Sprawdziliśmy rywala Simsów. Czy InZOI zdało egzamin?
InZOI to obok Paralives jedna z dwóch gier, którą uważa się za poważnego konkurenta The Sims 4. Czy są ku temu powody?
To oczywiste, że InZOI będzie porównywane z The Sims 4, które rządzi na rynku symulatorów życia i do tej pory nie miało żadnej poważnej konkurencji. Na ten moment nie ma po prostu innego punktu odniesienia. Należy jednak pamiętać, że InZOI to nowa gra i wciąż daleko jej do oficjalnej premiery, a konkurent jest na rynku od 2014 roku. Twórcy mieli wiele lat na to, by dopieścić swój produkt. A żeby być sprawiedliwym, należy przypomnieć, że The Sims 4 było w trakcie premiery bardzo wybrakowaną grą. Dopiero z czasem do podstawowej wersji dodano wiele funkcji czy opcji CAS, takich jak rzęsy czy drabinki. Twórcy wiele zyskali też na współpracy z influencerami, np. Lilsimsie, a w ostatnich latach korzystają z pomysłów społeczności, którą InZOI będzie dopiero budować.
Skoro już znamy kontekst, przejdźmy do pierwszych wrażeń z gry.

InZOI – tworzenie postaci
Na początku możemy wybrać jednego z gotowych Zojków. Jest ich sporo, a modele są bardzo różnorodne. Twórcy postarali się o postacie o różnej budowie ciała, narodowości i stylu. Uważam to za ogromny plus. Po pierwsze pokazuje to, jak duże możliwości daje kreator, a po drugie oferuje większy wybór graczom z całego świata. Następnie możemy edytować postać. Byłam trochę zaskoczona, ponieważ nie ma „premade setów” z nosami czy oczami. Możemy natomiast, klikając na odpowiednią część ciała, zmienić jej kształt i wielkość. Dokładnie tak działa to również w Simsach. Różnica polega na tym, że InZOI rozmieszcza na ciele postaci kropki, dzięki którym widać dokładnie, co możemy zmienić. Jest także tryb mniej i bardziej szczegółowy, który ułatwia edycję. To niby drobnostka, ale moim zdaniem ten system jest o wiele bardziej przejrzysty niż w The Sims. Jeśli chodzi o włosy, kreator postaci w InZOI bardzo przypomina mi The Sims 3, ponieważ można osobno zmieniać kolor odrostów, pasemek czy końcówek.
Nie da się ukryć, że tworzenie i wygląd postaci to coś, co przyciągnęło lwią część graczy do InZOI. Modele wyglądają niezwykle realistycznie i są ładne. Ubrania, inspirowane w dużej mierze koreańską modą, są na czasie. Można również... samemu tworzyć ubrania i wgrywać tekstury z komputera. Przykład: przygotowujemy koszulkę, zmieniamy długość rękawów i rodzaj kołnierza, a potem edytujemy jej kolor i wzór. A to tylko jedno z wielu narzędzi do personalizacji. Jest także drukarka 3D, która na podstawie zdjęcia może generować różne przedmioty.
Na tym etapie wybieramy charakter postaci. System bardzo różni się od tego z The Sims 4. Nie mamy pojedynczych cech, a jeden rozbudowany archetyp. Mój Zojek jest na przykład indywidualistą, co znaczy, że jest niezależny i kreatywny. Później musimy zdecydować się na cel życia postaci. Twórcy sugerują nam, która ścieżka pasuje do wybranej osobowości. Z tego, co widziałam, takie rozwiązanie mocno podzieliło graczy. Z jednej strony wybranie kilku cech charakteru pozwala stworzyć więcej ciekawych kombinacji. W tym kontekście InZOI daje o wiele mniej swobody. Z drugiej, przez lata fani narzekali, że simowie zachowują się jednowymiarowo. A skoro na archetyp składa się wiele małych elementów, to jest szansa, że doda to więcej głębi postaciom. Na tym etapie trudno stanąć po którejkolwiek ze stron. Musiałoby minąć wiele godzin gry, by dobrze to ocenić. Na razie jednak wciąż najlepszym rozwiązaniem wydaje mi się dystrybucja punktów z The Sims 2.
