X, Pearl i MaXXXine. Wreszcie mogę ocenić całą trylogię grozy studia A24
Lipiec 2024 roku przyniósł nam nie tylko upały, ale również kilka ciekawych kinowych premier. Jedną z nich jest MaXXXine ze scenariuszem i w reżyserii Ti Westa – trzecia i zarazem ostatnia część slasherowej trylogii X. Czas ocenić, czy całość można uznać za udany projekt.
Ti West jeszcze do niedawna należał do grona raczej mało rozpoznawalnych twórców filmowych z tzw. nurtu mubblecore, jednego z podgatunków niezależnego kina amerykańskiego, który charakteryzuje się niskim budżetem, przekładaniem dialogów nad fabułę, skupieniem się na tematyce problemów młodych dorosłych czy naturalistyczną — i często improwizowaną — grą aktorską. Swój ostatni film, czyli Dolinę przemocy, zaliczył w 2016 roku. Patrząc na jego dotychczasowe portfolio i lukę czasową, trudno było się spodziewać, że w 2022 roku zaskoczy wszystkich fenomenalnym X. Jednak studio A24, znane z eksperymentów twórczych, dało Westowi szansę.
Pomysł kontynuacji opowieści z X zaczął dość szybko kiełkować w głowie twórcy. Podobno już podczas kręcenia pierwszej części Ti West zaczął pisać scenariusz do prequela. Mia Goth, która odgrywała główną rolę, wyraziła chęć współpracy, a A24 wydało zgodę na produkcję. W ten sposób w ciągu zaledwie 7 miesięcy mogliśmy obejrzeć Pearl. Co rzadko zdarza się w świecie kina, prequel okazał się jeszcze większym hitem. Utorowało to drogę do nakręcenia trzeciej, domykającej części, czyli MaXXXine.
Chociaż twórcy twierdzą, że każdy z filmów można oglądać niezależnie, to uważam, że dopiero jako trylogię można w pełni je docenić. I nawet nie chodzi tutaj o aspekt stricte fabularny, ale pewnego rodzaju spoiwo leżące u podstaw interpretacyjnych. Westowa trylogia jest świetnym pastiszem przeróżnych gatunków filmowych, będąc jednocześnie hołdem dla historii kina. Jednak to tylko jeden z wielu aspektów, jakie można wziąć pod uwagę przy interpretacji całości. Sam Ti West, jak przystało na artystę z wyczuciem, powiedział, że woli głębsze interpretacje zostawić widzom. A jako że jestem jednym z nich, postanowiłem właśnie takiej się podjąć.
Trylogia grozy studia A24: wszystko zaczęło się od X
X to pierwszy film z całej trylogii, która zresztą potem została nazwana tak samo. Tak jak każda z części nawiązuje w jakimś stopniu do slasherów, ale tutaj jest to najbardziej widoczne. Dostajemy gatunkowy pastisz, który z jednej strony mieści wszystkie jego elementy, ale z drugiej wykracza poza tę szufladkę i dekonstruuje ją. X to nic innego, jak ukłon w stronę kontrkulturowego kina lat 70. na czele ze Wzgórza mają oczy czy Halloween.
Po wstrząsającym początku akcja przenosi się dwadzieścia cztery godziny wcześniej. Przy dźwiękach In the Summertime dowiadujemy się, że jest 1979 rok, a 6 młodych osób jedzie camperem do wynajętego domku w Teksasie. A po co? Żeby nakręcić film pornograficzny. Camper, szóstka młodych ludzi, Teksas — niejedna osoba już skojarzy te elementy z klasykiem slasherów lat 70., Teksańską masakrą piłą mechaniczną. Wrażenie to potęguje również scena, w której bohaterowie mijają zmasakrowane ciało krowy potrąconej przez tira. Czy pamiętamy ikoniczny fragment, w którym autostopowicz z aparatem pokazywał swoje fotki z rzeźni? I tam, i tutaj, obraz ten pełni tę samą funkcję. Ma budować niepokój, przygotować nas na coś podobnego, ale w stosunku do gatunku wyższego, czyli ludzi.
Co w X najbardziej mnie urzekło? Kreacja postaci, ponieważ każda z nich stanowiła pewnego rodzaju archetyp, tak ważny w przypadku slasherów. Mamy na przykład Jacksona (Kid Cudi), weterana wojny w Wietnamie, przystojnego Afroamerykanina, który gra główną rolę w filmie dla dorosłych. Jest to postać wyraźnie odwołująca się do ery blaxploitation w kinie amerykańskim. Jest też RJ (Owen Campbell), według mnie najlepiej zbudowana postać, łącząca w sobie toksyczną męskość z inteligencką wyższością. To reżyser zafascynowany francuską Nową Falą, starający się z kręconego materiału zrobić sztukę. No i w końcu Pearl… Starsza kobieta, właściwie karykaturalnie przedstawiona, wyglądem przypominająca stereotypową wiedźmę. Z pozoru niewinna staruszka z demencją, ale tak naprawdę skrywająca tłumione pragnienia, które są powodem zgorzknienia i socjopatycznych zachowań.
