Wyrosłem już z marzeń o graniu Bonda. Rozmawiamy z Joe Dempsiem z Deep State
9 kwietnia na kanale Fox zadebiutuje nowy serial z Markiem Strongiem w roli głównej - Deep State. Z tej okazji wybraliśmy się do Londynu, by porozmawiać z Joe Dempsiem, który również znajduje się w obsadzie tej produkcji.
DAWID MUSZYŃSKI: Wiem, że masz mało czasu, bo zaraz uciekasz na samolot do Belfastu, gdzie kręcisz ostatni sezon Game of Thrones. Ale nim do tej produkcji przejdziemy, opowiedz mi najpierw o Deep State. Kogo tam grasz i o co w ogóle chodzi?
„Joe: Moja postać nazywa się Harry Clarke i jest agentem MI6, który dopiero zaczyna swoją karierę. Obserwujemy jego pierwszą misję zagraniczną w Teheranie, gdzie musi wykazać się w terenie. Jego cel to wyeliminować irańskich naukowców, którzy pracują nad bombą nuklearną. Tego wszystkiego dowiemy się już w pierwszych minutach pierwszego odcinka. Więc jak widzisz, sporo się dzieje.
To na czym polega twist tej fabuły? Co idzie nie tak?
Okazuje się, że w naszych szeregach jest kret. Harry ma pewną tezę na temat tego, kto to może być. W momencie, gdy zbliża się do prawdy, zostaje uznany za zdrajcę, a MI6 umieszcza go na liście osób do zlikwidowania.
A jaką rolę odgrywa w tym wszystkim postać grana przez Marka Stronga?
Jest on ojcem Harry'ego. Ich drogi się rozeszły jakieś 15 lat temu i od tego czasu nie mieli ze sobą kontaktu. Ale on także jest agentem MI6, tyle że na emeryturze.
Czy to nie jest już ograny motyw? Syn posiadający kompleks ojca z powodu porzucenia? Widzowie widzieli już to pewnie z milion razy.
Masz rację. Sam aspekt relacji synowsko-ojcowskich jest powtarzany w produkcjach telewizyjnych do znudzenia. Na szczęście u nas jest to tylko fragment fabuły. Taki punkt wyjścia. Jednak całość traktuje o czymś zupełnie innym. To thriller szpiegowski, a nie melodramat rodzinny. Broniłem się z całych sił, by Harry nie był właśnie taką wersją zbuntowanego nastolatka, który chce udowodnić ojcu, że jest lepszy od niego.
I jak ci się z nim grało?
Powiem szczerze - gdy dowiedziałem się o tym, że razem zagramy w tej produkcji, byłem trochę przerażony. To przecież wielka gwiazda z wieloma świetnymi produkcjami na koncie. Cieszyłem się zatem, że do Maroko, w którym kręciliśmy nasze sceny, przyleciałem dużo wcześniej. Miałem czas się zaaklimatyzować. Dzięki temu nie wyglądałem jak kompletny nowicjusz słaniający się na nogach od gorąca i zapominający swoich kwestii. A tak się działo przez pierwsze trzy dni. Upał był nie do zniesienia. Zwłaszcza dla człowieka, który większość czasu spędzał ostatnio w zimnym i mokrym Belfaście.
Ale jak już Mark przyjechał, to się ucieszyłem. W końcu miałem kogoś, z kim mogłem porozmawiać o piłce nożnej (śmiech).
Przeszedłeś jakieś szkolenie, by wiarygodnie prezentować się przed kamerą?
Miałem szkolenie z poprawnego trzymania broni palnej i z tego, jak z niej strzelać, by nie wyglądało to groteskowo. Nauczyłem się, jak w poprawny sposób wejść do pomieszczenia i - ubezpieczając partnera - sprawdzić, czy nikt się w nim nie ukrywa. To się wydaje banalnie proste, ale możesz mi wierzyć, nie jest. Do tego doszły żmudne lekcję języka arabskiego.
Deep State samą nazwą sugeruje, że państwami rządzą grupy biznesowe. Patrząc na to, co obecnie dzieje się na świecie, myślisz, że tak faktycznie może być?
