Secondhand embarrassment, czyli dlaczego filmy nas zawstydzają
Porozmawiajmy o wstydzie. Nie chodzi tutaj wcale o jego oswajanie czy przełamywanie dzięki kulturze. Machnijmy ręką na filmy, które za wszelką cenę chcą pozbyć się tabu i bez skrępowania sięgają głęboko tam, gdzie schowane są ludzkie obawy i wątpliwości. Porozmawiajmy o tym wstydzie, który odczuwamy na równi z bohaterami na ekranach.
Filmy i seriale, a nawet szerzej rozumiana popkultura z założenia mają dostarczać widzom emocje. Czasem jest to strach, niekiedy smutek, trochę grozy, obawy. Bardzo dobrze radzi sobie również radość, a odpowiednio wykreowany komizm sprawia, że widz wybucha głośnym i szczerym śmiechem. Zwykłe ironiczne parsknięcie pod nosem też jest dobre. Ważne, by widz coś czuł, bo nuda jest najgorszym, co może się przytrafić w kinie. Zdarza się również, że wspomniany widz odczuwa zażenowanie. Oczywiście wstyd wstydowi nie jest równy. Czym innym jest dyskomfort spowodowany np. gdy będąc nastolatkiem ogląda się film z ewentualną sceną erotyczną w obecności rodziców, a czym innym zażenowanie powstałe w wyniku zachowania bohaterów na ekranie. I to właśnie ten drugi rodzaj zażenowania nazywa się zawstydzeniem z drugiej ręki. Dlaczego z drugiej? Bo my, jako widzowie, nie jesteśmy członkami konkretnej, zawstydzającej sytuacji. Jesteśmy jedynie jej świadkami. I to wystarcza, by wywołać w nas wszystkie, negatywne objawy wstydu.
Samo pojęcie dotyczącego tego specyficznego rodzaju zawstydzenia pojawiło się w języku niemieckim, bo jak wiadomo, ten język radzi sobie doskonale z wszelakim nazewnictwem. Fremdscham jest połączeniem dwóch słów: Fremd, czyli obcy, cudzy oraz die Scham - wstyd. I mimo że polska wersja pochodzi raczej od języka angielskiego (secondhand embarrassment lub vicarious embarrassment) to każde z nich opisuje jednak to samo zjawisko - czujemy się zażenowani na widok sytuacji, w której bohater robi z siebie błazna na oczach innych postaci. Aż ciarki przechodzą na samą myśl.
Zawstydzenie cudzym zachowaniem jest jak najbardziej znane z życia codziennego. Wydaje się to logiczne - prawdziwi ludzie, to i prawdziwe emocje. Warto jednak zaznaczyć, że to zjawisko jest równie silne także w przypadku bohaterów fikcyjnych. Moja osobista hierarchia jest następująca: najmniej zawstydzają mnie faux-pas w książkach, potem w filmach, a najbardziej odczuwam zażenowanie w przypadku seriali. Dlaczego? Odpowiedzią może być czas, który spędzamy w towarzystwie konkretnego dzieła popkultury. W przypadku seriali - mowa tutaj o długich godzinach, w których poznajemy bohaterów na tyle, że mamy wyrobione swoje sympatie i antypatie. Łatwo można wyrobić sobie pewną więź z postaciami, a niejednokrotnie pojawia się też zauroczenie bohaterami (aktywni członkowie fandomów doskonale to rozumieją). I o ile w przypadku tych ciemnych charakterów cieszą nas ich potknięcia, to o tyle nawet najdrobniejsze wpadki naszych ulubieńców odbieramy bardzo osobiście. Emocje, jakie towarzyszą secondhand embarrassment są jak najbardziej prawdziwe. Jak się okazuje, podczas zawstydzenia z drugiej ręki w mózgu działa ten sam ośrodek, co w przypadku odczuwania bólu. To właśnie dlatego, kiedy widzimy, że nasz bohater za chwilę dopuści się publicznej gafy, mamy ochotę zatrzymać film, sięgnąć po telefon, by sprawdzić nowe wiadomości czy po prostu przeskoczyć nadchodzący moment. Metod jest wiele i każda z nich jest dobra, byle tylko uniknąć tego nieprzyjemnego uczucia - zawstydzenia zachowaniem drugiej osoby.
