24 godziny - 20 lat najlepszego dreszczowca w historii telewizji. Jack Bauer, terroryzm i cliffhangery
Mija 20 lat od premiery pierwszego odcinka kultowego serialu 24 godziny, w którym co sezon Jack Bauer ratował ludzi i USA przed terrorystycznymi zagrożeniami, dostarczając dreszczyku emocji, szybkiej akcji i niezapomnianych wrażeń. Kto raz dał się wciągnąć w tę nieustanną walkę z czasem, ten już nie oderwał się od ekranu do samego końca.
24 godziny to jeden z najbardziej popularnych seriali w USA pierwszej dekady XXI wieku, który nie był sitcomem ani serialem medycznym czy proceduralnym. Jego oglądalność w stacji Fox prawie nigdy nie spadła poniżej 8 milinów widzów. W szczycie swojej popularności potrafiła osiągnąć nawet 17 milionów. Trudno się dziwić, skoro co sezon produkcja stawała się coraz lepsza, co jest rzadkim zjawiskiem, bo tendencja jest zazwyczaj odwrotna. To nie lada wyczyn, żeby przez 8 sezonów (plus 12-odcinkowy 24: Jeszcze jeden dzień) przyciągać przed ekrany telewizorów rzesze fanów Jacka Bauera, który niestrudzenie ratował ludzi przed terrorystami. A to wszystko w zaledwie 24 godziny! Bo tym, co stanowi o wyjątkowości tego serialu, jest to, że akcja każdego sezonu rozgrywa się w czasie rzeczywistym, co oznacza, że odcinki trwają godzinę (wraz z przerwami na reklamy oczywiście). Każdy taki dzień z życia Jacka przynosił wiele ekscytujących i często szokujących wydarzeń, które wryły się w pamięć widzów.
Serial 24 godziny trafił w idealny dla siebie czas. Zadebiutował na początku listopada 2001 roku, czyli dwa miesiące po ataku na World Trade Center. Zaraz potem rozpoczęła się akcja zbrojna w Afganistanie, a także wykorzystano broń biologiczną (zastosowano do tego celu wąglik przesyłany w listach). Stany Zjednoczone (Polska też) żyły tymi sprawami tygodniami. Dlatego gdy pojawił się serial o podobnej tematyce, w której główny bohater nie cofnąłby się przed niczym, żeby zapobiec aktom terroryzmu, od razu zwrócił na siebie uwagę. Jack Bauer, który jest centralną postacią, nie był typem umięśnionego i przystojnego Kapitana Ameryki, superżołnierza z tarczą w amerykańskich barwach. Ale był niezłomnym agentem CTU (biuro antyterrorystyczne), który prawdopodobnie uratował przez 9 sezonów więcej żyć niż Rogers, a na pewno przeżył więcej traum, strat ludzi i bliskich spotkań ze śmiercią.
W rolę Jacka Bauera wcielił się Kiefer Sutherland, który raczej nie grzeszy urodą, wzrostem czy muskulaturą. Jego filmowa kariera pod koniec lat 90. mocno przystopowała. Nie zyskał takiej popularności jak jego słynny ojciec, Donald Sutherland. Przełom nastąpił za sprawą roli w 24 godzinach, gdy 35-letni wówczas aktor zaryzykował występ w serialu. Należy pamiętać, że w tamtych czasach aktorzy związani z kinem nie grali w telewizyjnych produkcjach, bo było to mniej prestiżowe. Można to nawet określić pewnego rodzaju degradacją, bo zazwyczaj droga do sławy prowadziła w drugą stronę – z seriali do filmów pełnometrażowych. Dla Kiefera Sutherlanda ten wybór okazał się strzałem w dziesiątkę, ponieważ na pewien czas stał się symbolem walki z terroryzmem. Odzyskał blask, prezentując wysokie umiejętności aktorskie, za które był później wielokrotnie nagradzany (zdobył jednego Złotego Globa za tę rolę). Jego bohater charakteryzował się wielką determinacją w walce z zamachowcami. Podejmował błyskawiczne decyzje, które przynosiły często dramatyczne skutki, ale intuicja nigdy go nie zawodziła. Zawsze był gotów się poświęcić, żeby uratować ludzi i dopaść terrorystów. Zrobiłby absolutnie wszystko w imię sprawy, co niejednokrotnie udowodnił w serialu.