Nie wiem, jak jest w Polsce, nie śledzę aż tak pilnie wiadomości ze świata. Jednak jeśli mam ocenić sytuację w Wielkiej Brytanii, to mam wrażenie, że społeczeństwo jest coraz bardziej świadome tego, jaki wpływ na obecną politykę mają chociażby media. A jak wiadomo, należą one do bogatych biznesmenów, którzy - jeśli tylko chcą - mogą nimi sterować i tym samym kształtować naszą politykę pod własne dyktando. Najgorsze jest to, że w obecnych czasach nikt się z tym nawet nie kryje. Jest to oczywiste. W USA, gdzie toczy się nasza historia, te reguły są bardziej przejrzyste, co nie znaczy, że mniej zawiłe. Mamy przecież grupy lobbystów, którzy finansowo wspierają danego kandydata, oczekując w zamian poparcia dla swoich biznesów. Nie wiem, który model jest lepszy.
Do tego dochodzi wątek szpiegowski, który obecnie stał się niezwykle aktualny.
I to był dla mnie największy szok. Prace na planie tego filmu odbyły się w zeszłym roku, a okazuje się on niezwykle aktualny. Fikcja dogoniła rzeczywistość i chyba nikt się tego nie spodziewał. Otwierasz gazetę i czytasz, jak to były rosyjski szpieg został otruty wraz ze swoją córką na ulicy w Londynie. W biały dzień. I to za pomocą broni chemicznej, która podobno już nie istnieje. Dotąd takie rzeczy działy się w serialach i były wymysłem scenarzystów. I jak oni mają teraz z tym wszystkim konkurować? (śmiech)
Jak wspomniałeś, grasz agenta MI6, stąd już niedaleka droga do przejęcia roli Bonda.
Wyrosłem już z marzeń o graniu tej postaci. Jestem ogromnym fanem wersji z Danielem Craigiem. Wychowywałem się na niej, więc może dlatego wydaje mi się najlepsza ze wszystkich. Ucieszyłem się więc, jak usłyszałem, że zgodził się zagrać jeszcze w dwóch kolejnych, bo - z całym szacunkiem dla innych aktorów - nie widzę nikogo lepszego do tej roli.
Wracasz na plan Gry o Tron. To znaczy, że twoja postać będzie odgrywała znaczącą rolę w ostatnim sezonie?
Moje usta milczą (śmiech). Choć mogę zdradzić, że ten powrót był od dawna zaplanowany. Już podczas kręcenia 3. sezonu David i Dan przekazali mi informację, że moja postać na dłuższą chwilę zniknie, ale nie chcieli, bym robił jakichś dalekosiężnych planów, bo jeszcze wróci. Nie wiedziałem, że będę musiał czekać aż do 8. sezonu! Wydaje mi się, że tym zabiegiem chcieli, by widzowie kompletnie zapomnieli o Gendrym. Dzięki temu jego powrót może być dla niektórych zaskoczeniem.
Widzę, że zaczynasz się nerwowo wiercić, gdy pytam o Grę o Tron, więc obiecuję zadać ostatnie pytanie i uwolnić cię od tego gorącego krzesła. Jak bardzo zmienił się ten serial od czasu, gdy go opuściłeś?
To zupełnie inna produkcja. Gdy zaczynaliśmy, nie było to owiane tajemnicą. Fani, gdy chcieli czegoś się dowiedzieć, to po prostu sięgali po książki i już wiedzieli. Nie baliśmy się o potencjalne spojlery. Teraz, gdy nie ma już materiału źródłowego, nie dostajemy nawet wydrukowanych scenariuszy. Wszystko jest przesyłane cyfrowo i na dodatek chronione specjalnym hasłem. Jak sam powiedziałeś, byłem w tej produkcji praktycznie od początku, więc żyłem w tej bańce, nie wiedząc, jaką tak naprawdę popularnością cieszy się ten serial. Gdy go opuściłem na te kilka lat, miałem okazję zobaczyć, jak wielu fanów ma ta produkcja. To są miliony.
Czyli czytałeś już ostateczną wersję scenariusza. Wiesz, jak to się kończy?
Wiem. Wszyscy wiemy. I tyle mogę powiedzieć.