Narkotyki, agresja i efekty specjalne – dlaczego te tematy się najlepiej sprzedają?
Dlaczego filmy przesycone nienawiścią, scenami krwawych walk albo setkami wybuchów mają największą oglądalność?
Współczesne społeczeństwo nieustannie gdzieś biegnie, czegoś szuka, coś planuje. Trudno się więc dziwić, że komunikat, jaki do niego dociera, musi również być krótki, skondensowany i przystępny w odbiorze. Długie treści nudzą, zabierają czas, który ludzie mogliby wykorzystać na rozwój osobisty i realizowanie kolejnych celów na drabinie do kariery. Redakcje internetowe zaczęły nawet oznaczać, ile zajmie przeczytanie danego artykułu. Społeczeństwo pośpiechu – żyjące pod ciągłą presją środowiska, swoich oczekiwań i pragnień – cierpi na nieustający brak czasu i szuka sposobów, jak zoptymalizować niektóre procesy życia codziennego. Natłok obowiązków i pogoń za sukcesem przyczyniły się do zwiększenia roli multitaskingu – wykonywania kilku czynności jednocześnie. Warto zaznaczyć, że wielozadaniowość jest cechą szeroko rozpowszechnioną wśród dziko żyjących zwierząt, gdyż taka technika uwagi pozwala im przeżyć w dziczy. Tym samym, mieszkaniec "miejskiej dżungli", jedząc śniadanie, chce również posłuchać wiadomości ze świata, zmęczona pani z biura w trakcie jazdy komunikacją miejską, pomiędzy wejściem a wyjściem z domu, chciałaby dowiedzieć się czegoś nowego i być na bieżąco z aferami w kraju, ale wolałaby za wiele przy tym nie myśleć.
Takie procesy doprowadziły do wykształcenia się infotainmentu, czyli gatunku dziennikarskiego łączącego informację z rozrywką, skupiającego się bardziej na tym, jak przedstawić informację, niż na tym, co przekazać. Łatwy w odbiorze, niewymagający myślenia przekaz spłyca informację, czasem wręcz infantylizuje poruszany problem. W związku z tym, jako konsekwencja powstania infotainmentu, pojawiła się tabloidyzacja mediów i całego dyskursu publicznego, spowodowana zmianą oczekiwań publiczności. Odbiorca oczekuje niewymagających treści – najlepiej, żeby były krótkie i pobudzające wyobraźnię. Jest spragniony sensacji nasyconej językiem wyolbrzymiającym i wartościującym. I w ten sposób granice między sferą prywatną a publiczną osób znanych, w szczególności celebrytów, uległy znacznemu przesunięciu, a nawet zatarciu. Największy zasięg mają afery z celebrytami, pijanymi kierowcami, wypadkami i zdradami. Niezaprzeczalnym sukcesem w prasie cieszyłaby się afera z pijanym gwiazdorem, który spowodował wypadek, a wcześniej zdradził żonę. Takie historie zwracają uwagę i generują wyświetlenia. Ludzi interesuje tragedia, gdy nie dotyczy ich samych.
Pociąg do sensacji – przyczyny
Opisane wyżej przeobrażenia są w pewnym sensie konsekwencją zmiany samej mentalności współczesnych ludzi. Od społeczeństwa przyzwyczajonego do nakazów i odgórnie narzuconych zasad przeszliśmy do społeczeństwa żądnego sukcesu, które potrzebuje wytchnienia w codziennym pośpiechu i znajduje je w niewymagającej rozrywce nasyconej sensacją. Zastane zmiany, oprócz optymistycznej wizji spełnionych marzeń, mają również negatywne konsekwencje dla poszczególnych jednostek.
"Społeczeństwo osiągnięć produkuje chorych na depresję i nieudaczników" – tak w swojej książce Społeczeństwo zmęczenia i inne eseje napisał Byung-Chul Han. Teoretyk kultury uważa, że obecnie ludzie dążą do maksymalizacji produkcji, a presja sukcesu ich przytłacza. Nic więc dziwnego, że społeczność nadmiaru informacji, bodźców, impulsów i interakcji oczekuje podobnych wrażeń z treści czy filmów. Potrzebuje zastrzyku adrenaliny, który będzie napędzał do działania.