Cały film zawiera mnóstwo elementów do interpretacji, ale najważniejsza jest postawa prezentowana przez żonę Howarda, czyli Pearl (grana również przez Mię Goth). Pojawia się ona najpóźniej ze wszystkich, w scenie zetknięcia z Maxine. Staruszka od początku wyraża dziwne zainteresowanie dziewczyną, które przeradza się wreszcie w seksualną obsesję i żądzę mordu. Seksualność starszych osób jest tym, co Ti West użył, aby zaskoczyć widzów. Seks jest tutaj właściwie pewnym elementem wyjściowym do pytania o starość i nasze przemijanie. Staruszka Pearl wydaje się początkowo dziwna i bezbronna, ale z czasem to ona okazuje się zwycięzcą w pojedynku z młodszymi. Scena, w której stara się namówić swojego męża na stosunek, pięknie wyraża pragnienie przezwyciężenia jakichś barier, ale jednocześnie trzymania się społecznych postaw, w których seks jest wyznacznikiem młodości i wigoru. Jak zresztą w jednej ze scen mówi Bobby-Lynne: „Kiedyś będziemy za starzy na seks”.
Trylogia grozy studia A24: jeszcze lepsza Pearl
Film, który ukazał się siedem miesięcy po premierze X. Dla widzów zaznajomionych z pierwszą częścią już sam tytuł wyraźnie sugeruje oś fabularną. Jest to mianowicie prequel, w którym poznajemy życiowy background psychopatycznej staruszki Pearl. Zostajemy w nim przeniesieni aż do 1918 roku, czyli momentu końcowego I wojny światowej oraz wybuchu pandemii hiszpanki, kiedy zagrożenie było wszechobecne.
Akcja dzieje się na tej samej farmie w Teksasie, na której zaszlachtowano bohaterów pierwszej części. Tym razem jednak nic nie wskazuje, że miałoby się wydarzyć coś złego. Przy dźwiękach orkiestralnej ścieżki dźwiękowej rodem z kina lat 50. ukazuje nam się sielankowy widok zadbanego gospodarstwa. Zaraz poznajemy główną bohaterkę, w koronkowej sukni tańczącą przed lustrem. Przerywa jej matka, która surowym tonem nakazuje Pearl oporządzić zwierzęta w stodole.
Tym razem Ti West stworzył obraz ewidentnie odwołujący się do starego kina familijnego i okresu obróbki technicolor. I nawet nie chodzi już o ujęcia, filtr obrazu czy muzykę. Sama Pearl jest jakby wcieleniem Dorotki z Czarnoksiężnika z krainy Oz. Pełna energii, rozmarzona, wyznająca swoje trudy życia zwierzętom, którym nadaje imiona gwiazd kina. Nawet w momencie zabicia gęsi w pierwszych scenach nie traci swojego uroku.
Czy jednak jej życie jest tak kolorowe, jak w Mary Poppins? Oczywiście, że nie może tak być. Sielankowość łączy się tutaj z ponurym życiem codziennym. Film powoli i z wyczuciem odsłania przed nami kolejne mroczne zakątki umysłu Pearl. Scena, w której dziewczyna tańczy, a następnie symuluje stosunek ze strachem na wróble, jest wyrażeniem jej frustracji seksualnej. Tak samo próby podduszenia sparaliżowanego ojca ukazują skrywaną wewnątrz złość. Młoda dziewczyna nienawidzi swojego życia. Jak sama mówi w modlitwie do Boga, pragnie być gwiazdą. Kocha oglądać filmy z tańcem, a swoją desperację wyrwania się z prowincji wyraża w scenie, w której kinooperator prezentuje jej jeden z pierwszych filmów pornograficznych. Pearl mówi wówczas, że „zrobiłaby wszystko dla kariery”.
Finałowy monolog, skierowany do jej męża Howarda, pokazuje nam w pełni duszę Pearl. Jak się okazuje, wcale nie kocha małżonka. Jej naczelnym pragnieniem jest być w centrum uwagi, „być uwielbianą przez tłumy”, „być kochaną”. Swoje wewnętrzne cierpienie rekompensowała zabijaniem niedużych zwierząt (biedna gęś), a wreszcie ludzi, na których chciała przenieść swój wewnętrzny ból. Moim zdaniem, jedna z najlepszych filmowych scen, w których poprzez zwykły dialog zostaje ukazana psychopatyczna postawa postaci. Do końcowego efektu wiele wniosły również umiejętności aktorskie Mii Goth.
Poznając młodość morderczej Pearl z X, zauważamy też działające na nią siły. Wrażliwa i ambitna dziewczyna zostaje postawiona pomiędzy dwoma światami. Z jednej strony rodząca się wówczas kinematografia i rozrywka masowa, a co za tym idzie, obietnica — często fałszywa — lepszego życia, gdzieś daleko, ale na wyciągnięcie ręki. A z drugiej, konserwatywna postawa, która na wszelkie problemy ma gotowe rozwiązania, ale tłumi w człowieku pragnienia i uczucia. Pearl, pomimo swojego młodego wieku, zostaje wtłoczona w życie pełne odpowiedzialności i poważnych decyzji, na co — niczym Dorotka czy Pipi Pończoszanka — ewidentnie nie chce przystać, bo jedyne, o czym marzy, to zostać gwiazdą.
