Przemoc w popkulturze wywołuje agresję w rzeczywistości
Strzelaniny, pościgi, wybuchy i stosy trupów bez twarzy i imienia. Dla nas to coś naturalnego, codziennie widzianego na ekranach telewizorów i komputerów. Czy jednak jest to tak niegroźne, jak nam się wydaje?
Te słowa prezydent USA Donald Trump wypowiedział, odnosząc się do kolejnej tragedii w amerykańskiej szkole. Nie jest to pierwszy raz, kiedy ten temat jest poruszany i na pewno nie ostatni. Pytanie nasuwa się samo, czy rzeczywiście przemoc oglądana w telewizji czy na ekranie komputera sama w sobie budzi agresję i prowadzi do takich a nie innych zachowań?
Odpowiedzi jest w zasadzie tyle, ilu pytanych, a większość z nich posiada w sobie ziarnko prawdy, jednak mało która, czy wręcz żadna nie widzi, w mojej opinii, pełnego obrazu sytuacji. Prawda leży gdzieś po środku i zapewne nigdy jej nie poznamy, bowiem każda opinia, niezależnie od tego przez kogo wypowiedziana, jest subiektywna. Często pierwsze skrzypce grają emocje, czemu zresztą nie ma się co dziwić. Nie można przecież mieć pretensji do rodzin ofiar, że szukają winnego. Tak samo jak nie można dziwić się rodzinie nieletniego sprawcy, która do końca wierzy, że ich dziecko jest przecież dobrym człowiekiem i coś sprowadziło je na złą drogę. Taka już jest ludzka natura, że widzimy czerń i biel, nie dostrzegając odcieni szarości. A już, broń Boże, nie szukamy winnych w samym sobie. Nie oznacza to bynajmniej, że kogoś tutaj oskarżam, nie to jest moim celem. Jest nim wyjaśnienie, czy najgłośniej oskarżany winny, jest nim rzeczywiście i jeśli tak, to jak temu zaradzić.
Homo homini lupus est
Dave Grossman w swojej książce On Killing: The Psychological Cost of Learning to Kill – In War and Society, będącej nota bene świetną analizą całej sytuacji, wypowiada się jednoznacznie o wpływie przemocy w mediach na tę realną, powołując się przy tym na wydane w roku 2000 wspólne oświadczenie Amerykańskiego Towarzystwa Medycznego, Amerykańskiego Towarzystwa Psychologicznego, Amerykańskiego Towarzystwa Pediatrycznego i Amerykańskiej Akademii Psychiatrii Rozwojowej. Brzmi ono:
I ja się z tym w pełni zgadzam. Zanim jednak niektórzy z Was złapią za widły i pochodnie i ruszą na mnie z próbą linczu, zastanówmy się głębiej nad tym oświadczeniem. Po pierwsze, wyraźnie jest tu powiedziane, że dotyczy to niektórych tylko przypadków, nie ma tu uogólnień. Bo przecież każdy z nas ma inną wytrzymałość psychiczną, inną świadomość realiów i fikcji. Po drugie, sprawa tyczy się głównie dzieci. Po trzecie zaś, skupmy się na moment na ostatnim fragmencie - Co więcej, długotrwałe oglądanie przemocy w mediach może prowadzić do emocjonalnego znieczulenia na nią w życiu codziennym. Ilu z Was, przez codzienne oglądanie wiadomości pełnych wojen, konfliktów i przemocy, przestało reagować na tę, która nie dotyczy bezpośrednio Was i Waszych najbliższych? No właśnie. Pytanie - z czego to wynika?
Krew i biusty
Na początek należy postawić sprawę jasno. Śmierć jest nieodłączną częścią codzienności. Czasem jest naturalna, spokojna, jak choćby we śnie. Czasem jest brutalna, w wyniku wypadku, ciężkiej choroby czy innych tragicznych okoliczności takich jak przemoc i wojna właśnie. Do czasu wynalezienia lodówek i masowych ubojni bardzo często rodziny same zarzynały zwierzęta, było to kwestią ich być albo nie być. Tyle że wtedy nie miało to znamion okrucieństwa, to był niemal rytuał, człowiek szanował swoje i innych miejsce w przyrodzie, zabijał, bo musiał. Wiele północnoamerykańskich plemion indiańskich wręcz błagało duchy zwierząt o wybaczenie.