Produkcja wyróżniała się swoim stylem. Oprócz wyjątkowego 24-godzinnego formatu, tempo akcji rzadko zwalniało. Ważne było zachowanie dynamiki wydarzeń oraz walka z czasem, które zapewniały różne pościgi (piesze czy samochodowe), strzelaniny, wybuchy czy przesłuchania w celu wyciągnięcia informacji. Emocje wzbudzały też działania sprzed ekranu komputerów (szczególnie ze znerwicowaną Chloe) i rozmowy telefoniczne (ten sygnał dzwonka!). I oczywiście nie brakowało zaskakujących twistów fabularnych (ach, ten 5. sezon!). Żeby lepiej oddać napięcie, stosowano split screen, który dzielił ekran na kilka części, podkreślając, że bieżące wydarzenia rozgrywają się w tym samym czasie. Wraz z charakterystyczną muzyką działało to wszystko kapitalnie, bo w efekcie rósł poziom adrenaliny.
Oprócz szybkiego tempa akcji stosowano również co odcinek świetne cliffhangery, które wymuszały obejrzenie kolejnego epizodu. To między innymi dlatego 24 godziny to jeden z najbardziej wciągających seriali w historii. Ta produkcja nie miała także litości dla swoich bohaterów, bo przez 9 sezonów można policzyć na palcach jednej ręki, ile ważnych postaci przeżyło. Warto to podkreślić, ponieważ to nie były czasy, gdy było modne uśmiercanie protagonistów (Gra o tron się nie umywa). Absolutnie każdy był na celowniku twórców, nawet niekiedy sam Jack, co autentycznie intensyfikowało emocje. Dzięki temu serial był nieprzewidywalny, co zostało zapoczątkowane już w 1. sezonie, który zakończył się szokującą śmiercią jednej z ważnych postaci. Warto wspomnieć przy tej okazji, że początkowo stacja Fox zamówiła tylko 13 odcinków na wypadek, gdyby serial nie osiągnął sukcesu (stąd w połowie sezonu mamy pewnego rodzaju finał historii). Ostatecznie wydłużono go do pełnej 24-odcinkowej serii, a reszta pozostaje historią.
Należy też powiedzieć, że śmierci bohaterów w 24-godzinach zawsze budziły dużo emocji. Niektórzy byli ofiarami (niepotrzebnych) decyzji Jacka, co wywoływało okropnego kaca moralnego. Inni poświęcali się w imię większego dobra, a także po prostu ginęli z rąk terrorystów. Te śmierci głęboko szokowały i odbijały się na psychice Jacka. Pomysłowo podeszli też do nich twórcy, którzy składali im hołd tzw. cichym zegarem. Zegar to stały element serialu, który zawsze głośno tykał, odliczając czas. Gdy ktoś umierał, był on bezgłośny. Ten motyw był rzadko stosowany, dlatego gdy się pojawiał, uderzał w serca wstrząśniętych widzów.
Przez serial przewinęło się wielu bohaterów, którzy zaskarbili sobie sympatię fanów, bo dzielnie pomagali Bauerowi w jego misjach. Chloe, Tony, Michelle czy Bill Buchanan to wyraziste postacie, które wspierały Jacka, ale też nie zawsze zgadzały się z jego niekiedy ekstremalnymi osądami. Co ciekawe, ten serial został tak skonstruowany, że nawet trzecioplanowi, ale charakterystyczni Mike czy Aaron byli w stanie wybić się na przestrzeni sezonów, wypełniając swoje zadania. Natomiast najbardziej pamiętną i sztandarową postacią był prezydent USA David Palmer (znakomity Dennis Haysbert). Po erze Baracka Obamy czarnoskóry prezydent w obecnych czasach nie jest czymś wyjątkowym, ale na początku XXI wieku raczej było to nie do pomyślenia. W kinie zdarzały się już wcześniej przypadki, że w Białym Domu zasiadał Afroamerykanin (Morgan Freeman w Dniu Zagłady), ale jednak ta sytuacja (niejedyna w serialu) była niezwykła i nobilitująca dla czarnoskórej społeczności. Szczególnie że Palmer był postacią, którą każdy chciałby widzieć w roli prezydenta własnego kraju. Wzór polityka, który nie bał się podejmować trudnych decyzji (włącznie z poświęceniem Jacka, z którym się przyjaźnił), nawet pod wpływem toksycznego wpływu żony. Nie można też zapomnieć, że w 24 godzinach stanowisko prezydenckie pełniła również kobieta. W roli Allison Taylor wzorowanej na Hillary Clinton (zauważalne podobieństwo w ubiorze oraz poglądy) wystąpiła Cherry Jones. Można powiedzieć, że serial był pod tym względem wizjonerski i postępowy.
