Co z nowymi grami ze świata Star Wars?
Rok temu, również przy okazji wielkiego święta fanów Gwiezdnych Wojen, jakim jest 4 maja, przytaczałem Wam historię gier z tego uniwersum. Teraz pora zastanowić się, co czeka tę konkretną jego gałąź.
Gwiezdne Wojny to niezwykle obszerne i rozbudowane uniwersum, które doczekało się nie tylko bardzo popularnych filmów, ale też m.in. książek, komiksów i gier. Te ostatnie produkcje trafiały na rynek regularnie, nie tylko przy okazji kinowych premier kolejnych epizodów sagi.
Pierwsze licencjonowane gry na podstawie Gwiezdnych Wojen pojawiły się jeszcze w latach 80., co w branży wirtualnej rozrywki wydaje się być prehistorią. To wtedy na konsoli Atari 2600 pojawiły się takie produkcje, jak Star Wars: The Empire Strikes Back, Star Wars: Return of the Jedi – Death Star Battle czy Star Wars: Jedi Arena. Oczywiście, przez możliwości ówczesnego sprzętu były to gry wyjątkowo proste i w dużej mierze polegały na wyobraźni grających, którzy dzięki temu mogli poczuć się jak bohaterowie znani z dużego ekranu.
Rewolucję przyniosły lata 90., a konkretnie wydane w 1993 roku Star Wars: X-Wing. Ten kosmiczny symulator oferował świetną (jak na tamte czasy) oprawę graficzną, a także historię, która całkiem zmyślnie została połączona z filmowym A New Hope. Dwa lata później na rynek trafiło świetne Star Wars: Dark Forces, które dało początek cieszącej się dużą popularnością serii Jedi Knight. Cykl ten zawierał wszystko to, za co fani pokochali Gwiezdne Wojny. W ręce graczy oddano blastery i miecze świetlne, a i sama historia Kyle’a Katarna była interesująca i przyciągała do ekranu.
I chociaż mogłoby się wydawać, że Gwiezdne Wojny stanowią idealny fundament przede wszystkim dla kosmicznych strzelanek i gier akcji, to na przestrzeni lat powstało mnóstwo produkcji należących do różnych gatunków – od przygodówek, jak Star Wars: Yoda Stories, przez strategie, a na… wyścigach kończąc. Oczywiście, nie wszystkie gry były równie udane i zdarzały się wśród nich spektakularne wpadki, takie jak chociażby fatalna bijatyka Star Wars: Masters of Teräs Käsi z 1997 roku, o której większość graczy oraz fanów tego uniwersum prawdopodobnie chciałoby jak najszybciej zapomnieć. Czemu jednak od dłuższego czasu nie pojawiają się, pomijając Star Wars: Battlefront II żadne nowe, mniej lub bardziej angażujące tytuły?
Jednym z elementów, który na pewno nie ułatwia tworzenia gier ze świata Gwiezdnych Wojen jest w moim odczuciu nowy kanon. Jasne, to wciąż ogromne uniwersum, które nowa trylogia filmów ukazuje ledwie pobieżnie. Jest jednak kilka "ale". Po pierwsze, nowe uniwersum wciąż się tworzy i jest dużo staranniej planowane. W momencie gdy powstawały najlepsze gry, stary kanon znany teraz jako Legendy, był już dobrze osadzony, wykraczający daleko w przyszłość i przeszłość poza to, co prezentowały epizody I-VI. Teraz jest to niemożliwe. Nie wiadomo do końca, które z wydarzeń sprzed Star Wars: Episode I - The Phantom Menace są kanoniczne, może prócz niektórych elementów z Star Wars: Knights of the Old Republic i tamtego okresu ogólnie, zaś w zasadzie wszystko co działo się po Star Wars: Episode VI - Return of the Jedi zostało wymazane. I tak naprawdę póki nie pojawi się Epizod IX nie wiemy, czego możemy się spodziewać, a przyszła historia uniwersum jest niewiadomą, bo trudno powiedzieć, w jakim kierunku się rozwinie. Włodarze Lucasfilmu, jak wspomniałem, mają całkiem dobrze zaplanowane i oby spełnili oczekiwania.
Czemu to taki problem? Przede wszystkim ograniczenie epok, w których obecnie dziać mogą się nowe gry. Mamy czasy Starej Republiki, oraz Epizody I-IX i to co działo się między nimi. Czy to aż tak mało? Owszem, bo póki co na przykład nie ma co liczyć na produkcję o Jedi dziejącą się w jakimś okresie po Star Wars: Episode VI - Return of the Jedi, gdyż Luke nawet nie zdążył na dobre zacząć nauki nowego pokolenia, zanim Zakon znów został unicestwiony. A póki co zanosi się na to, że na dobre. Oczywiście można by eksplorować bogatą historię sprzed Sagi albo nawet i to, co działo się w trakcie, ale produkcji z tych czasów mamy już multum. A uniwersum cały czas się rozwija i tak powinno być również z grami. Tyle, że teraz trzeba zaczekać, obserwować jak ten świat buduje się i rozwija od nowa. Dopiero wtedy twórcy elektronicznej rozrywki będą mogli w pełni rozwinąć skrzydła i w pełni wykorzystać potencjał nowego kanonu.
