Kreatywny dom wariatów – rozmawiamy z Navidem Negahbanem z serialu Legion
W 2. sezonie serialu Legion, emitowanym u nas na kanale Fox, doszło do pewnych roszad, jeśli chodzi o obsadzenie roli Shadow Kinga. Do serialu dołączył Navid Negahban. Jako że wczoraj odbyła się finałowa batalia pomiędzy Davidem a Królem Cieni, postanowiliśmy zapytać aktora, jak pracowało się na tym dość specyficznym planie filmowym.
DAWID MUSZYŃSKI: Podstawowe pytanie, które zawsze pada, gdy rozmawiamy o filmach czy serialach opartych na komiksach brzmi, czy czytałeś je jako dziecko?
Navid Negahban: Oczywiście, że tak. Tyle, że ta pasja nie została ze mną na długo. Szybko z tego wyrosłem. Jedno, z czego nigdy nie wyrosłem, to przyjemność z oglądania różnego rodzaju ekranizacji. Nie ma dla mnie znaczenia, czy to jest Batman, X-men czy Kapitan Ameryka. Podobają mi się te historię.
Czyli jak? Jesteś za stary na czytanie komiksów, ale nie na ich oglądanie na dużym ekranie?
Dokładnie tak (śmiech). Dziwnie się przy tym czuję. Ale wiesz, to nie jest przypadek, że te filmy cieszą się taką dużą popularnością na całym świcie. Reżyserzy i scenarzyści skrupulatnie budują różne światy, które dotychczas tylko oglądaliśmy na rysunkach. Zawsze o nim marzyliśmy, ale teraz je oglądamy. Zaczęły naprawdę istnieć.
No dobrze, to dostajesz scenariusz serialu Legion i bazując na tym, że ekranizacje komiksów są na fali, bierzesz oferowaną rolę w ciemno?
Musisz pamiętać, że gdy ja dołączyłem do obsady to on już był wielkim hitem. Oczywiście nie znałem komiksu, na którym był oparty. Wiedziałem tylko, że ta produkcja jest tak pokręcona, że tylko głupiec by nie chciał spróbować tego kreatywnego szaleństwa. Do tego musiałem w bardzo szybkim tempie zastąpić aktora, który grał Shadow Kinga przede mną i nakręcić od początku kilka jego scen. Ale odpowiadając krótko na twoje pytanie nie miałem obaw, jak tylko sprawdziłem, że plan zdjęciowy nie koliduje z żadnymi moimi wcześniejszymi zobowiązaniami, zgodziłem się bez wahania.
Praca na planie tej produkcji jest faktycznie tak wyczerpująca?
Podam ci przykład. Kiedy przyjechałem po raz pierwszy na plan, pamiętam, że był to poniedziałek, dostałem do ręki dziewięć różnych scenariuszy. Każdy różny. Zacząłem z miejsca panikować, że nie dam sobie z tym rady. Rzuciłem się na zbyt głęboką wodę. Uspokoił mnie dopiero Bill Irwin, grający postać Cary'ego, który przyszedł, przedstawił się i z miejsca bez żadnego zahamowania zapytał, czy potrzebuję pomocy w nauczeniu się swoich kwestii. Pierwszy raz spotkałem się z taką życzliwością na planie. Nigdy wcześniej nie dostałem takiego wsparcia. Gdy się pomyliłem lub chciałem jakąś kwestię powtórzyć, dostawałem taką możliwość. Nikt nie gwiazdorzy, nie wzdychał, nie przewracał oczami. Czułem wielkie wsparcie zespołu i chyba to jest główną przyczyną sukcesu tego serialu. Tu wszyscy sobie ufają i pomagają wyciągnąć maksimum z aktorskich możliwości.
By się dobrze przygotować, musiałem obejrzeć pierwszy sezon. Bez tego nie złapałbyś klimatu.
I po seansie dosłownie czułem, jak mózg mi się gotuje pod czaszką. I to nie jest żart. Jeśli uważasz, że widzowie mają niekiedy problem z tym, by zrozumieć to, co się dzieje na ekranie, pomyśl, jak czują się aktorzy. To jest istny dom wariatów. Nasza praca na planie polega na ciągłej i bezgranicznej wierze w to, że nasi twórcy wiedzą, co mamy robić i jaki będzie rezultat końcowy, widoczny na ekranie. Grunt to nie myśleć o tym, co się robi i, broń Boże, nie starać się tego zrozumieć. Najlepszym przykładem była jedna ze scen otwierających drugi sezon, gdzie oprócz akcji mamy nagle sekwencje taneczną z dość dziwacznym układem. Myślisz, że aktorzy wiedzieli, jaki będzie rezultat końcowy? Nie mieli zielonego pojęcia. Jesteśmy kukłami w rękach reżysera i nie mówię tego w obraźliwy sposób. Na tym polega nasza praca. Jesteśmy narzędziami.
Do czego więc ten serial zmierza?
Do tego byśmy zobaczyli naszego bohatera, Davida, który jest bardziej zbliżony do tego komiksowego. Chcemy ostatnim odcinkiem wstrząsnąć widzem. Więcej ci powiedzieć nie mogę, ale uwierz mi, że wszyscy będą zadowoleni z rezultatu. Na pewno nie powielimy schematu z poprzedniego. To będzie koniec pewnego etapu.
No dobrze, zakończyliście już 2. sezon, macie teraz przerwę i…
... dochodzimy do siebie psychicznie (śmiech). Czuję się, jakbym wrócił z jakieś tajnej misji i przez pierwsze dni żyję jeszcze tym trybem, gdzie wstaję o czwartej w nocy i chcę iść na plan. Tylko przecież nie kręcimy. Więc chodzę bez celu po pokoju. Staram się ponownie usnąć, patrząc w sufit, ale Morfeusz nie przyszedł. I teraz wiem, że będziesz się śmiał, ale narodził się u mnie strach przed ciemnością. Bywają dni, kiedy naprawdę boję się zgasić światło. I to nie lampkę nocną, a główne światło w domu. Takiej schizy się nabawiłem i pewnie będę musiał wydać fortunę u psychiatry, by się jej pozbyć.
Sprawdzałeś z ciekawości, jak wyglądają inne seriale oparte na komiksach?
Zdarzyło się, ale to bardzo infantylne produkcje skierowane do dużo młodszego odbiorcy. Nasz jest mroczny i zdecydowanie przeznaczony dla widowni dojrzałej. Chcemy, byś kwestionował każdy głos, jaki pojawia się w twojej głowie. Byś walczył ze swoimi lękami.
Istnieje szansa, byśmy Shadow Kinga w twoim wydaniu zobaczyli w jakiejś innej produkcji o mutantach? X-men? X-force? The Gifted?
Nikt do mnie jeszcze nie przyszedł z takim pomysłem, ale sama myśl o tym sprawia, że chcę krzyknąć „Tak, róbmy to”. Był czas dla Apocalypse'a, to teraz powinna przyjść kolej na Shadow Kinga.
Źródło: zdjęcie główne: materiały prasowe