To samo dokładnie jest z seksualnością. Tu pozwolę sobie znów oddać głos Grossmanowi, który porównuje te dwa aspekty życia i przytacza przykład wychowanej w USA cyganki, z którą przeprowadzał wywiad, a która w dzieciństwie mieszkała i spała w jednej izbie z wielopokoleniową rodziną, gdzie regularnie dochodziło do współżycia i nikt się niczym nie przejmował. Efektem tego było wyrobienie przez nią swego rodzaju znieczulicy i traktowanie seksualności jako czegoś bardzo swobodnego, pozbawionego jakiejkolwiek intymności i znamion czynu niewskazanego, czy też zabronionego. A przecież właściwie do czasów epoki wiktoriańskiej było tak w każdej cywilizacji. Mało kto, poza elitami społecznymi, mógł sobie pozwolić na własne łóżko, a co dopiero osobną izbę. Dopiero w tym mniej więcej czasie nastąpiło coś, co można określić mianem tłumienia seksualności, kiedy to akt współżycia stał się czymś prywatnym, brudnym tabu.
Sugestia wiekowa
Dlaczego o tym piszę? Ano dlatego że aktualnie te dwa najbardziej naturalne i pierwotne aspekty życia, freudowskie Eros i Tanatos, zdają się być w mediach odwrócone. Zwłaszcza w niższych kategoriach wiekowych, gdzie śmierć, co prawda obdarta z całej brutalności, ale istnieje, natomiast o jakiejkolwiek cielesności mowy już być nie może. I to jest w pewnym sensie niebezpieczne. Tak podana śmierć jest bezosobowa, niemająca nic wspólnego z rzeczywistością. Daje młodszym widzom fałszywy jej obraz. Już lepiej całkowicie zrezygnować ze śmierci w kinie dla najmłodszych, niż dawać im ułudę. Zwłaszcza jeśli weźmiemy pod uwagę, że im młodszy umysł tym podatniejszy i to rodzice wiedzą lepiej niż media, jak dawkować pewne lekcje życiowe swoim dzieciom. A przynajmniej powinni, bo jak wskazują liczby młodych nastolatków na seansach Deadpool nie zawsze tak jest.
Jednak to nie kategorie wiekowe stanowią na dłuższą metę problem. Stanowi go ich egzekucja. Przecież wspomniany film o antybohaterze w czerwonym spandeksie otrzymał stosowną kategorię R. Jednak sporo rodziców nie zaprzątało nią sobie głowy, patrząc jedynie na to, że ten film należy do kategorii superbohaterskiej i zabierało na seans swoje dzieci. Niestety kategoria wiekowa jest w wielu krajach, w tym od 1989 r. w Polsce, jedynie sugestią i nie ma żadnych podstaw prawnych do jej egzekwowania (szerzej o tym problemie pisał Adam w tekście, który możecie znaleźć tutaj). Jeszcze gorzej jest w przypadku gier wideo. Sam byłem świadkiem, jak dzieciak, lat na około 12, kupował z mamą w dużej sieciówce Grand Theft Auto V bez żadnego problemu. Często opiekun takiego małolata po prostu daje mu kasę i mówi: "idź kup sobie coś". A potem jest płacz: "moje dziecko zabiło 20 osób, bo grało w brutalne gry". Jasne, ale wybacz szczere pytanie - które z Was, rodziców, mu tę grę kupiło? Ach, sam sobie kupił! To wszystko tłumaczy! Jasne, w dobie internetu i zakupów online nie jest najprościej pilnować, do czego nasze dziecko ma dostęp, ale jest to wykonalne.