We Współczesnej wojnie Justyny Kopińskiej pada zdanie: "Internet zmienił się w reality show. Jest spektaklem, w którym każdy odcinek ma być mocniejszy i mroczniejszy od poprzedniego". Podobnie jest z produkcjami filmowymi – to, co kiedyś uznawano za kontrowersję, teraz jest na topie ze względu na sensacyjność. Liczba scen seksu i przemocy w produkcjach dawnych lat jest nieporównywalnie mniejsza niż teraz. Mówiąc o "polskim podwórku", nie sposób nie wspomnieć o szumie, jaki wywołały przedpandemiczne produkcje Patryka Vegi. Pitbulla. Niebezpieczne kobiety w pierwsze dni wyświetlania zdecydowało się obejrzeć prawie 800 tys. widzów. Botoks osiągnął wynik ponad 700 tys., a Kobiety mafii – 600 tys. Nawet jeśli filmy były krytykowane, to widzowie tłumnie przychodzili do kin – zwabieni rozgłosem i nasyceniem "ostrymi" treściami. Kondensacja przemocy, krwi, niewyrafinowanego języka, odważnych scen seksu i brutalności zadziałała jak wabik na spragnionych wizualnych doznań ludzi.
Badanie przeprowadzone przez naukowców z Uniwersytetu w Augsburgu w Niemczech i Uniwersytetu Wisconsin-Madison wykazało, że niektóre rodzaje brutalnych obrazów wydają się przyciągać widzów, ponieważ obiecują zaspokojenie motywacji do poszukiwania prawdy i oferują wgląd w niektóre aspekty ludzkiej kondycji.
Filmy wpływają na wyobraźnię, ponieważ naśladują funkcje psychologiczne. Ich sceny mają przedstawiać niby-myśli, niby-emocje, w skrócie subiektywność, przez co tworzą wyimaginowany świat, odbiegający od konwencjonalnego świata rzeczywistego (Ed S. Tan, A psychology of the film). Tym, co angażuje widza w produkcję, jest uwolnienie od ograniczeń percepcyjnych prawdziwego życia. Dostajemy nasycone kolorem obrazy, bohaterów z niebanalnym życiorysem, a także historie łamiące tabu i burzące schematy życia realnego. Życia, w którym istnieją ograniczenia prawne, nie ma nadludzi i superbohaterów z ponadprzeciętną siłą, pajęczynami wystrzeliwanymi z dłoni czy kosmitami, próbującymi zawładnąć Ziemią. Ludzie odczuwają satysfakcję z filmów grozy i science fiction nie ze względu na ich podobieństwo do rzeczywistości, lecz ze względu na odczuwanie pewnego rodzaju harmonii i zgodności z ich wewnętrznym poczuciem estetyki.
Widzowie pragną emocji, pobudzenia i adrenaliny, której prawdopodobnie im brakuje w życiu. Przesycony agresją, wulgaryzmami i efektami specjalnymi obraz odciąga myśli oglądających od ich codziennych problemów – im mocniejszy przekaz, tym lepszy efekt. Zaczynają zastanawiać się, co kierowało bohaterami, czasem porównują ich do siebie, karmiąc swoje ego byciem ponad nieokrzesanymi, brutalnymi bohaterami. Rami Gabriel, profesor nadzwyczajny psychologii, pisze o rytuale dramatu – podczas filmu poznajemy jakąś prawdę o sobie. Dajemy się wciągnąć w historię, przez co stajemy się kimś innym i wychodzimy z seansu w nieco innej formie. Powagi i wyjątkowości sytuacji dodaje obecność ogromnego ekranu i "areny ludzi", z którymi oglądamy w ciemnej sali wybuchy i miecze świetlne, słyszymy trzaski i strzały niebędące częścią szarej codzienności przeciętnego człowieka. Element odrealnienia budzi podziw, zatem nie powinna szokować frekwencja w kinach na projekcjach filmów science fiction czy fantasy. Najbardziej dochodowe dzieła to między innymi: Avengers, Gwiezdne Wojny, Spider Man, a także Szybcy i wściekli czy Top Gun, co potwierdza tezę o kluczowej roli efektów specjalnych w przyciąganiu widzów do produkcji. Avatar: Istota wody (2022) tylko w weekend otwarcia zarobił ponad 134 miliony dolarów, plasując się na liście najbardziej dochodowych filmów wszech czasów.
