Sliders mogą wrócić – rozmawiamy z Jerrym O’Connellem z serialu Carter
Zagrał w 46 filmach, 13 serialach i mówimy tu tylko o głównej obsadzie. Teraz gra w serialu Carter, który można oglądać na antenie AXN. Spotkaliśmy się z Jerrym O’Connellem, by porozmawiać właśnie o tej produkcji oraz o kilku innych z jego przeszłości.
DAWID MUSZYŃSKI: Czym Carter ma się wyróżniać spośród reszty seriali kryminalnych dostępnych na rynku?
Jerry O'Connell: Wiesz, procedurale są bardzo popularne i nie będziemy udawać, że wymyśliliśmy jakiś nieznany format. Dostajesz kogoś martwego na początku odcinka, a potem masz cztery lub pięć aktów, po których dowiadujesz się, kto zabił. Ten format ma swoich wiernych fanów, a ja jestem jednym z nich. Podoba mi spojrzenie na pracę policji z perspektywy aktora, który używa swojej wiedzy na temat telewizji w rozwiązywaniu zagadek kryminalnych. Do tego ma wielkie ego i jest przekonany, że wie wszystko najlepiej. Jest bardzo podobny do mnie (śmiech). No i mogę bezkarnie rzucać na planie tekstami Liama Neesona, jak np. „Mam szczególny zestaw umiejętności”.
Oglądając pilota Cartera, momentalnie przed oczami pojawił mi się serial The Grinder, który nie tak dawno zakończył swój żywot w telewizji.
Wiem, że teraz zabrzmię jak Bill Clinton, ale nigdy nie widziałem na oczy tego serialu. Choć nie będę ukrywać, że nie jesteś pierwszą osobą, która ma takie skojarzenia. Kilku znajomych powiedziało mi to samo. Ale to jest normalna sprawa w tym biznesie. Kilka lat temu zagrałem w filmie z Gary Sinise pod tytułem Mission to Mars. W tym samym czasie inne studio wypuściło bardzo podobną produkcję zatytułowaną Czerwona planet w której ekipa także leciała na Marsa. To był taki zbieg okoliczności. Nie wydaje mi się, że jedno czy drugie studio robiło to umyślnie. Znakomitym przykładem jest Armageddon w którym meteoryt zmierzał w stronę ziemi i nagle się okazało, że do końca roku jeszcze kilka filmów z podobnym zagrożeniem otrzymaliśmy.
Różnica pomiędzy Prawomocnym, a Carterem jest taka, że to nie jest serial prawniczy i rozgrywa się w Kanadzie. No nie mówiąc już o tym, że nie jestem nawet w połowie tak przystojny jak Rob Lowe. No i skubaniec ma więcej włosów na głowie (śmiech).
To jak już jesteśmy przy temacie aktorów, którzy myślą, że znają się na policyjnej robocie, bo przez długi czas ich grali, należysz do takich?
Raczej nie. Nie widzę siebie jako policjanta. To dla mnie za duża odpowiedzialność. No i zasadniczo chyba poległbym na etapie sprawdzania mojego życiorysu. Nie wiem, czy wiesz, ale byłem karany, a takich raczej nie przyjmują do policji.
Niedawno mogliśmy cię oglądać również w The Big Bang Theory w roli brata Sheldona. To jednorazowa akcja, czy zagościsz w tej produkcji na dłużej?
No na pewno wpadnę na ślub, który dla mnie osobiście jest większym wydarzeniem niż królewski ślub w Anglii. Dla mnie to było wielkie wyróżnienie, że zostałem zaproszony do udziału w tym serialu. I to nie jako jakiś tam facet pojawiający się na chwilę w sklepie z komiksami czy na konwencie, ale jako brat Sheldona. No i poznałem Marka Hamila!!! To było czadowe!
Podkładałeś głos zarówno pod Supermana, jak i Kapitana Marvela. Więc zadam pytanie, które - po twojej minie widzę - nie będzie łatwe. Marvel czy DC?
Kurczę, nie chcę obrazić czy rozczarować żadnego fana Marvela, ale od zawsze byłem związany z bohaterami z uniwersum DC. Już trzy razy użyczyłem swojego głosu Supermenowi, a zaraz premierę będzie miał czwarty film animowany, w którym to robię – Śmierć Supermana. Wspaniały przejmujący film. Czekaj… ty jesteś z Polski prawda?
Tak.
Nigdy nie byłem w moich rodzinnych stronach, bo nie wiem, czy wiesz, ale mam polskie korzenie. Mój dziadek był emigrantem z Polski. Miał na nazwisko Witkowski. Muszę was kiedyś odwiedzić. Zobaczyć skąd się wywodzę.
Zapraszamy. Obiecuję, że pięknie cię ugościmy.
No to szukam miejsca w kalendarzu.
Żyjemy teraz w czasach, gdy do telewizji wracają stare seriale Fuller House, Will & Grace, Roseanne. Są jeszcze jakieś produkcje, które powinny wrócić?
Bardzo bym chciał, by The A-Team wróciła. Chętnie bym zobaczył stary skład ponownie na ekranie.
No to będzie trudne, bo George Peppard, grający Hannibala, zmarł ponad 20 lat temu. A „Sliders” powinni wrócić?
Oczywiście. Tym, którzy są za młodzi, by znać ten serial szybko objaśniam, że była to produkcja science-fiction, w której grupa ludzi przeskakiwała z wymiaru do wymiaru. I tu ciekawostka. Ostatnio dzwonił do mnie twórca tej produkcji i poinformował mnie, że pracuje nad dalszą częścią. Więc kto wie…
A pamiętasz, czemu opuściłeś obsadę, gdy serial jeszcze trwał?
Nie ma w tym jakiejś wielkiej tajemnicy. Skończył się mój kontrakt. Gdy tak się stało, rozejrzałem się dookoła i zobaczyłem, że wielu osób, z którymi zaczynałem ten projekt, już nie ma. Łącznie z samym pomysłodawcą. Poczułem więc, że to to odpowiedni moment na opuszczenie statku. Zwłaszcza że moi koledzy z obsady też zaczęli się wykruszać.
Twoja filmografia zaczyna być dłuższa od książki telefonicznej. Czy jest jeszcze jakaś produkcja, w której bardzo chciałbyś zagrać?
Gwiezdne wojny (śmiech). Żartuję. Lubię pracować i dostaję dużo propozycji. Teraz gram w Carterze, jak sam zauważyłeś, byłem w Teorii Wielkiego Podrywu. Ale tak, są produkcje, w których chciałbym się pojawić, tyle że nie są to projekty filmowe czy telewizyjne. Niedawno skończyłem grać w spektaklu na Broadwayu zatytułowanym Seminar z Alan Rickman. Udział w tym projekcie zwiększymy mój aktorski apetyt. Szukam kolejnej sztuki, w której mógłbym zagrać. Niestety, ciężko jest z czasem, gdy ma się swój własny serial telewizyjny.
Źródło: zdjęcie główne: materiały prasowe