Oczywiście, nie wszystkie postacie wzbudzały sympatię, co był celowe. Niektóre miały irytować swoją postawą (niedojrzała Kim) i charakterem (początkowo Chloe), co stereotypowo wykorzystywano w stosunku do analityków komputerowych (Edgar). Standardowo w drogę Jackowi wchodzili jego denerwujący przełożeni (Mason czy Chappelle) o rozbuchanym ego, którzy nie dostrzegali słuszności w jego argumentach. Jak widać, mówimy tu o pewnych schematach, które na szczęście zazwyczaj się broniły. Niektóre powtarzające się motywy, jak nieświadome niczego postacie, które zostały przypadkowo wciągnięte w terroryzm, pełniły ważną rolę w lokalizacji głównych zagrożeń. Jednak ten szablonowy rozwój wydarzeń lekko się przejadł.
Nie można nie wspomnieć o złoczyńcach, którzy koordynowali ataki terrorystyczne i też byli ukazywani w stereotypowy sposób. Bywało, że byli to bezwzględni arabscy terroryści, meksykańscy mafiozi, rosyjscy separatyści czy manipulujący Chińczycy. Antagoniści po prostu byli źli i rzadko chodziło im o coś więcej niż tylko bezmyślne krzywdzenie ludzi. Z tego schematu nieco wybija się Nina, która zalazła za skórę Jackowi, ale była jedną z najbardziej wyróżniających się czarnych charakterów i obiektów zemsty. Natomiast niemal zawsze za tymi złoczyńcami stały wyżej postawione osoby, które przekraczały moralne granice, kierując się żądzą władzy lub sprawami rodzinnymi. Ale zawsze te postacie były dobrze rozwinięte i umotywowane (Sherry, Logan). Bo 24 godziny to nie tylko pędząca akcja, ale też serial polityczny. Polityka odgrywa istotną rolę w historii każdego sezonu, ponieważ Jack musiał działać zgodnie z wolą prezydentów, ale częściej wbrew nim. Na tym polega cała zabawa w serialu, że główny bohater musi się odnajdywać w tych meandrach (międzynarodowej) gry politycznej, nie wspominając, że wpływało to też na jego prywatne życie, co jest dodatkowym smaczkiem fabularnym. Mówiąc pół żartem, pół serio twórcy „lubili” gnębić Jacka. On mógł być niezniszczalny fizycznie i silny mentalnie, ale psychicznie przeorali go jak mało kogo.
Należy wspomnieć o kontrowersjach związanch z fabułą. Po pierwsze, serial sporo szkody narobił obywatelom wyznającym islam, ponieważ powodował narastanie stereotypów, w których Arabowie kojarzyli się z terrorystami. Po drugie, postacie (również stojące po tej dobrej stronie) często stosowały tortury, żeby wyciągnąć istotne informacje od osób, które posiadały wiedzę o broniach masowego rażenia lub ludziach i miejscach z nimi powiązanych. Oczywiście w serialu takie sceny wywoływały spore emocje, ale też dyskomfort. Krytyka serialu pod tym względem wzmogła się po 2003 roku po wyjściu na jaw sprawy irakijskiego więzienia Abu Ghurajb, gdzie amerykańscy żołnierze upokarzali więźniów, a także dopuszczali się tortur. Twórcy w ostatnich sezonach rzeczywiście ograniczyli tego typu sceny do minimum. Niewątpliwie był to łatwy sposób, żeby wzbudzać w widzach emocje. Większe wrażenie robiły decyzje bohaterów, które często były niesamowicie trudne pod względem moralnym, ponieważ dotyczyły poświęcenia jednego lub więcej żyć w celu ratowania innych czy też w imię utrzymania pokoju za wszelką cenę. Ten serial w tym przodował, choć patrząc z dzisiejszej perspektywy, nie trzeba było sięgać do tak ekstremalnych rozwiązań.
Oczywiście, 24 godzinom można wytknąć głupotki fabularne czy naciągane wątki. Nie jest łatwo napisać do każdego odcinka intrygujące poboczne historie. Postacie pełniły odpowiednie funkcje w sezonie, więc zanim odegrały w danej godzinie wyznaczoną rolę (były jak element wielkiej układanki), trzeba było wcześniej wyznaczyć im jakieś zajęcie. Najczęściej były to nudne wątki romansowe, ale czasem twórcom naprawdę brakowało pomysłów. Jak choćby w niesławnym epizodzie, gdy Kim (irytująca córka Jacka, jedna z najsłabszych postaci serialu) była ścigana w lesie przez pumę... Na szczęście takie „kwiatki” to rzadkość i domena pierwszych sezonów, gdy serial jeszcze się rozwijał. Co ciekawe, twórcy konsekwentnie trzymali się zasady, że uśmiercona postać nie powracała z martwych, co często zdarza się na prośby fanów. Wyłamali się raz i bardzo słusznie, bo świetnie to zaprocentowało w fabule.
