Po co nam telewizor, skoro możemy mieć obraz? The Frame chce odmienić nasze salony
Większość telewizorów, niezależnie od zastosowanej w nich technologii, działa tak samo. Włącz je, a wyświetlą, co tylko zechcesz, przenosząc cię do świata filmów, seriali i gier. Wyłącz je, a oszpecą mieszkanie. Samsung The Frame wyłamuje się z tego schematu.
Na przestrzeni ostatnich kilkunastu lat telewizory przeszły ogromną metamorfozę. Rozdzielczości 4K upowszechniła się do tego stopnia, że odbiorniki pracujące w FullHD niemal znikły z rynku, wyłącznie najtańsze i najmniejsze odbiorniki nie dysponują matrycą UHD. Sukcesywnie zmniejszały się także gabaryty telewizorów przy jednoczesnym wzroście zainteresowania urządzeniami o większych przekątnych. 55 cali powoli staje się rynkowym standardem, a 65-calowe modele przestały kojarzyć się wyłącznie z urządzeniami klasy premium, najtańsze modele możemy kupić za niespełna 3000 zł.
Niestety, wielkoformatowe telewizory mają jedną, dość poważną wadę. Postaw je w niewielkim salonie, a zdominują całą przestrzeń. Przytłoczą i oszpecą salon do cna wielkim, czarnym prostokątem wyłączonego ekranu. Jest jednak sposób, aby rozwiązać ten problem, a nazywa się Samsung The Frame.
Od dwóch miesięcy ścianę mojego salonu zdobi 65-calowy model tego sprzętu, który wykracza poza standardowe ramy branży telewizyjnej. Inżynierowie Samsunga zaprojektowali bowiem ten sprzęt w taki sposób, aby spełniał dwie podstawowe funkcje – odbiornika treści multimedialnych oraz nowoczesnej ozdoby. Po przełączeniu The Frame w energooszczędny Tryb Sztuka telewizor zamieni się w wielkoformatową, cyfrową ramkę przystosowaną do wyświetlania zdjęć oraz obrazów przez długie godziny. Tym ruchem firma wyeliminowała problem „czarnego prostokąta” szpecącego nasze mieszkania.
Tyle teorii, ale jak taki telewizor sprawdza się w praktyce? Kilka tygodni spędzonych z The Frame zdobiących ścianę pozwoliło mi lepiej zrozumieć ten nietuzinkowy sprzęt
Wieszaj, nie stawiaj
Na wstępie chciałbym zauważyć, że nie jest to pierwszy The Frame, jaki gościł u mnie w domu, miałem już okazję zapoznać się z tą linią produktową. Nie jest to także pierwszy 65-calowiec, który stanął w tym salonie. Jednak po raz pierwszy zdecydowałem się na ustawienie The Frame w jego naturalnej pozycji – na ścianie. I muszę przyznać, że ta jedna decyzja drastycznie zmieniła odbiór zarówno treści, jak i samego urządzenia.
Pierwsze tygodnie The Frame spędził u mnie na klasycznych Samsungowych nóżkach, ustawiony w niewielkiej odległości od ściany. Mimo iż miałem już doświadczenie z oglądaniem filmów na 65-calowcu w salonie, przez pierwsze kilka dni ciężko było przyzwyczaić się do tak ogromnego sprzętu zastawiającego szafkę telewizyjną. I nawet kiedy opatrzyłem się z The Frame, patrząc na niego, wciąż odnosiłem wrażenie, że próbuje wedrzeć się do salonu i przytłoczyć go swoją gigantyczną matrycą. A kiedy telewizor zawisł na ścianie – zniknął. Perfekcyjnie wtopił się w otoczenie, zwłaszcza po założeniu na obudowę ramek stylizowanych na te, jakie znajdziemy np. na ikeowskich półkach.
Ten efekt wtapiania się w salon udało się uzyskać m.in. uchwytom No-Gap, które Samsung dorzuca do każdego telewizora z linii The Frame. Dzięki nim sprzęt niemalże licuje się ze ścianą. Dodajmy do tego płaską konstrukcję obudowy, ramkę o grubości niespełna 2,5 cm oraz moduł One Connect, który wyprowadza wszystkie złącza do zewnętrznego pudełka, a otrzymamy sprzęt, który faktycznie można nazwać „elektronicznym obrazem”. Na ścianie zawiśnie ogromna powierzchnia projekcyjna podłączona do One Connecta jednym, półprzezroczystym kablem.
I być może The Frame nie byłby niczym niezwykłym, gdyby nie wspomniany tu Tryb Sztuka. To za jego pośrednictwem będziemy mogli zamienić ten telewizor w prywatne dzieło sztuki. W ramach darmowego dostępu otrzymamy do dyspozycji 23 zdjęcia i obrazy artystów z całego świata w tym m.in. prace Moneta, Degasa, Muncha czy Klimta, wszystkie zeskanowane w wysokiej rozdzielczości przez profesjonalnych archiwizatorów dzieł sztuki. Dzięki temu, przyglądając się obrazom z bliska, możemy dostrzec tak subtelne detale, jak np. pęknięcia płótna czy pociągnięcia pędzla. Nic nie stoi także na przeszkodzie, aby oprawić te prace w cyfrowe passe-partout, wgrać do telewizora własne pliki graficzne czy zasubskrybować płatny plan The Frame, aby zyskać dostęp do dzieł sztuki z najsłynniejszych galerii świata. Albo odpalić Tryb Ambient i wyświetlić na telewizorze proste, cyfrowe animacje.