Nie oznacza to jednak, że już teraz nie możemy mieć dobrych gier powiązanych z najnowszą trylogią. Przyznam się, że kompletnie nie rozumiem czemu zrezygnowano z tworzenia produkcji ściśle nawiązujących do nowych ekranowych przygód naszych bohaterów. Ok jest niby LEGO Star Wars: The Force Awakens, ale nie oszukujmy się, jest to gra przede wszystkim dla dzieci. Brak tu wcześniejszych, dorosłych produkcji, które zaczęły się już przecież pojawiać w erze konsoli NES i SNES. To jednak tylko wierzchołek obecnych możliwości. Pamiętacie Star Wars: Rogue Squadron? Przecież przygody Poe Damerona i jego jednostki to idealny materiał na sequel czy nawet reboot tej serii. Inny przykład? Może i Star Wars: The Force Unleashed nie była jakąś fabularną perełką, ale mechanicznie oferowała całkiem przyjemną zabawę. A gdyby tak zrobić podobną produkcję, ale o którymś z Rycerze Ren? Dałoby nam to nowego bohatera z potencjałem, a i rozbudowało póki co jeszcze mocno nieznany fragment historii. Twórcy boją się wprowadzić coś nowego? Proszę bardzo - Darth Maul. Z samej jego kanonicznej historii i dziur czasowych między opowieściami można by stworzyć osobną grę albo nawet ich serię.
A może jakaś strategia? Taka, w której kierujemy Rebelią albo Najwyższym porządkiem, tworząc historię alternatywną? Takie rzeczy już były i działały dobrze. Nawet wyścigi Star Wars Episode I: Racer dawały kawał dobrej zabawy, a zostały zapomniane. A może jeszcze co innego? Może wyjść całkowicie poza ramy tego, co prezentowały dotychczasowe produkcje i stworzyć coś zupełnie nowego? Może jakiś survival horror? Przecież to nawet w tym stanie jest tak wielkie i bogate uniwersum, że można stworzyć coś nieosadzonego bliżej w czasie i przestrzeni. Co za problem, by grupa Rebeliantów albo Szturmowców trafiła na jakąś planetę, stację czy opuszczony statek z czyhającym na nich kosmicznym drapieżnikiem, dużo od nich silniejszym, szybszym, sprawniejszym. Takie motywy pojawiały się i pojawiają do dziś, w różnych mediach związanych z Gwiezdnymi Wojnami i powinny znaleźć swoje miejsce w grach. Zasługujemy przecież na lepsze produkcje, niż dwa zrobione na odwal się i dla kasy Battlefront-y.
No właśnie, tu trafiamy na kolejny problem, czyli likwidację Lucasarts i przejęcie przez Electronic Arts praw do gier z uniwersum na wyłączność. To był, lekko mówiąc, strzał w stopę. Jasne, w pewnym momencie stary kanon, a to również za sprawą wspomnianego Lucasarts, stał się niespójny, pogmatwany, momentami pełen sprzeczności i każdy dorzucał do niego to, co chciał. Jednak wystarczyło tylko przykręcić nieco śrubę i dać konkretne wytyczne studiu, mającemu wiele lat doświadczenia w tworzeniu gier z tego uniwersum. A zamiast tego sprzedano prawa Electrionikom, którzy ostatnimi czasy nie najlepiej sobie radzą na rynku produkcji dla pojedynczego gracza, skupiając się na pozbawionej historii rozgrywce sieciowej. Zamknięcie studia Visceral, wraz z tworzoną przez nich, nienazwaną grą, nad którą pracowała znana z serii Uncharted: The Nathan Drake Collection Amy Hennig to tylko kolejne dowody na to, jak zła była to decyzja po stronie Lucasfilm. Zresztą sami zaczęli zdawać sobie z tego sprawę, nie tak dalej jak w lutym pisaliśmy o możliwym odebraniu EA licencji.
W mojej opinii Lucasfilm wraz z Disneyem powinni szerzej udostępnić licencję na gry z uniwersum Star Wars i pozwolić twórcom na wspólne kreowanie tym uniwersum, zachowując przy tym oczywiście większą kontrolę, by nie dopuścić do tego, co stało się ze starym kanonem. Ja wciąż czekam na nowe Star Wars Jedi Knight: Jedi Academy. Potencjał jest nieograniczony. Trzeba tylko zabrać się w końcu do tworzenia tych gier.
Źródło: zdjęcie główne: materiały prasowe