Jeremy Strong o serialu Sukcesja: Kendall ma już gdzieś szacunek ojca
Sukcesja to obecnie jeden z najlepszych seriali w telewizji i na streamingu. Na HBO wystartował właśnie 3. sezon. Z tej okazji spotkaliśmy się z Jeremym Strongiem, by porozmawiać o tym, co się w nim wydarzy.
DAWID MUSZYŃSKI: Sukcesja jest serialem oczywiście o rodzinie, ale także o władzy. Zastanawiam się, czy w twoim życiu pojawił się taki moment, kiedy ją poczułeś? Kiedy pomyślałem sobie: „mam władzę”?
JEREMY STRONG: Interesujące pytanie. Władza, jaką pokazujemy w naszym serialu, i ta, którą mają aktorzy, to dwie zupełnie inne rzeczy. W aktorstwie władzę można zdobyć dopiero wtedy, gdy się przestanie o nią zabiegać. Gdy nauczysz się odpuszczać. W pewnym sensie można powiedzieć, że musisz objąć władzę nad własnym życiem. Jeśli tego nie zrobisz, to twoja kariera zostanie zmiażdżona. Ja już dawno temu włożyłem między bajki marzenia o wielkiej karierze i udzielaniu takich wywiadów jak teraz z tobą. Dopiero gdy mi się to udało, zacząłem odnosić sukcesy. Przestałem wybierać projekty, oceniając ich potencjał nagrodowy. Zacząłem wybierać takie, które sprawiały mi przyjemność, intrygowały postaciami, jakie miałem zagrać. Patrząc na miejsce, w jakim teraz się znajduję, to widać, że to była dobra decyzja.
W Sukcesji władza jest umiejscowiona zupełnie gdzie indziej. Nasi bohaterowie, gdy dorastali, nie mieli jej, widzieli ją tylko u ojca i marzyli o tym, by po nim ją przejąć. Tak te rodziny funkcjonują. Tak jest też u Trumpów. Jeśli ojciec nie da im władzy, to nigdy jej mieć nie będą. Przeczytałem kiedyś mądre zdanie, że jeśli w rodzinie brakuje miłości, jej miejsce zajmuje władza. Wydaje mi się, że to świetnie charakteryzuje rodzinę Royów, przez którą płynie rzeka cierpienia i poniżeń. Wszystko po to, by zdobyć władzę i dzięki temu zyskać aprobatę, a może nawet miłość w oczach ojca.
Grany przez ciebie Kendall praktycznie non stop walczy o aprobatę Logana. Robi wszystko, by mu zaimponować, nawet próbuje rapować.
Dlatego trudno się gra tego bohatera. Nie wiem, czy dostrzegasz to połączenia, ale on jest człowiekiem, który bardzo łatwo uzależnia się od różnego rodzaju używek. Wydaje mi się, że zastąpił to właśnie walką o aprobatę ojca. Trudno mi było zbudować tę postać. Dlatego tak bardzo podobało mi się zakończenie drugiego sezonu i początek pierwszego, gdy widzimy, jak Kendall uwalnia się od tego nałogu. Organizuje konferencję prasową i zrzuca na Logana bombę. W trzecim sezonie mamy więc zupełnie nowe otwarcie. Kendall uznaje, że zadał śmiertelny cios karierze ojca i teraz może przejąć stery nad całą firmą.
No widzisz, ja to widzę zupełnie inaczej po obejrzeniu prawie całego trzeciego sezonu. Moim zdaniem Kendall wcale nie wyzwolił się z chęci zdobycia aprobaty ojca. Wprost przeciwnie. Poprzez konferencję i próbę przejęcia firmy chce mu udowodnić, że jest godnym przeciwnikiem, a co za tym idzie, powinien być jego następcą. Jeśli nie po dobroci, to siłą.
Jest to ciekawa obserwacja. Faktycznie, tak to może wyglądać dla osób z zewnątrz. Zobacz, że to już nie jest próba wrogiego przejęcia firmy z końca pierwszego sezonu. Ten ruch został wykonany i zakończył się porażką. Kendall teraz robi to nie z pobudek egoistycznych, a altruistycznych. Mój bohater zdał sobie sprawę, że jego ojciec jest po prostu złym człowiekiem. Wyruszył więc na krucjatę przeciwko niemu - z misją, by go pokonać i odsunąć od władzy. A co najważniejsze, naprawić wszystkie krzywdy, jakie wyrządził.
Ale wciąż pozostajesz w obrębie jego pola widzenia. Próbujesz znów przejąć jego firmę. Przecież mógłbyś pójść gdziekolwiek indziej i się podobnie realizować, a jednak wybierasz miejsce, które jest Loganowi bliskie.
Wszyscy bohaterowie w tym serialu starają się udowodnić nie tylko ojcom, ale i sobie nawzajem, że są godni do noszenia nazwiska Roy. Szukają też swojego miejsca na świecie, mając gdzieś z tyłu głowy, że ta walka nie będzie trwała wiecznie. Jeśli przegrają, będą musieli zająć się czymś innym. Wydaje mi się, że najbliższa temu była Shiv, ale i tak została przez Logana ponownie wciągnięta do gry. Bohater mamił ją tym, że jest pierwsza do przejęcia po nim biznesu. Jak to się skończyło, wszyscy widzieliśmy, choć ona dalej żyje nadzieją, że to się jeszcze wydarzy. Zresztą każdy nią żyje. Jedynie Connor nie ma złudzeń, że nie znajduje się na tej liście. Pewnie dlatego wymyślił sobie inny, nieosiągalny cel, jakim jest prezydentura.
Kendall przez ostatnie dwa sezony była dla Logana takim odpowiednikiem Jago. Gdy wszystko szło w dobrym kierunku, postanowił to zaprzepaścić w finale. Widać, że ma skłonności do autodestrukcji.
Zgadzam się z tobą, że ma takie tendencje. Pamiętam, że Jesse Armstrong napisał mi kiedyś na kartce dołączonej do scenariusza: „Kendall wygrywa, ale przegrywa”. Nie wiem, dlaczego tak jest, ale czego by on nie robił, to nigdy nie jest w stanie trafić w 10. Zawsze będzie trochę obok. Wydaje mi się, że powodem takiego zachowania jest sposób, w jaki był wychowywany. Już w pierwszym sezonie widzieliśmy, jak Logan ściął go z nóg. Można też wyczuć, że w jego oczach Kendall nie zasługuje na szczęście, co przekłada się na to, że sam nie wierzy w możliwość zwycięstwa.
Ten serial obnaża trochę stereotyp tego, kim powinien być mężczyzna, odzierając go z pewnej glorii i chwały, którą był spowity przez dekady.
To prawda. Logan ma bardzo stereotypowe podejście do męskości. Uważa, że facet powinien wygrywać każdą walkę, nie pokazywać emocji, nie okazywać litości. Każdy, kto się w tych kryteriach nie mieści, nie może nazywać się mężczyzną. Kendalle natomiast zawsze był przeze mnie postrzegany bardziej jako chłopak niż mężczyzna. Czułem w scenariuszu, że udaje kogoś, kim nie jest, tylko po to, by zostać zaakceptowanym. I może dlatego mu się to nie udaje. Podoba mi się natomiast to, że scenarzyści nie boją się pokazać emocji u tych mężczyzn. Uzmysławiają widzom, jak bardzo są one potrzebne do dalszego rozwoju.