Danay García o Fear The Walking Dead: Scenarzyści wymyślają coraz straszniejsze historie
Na kanał AMC powraca serial Fear The Walking Dead z drugą połową siódmego sezonu (emisja w poniedziałki o godz. 22:00). Danay García, która gra postać Luciany, w dzisiejszym wywiadzie zdradziła nam, jak jej bohaterka się zmieniła. Dowiecie się też, co ją nieustannie zaskakuje w tej produkcji.
DAWID MUSZYŃSKI: Na pewien czas straciliśmy cię z oczu. Co działo się z twoją bohaterką?
DANAY GARCIA: To prawda. Odnoszę wrażenie, że Luciana ma tendencję do tego, by co jakiś czas ukrywać się przed światem. Utrzymuje wszystkich w ciągłym stanie niepewności dotyczącym jej losu. Każdy zadaje sobie pytanie: „Gdzie ona tym razem jest?”. Musimy jednak pamiętać, że jest wolnym duchem, który nie lubi, jak ktoś narzuca jej swoją wolę. Zawsze chodzi swoimi ścieżkami, choć stara się być częścią jakiejś grupy i robić to, co oni, to jej to nigdy do końca nie wychodzi. Na domiar złego nie jest osobą otwartą. Nie mówi o swoich planach. Ona je po prostu realizuje, co jest dla mnie zawsze interesujące pod względem aktorskim, ale nie zawsze wychodzi postaci na dobre. Nawet ja nie wiem, co w jej głowie siedzi (śmiech). To wiedzą tylko scenarzyści. Cały czas zaskakują mnie swoimi decyzjami. Po tylu latach grania tej postaci myślałam, że ją znam, ale się myliłam.
No właśnie, czas leci nieubłaganie, zwłaszcza w tym serialu. Mamy przeskoki czasowe i rozłamy w grupie. I tak się zastanawiam, za kim pójdzie Luciana?
Mogę zdradzić, że teraz najbliżej jej do Daniela Salazara, z którym wcześniej jakoś nie była blisko. Zresztą sugerowaliśmy to już we wcześniejszych odcinkach, gdy bohaterka zaczyna zauważać, że nie ma do czynienia z osobą chorą psychicznie. Daniel ma drobne problemy z pamięcią i trzeba mu pomóc, a nie go stygmatyzować. Jeśli chodzi o wybieranie stron w tym nabrzmiałym konflikcie, to ona jeszcze chyba nie zdecydowała. Na razie robi to samo co zwykle, czyli kombinuje, jak tu przeżyć.
Scenarzyści was nie oszczędzają. W Fear the Walking Dead widzieliśmy, jak ta pandemia się rozpoczynała. Obserwowaliśmy upadek naszej cywilizacji. I gdy już zaczynaliśmy przyzwyczajać się do nowej rzeczywistości, doszło do eksplozji, która znów wszystko zmieniła.
No właśnie! Żyliśmy w przekonaniu, że nastał czas apokalipsy i nic gorszego nas już nie spotka, a tu się okazało, że jednak pogorszenie naszej sytuacji życiowej jest możliwe. Do tego w prawdziwym życiu wybuchła pandemia, która, mam wrażenie, była wielką inspiracją dla scenarzystów. Nagle wylądowaliśmy w jakimś postapokaliptycznym świecie. Jak czytałam scenariusz, to już byłam przerażona, ale prawdziwe zaskoczenie przyszło, gdy po raz pierwszy stawiłam się na przymiarki kostiumowe. To, co tam się wydarzyło, po prostu rozsadziło mi głowę. Pomysłowość tego departamentu nareszcie została wykorzystana na odpowiednim poziomie.
Nagle okazało się, że bohaterowie mogą być... jeszcze bardziej martwi?
Właśnie! Zombi się rozpadają, ale cały czas pełzają. Do tego świat dookoła zaczyna nagle umierać. Drzewa, trwa, krzaki… to wszystko już nie żyje. Znalezienie pożywienia stało się prawie niemożliwe.
O co teraz walczycie? Nie ma już farm, które warto było bronić jako domu dla nowego kolektywu. Czy ten wybuch nie odebrał bohaterom ostatniego pierwiastka wiary, że jest po co żyć?
Ciekawe pytanie. Wydaje mi się, że walka o przetrwanie jest wpisana w nasze DNA. My jako gatunek ludzki nie potrafimy odpuścić i się poddać. Nawet w najbardziej beznadziejnych momentach będziemy walczyć o przetrwanie. Tak już jesteśmy skonstruowani. Mogą się znaleźć oczywiście słabsze jednostki, ale jako gatunek będziemy walczyć do końca.
Z racji tego, że twoja bohaterka cały czas pojawia się i znika, jestem ciekaw, z jakim wyprzedzeniem dowiadujesz się o dalszych planach dla tej postaci?
Ta produkcja bawi się egzystencją swoich bohaterów. Po pierwsze nikt nie jest pewny tego, czy dożyje końca sezonu. Po drugie często nasze postaci wyruszają w jakąś podróż, której nie widzimy na ekranie i pojawiają się w najmniej oczekiwanych momentach. Widzowie to lubią. Do tego się przyzwyczaili i chyba tego się już domagają. Madison jest tego najlepszym przykładem. Nie spodziewaliśmy się, że wróci i to w takim stylu.
Czyli jak znikasz, to nie masz stresu, że to na zawsze?
Nie. Zwłaszcza że teraz przez pandemię nagrywamy rzeczy nie po kolei. Trochę odcinka trzynastego, kawałek czternastego i tak dalej. Więc nie ma tego zaskoczenia co kiedyś, gdy nagrywaliśmy wszystko w kolejności chronologicznej.
Z racji tego, że The Walking Dead się kończy, od przyszłego roku to wy będziecie liderami tej franczyzy. Jak się z tym wszyscy czujecie?
Ekipa The Walking Dead była przez nas traktowana jak taki starszy brat. Wszyscy byli faktycznie skupieni na tym, co oni robią, a my żyliśmy trochę w ich cieniu. Tego zabraknie i zobaczymy, jak widzowie zareagują. Dla nas na pewno będzie to znakomita okazja, by rozwinąć skrzydła. Cieszę się, że ten moment następuje, gdy mamy już ugruntowaną pozycję i wiernych fanów.
A zastanawiałaś się już, jak zareagujesz, gdy wasza przygoda dobiegnie końca? Spędziłaś dużą część swojego życia na tym planie jako Luciana.
Miałam takie przemyślenia i doszłam do wniosku, że trudno będzie mi się pożegnać – nie tylko z tą postacią, ale też z samym projektem. Nie często aktorzy mają możliwość wzięcia udziału w produkcji, która staje się kultowa, a trzeba sobie jasno powiedzieć, że The Walking Dead jest za taką uznawane. I my po części już też. Staliśmy się istotną częścią tego świata. Przez te siedem lat przeżyliśmy tak dużo. Zmienialiśmy kraje, w których nagrywaliśmy, przetrwaliśmy pandemię. Przed nami pewnie jeszcze kilka lat różnych przygód. To wszystko bardzo naszą ekipę zbliżyło. Trudno mi wyobrazić sobie dzień, w którym będę musiała to wszystko zostawić. Miejmy nadzieję, że to nie nastąpi zbyt szybko.