W 2020 roku Apple spróbuje zawojować rynek gier
Dotychczas Apple nie kojarzyło się z firmą, która dba o potrzeby wymagających graczy. Najbliższy rok może to zmienić: na horyzoncie majaczy kilka dużych gamingowych projektów z Cupertino.
W popkulturze utrwalił się wizerunek Apple jako doskonałego producenta elektroniki. Spora w tym zasługa Hollywood, który chętnie prezentuje sprzęty korporacji. Bohaterowie filmów i seriali od lat pracowali na MacBookach, rozmawiali przez iPhone’y czy słuchali muzyki na iPodach. Ale jednego segmentu rynku Apple nie udało się podbić: gry to wciąż domena konsol oraz gamingowych pecetów i laptopów.
Przynajmniej do czasu, gdyż korporacja sonduje swoje możliwości w tej niedostępnej dotychczas gałęzi przemysłu. Jeśli uda się jej pokonać kilka przeszkód, może wprowadzić nieco zamieszania na rynku gier komputerowych.
Gramy na tym, co jest popularne
Istnieje kilka przyczyn słabej pozycji firmy w branży gier komputerowych. O ile na rynku mobilnym Apple radzi sobie świetnie, a iOS zawstydza pod wieloma względami Androida, to macOS nie ma szans w starciu z Windowsem. W skali globalnej jest to system drugorzędny. Według danych ze Statcounter z macOS-a korzysta dziś 16,47% użytkowników komputerów, a z Windowsa - 77,59%. Nawet na rodzimym rynku pozycja Apple nie jest zauważalnie lepsza – tu odsetek komputerów z systemem Apple i Microsoftu wynosi odpowiednio 25,87% i 64,95%.
Ktoś mógłby stwierdzić, że jest to argument wątpliwej jakości, w końcu Android opanował 74,17% globalnego rynku mobilnego, zaś Apple tylko 24,75%. Ale to App Store cieszy się większą renomą wśród deweloperów, co stoi w sprzeczności z danymi statystycznymi. Jednak w Stanach Zjednoczonych z iOS-a korzysta 55,56% posiadaczy urządzeń mobilnych, a z Androida – 44,27%. W przeszłości dysproporcje były jeszcze większe, w szczytowym momencie 2009 roku Apple zagarnęło blisko 70% branży. Android przebił próg 25% dopiero pod koniec 2010 roku i jedynie przez dwa miesiące 2011 roku na chwilę przegonił iOS-a w USA.
iOS od pierwszych dni swojego istnienia miał dominującą pozycję na najbardziej obiecującym i rozwojowym rynku, jest także systemem zamkniętym, który pozwala skutecznie walczyć z piractwem. To dlatego jest bezpieczniejszym wyborem dla programistów, którzy chcą zarabiać na mikropłatnościach bądź pełnoprawnych grach.
Windows być może jest dziurawym oprogramowaniem, a piractwo na tym systemie szerzy się w najlepsze, jednak Microsoft od początku robił wszystko, aby przywiązać użytkowników do swojego oprogramowania. Firma nie piętnuje także domowych piratów i nie utrudnia im nadmiernie życia. Kto chce, może ściągnąć nielegalną wersję oprogramowania bądź „kupić” je za bezcen i korzystać z niego do woli, handel kluczami kwitnie w najlepsze. I jeszcze przez wiele lat prawdopodobnie nic się w tej kwestii nie zmieni, mimo hucznych zapewnień Microsoft wciąż będzie przymykał oko na użytkowników domowych korzystających z nielicencjonowanego Windowsa. To się po prostu opłaca, w ten sposób korporacja przywiązuje do siebie klientów, a co za tym idzie – deklasuje konkurencję m.in. w sektorze gier komputerowych.