Tryb sztuka - darmowe obrazy dostępne w The Frame 2021
Obraz technologicznego dzieła sztuki
Nie bez powodu tak szeroko rozpisuję się na temat designerskich możliwości tego sprzętu, pomijając kwestie związane z wyświetlaniem obrazu na potrzeby filmów, seriali czy gier. The Frame jawi mi się bowiem przede wszystkim jako sprzęt dla tych, którzy nie chcą szpecić salonu wielkim telewizorem, a przy okazji marzy im się oglądanie ulubionych produkcji na dużym ekranie.
I w tej roli, po odpaleniu Trybu Sztuka, The Frame sprawdza się rewelacyjnie. O ile nie pokusimy się na wyświetlenie passe-partout, które niezmiennie, od pierwszej generacji tych sprzętów, wygląda nieco sztucznie, przez co zdradza cyfrowe źródło prezentowanych treści. Za to kiedy pomieszczenie wypełnia jasne światło słoneczne, The Frame’a faktycznie można pomylić z ramką, w której zamknięto fotografię bądź obraz.
Szkoda tylko, że kąty widzenia telewizorów z linii The Frame nie są zbyt dobre. Kiedy siedzimy na wprost odbiornika, obraz i kolory prezentują się świetnie, ale wystarczy wyjść poza obręb ramek, a barwy zaczną blednąć. I paradoksalnie problem ten doskwiera najbardziej w trakcie korzystania z Trybu Sztuka. Przechadzając się po mieszkaniu, najczęściej spoglądamy na telewizor z góry oraz od boku.
Aż chciałoby się wykorzystać w roli cyfrowej ramki matryce OLED, które zachwycają perfekcyjnymi kątami widzenia, niestety panele organiczne nie lubią się ze statycznym obrazem, ponadto Samsung stroni od tej technologii. Wydaje się, że przyszłością serii The Frame mogą być matryce microLED, nieorganiczne odpowiedniki paneli OLED. Kiedy na dobre trafią na rynek konsumencki, a cena ich produkcji spadnie, mogą zauważalnie poprawić komfort korzystania z Trybu Sztuka.
Niedoskonałości zastosowanej matrycy od czasu do czasu uwidaczniają się także podczas seansu filmowego oraz zabawy w grach. O ile nasyceniu barw czy płynności obrazu nie można niczego zarzucić, to ze względu na zastosowanie krawędziowego systemu podświetlenia obrazu od czasu do czasu możemy dostrzec światło wyciekające z obrzeży wyświetlacza, a czerń jest daleka od doskonałej. Ciemne plansze wyświetlane czasami między scenami w zależności od kąta patrzenia dążą ku szarości bądź fioletowi.
Jest to jednak kompromis, na który mogę się zgodzić, gdyż zalety ultrasmukłego The Frame’a zlicowanego ze ścianą przewyższają jego niedoskonałości. Ten telewizor mimo swoich gargantuicznych rozmiarów w żadnym stopniu nie przytłacza salonu, nawet jeśli nie korzystamy z trybów Sztuka czy Ambient. Paradoksalnie wymiana wysłużonej, znacznie mniejszej plazmy na 65-calowego The Frame’a optycznie powiększyła całe pomieszczenie i zwolniła miejsce na półce RTV na soundbar, niezbędnego towarzysza dla tego telewizora.
Bo choć The Frame mimo kompaktowych rozmiarów brzmi przyzwoicie, to dopiero w parze z porządnym subwooferem pozwala w pełni zanurzyć się w audiowizualnych doświadczeniach. Zwłaszcza jeśli zdecydujemy się na jeden z soundbarów Samsunga z linii Q z obsługą funkcji Q-Symphony. Dzięki niej system audio synchronizuje się z głośnikami odbiornika, emitując dźwięk zarówno z soundbara, jak i telewizora, pogłębiając tym samym scenę akustyczną.
Poza tym The Frame nie różni się istotnie od innych sprzętów Samsunga. Funkcjonuje w oparciu o przejrzysty system Tizen, wyposażono go w intuicyjny pilot z ładowarką słoneczną, za skalowanie obrazu odpowiada sztuczna inteligencja, a dzięki złączu HDMI 2.1 będziemy mogli odtworzyć na nim obraz z konsol w rozdzielczości 4K przy 120 klatkach na sekundę, zoptymalizowany przy wykorzystaniu Trybu Gra.
Po dwóch miesiącach z The Frame u boku wiem, że w przyszłości ciężko będzie mi przeskoczyć na sprzęt z innej linii produktowej, kiedy ten egzemplarz wyzionie ducha. W niewielkich polskich mieszkaniach nie ma bowiem miejsca na gigantyczne telewizory, które przytłaczają swoją obecnością całe salony. The Frame łączy zaś w sobie kompaktową formę, dużą matrycę i względnie przystępną cenę, dziś 65-calowy egzemplarz można kupić w promocji za niespełna 5000 zł.
Owszem, nic nie stoi na przeszkodzie, aby zamiast The Frame powiesić na ścianie inny telewizor o smukłych ramkach. Jednak to nietuzinkowa forma czyni The Frame wyjątkowym. Zrównanie obudowy ze ścianą, możliwość zainstalowania ramek imitujących obraz oraz dostęp do galerii dzieł sztuki – to dla tych rozwiązań warto zainteresować się zakupem tego sprzętu.