Resident Evil – zło w kinie
Gdy czytacie te słowa, do kin wchodzi właśnie najnowsza, szósta już odsłona Resident Evil. Postanowiłem więc zabrać Was w podróż przez poprzednie filmy. Uwaga, będzie trząść.
Resident Evil to nie tylko jedna z lepszych i najbardziej rozbudowanych serii gier. To także książki, słuchowiska, komiksy, atrakcje w parkach rozrywki, ale przede wszystkim filmy. Z okazji premiery Resident Evil: The Final Chapter odświeżyłem sobie całą serię Paul W.S. Anderson, by podsumować ją dla Was.
Zacznijmy od najważniejszego – gry i filmy to dwa osobne uniwersa. Czy to dobry krok? W mojej skromnej opinii tak, jak najbardziej. Twórcy dostali koncept świata z dobrze już rozwiniętą, spójną, choć wielowątkową historią, a jednocześnie wolną rękę w opowiedzeniu tej historii we własny, nieskrępowany niczym sposób. Pomysł na realizację tego był z początku całkiem niezły. Oto bowiem, w przeciwieństwie do gier, dostajemy jedną główną bohaterkę, zaś postacie znane z produkcji elektronicznych gdzieś tam robią tło. W teorii to dobre rozwiązanie pozwalające sprawniej śledzić fabułę kolejnych odsłon bez zastanawiania się, kto jest kto, po co i dlaczego. Niestety jednak w przypadku serii Resident Evil na teorii się kończy...
Resident Evil (2002)
Podstawa konstrukcji pierwszego filmu czerpie z analogicznej odsłony gry, przedstawiając ją jednak na swój sposób. Mamy więc dom w środku lasu, skrywający wejście do super tajnego laboratorium, epidemię tajemniczego wirusa oraz grupę komandosów. Na tym jednak podobieństwa się kończą. W wersji filmowej zamiast jednostki S.T.A.R.S. dostajemy oddział specjalny korporacji Umbrella, który ma za zadanie zbadać, co właściwie stało się w laboratorium i czemu Czerwona Królowa, główny komputer ośrodka, postanowiła wszystkich zabić.
Główną bohaterką filmu jest grana przez Milla Jovovich Janus Prospero, znana nam bliżej jako Alice, zaś pomaga jej m.in. Michelle Rodriguez. To właśnie postać grana przez Ukrainkę oraz fakt, że w filmie nie pojawia się żaden z bohaterów gry, stanowią o jego sile. Dostajemy bowiem opowieść z jednej strony świeżą, która przyciąga przed ekrany widzów niezaznajomionych z grą, ale jednocześnie osadzenie jej w realiach bliskich oryginałowi, wraz z serią mniej lub bardziej subtelnych do niego nawiązań, zadowoli także i graczy.
Nie jest to oczywiście film idealny, kilka rzeczy mniej lub bardziej zgrzyta. Gra aktorów towarzyszących Milli i Michelle nie stoi na najwyższym poziomie, idzie to jednak przeboleć z dwóch powodów. Po pierwsze, jest to film akcji a nie ambitne kino holenderskie, a po drugie, większość z nich i tak ginie. Część z nich nawet dość widowiskowo (pamiętna scena z laserami). Kolejny lekki zgrzyt to wygląd potworów. O ile zombie jeszcze dają radę, o tyle np. taki Licker już nie bardzo. Wiadomo, wtedy efekty nie były na jakimś super poziomie, ale jednak film nie zestarzał się ładnie. Muzyka to zupełnie inna bajka. Klimatyczna, wpadająca w ucho, no i My Plague Slipknota na koniec...
Werdykt: Niezłe połączenie kina akcji z horrorem, śmiało polecam jako rozrywkę na wieczór pełen piwa i czipsów.
7.5/10 odrąbanych drzwiami od windy głów
Resident Evil: Apocalypse (2004)
Dwa lata później dostajemy kolejny film i sprawy zaczynają powoli przybierać zły obrót, na szczęście jeszcze bardzo powoli. Twórcy tym razem wzięli na warsztat trzecią część gry, oczywiście, jak i poprzednio, mocno ją zmieniając. W moim odczuciu jednak nie dość mocno. Fabuła podejmuje pałeczkę tam, gdzie zostawił ją pierwszy film, zaś historia skupia się na ucieczce Alice z miasta ogarniętego epidemią spowodowaną wydarzeniami w laboratorium.
Niestety twórcy pokusili się o wprowadzenie tu postaci ze wspomnianego Resident Evil 3: Nemesis. Nie chodzi tu o głównego bossa, jego wprowadzenie, choć ma parę dziur logicznych, akurat mi się podobało. Oto bowiem przed nami Jill Valentine, bohaterka tejże gry, a wraz z nią najemnik Umbrelli, Carlos Oliveira. Nie przeszkadza mi fakt, że postacie wiodące zostają tutaj zepchnięte do roli pomocników. Przeszkadza mi fakt, że twórcy nie wykorzystali w pełni danego potencjału, idąc na łatwiznę i próbując przyciągnąć szersze grono widzów-graczy coraz mniej subtelnymi nawiązaniami do gier.
Reszta drużyny Alice to albo postacie zupełnie nowe (L.J.), albo też subtelniej czerpiące z materiału źródłowego. Przykładem tej drugiej opcji są: twórca wirusa T, dr. Charles Ashford oraz jego córka Angela, która jest bazą wizerunku interfejsu Czerwonej Królowej. Sama geneza wirusa też znajduje tutaj wyjaśnienie i jest znacznie mniej zawiła niż grach. Uważam to za plus, gdyż o ile gracze są przyzwyczajeni do zgłębiania tajemnic, jakich pełne są produkcje tego typu, to jednak widz szukający rozrywki, a powiedzmy otwarcie, seria RE to nic więcej jak niewymagające kino akcji, raczej będzie wolał mieć wszystko podane na tacy.
Film ma swoje momenty, choć od razu dostrzeże się spadek formy względem pierwszej części. Od strony aktorskiej jest tu nieco lepiej, ale tylko nieco. Jeśli chodzi o efekty specjalne, jest dokładnie tak samo jak przy poprzedniej części, może Lickery wyglądają nieco lepiej. Do muzyki znów nie mogę mieć zastrzeżeń,
Werdykt: Dający się obejrzeć sequel, choć już widać znaków nadchodzącej katastrofy. Powinni poprzestać na tej części.
6/10 rozjechanych Lickerów
- 1 (current)
- 2
Źródło: fot. Screen Gems