Trylogia grozy studia A24: finałowa MaXXXine
Najnowszy i ostatni film Ti Westa z Mią Goth w roli głównej ma stanowić domknięcie całej historii. Z tego, co sam twórca powiedział, ma pomysł na kolejny tytuł, ale uniwersum Maxine i Pearl zostało już opowiedziane.
Szczerze napiszę, że produkcja w porównaniu z dwoma poprzednimi wypadła najgorzej. I to nie dlatego, że jest złym filmem. Po prostu zabrakło mi jakiejś podszytej pod całym obrazem warstwy interpretacyjnej. Jest to dobrze zrobiony slasher, tylko tym razem odwołujący się do kina lat 80., a także włoskiego gatunku giallo, chociażby poprzez kreację głównego złoczyńcy, ubranego w kapelusz, skórzany płaszcz i rękawiczki, jak wiele antagonistów z owych filmów. Główną bohaterką jest ponownie Maxine z pierwszej części, a akcja dzieje się w 1985 roku, czyli 6 lat od wydarzeń na farmie. Już na starcie dowiadujemy się, że dziewczyna osiągnęła sukces w branży porno, ale obecnie stara się o angaż w horrorze, co ma pomóc jej w przekwalifikowaniu się na prawdziwe aktorstwo i oczywiście „zostanie gwiazdą”.
Motyw VHS jest niezwykle wyeksponowany w MaXXXine. Wszak lata 80. stanowią złotą erę kaset wideo. I tak, głównym przyjacielem bohaterki jest właściciel wypożyczalni kaset. Kaseta VHS stanowi istotny element fabuły, ponieważ właśnie w takiej formie Maxine dostaje groźbę. Często widzimy również filmy odtwarzane z owych nośników na kineskopowych ekranach. Co jakiś czas obserwujemy także amatorskie nagrania z kamer. Stanowi to zresztą jeden z elementów składających się na całościowe budowanie atmosfery Stanów tamtych czasów. W tym zakresie twórcy filmu ponownie odwalili kawał dobrej roboty, bo od obrazu, przez muzykę, jak i właśnie elementy fabuły, czujemy ów klimat.
Jak jednak w tym wszystkim postępuje rozwój historii? Do pewnego momentu całkiem ciekawie, z przymrużeniem oka, jak chociażby w momencie, w którym oglądamy śmierć upierdliwego prywatnego detektywa — zostaje na nim wykonana egzekucja poprzez zgniecenie w samochodzie. Wymowna jest również scena, w której Maxine, siedząc na twarzy z gliną do odlewania modeli, wpada w panikę, czując na sobie oślizgłe ręce Pearl. Natomiast film w trzecim akcie traci trochę na jakości i popada w zbyt duży banał. Tajemnice zostają wyjawione, a my czujemy się trochę zawiedzeni plot twistem. Niemniej jest dalej zgrabnym domknięciem trylogii, w którym Maxine z final girl zostaje przekształcona w final bossa.
X: oceniam trylogię grozy studia A24
Czy pomysł nakręcenia trylogii przez Ti Westa miał sens? Moim zdaniem jest to eksperyment, który – pomimo pewnych potknięć – spełnił oczekiwania widzów i twórców. Albowiem zaserwowano nieproste kontynuacje a la Halloween 2, a oddzielne opowieści, w których nie tylko fabuła styka się gdzieś w rogach, ale i warstwa wizualna. Każdy tytuł stanowi hołd dla pewnego rodzaju kina. I tutaj znowu, nie są to wyłącznie estetyczne figle a la Grindhouse, a świetne przemyślana kompozycja.
Gdy spojrzymy na trylogię jako całość, zobaczymy historie dwóch kobiet doświadczonych w jakimś stopniu przez życie. Na pozór ich losy są podobne, co ewidentnie sugeruje podwójna rola Mii Goth. Jedna i druga pragnie sławy, seks jest istotnym element ich życia, choć nie w sposób pozytywny. Ich kobiecość jest tutaj niejako wartościowana przez seks, co jak wielokrotnie podkreśla teoria feministyczna — stanowi przykre doświadczenie prowadzące do przedmiotowego traktowania kobiet (często samych przez siebie, w sposób zinternalizowany). Jednocześnie obie pochodzą z konserwatywnych środowisk, a akt seksu, postrzeganego przez konserwatystów często jako nieczystego, w tym przypadku dłuży jako wyzwolenie. Jedna i druga są także wyrazem jakiegoś buntu wobec zastanej rzeczywistości. Jak mówi Maxine „nie chcę życia, na które nie zasługuję”. Pearl natomiast w sposób skrajnie egoistyczny prze do przodu. Jak się jednak okazuje, wyłącznie jedna z nich zwycięża w tym wyścigu. Jesteśmy właściwie świadkami zetknięcia postaci będących swoim lustrzanym odbiciem. Pozostaje pytanie, która z nich jest prawdziwa?