InZOI – tryb budowania
Chyba jestem w mniejszości, której nie do końca podoba się tryb budowania. Oczywiście, jest wiele opcji, które można uznać za rewolucyjne: drukarka 3D, tworzenie własnych mebli przez wymienianie elementów pomiędzy różnymi modelami, koło barw czy wgrywanie własnych tekstur i deseni. Widać, że InZOI stawia na personalizację. Wątpię, by Paralives czy The Sims 4 kiedykolwiek dały nam tyle opcji. To coś, co może naprawdę wyróżnić grę na tle konkurencji. Poza tym jest wiele pierdółek, które po prostu dają frajdę: funkcjonalne mopy, pralka i suszarka (ponownie – w The Sims 4 trzeba dokupić tę zawartość) czy układanie kubków i patelni na półkach. I to wszystko brzmi fantastycznie, ale…
Na tym etapie budowanie potrafi być naprawdę nieintuicyjne. Możliwe, że muszę po prostu się do niego przyzwyczaić, jednak pierwsze wrażenie nie było do końca pozytywne. Brakowało mi na przykład urządzenia pędzla, by pomalować za pomocą niego ściany, zamiast na nie klikać. Jeśli chodzi o meble, to żałowałam, że nie ma więcej gotowych swatchy, tylko muszę klikać na każdy przedmiot z osobna i zmieniać jego kolorystykę. Budowanie w The Sims 4 jest moim zdaniem o wiele przyjemniejsze i szybsze. Szczególnie dla osób, dla których najważniejsza jest rozgrywka, a nie tworzenie domu. Z drugiej strony personalizacja w InZOI już teraz jest bardzo rozbudowana, więc jeśli czuliście, że The Sims 4 ogranicza Was twórczo, to gra studia KRAFTON będzie strzałem w dziesiątkę.
Coś, co także bardzo miło mnie zaskoczyło, to liczba mebli dla dzieci, takich jak kołyska na podłogę. Poza tym jest kilka przedmiotów codziennego użytku, które dodają sporo realizmu, a nasze postacie naprawdę mogą z nich korzystać, np. mopy i miotły. Już w grze podstawowej mamy pralkę i suszarkę, co w The Sims 4 jest w zawartości kolejnego minidodatku. Cieszy mnie fakt, że można edytować miasto: zmieniać reklamy wyświetlane na bilbordach, sadzić różne drzewa i kwiaty, a nawet wybrać, jakie zwierzęta mają pojawiać się na zewnątrz. Można również edytować ulice! To naprawdę sporo swobody. Jestem ciekawa, czy w przyszłości pojawi się opcja, by zbudować swoje własne miasteczko.

InZOI – rozgrywka
Po stworzeniu postaci wprowadzamy ją do miasta i nią gramy. Warto tu wspomnieć o kilku ciekawych funkcjach. Po pierwsze, największą niespodzianką jest chyba system karmy. W skrócie: mieszkańcy mogą zbierać pozytywną i negatywną karmę. Jeśli w trakcie umierania okaże się, że mają więcej tej drugiej, nie mogą spokojnie iść do zaświatów, bo zostają uwięzieni na Ziemi w formie duchów. Blokuje to ścieżkę również kolejnym zmarłym. W trakcie rozgrywki są zresztą interakcje oznaczone jako zła lub dobra karma.
Poza tym w trakcie gry mamy wskaźnik nastroju i potrzeby. Trochę mnie zaskoczyło, że oba dość wolno spadają i moja postać miała zły humor dopiero wtedy, gdy z głodu praktycznie padła na chodnik. Na pewno pod tym kątem nie jest to gra tak wymagająca, jak chociażby The Sims 2. Na tym etapie podobają mi się interakcje między postaciami, ponieważ jest ich bardzo dużo i zmieniają się w zależności od tego, jak zostaje poprowadzona rozmowa. Mamy też trzy różne rodzaje relacji: romantyczna, przyjacielska i biznesowa. To też ciekawy pomysł. Zrobiłam również eksperyment i zdołałam w tym samym dniu, w którym wprowadziłam mojego Zojka na parcelę, spotkać i uwieść kobietę, a potem z powodzeniem się jej oświadczyć. Trochę szkoda, że nie zajmuje to więcej czasu. Brakowało mi również więcej zawodów, na przykład artysty. Domyślam się, że zostanie to wprowadzone z czasem. W końcu to dopiero bardzo wczesna wersja gry.
W The Sims 4 było coś takiego jak nagrody aspiracji. Tu mamy odpowiednik: kocie monety. Nagrody są jednak mniej ciekawe. W Simsach rzeczywiście były to przedmioty, które mogłeś umieścić w świecie gry i korzystały z nich często kolejne pokolenia. Miały też zazwyczaj zabawny opis i historię.
