Zulu-Gula – demaskator polskich przywar
Tadeusz Ross był aktorem, satyrykiem i scenarzystą. Starsze pokolenie może go pamiętać ze współtworzenia programu Zulu-Gula. To tam właśnie prezentował swoje umiejętności wytrawnego satyryka.
Żółty beret, czerwona marynarka, charakterystyczny kolczyk w lewym uchu oraz łamana polszczyzna – o kim mowa? O wykreowanym przez Tadeusza Rossa przybyszu z fikcyjnego kraju Zulu-Gula, który bawił widzów TVP1 w latach 1992-1996.
Ekscentryczny obcokrajowiec, który stał się prorokiem
Personifikacja krzywego zwierciadła, w którym przeglądają się Polacy po 1989 roku? Koszmar z dzieciństwa wielu dorastających w latach 90. osób? Zulu-Gula! Równie zabawna, co poważna postać na firmamencie polskiej popkultury! Jak bowiem serio traktować śmiesznie ubranego faceta w średnim wieku, który mówi z dziwnym akcentem, a infantylność jego sposobu bycia stawia go na równi z dzieckiem bawiącym się w piaskownicy? Za fasadą wesołka kryje się jednak bystry obserwator postpeerelowskiej rzeczywistości. Oto kilka jego złotych myśli:
– Polska to jest bardzo ciekawa kraj, w którym wóz, na którym wszyscy jadą, od lat ciągnie koń, który przypomina szkapę. Nie lubi galopu, idzie wolno, często wierzga, wysadza z siodła, a co najgorsze chodzi z klapkami na oczach.
– Jakie są polskie drogi do kapitalizmu? Drogi węgiel, drogi gaz, drogi czynsz.
– W Polska jest bardzo dużo zdolna człowiek. Krzywa Wieża w Pizie jest też zbudowana przez jakaś Polak, bo nikt inny takiego skosu by nie osiągnął.
Artysta to jednak "niegłupia osobnik", trawestując klasyka, zwłaszcza jeśli oprócz talentu do rozbawiania widzów ma do zaoferowania również coś, co wywoła u nich refleksję na temat otaczającego świata. Tego bez wątpienia nie brakowało twórcy Zulu-Guli, Tadeuszowi Rossowi, który inspirację do stworzenia postaci ekscentrycznego obcokrajowca odnalazł w audycji radiowej poświęconej nauce języka angielskiego. Wtedy też wpadł na pomysł wcielenia się w rolę obywatela nieistniejącego państwa, obnażającego w zabawny sposób absurdy polskiej rzeczywistości.
„Gość w dom…”, czyli od utopii do atrofii ideałów
„It’s no fun being an illegal alien” – śpiewał kiedyś Phil Collins w kontrowersyjnym utworze grupy Genesis "Illegal Alien". Choć tu o innej szerokości geograficznej mowa i problemów z legalnym pobytem w Polsce pan Zulu-Gula nie miał, to nie mógł się nadziwić lokalnej rzeczywistości, wszak w jego kraju:
- dziecko po urodzeniu dostaje kluczyki do samochodu i 100 litrów benzyny na nową drogę;
- najmniejsze mieszkanie ma 100 metrów i basen;
- na emeryturę przechodzi się w wieku 45 lat i dostaje się bezpłatne bilety na wszystkie linie lotnicze świata;
- politycy są mądrzy i uczciwi.
Czego chcieć więcej? Chyba tylko tego, by taki kraj istniał naprawdę. W końcu jak to wcielający się w Zulu-Gulę Tadeusz Ross i towarzyszący mu Barbara Babilińska, Cezary Domagała, Grzegorz Kucias, Joanna Pałucka, Stefan Każuro oraz Sylwia Noran śpiewali:
– W kraju Zulu-Gula życie to poemat, szkoda, że takiego kraju nie ma.
Czy zatem 65% oglądalności tego 10/15-minutowego programu satyrycznego, który emitowano początkowo w czwartkowe, a następnie w piątkowe wieczory, wynika z miłości Polaków do świrów w myśl zasady –„fajny, bo głupszy od nas”? A może jednak jesteśmy bardziej refleksyjni i wolimy Stańczyka – kogoś, kto w zabawny sposób tłumaczy nam trudne tematy, oswaja nas z szalonym światem poprzez ironię oraz satyrę? A może to po prostu duch tamtych czasów i dziś mało kto zrozumiałby poczucie humoru pana Zulu-Guli? W każdej z tych tez jest ziarno prawdy, choć najwięcej wątpliwości mam przy ostatniej z nich, wszak paradoks polega na tym, że teksty naszego przyjaciela z wymyślonej krainy są niczym szablon – gdyby zamienić bohaterów, a pozostawić sporą część treści, otrzymalibyśmy coś nader aktualnego.
Spiritus movens całego zamieszania
Tadeusz Edward Ross – człowiek legenda. Satyryk, aktor, piosenkarz, polityk, scenarzysta (miał na koncie m.in. kilka odcinków Miodowych lat), autor musicali, wierszy dla dzieci i tekstów piosenek. Facet ze "Słońcem w kapeluszu", specjalista od "Rossmówek", gdzie dialogował z Piotrem Fronczewskim (towarzyszyli mu tam również tacy zawodowcy jak Bohdan Łazuka, Krzysztof Kowalewski, Janusz Gajos czy Janusz Rewiński). Głos Staśka i DD Reportera. O jego życiu można by nakręcić film, pokazujący drogę nieśmiałego chłopaka naznaczonego piętnem II wojny światowej, w której stracił jedną z najbliższych osób, do ważnej postaci polskiej estrady, uwodziciela kobiet (pięciokrotnie stawał na ślubnym kobiercu, nie można też nie wspomnieć o związku artysty z "polską Brigitte Bardot", Ireną Karel), ojca siedmiorga dzieci, radnego i posła. Gdy zdjęto z anteny Zulu-Gulę, bo nie spodobał się nowym władzom TVP (pan Tadeusz dowiedział się o tym z prasy), podejmował różne zajęcia, by utrzymać rodzinę – w tym pracę na budowie. Po pewnym czasie powrócił jednak na scenę, rozpoczynając współpracę z Teatrem Sabat, który założyła jego była małżonka, Małgorzata Potocka (pozostawali dobrymi przyjaciółmi do ostatnich dni życia aktora). Grywał także gościnne role w Klanie, Graczykach, Daleko od noszy oraz innych serialach. Odszedł 14 grudnia 2021 roku.