Jeśli przyjrzeć się temu zjawisku głębiej, można wysnuć wniosek, że bardzo duże znaczenie ma empatia widzów. Im wyższy jej poziom, tym łatwiej o zawstydzenie cudzym kosztem. I mimo że na ogół w ludziach ceni się empatię, to w przypadku odbioru popkultury nie jestem do końca przekonana, czy jest to aż takie pomocne. W końcu oglądanie takich seriali jak The Office (US) czy The Big Bang Theory może stać się nad wyraz ciężkim emocjonalnie przeżyciem. Społeczna nieporadność bohaterów, a zwłaszcza ich naturalna tendencja do tworzenia niezręcznych sytuacji, w których po prostu sobie nie radzą, sprawia, że widzowie zamiast się śmiać, często odwracają wzrok. W większości przypadków po prostu nie lubimy być świadkami tego, jak ktoś się błaźni. Nie da się zaprzeczyć, że jest to pojęcie bardzo subiektywne. To, co dla mnie jest żenujące, dla drugiej osoby może być kwintesencją poczucia humoru. Dlatego też takie filmy jak Dumb & Dumber czy Ace Ventura: Pet Detective, mimo wszystko znajdą dla siebie widownię. Skala tolerancji wobec cudzej nieporadności jest po prostu szeroka.
Oprócz treści stricte fabularnych, telewizja karmi nas wszelkiego rodzaju reality show i talk show. Nie ma znaczenia, czy mowa tutaj o kiedyś sławnym Big Brotherze, Top Model, Kubie Wojewódzkim czy zagranicznym Jimmym Kimmelu albo Jimmym Fallonie. Tam dzieją się rzeczy, które niejednokrotnie potrafią zjeżyć włosy na karku co delikatniejszych widzów. Fakt - bywa zabawnie, ale ten rodzaj śmiesznostek niejednokrotnie otulony jest warstwą naprawdę zawstydzającego poczucia humoru. Inaczej ogląda się grupę nastoletnich aktorów ze Stranger Things bawiących się karnawałową pianką w spreju, a zupełnie inne emocje pojawiają się przy Cate Blanchett rozbijającej jajka o swoją głowę. I mimo całkowite zrozumienia dla formuły tych rozrywkowych programów, to jednak niektóre “zabawy” proponowane przez gospodarzy talk show są po prostu upokarzające dla aktorów, a dla widza - zawstydzające. To właśnie to subtelne przekraczanie granicy godności ludzkiej, pewnej nienaruszalności ich ciała tak bardzo przeszkadza w bezkrytycznym odbiorze tych programów. W programach typu reality show takie przekraczanie dobrego smaku bywa na porządku dziennym. Wrzaski, wyzwiska i wymagane wręcz nieustanne ocenianie stanowią samą istotę takich produkcji jak Kuchenne rewolucje czy Masterchef. Dla części widzów te elementy nie stanowią rozrywki, a wręcz przeciwnie, powodują zwykłą chęć zmiany kanału.
Talk show to nie tylko dodatkowe gry, w których biorą udział aktorzy. To przede wszystkim wywiady i tutaj zawstydzenie z drugiej ręki pojawia się częściej, niż można sobie tego życzyć. Wielokrotnie zdarzało mi się wyłączyć program z prostego powodu - prowadzący zachowywał się nie fair wobec swoich gości. Niezręczne pytania, sugestie, wyciskanie informacji na siłę albo celowe przekręcanie słów. Zwłaszcza w przypadku nastoletnich aktorów, którzy nie do końca posiadają jeszcze obycie przed kamerą, to ich naiwność sprawia, że niektóre wywiady ogląda się, delikatnie mówiąc, ciężko. A etap dojrzewania wcale im tego nie ułatwia.
