O co tak naprawdę chodzi, czyli fanowskie teorie spiskowe
Teorie dotyczące filmów i seriali towarzyszą mi, odkąd pamiętam. Czy Leoncio uwolni Isaurę? Czy Czaka zostanie królem Zulusów? Kim jest morderca Laury Palmer? Kogo tak naprawdę kocha Janek Kos? I czy Blackthorne zostanie szogunem?
Co do tej ostatniej teorii, to pamiętam dyskusję na jej temat przed emisją ostatniego odcinka. W sumie nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie fakt, że rozmowa odbyła się w studio telewizyjnym, w którym zaproszeni goście rozwiali nasze marzenia i powiedzieli, że jak ktoś ma tym szogunem zostać, to będzie to pan Toranaga.
Dzisiaj mamy Internet, fora dyskusyjne, grupy fanowskie, fanpage na Facebooku i możemy sobie do woli fantazjować na temat tego, co twórcy mieli na myśli, jak bardzo zepsuli dobry pomysł i co mogli zrobić lepiej. To właśnie między innymi po zaangażowaniu fanów poznaje się dobry serial. Niektóre z pomysłów kwalifikują się na czapeczki z folii aluminiowej, inne są wyrazem marzeń widzów o tym, co powinno się stać, ale się nie stało, a jeszcze niektóre są tak dobre, że zastanawiam się, czy to nie przecieki od twórców, którzy mieli taki patent, ale wytwórnia im go utrąciła.
Popatrzmy, co tam oddani fani upichcili.
Zacznę od klasyki. Wszyscy zadawaliśmy sobie pytanie, co jest w walizce, której Samuel L. Jackson nie mógł oddać Timowi Rothowi. Część prześmiewców twierdziła, że leży w niej latarka. Inni wspominali diamenty. Część fanów skojarzyła zaś plaster na karku jednego z bohaterów z miejscem, przez które ponoć Szatan wysysa duszę, dodali do tego kod „666”, który otwierał walizkę oraz biblijne odniesienia w przedegzekucyjnych przemowach Jacksona i wyszło im, że w walizce jest dusza Marcellusa Wallace’a. To teoria znana i szanowana.
Niedawno pojawiła się nowa, powiązana z uniwersum Marvela. Otóż walizka zawiera jeden z Kamieni Nieskończoności (Infinity Stones), konkretnie Kamień Umysłu (Mind Stone), zaś Jules to w rzeczywistości Nick Fury. Wybaczcie, ale nic mi się w tej teorii nie klei, oprócz odtwórcy wspomnianych ról.
James Bond
Teoria, która bardzo dobrze tłumaczy, dlaczego mamy ciągle nowych Jamesów Bondów. Otóż nazwa „James Bond 007” to nie imię, nazwisko i licencja na zabijanie, tylko nazwa kodowa dla superwyszkolonych agentów Jej Królewskiej Mości. Sprawdzała się świetnie do Skyfall, w którym agent odwiedza swój rodzinny dom i idzie na groby rodziców, które podpisane są nazwiskiem „Bond”. Teoria zatem została szybko wzbogacona o element prania mózgu, dzięki czemu James Bond nie wie, że jego nazwisko to nazwa kodowa. Niektórzy wskazują na scenę, w której Silva śmieje się nad grobami rodziców agenta, prawdopodobnie dlatego, że zdał sobie sprawę z tego, jak długo M ciągnie ten eksperyment, utrzymując jednocześnie tajemnicę.
Jack został wysłany z przyszłości, żeby zabić Sarę. Nie ten film. Jack został wysłany z przyszłości, żeby nie dopuścić do zaburzenia linii czasowej. W tym celu musi spowodować zatonięcie Titanica. Titanic mógłby nie zatonąć, gdyby Rose wyskoczyła ze statku. W takiej sytuacji kapitan musiałby zatrzymać jednostkę, spuścić na wodę szalupy ratunkowe i rozpocząć poszukiwania. Opóźnienie mogło sprawić, że nigdy by nie doszło do spotkania Titanica z górą lodową. Dlatego Jack robi wszystko, żeby nie dopuścić do samobójstwa Rose. Ufff…
Na poparcie tej lekko szalonej, aczkolwiek kuszącej teorii, jej miłośnicy mają kilka argumentów. Po pierwsze Jack nie miał przy sobie ani grosza i musiał mocno kombinować, żeby dostać się na pokład. W sumie sam miałem kiedyś okres w życiu, gdy nie miałem ani grosza, ale za to sporo długów, więc nie wiem, czego to miałoby być dowodem.
Oprócz tego, Jack wspomina Jezioro Wissota, które zostało napełnione wodą w 1917 roku, 5 lat po zatonięciu Titanica. Ta niespójność zdenerwowała mieszkańców Chippewa Falls, które leży niedaleko wspomnianego jeziora, jak widać niesłusznie. Wszystko było przemyślane od początku.
