Google Stadia kontra GeForce NOW. Starcie w cieniu Cyberpunka 2077
Serwis cloud gamingowy wyszukiwarkowego potentata w końcu trafił pod polskie strzechy. Na kilka dni przed premierą Cyberpunka 2077 wszyscy klienci Google mogli zobaczyć, czym kusi ten serwis. I porównać go z tym, co oferuje jego największy konkurent, GeForce NOW.
Debiut Stadii był dla mnie małym zaskoczeniem. Owszem, gdzieś tam z tyłu głowy dochodziły do mnie przecieki sugerujące, że jeszcze przed końcem roku serwis zawita do kraju nad Wisłą, ale po fali krytycznych recenzji i zbyt powolnego wdrażania obiecanych rozwiązań nie wierzyłem, że korporacji uda się zrealizować tę obietnicę. Mówimy w końcu o Google. Firmie, która od lat traktuje nas po macoszemu i nie kwapi się, aby wdrożyć do oficjalnej dystrybucji m.in. urządzenia z linii Pixel czy Chromecasty. Te są co prawda sprzedawane w Polsce, ale wyłącznie poprzez pośredników. O oficjalnym sklepie Google możemy na razie pomarzyć.
Mimo to Stadia w końcu pojawiła się w naszym zasięgu, obiecując, że odmieni świat gamingu, przenosząc go do chmury. Skądś już to znamy, prawda? Podobne zapewnienia składali nam przedstawiciele NVIDII, głównego konkurenta dla google’owskiej Stadii. Twórcy platformy GeForce NOW, która od ładnych kilku lat przekonuje nas do porzucenia tradycyjnego modelu odpalania gier komputerowych poprzez uwolnienie się od ograniczeń sprzętowych.
Ze Stadią spędziłem dopiero kilka godzin, zbyt mało, aby wydać ostateczny werdykt na temat jej funkcjonalności. Zbyt mało, aby sprawdzić, jak radzi sobie o różnych porach dnia i przy różnych obciążeniu domowego łącza internetowego. Ten czas pozwolił jednak rzucić nieco światła na to, czym Stadia jest i jakie ma szanse w starciu z prężnie rozwijającą się konkurencją. I niestety odnoszę wrażenie, że serwis zadebiutował w najgorszym możliwym momencie. Wypuszczenie go w gorącym okresie promocyjnym Cyberpunka 2077 może podkopać jego szanse na zadomowienie się na naszym rynku. A szkoda, gdyż pierwszy kontakt ze Stadią okazał się zaskakująco satysfakcjonujący.
Z GeForcem NOW znamy się od podszewki. Śledziłem rozwój tej platformy w zasadzie od pierwszej wzmianki na jego temat i miałem okazję wielokrotnie testować jej kolejne odsłony. Trzeba bowiem przypomnieć, że GeForce NOW ma w sobie coś z Pokemonów – raz na jakiś czas ewoluuje, zrzucając swoją dotychczasową skórę, zmieniając całkowicie swój charakter i metody dotarcia od klienta. GeForce NOW był już Netflixem dla gier i usługą wynajmu kart graficznych na godziny, dopiero w ostatnich latach serwis przybrał swoją ostateczną formę i zawiązał mariaż ze Steamem czy Epic Games.
Założenia stojące za Stadią od początku były dość klarownie wyłożone. Inżynierowie Google chcieli stworzyć autorski sklep z aplikacjami, które odpalimy przez sieć, z możliwością wykupienia abonamentu premium gwarantującego dostęp do szeregu gier w pakiecie. Prosto, schludnie i czytelnie, bez zbędnego kombinowania. Aplikacja webowa też trzyma się tych samych zasad – wystarczy kilka minut, aby na dobre rozeznać się w serwisie i pojąć, w jaki sposób funkcjonuje. Do dyspozycji otrzymujemy zakładkę ze sklepem oraz bibliotekę zakupionych/subskrybowanych pozycji. To wszystko, trzeba tylko kliknąć w jeden z gigantycznych kafli, aby w ciągu kilku chwil zalogować się do gry.
Gdyby zestawić ze sobą oba te serwisy wyłącznie pod kątem prostoty obsługi, GeForce NOW musiałby zarumienić się ze wstydu na widok Stadii, która działa szybciej i jest dalece bardziej intuicyjna. Nie wymaga ani logowania się do zewnętrznych witryn, ani synchronizowania żadnych bibliotek. Wchodzisz i grasz. Nawet korzystanie z NVIDIA Shielda nie jest tak przyjemne, jak obcowanie ze Stadią.