Rozmawiając o dojrzewaniu, to właśnie ono jest jednym z najbardziej wdzięcznych tematów, zaraz obok związków miłosnych, przy których pojawia się zawstydzenie cudzym zachowaniem. Pierwsza miłość, randka, pocałunek, inicjacja seksualna - wszystko to razem wzięte potrafi wprawić widzów w dyskomfort. Przyzwyczajeni do perfekcyjnych, hollywoodzkich, a co za tym idzie, bezpiecznych ujęć, zaczynamy czuć się nieswojo za każdym razem, kiedy film zbyt dobrze przypomina prawdziwe życie. Brytyjski serial Skins z łatwością potrafi oddać skomplikowane emocje nastolatków, bez skrępowania pokazując ich dylematy. Oczywiście bez wyraźnego skrępowania dla bohaterów, bo widzom towarzyszą inne odczucia. Z kolei Everything Sucks! uderza w łagodniejsze tony, choć też zgrabnie ujmuje młodocianą niepewność i brak doświadczenia w związkach. Oba tak skrajnie różne, a mimo to potrafią wywołać podobne reakcje w swoich widzach - zażenowanie, a nawet współczucie wobec swoich bohaterów.
Bardzo często zawstydzenie z drugiej ręki pojawia się w kontakcie z motywem autyzmu w popkulturze. Doskonałym przykładem jest popularny Atypical od Netflixa, który pozwala zagłębić się świat autystycznego nastolatka. Zachowanie Sama wielokrotnie przyprawia o poczucie zawstydzenia, a nie jest ono przecież wymuszone płytkim poczuciem humoru. To właśnie jego niemożliwość odczuwania emocji, a co za tym idzie, brak wrażliwości społecznej i odpowiedniej umiejętności odczytywania społecznych zachowań i kodów sprawia, że to widz jest ich jeszcze bardziej świadomy. Ten rodzaj samokontroli społecznej, empatii, których brakuje Samowi, my jako widzowie odczuwamy ze zdwojoną siłą, o wiele mocniej niż sam bohater. Mimo że to tylko postać fikcyjna.
Czy jest to zabieg zamierzony? Czy twórcy faktycznie próbują wywołać w nas ten konkretny rodzaj reakcji? Nie do końca chcę w to wierzyć. Oczywiście są takie filmy, jak American Pie czy Hitch, które wynoszą zawstydzenie na pierwszy plan i na tym budują swoją historię. Z drugiej jednak strony w końcu dobrze skrojona fabuła, niebanalna akcja i wyśmienite poczucie humoru potrafią przyciągnąć o wiele więcej widzów niż wstyd czy zażenowanie. Chodzi o oglądanie filmów, a nie ich wyłączanie czy przeskakiwanie. W zdecydowanej większości przypadków secondhand embarrassment jest raczej zjawiskiem dodatkowym i bardzo indywidualnym. Nie da się jednak zaprzeczyć, że cudzy wstyd odczuwany jako własny jest prawdziwy i czasem pojawia się niezależnie od intencji twórców. Widziany obraz oddziałuje silnie na widza, a jego własne doświadczenia stanowią mieszankę, która potrafi wybuchnąć w najbardziej nieoczekiwanym momencie. Nam, widzom, pozostaje jedynie przetrwać te krótkie chwile zażenowania, a potem ponownie cieszyć się dalszym ciągiem naszego ulubionego serialu. I tak do następnej sceny, i kolejnej i do jeszcze jednej. Przecież prawdziwy fan popkultury nie takie rzeczy już widział i przetrwał. A ile jeszcze jest przed nami, ciężko jest sobie nawet wyobrazić.
Źródło: zdjęcie główne: materiały prasowe