Z komputerami Apple jest jeszcze jeden problem. Najtańszy laptop z dedykowaną kartą graficzną kosztuje w oficjalnym sklepie 12 tysięcy złotych, a komputer all-in-one – 6500 zł. Mimo wygórowanej ceny nie są to maszyny, które sprawdzą się w grach równie dobrze, co sprzęty z podobnej półki cenowej z Windowsem na pokładzie. Apple nie projektuje swoich komputerów z myślą o obsłudze wymagających gier, dlatego deweloperzy nie silą się na to, aby dostosowywać swoje produkcje do macOS-a. Żadnej ze stron w ostatnich latach nie zależało na tym, aby rozwijać branżę gamingową na komputerach Apple. Aż do teraz
Apple wchodzi w innowacyjne gry
Serwis Patently Apple pod koniec roku podzielił się ze światem gorącą informacją – według przecieków firma z Cupertino przygotowuje się do wejścia na rynek komputerów dla esportowców i pierwsze modele tych sprzętów mają trafić do sprzedaży już w 2020 roku. Tajwańscy informatorzy przybliżyli nawet kwestię ceny tych urządzeń – za najdroższy model trzeba będzie zapłacić 5 tysięcy dolarów.
Szczegóły dotyczące specyfikacji komputerów pozostają na razie wielką niewiadomą. Dostawcy podzespołów zdradzają jedynie, że możemy spodziewać się urządzeń All-in-one bądź laptopów z dużym wyświetlaczem, a więcej szczegółów na temat tych produktów dowiemy się podczas czerwcowej konferencji WWDC.
Gamingowe komputery od Apple z pewnością będą droższe niż ich windowsowe odpowiedniki, ale to jeden z pierwszych ważnych kroków na drodze do okiełznania branży gier pecetowych przez korporację z Cupertino. Kolejny na przestrzeni ostatnich miesięcy.
Odnoszę wrażenie, że uruchomienie usługi Apple Arcade było tylko preludium do zmian w postrzeganiu gier przez Apple. Serwis subskrypcyjny może służyć wysondowaniu nastrojów graczy przed ewolucją branży. Prawdopodobnie korporacja nigdy nie będzie miała szans w starciu z tańszymi laptopami i pecetami gamingowymi, może jednak liczyć na to, że zmieni nasze przyzwyczajenia i przekona nas do grania w chmurze.
Już teraz posiadacze sprzętu z iOS-em mogą grać w tytuły klasy AAA za pośrednictwem wersji beta usługi GeForce NOW. W tym roku na poważnie rozpocznie się ekspansja sieci 5G, które umożliwią błyskawiczne przesyłanie danych przy niskim opóźnieniu, dzięki czemu w teorii nawet najbardziej wymagające gry odpalimy na urządzeniach nieprzystosowanych do grania. Serwis Google Stadia mógł zaliczyć falstart, ale w dłuższej perspektywie czasowej granie w chmurze może okazać się dobrą alternatywą dla kupna komputerów stacjonarnych. Zwłaszcza w gronie posiadaczy sprzętu od Apple
Apple gra na kilka frontów
Firma z Cupertino stawia dziś na dwa filary gamingu. Z jednej strony widzi szansę na zaistnieniu wśród najbardziej wymagających graczy, którzy zarabiają na swojej pasji i są gotowi wydać 5 tysięcy dolarów na porządne narzędzie do pracy. Z drugiej zaś powoli otwiera się na granie w formie usługi, licząc na to, że chmurowe serwisy gamingowe zyskają na popularności. A co za tym idzie – komputery Apple przyciągną do siebie tych, którzy dotychczas stronili od komputerów z jabłkiem na obudowie, gdyż ten nie nadawał się do grania.
A kto wie, jeśli eksperyment z komputerami esportowymi klasy premium okaże się strzałem w dziesiątkę, być może w przyszłości powstaną także tańsze laptopy gamingowe Apple dla mniej wymagających graczy? Zwłaszcza że firma jest w dobrej komitywie z AMD, a to ten producent w nadchodzących miesiącach będzie na gamingowym świeczniku, gdyż wyposaży w swoje podzespoły obie konsole kolejnej generacji.
Źródło: Zdjęcie: Pixabay