Ważnym elementem, zwiększającym chęć oglądania sensacji, jest obsada. Widz chce zobaczyć, jak w wymagającej roli poradzi sobie jego ulubiony aktor czy aktorka. W Avengers: Koniec gry wystąpiły same znane osoby: Robert Downey Jr., Scarlett Johansson, Chris Evans, jak również Chris Hemsworth czy Tom Holland, co dodatkowo mogło wpłynąć na niesamowicie wysokie wyniki oglądalności.
Obraz czy przekaz? Czy balans między nimi jest możliwy?
Ostatnie lata kina są przesycone filmami mającymi wzbudzić efekt wow. Z każdą kolejną produkcją oczekiwania publiczności rosną. Zapamiętane kiedyś obrazy, zobaczone ponownie, nie przynoszą takiego efektu jak za pierwszym razem. Chcemy, by seans nas zaskakiwał, dziwił, a nawet odrażał. Emocjonalne zaangażowanie ma być jak najwyraźniejsze. Zbliżamy się jednak do granicy. Oswoiliśmy się z niekształtnymi potworami i zachowaniami odchylonymi od normy. Kręci nas widok złamanego nosa, krwi rozpryśniętej na ścianie, śmierci tego gościa, który od początku irytował. Jako widzowie trochę zdziczeliśmy i trwamy w myśleniu pospólstwa starożytnego Rzymu, domagając się panem et circenses (z łac. chleba i igrzysk). Przypominamy antyczną publiczność zgromadzoną w Koloseum, która nie może się doczekać rozrywki w postaci walki gladiatorów i z niekrytą ekscytacją rozprawia między sobą o tym, który z walczących jeńców dziś umrze i w jaki sposób. Z zastrzeżeniem, że tak naprawdę nikt nie umiera. Przynajmniej z reguły. I w prawdziwym życiu zdarzają się przypadki odcięcia głowy piłą mechaniczną, mrożenie szczątków poćwiartowanych ofiar, ale kto by się tym przejmował, skoro w filmach to akceptujemy, prawda?
Zbliżamy się jednak do granicy. Wzbudzanie zainteresowania obrazem będzie coraz trudniejsze, bo schematy realizacji zaczynają być powtarzalne, a zatem nudne. Myślę więc, że małymi krokami zbliżamy się do ponownej zmiany nastawienia i oczekiwań widzów. Panować będzie tendencja odwrotna, bo społeczeństwo typu "szybciej, wyżej, lepiej" poczuje potrzebę zatrzymania i zwolnienia na moment. Film może być przyczyną refleksji o sobie, życiu i hierarchii wartości. Wrócą czasy, gdy kolorowe kostiumy i świecące pałki nie miały znaczenia, kwestie postaci były inspiracją do działania, a treść ważniejsza od formy. Potrzeba aktywizacji mózgu po obejrzeniu wartościowego filmu powinna wzrosnąć. Jednak estetyka obrazu wciąż będzie równie ważna. Nie chodzi o obniżenie standardów dotyczących scenografii, kostiumów czy scen, ale o zwiększenie jakości słowa i docenienie jego istotności przez odbiorcę – by zasłyszane kwestie nie były jedynie efemeryczną częścią dnia, lecz w jakiś sposób zwróciły naszą uwagę na ważki problem, dotąd pomijany lub trywializowany. Oglądajmy kolory, bawmy się obrazem, ale nie straćmy umiejętności opisywania niewidzialnego, treści niewypowiedzianych wprost, bo to w nich tkwi cała magia kina.