Problem polega jednak na tym, że usługa Google nie ma w rękach argumentów, które przekonałyby mnie do zainwestowania w nią większej sumy pieniędzy. Owszem, nie muszę płacić ani złotówki, aby grać w tytuły kupione wewnątrz tej platformy, o ile zadowolę się graniem w 1080p przy 60 klatkach. Problem polega jednak na tym, że jako gracz z wieloletnim stażem przesiadka na Stadię wydaje mi się nieopłacalna. Musiałbym na nowo budować bibliotekę gier w świeżym środowisku, porzucając to wszystko, co zgromadziłem na Steamie. W końcu nawet jeśli opłacę abonament Pro, nie będę mógł grać w posiadane gry na urządzeniach mobilnych bądź laptopie hybrydowym wykorzystywanym do pracy w biegu. A obecnie tylko to zmotywowałoby mnie do subskrybowania usługi od Google.
Dla kogoś dysponującego wydajnym komputerem inwestowanie w Stadię jest zupełnie bezcelowe. O wiele rozsądniejszy wydaje się mariaż z NVIDIĄ, aby grać na smartfonach i tabletach w te tytuły, które mam w swoich bibliotekach Steam, GOG oraz Epic Games. Jasne, nie odpalę wszystkich gier nagromadzonych przez lata, ale i tak wyjdę na plus subskrybując GeForce NOW. W zamian za 25 zł miesięcznie mogę grać w przeszło 100 gier z mojej biblioteki. Stadia Pro oferuje co prawda w pakiecie kilkadziesiąt tytułów, ale są to głównie tytuły klasy indie okraszone Sniper Elite 4 oraz Hitmanem 2. Nic, za co gotów byłbym płacić co miesiąc 40 zł.
Ale to jeszcze nie jest najgorsze, w końcu nie bez powodu wspomniałem na początku artykułu o Cyberpunku 2077. Najnowszy tytuł od CDPR to produkt przełomowy i nawet jeśli jeszcze przez kilka tygodni będzie irytować nas błędami, to on na dobre rozpocznie erę ray tracingu. A tak się akurat składa, że Stadia tej technologii nie obsłuży.
Wypuszczanie nowego serwisu cloud gamingowego w czasie, gdy o ray tracingu i Cyberpunku 2077 robi się naprawdę głośno, to strzał w kolano. Dla tych graczy, którzy chcieliby doświadczyć nowogeneracyjnej grafiki, ale nie mają wydajnego komputera, inwestowanie w Stadię może nie wydawać się dobrym pomysłem. To GeForce NOW pozwoli w pełni wykorzystać potencjał tego tytułu.
Fakt, aby grać w Cyberpunka 2077 przez Stadię w 1080p, musimy kupić wyłącznie grę. Do swobodnej zabawy przez GeForce NOW potrzeba jeszcze opłacić miesięczny abonament. Ale właśnie wkraczamy w okres świąteczny, po Wigilii wielu z nas będzie miało chwilę wolnego, idealną do spożytkowania na ogranie najgłośniejszego tytułu tego roku. Wydatek dodatkowych 25 zł na rzecz zauważalnej poprawy jakości grafiki wydaje się rozsądnym rozwiązaniem. Zwłaszcza że grę przypiszemy do konta GOG-a bądź Steama i po modernizacji sprzętu bez problemu odpalimy w trybie offline.
Szkoda, że Stadia pokazała się u nas tak późno i zadebiutowała w tak newralgicznym momencie. NVIDIA mogłaby brać od Google lekcje w zakresie ergonomii użytkowania platform streamingowych, ale to GeForce NOW ma przewagę marketingową w tym starciu.
Co prawda można by pokusić się o stwierdzenie, że Stadia idealnie sprawdziłaby się w rękach nowych, młodych graczy, którzy nie mają jeszcze rozbudowanej biblioteki gier, ale obawiam się, że w ich przypadku znacznie rozsądniejszym wyborem byłaby inwestycja w Game Passa Ultimate. Zwłaszcza że już w 2021 roku xCloud wchodzący w skład tego pakietu trafi na komputery osobiste i urządzenia mobilne od Apple. A wtedy nawet na wiekowym komputerze w ramach abonamentu Microsoftu odpalimy szereg dalece bardziej interesujących gier w chmurze. Również tych, które dopiero co trafiły do dystrybucji.