Jak wcześniej wspomniałam, 24 godziny składa się z 8 sezonów po 24 odcinki. W 2014 roku po 4-letniej przerwie Jack i Chloe powrócili na jeszcze jeden sezon, który też rozgrywał się w czasie rzeczywistym, ale seria trwała tylko 12 odcinków. Ten powrót w 24: Jeszcze jeden dzień był udany, ale nie usatysfakcjonował do końca wiernych fanów ze względu na limitowaną liczbę epizodów. Ponadto powstał również film pt. 24 godziny: Wybawienie w formie odcinka specjalnego, którego akcja rozgrywała się między 6. a 7. sezonem w fikcyjnym państwie w Afryce. Został bardzo pozytywnie odebrany przez krytyków, którzy docenili, że pokazano bardziej ludzkie oblicze Jacka. Był też nominowany do Złotego Globu oraz zdobył pięć nominacji do nagrody Emmy. Niechętnie trzeba też wspomnieć o serialu 24: Dziedzictwo, który jest spin-offem 24 godzin i skupiał się na nowym agencie, Eriku Carterze, granym przez Coreya Hawkinsa (dla tej roli zrezygnował z The Walking Dead). Akcja 12-odcinkowego serialu rozgrywała się w czasie rzeczywistym, ale nie osiągnął sukcesu jak oryginalna produkcja. Historia bazowała na ogranych schematach, a do tego jakość serialu i fabuły pozostawiała wiele do życzenia.
24 godziny to jeden z najlepszych seriali XXI wieku, a informacje o próbach jego wskrzeszenia wciąż wzbudzają ekscytację. Ale czy ma sens powrót 24 godzin, po tym jak 24: Dziedzictwo okazało się niewypałem i chybionym przedsięwzięciem? Zdecydowanie tak, ale pod kilkoma warunkami. Po pierwsze telewizja lub platforma streamignowa, która podjęłaby się tego zadania, nie powinna ograniczać się z wydatkami na ewentualny sezon. Żeby osiągnąć wysoką jakość produkcji, należy przeznaczyć na jej budżet wiele milionów dolarów. Po drugie fabuła musi być innowacyjna i ciekawa, co wymagałoby odejście od niektórych utartych szlaków. Świat poszedł naprzód pod względem technologicznym, co należy uwzględnić w scenariuszu, który nie może zostać napisany na kolanie. Powrót Kiefera Sutherlanda (i kilku postaci, które nie zginęły) wydaje się być kluczową kwestią, żeby serial odniósł sukces. Bohater musiałby być jednak wspomagany przez nowego agenta (lub agentkę), który brałaby udział w dynamicznej akcji. Aktor nie młodnieje, a jego wolniejsze ruchy były zauważalne już w 24: Jeszcze jeden dzień. Wieku się nie oszuka. Pytanie, czy Sutherland byłby chętny, żeby wrócić. Po tylu latach uganiania się za terrorystami z bronią w ręku ewidentnie był zmęczony rolą. Sam podkreśla w wywiadach, że zależy to od świetnego scenariusza, który musiałaby go przekonać (i pewnie też odpowiednio wysoka gaża). Problemem jest też jego dostępność, ponieważ jest zaangażowany w inne projekty (obecnie w The First Lady) oraz muzyczną solową karierę (w 2022 roku zawita w ramach trasy koncertowej do Europy!). Aczkolwiek po występie w Ściganym chyba można stwierdzić, że stęsknił się za grą w thrillerach. Świat potrzebuje Jacka Baura i 24 godziny, ale w odświeżonej i mniej schematycznej odsłonie.
Serial 24 godziny to legendarna produkcja, którą warto obejrzeć. Co prawda już mocno się zestarzała, szczególnie pod względem technologii, ale te ogromne emocje, które dostarcza, są wciąż niepowtarzalne. Serial niezmiennie potrafi wciągnąć na wiele godzin, a odcinki ogląda się za jednym zamachem! To niepowtarzalna rozrywka, którą każdy powinien znać, damn it!