InZOI, k-pop i koreańska kultura
Naprawdę widać, że mamy do czynienia z grą południowokoreańskiego studia. Ubrania przypominały mi te, które widziałam w dzielnicy Myeong-dong w Seulu. W budkach z jedzeniem można zamówić tteokbokki, popularny koreański street food. Samo miasteczko Dowon jest stylizowane na tętniący życiem Seul. Wielu fanów k-popów ucieszy również informacja, że jedną z opcji kariery jest… zostanie idolem.
Ale na tym nie koniec. Wiele azjatyckich gier ma bardzo rozbudowane opcje robienia zdjęć i pozowania postaci. Jeśli kiedykolwiek podróżowaliście po Korei, to wiecie, że niemal na każdym rogu można znaleźć lustra i fotobudki. W parkach, na mieście i w atrakcjach turystycznych są przygotowywane specjalne scenografie do strzelania sobie fotek. I ten element kultury można naprawdę wyczuć w InZOI. Wasze postacie mają wiele opcji pozowania, a w mieście jest rozbudowane studio do robienia zdjęć.
Uważam, że to dobry ruch ze strony twórców. To znaczy, że doskonale znają swój target. Są osoby, które w The Sims 4 głównie zajmowały się tworzeniem Simów i pokazywaniem ich w mediach społecznościowych. Niektórzy kochają też wymyślać własne historie, odgrywać je za pomocą stworzonych przez siebie postaci i później montować na podobieństwo filmu czy serialu, który mogą wrzucić na TikToka czy YouTube’a, a kiedyś, w zamierzchłych i mrocznych czasach sprzed 5G, dodawano na blogach w formie zdjęć, czyli tzw. fotohistorii. To właśnie realistyczne i piękne modele postaci przyciągnęły graczy do InZOI w pierwszej kolejności.
InZOI – podsumowanie
Na pewno zaskoczyło mnie to, że już na tym etapie twórcy dodali samochody. O to fani The Sims 4 bardzo długo nie mogli się doprosić. Wygląda też na to, że z czasem będzie można mieć zwierzaka, bo już teraz w trybie budowania można znaleźć drapak dla kota. A przypominam, że w grze EA mamy do nich dostęp tylko dzięki płatnemu dodatkowi. Oczywiście, te opcje nadal są mało rozwinięte, ale już pokazują, że na oficjalną premierę możemy dostać naprawdę rozbudowany produkt. Poza tym nasze postacie mogą swobodnie poruszać się po mieście, czyli mamy otwarty świat. Uważam, że twórcy naprawdę dają nam dużo już w wersji podstawowej i jestem bardzo ciekawa, jak będzie wyglądać ukończona gra.
Już na tym etapie widać, że InZOI ma swoją własną tożsamość i nie jest po prostu kopią The Sims 4. Po pierwsze, tak jak wspomniałam, wyraźnie widać wpływy koreańskiej kultury. Po drugie, o ile The Sims 4 jest znane z czarnego humoru i burzenia czwartej ściany, InZOI kreuje się na bardziej „family friendly”. Już po jej włączeniu wita nas przesłodki kot. Gdy tworzymy rodzinę lub zaręczamy się, czekają na nas urocze komunikaty od twórców, a postacie z czasem zostają wysłane na obowiązkową emeryturę. KRAFTON położył również duży nacisk na realizm, co widać – w małych, ale dodających dużo ciepła i domowej atmosfery – funkcjach, takich jak zmywanie podłogi, odświeżanie pościeli czy wybór, po której stronie łóżka chcemy spać.
Nie jest to ukończona gra, co da się wyczuć. Jednak tkwi w niej ogromny potencjał. Funkcje personalizacji są naprawdę rozbudowane. Grafika robi ogromne wrażenie. Na pewno twórcom trudno będzie konkurować z The Sims, bo to legendarna marka, w którą wiele osób zainwestowało sporo pieniędzy. Uważam jednak, że właśnie ten monopol może ostatecznie doprowadzić do jeszcze większego zainteresowania InZOI. W końcu gracze od lat czekają na coś nowego w tym gatunku. I chyba widać to po pierwszych wynikach: gra zajęła 1. miejsce na globalnej liście życzeń Steam i w ciągu 40 minut od premiery znalazła się na 1. miejscu bestsellerów tej platformy.


