Zachwyty i rozczarowania 2017 roku – Adam Siennica
Działo się w 2017 roku w popkulturze. W artykule przedstawiam to, co mnie zachwyciło i rozczarowało w minionych 12 miesiącach.
ROZCZAROWANIA
Jesienny sezon seriali
Po raz drugi z rzędu jesień seriali mnie rozczarowuje. Jeszcze kilka lat temu mieliśmy wiele nowych tytułów wywołujących duże emocje i zainteresowanie, a teraz? Można wymienić pojedyncze przykłady, które nigdy nie sięgnęły hype'u, jakiego oczekujemy po ważnych tytułach. Nie chodzi o to, że nie było nic dobrego, bo są perełki (Kroniki Times Square np.), ale w przekroju całego sezonu zdecydowana większość tytułów to takie "no, fajne", niż "wow, czekam na kolejny odcinek!". Brakuje hitów, które wzbudzałyby emocje i o których można byłoby dyskutować. Podkreślam, że chodzi mi o nowości, nie powroty.
Justice League
Jak wiecie, pozytywnie oceniam Batman v Superman: Dawn of Justice (szczególnie Ultimate Edition). Spodobała mi się mroczna, poważniejsza wizja Zacka Snydera, która dała mi coś nieoczekiwanego i bardzo odmiennego od lekkiego i przyjemnego Marvela. Dlatego tym bardziej rozczarowanie pierwszym wspólnym filmem tych superbohaterów jest tak wielkie. Dostaliśmy pół-produkt: rzecz niedopracowaną (słabe efekty specjalne rażą po oczach), kiepsko zmontowaną i silącą się, by śmieszyć jak Marvel. Efektem jest tego chaos, fatalny czarny charakter, brak emocji, ciekawej historii i nawet nie ma akcji, która potrafiłaby wywołać efekt "Wow". Ta grupa superbohaterów, których interakcje są jedynym pozytywem filmu, zasługuje na więcej.
8. sezon The Walking Dead
7. sezon miał sens, dobrze rozpisaną fabułę, świetnego Negana i dużo emocji. Dlatego tym bardziej jestem rozczarowany tym, co Scott Gimple zaoferował w 8. sezonie. Kiepskie pomysły, fatalna realizacja oczekiwanej konfrontacji ze Zbawcami i bezsensowne pozbycie się jednej z ważniejszych postaci. Przez wiele sezonów oczekiwaliśmy akcji, walk czy strzelanin, a gdy je dostajemy... jest po prostu nudno. Dawno nie byłem rozczarowany jakimś serialem tak bardzo jak tutaj.
Guardians of the Galaxy Vol. 2
Uwielbiam pierwszą część i kilkakrotnie do niej już powróciłem przy różnych okazjach. Czekałem na dobry sequel pełny akcji, humoru i z ciekawą fabułą, a dostałem coś, co mnie totalnie rozczarowało. Przede wszystkim kiepska historia, która mówiąc kolokwialnie: ani ziębi, ani grzeje. Nie ma w niej nic, co by potrafiło mnie zaangażować, nadać jej sensu czy celu. A do tego Kurt Russell jako Ego z jednej strony świetny i charyzmatyczny, z drugiej zmarnowany kiepskim decyzjami i słabą motywacją postaci. Interakcje pomiędzy bohaterami tym razem nie zawsze grały jak powinny, a do tego humor w porównaniu do pierwszej części nie bawił. W dużej mierze był suchy i czerstwy. Z żadnego filmu w 2017 roku nie wyszedłem tak rozczarowany i znudzony, jak przy tym.
- 1
- 2 (current)
Źródło: zdjęcie główne: materiały prasowe