie straszne. Gdybyśmy jednak zastąpili go kimś znacznie mniej atrakcyjnym – nagle sytuacja stałaby się dziwna i niepokojąca. Zapewne odczuwalibyśmy napięcie, może nawet frustrację i zamiast kibicować potencjalnej relacji, bylibyśmy po stronie bohaterki.
A Edward ze Zmierzchu? Która nastolatka nie wzdychała rozmarzona, gdy ten pojawiał się na ekranie? Przystojniak o złotych oczach i błyszczącej skórze, w dodatku taki mroczny, tajemniczy i do tego jeszcze wampir! Prawie można zapomnieć, że kontroluje to, z kim zadaje się Bella, grozi, że się zabije, jeśli coś jej się stanie, albo nieustannie straszy ją swoim zachowaniem, np. porzucając ją w środku lasu. Co tam, ważne, że jest śliczny, co nie?
Czy powinniśmy się martwić?
Filmy próbują pokazywać nam związki, które w życiu codziennym uznane byłyby za toksyczne. Ubierają je w ładne kadry, przystojnych aktorów i ekscytującą muzykę. Podświadomie przekonują nas, że taki namiętny, płomienny romans byłby ciekawym przeżyciem, powiewem świeżości w nudnej codzienności. O ile oglądają je ludzie świadomi, po prostu gustujący w tego typu produkcjach albo lubiący sobie pofantazjować, trudno się do czegokolwiek przyczepić. Ale co, jeśli targetem staną się młodsi?
Zmierzch czy After to produkcje dostępne dla nastolatków. Jednak wszyscy wiemy, że zarówno te, jak i inne wymienione przeze mnie filmy są łatwo dostępne poza kinami, które jeszcze ten wiek weryfikują. Młodzi widzowie w większości nie są w pełni świadomi problematycznej natury tych tytułów (mamy przykład, tyle że książkowy, w postaci Rodziny Monet – dzieciaki są sfrustrowane i bronią autorki oraz tekstu, jeśli tylko ktoś ma jakikolwiek problem z zawartością, bo zwyczajnie lubią toksycznych braci).
To apel do rodziców, aby bacznie przyglądać się temu, co dziecko ogląda i czym się interesuje. Granice wiekowe są określone z jakiegoś powodu, a nawet jeśli młody człowiek wydaje się bardziej dojrzały niż rówieśnicy – zapewniam, wcale nie jest. Z kolei do miłośników tych filmów: pamiętajcie, że fikcja jest fikcją. Hardina, Greya czy Massimo lepiej zostawić na wielkim ekranie, zamiast wprowadzać do swojego życia.