Jądro ciemności
Wina leży również po stronie popkultury. Problem z przemocą we współczesnych mediach polega przede wszystkim na tym, że jest ona odczłowieczona, nie tylko w filmach dla najmłodszych. Świetnym przykładem tego, do czego może to doprowadzić, jest epizod Black Mirror pod tytułem Men Against Fire. Notabene sam w sobie tytuł jest kopią i nawiązaniem do tego, jaki nosi książka S.L.A. Marshalla, generała brygady wojsk USA, który badał, uwaga, bardzo ówcześnie wysoką niechęć żołnierzy do zabijania. Sam epizod skupia się na urządzeniu, które oszukuje mózg i pokazuje przeciwników jako pozbawione rozumu mutanty, by ułatwić żołnierzom oddanie do nich strzału. Czemu tak miało by być? Dlatego, że udowodnione jest iż zdrowy ludzki umysł, który nie został poddany warunkowaniu, ma problemy z samym aktem zabijania drugiego człowieka.
Takim właśnie usuwającym bezpiecznik warunkowaniem, są współczesne media, traktujące przemoc i agresję jako formę rozrywki. Nie mówię tu o samej w sobie śmierci, bo bez niej nie byłoby wielu ciekawych i dających do myślenia produkcji. Takich jak seriale detektywistyczne czy medyczne. Nie przeczę też, że zdarzają się filmy takie jak Hacksaw Ridge traktujące przemoc i brutalność w sposób ambitny, dający do myślenia i pokazujący do czego prowadzi rozlew krwi. Ale już taki przeciętny film sensacyjny klasy "zabili go i uciekł"? Pół biedy jak jeszcze mamy do czynienia z obrazem, w którym sprawca zostaje po prostu złapany, wtedy z reguły są zachowane jakieś normy moralności, które nastoletni mózg zrozumie. Ale już filmy takie jak Commando, stary The Punisher, czy właściwie jakikolwiek inny film, gdzie kładzie się masa trupów, a przemoc goni przemoc w imię sprawiedliwości? Jasne, że filmy te prezentują niezłą wartość rozrywkową, ale dla kogoś dorosłego, dojrzałego, kto ma świadomość tego, co jest fikcją, a co prawdą, i rozumie, jak to wszystko działa. A ciężko wymagać takiej wiedzy i zrozumienia nawet od młodego nastolatka.
O produkcjach, w których krew, śmierć i pożoga są głównym motorem napędowym całego widowiska, nawet nie wspomnę. Większość z nas jest na tyle poważna, by trzymać swoją pociechę z dala od horrorów klasy B jak The Texas Chainsaw Massacre czy dowolny obraz Rob Zombie. Co nie zmienia faktu, że takie filmy istnieją i mają się całkiem dobrze, bo jest na nie popyt. Dlaczego? Tutaj zataczamy koło i wracamy do Erosa i Tanatosa, dwóch głównych popędów ludzkiej natury. Krew i biusty zawsze będą się dobrze sprzedawać i nie wiem, czy da się zrobić coś, by to zmienić.
Wiem natomiast, że trzeba zrobić wszystko, co w naszej mocy, by pilnować tego, kto i do jakich treści ma dostęp. Nie zrozumcie mnie źle, ja sam doskonale bawię się, oglądając filmy akcji, w których przemoc gra pierwsze skrzypce, krew się leje, a główny bohater jest socjopatycznym cynikiem. Ale ja nigdy nie pozwoliłbym swojemu dziecku czegoś takiego obejrzeć.
A jak już nawet Twoje dziecko obejrzy jakiś film czy zagra w taką, a nie inną grę, to może przynajmniej usiądź z nim i porozmawiaj o tym, wytłumacz, że to nie jest realne? Nikt za Ciebie tego nie zrobi, a twierdzenie, że Twoja pociecha doskonale wie, co robi i nie trzeba jej niczego tłumaczyć, może jej zaszkodzić bardziej niż to, co płynie z monitora. I nie myśl proszę, że skoro ani Ty, ani Twoi znajomi, oglądający za dzieciaka RoboCop czy innego Highlander, nie wyrośliście na psychopatów, to znaczy, że to bzdura. Ja od 20 lat palę papierosy, a to, że nie dostałem raka płuc, nie znaczy, że choroba ta nie istnieje.
Źródło: Fot. Live Entertainment