Na potwierdzenie teorii podróżnika w czasie jest jeszcze jedna wypowiedź Jacka. Wspomina diabelski młyn na Santa Monica Pier. Jest to molo, na którym zbudowano Pacific Park – rodzinny park rozrywki. A rzeczony diabelski młyn powstał w 1916 roku. Totalnie wszystko się zgadza, Jack to futurystyczny Time Cop.
Star Wars: Episode IV - A New Hope
Co jest nie tak ze Szturmowcami? Przypomnijmy sobie fragment rozmowy między Obi-Wanem a Lukiem:
Luke: These are the same Jawas that sold us R2 and 3PO.
Obi-Wan: And these blast points, too accurate for Sandpeople. Only Imperial Stormtroopers are so precise.
I to jest chyba ostatni raz, gdy Szturmowcy są tak precyzyjni, potem nagle przestają trafiać ze swoich blasterów w cokolwiek mniejszego od Sokoła Millenium. Dlaczego nagle przestali sobie radzić?
Co do tej teorii istnieje wśród fanów szeroki konsensus, że jest prawdziwa. Otóż Szturmowcy nie trafiają w głównych bohaterów na rozkaz i wyraźne polecenie. Gdy trzeba utrzymać przy życiu któregoś z głównych, bardziej wartościowych bohaterów, stosują taktykę ułatwiania. Zresztą w pewnym momencie sama Leia mówi, że ucieczka była zbyt łatwa i na pewno ktoś ich śledzi.
Ba, mam nawet wrażenie, że jest to tak bardzo dobrze przemyślane, że strzały z ręcznej broni głównych bohaterów nie są w stanie spenetrować zbroi Szturmowca, pozostawiając na niej jedynie eleganckie, a jednocześnie bardzo przekonujące osmolenie. Bo ułatwianie ułatwianiem, ale nie sądzę, że zawodowi żołnierze daliby się masakrować cywilbandzie tylko dlatego, że dostali jakieś bezsensowne rozkazy.
Z drugiej strony pamiętajmy o przeklętych, kanibalistycznych Ewokach…
Ta teoria zakłada, że Sherlock i Spock są spokrewnieni. Założenie opiera się na często powtarzanym przez obu panów tekście. U Sherlocka brzmi to: „Once you’ve ruled out the impossible, whatever remains, however improbable, must be true.” Spock mówi zaś tak: „If you eliminate the impossible, whatever remains, however improbable, must be the truth.”
Oryginalnie cytat pochodzi oczywiście z Sherlocka, następnie został zacytowany w Star Treku, po czym ponownie zacytowano go w wersji Sherlocka z BBC i przypisano go Spockowi! Żeby być kompletnym, w Star Trek VI: Wojna o pokój Spock wypowiada się tak: „An ancestor of mine maintained that if you eliminate the impossible, whatever remains, however improbable, must be the truth” (jeżeli ktoś chce sprawdzić, niech przeskoczy do 51 minuty filmu) i to już bezpośrednio czyni go krewnym Sherlocka Holmesa.
To właśnie teoria spod znaku czapeczki z folii aluminiowej. Zakłada ona, że Kubrick na życzenie rządu Stanów Zjednoczonych sfabrykował lądowanie na Księżycu. Dopóki nie zacząłem częściej nurkować w otchłani, nie wiedziałem, ilu fanów po dziś dzień ma w Stanach ta teoria. Wierzą oni, że Kubrick miał takie wyrzuty sumienia z powodu oszustwa, że powtykał do Lśnienia subtelne odniesienia do tego fejkowego lądowania. Oczywiście tak mogą sądzić tylko ludzie, którzy wierzą w to, że Kubrick był zdolny do odczuwania wyrzutów sumienia, ale niech im tam będzie.
Co zatem mamy. Mamy zmianę numeru pokoju 217 na 237, bo do księżyca jest 237 tysięcy mil. Sweter Danny’ego z rakietą Apollo 11 stojącą na wyrzutni. Zima symbolizująca zimną wojnę. Nawiedzony pokój z martwą kobietą w wannie ma z kolei symbolizować fałszywy plan filmowy (że jak?). No i bliźniaczki, które są nawiązaniem do programu NASA o nazwie Gemini (łac. bliźnięta).
Mam niejasne wrażenie, że coś takiego można zrobić również w przypadku Doktora Strangelove albo Odysei Kosmicznej 2001. Dla ułatwienia dodam, że oba te filmy powstały przed sfabrykowanym lądowaniem na Księżycu.
- 1 (current)
- 2
Źródło: zdjęcie główne: materiały prasowe