Zachwyty i rozczarowania 2017 roku – Michalina Reda
Kolejny rok zbliża się ku końcowi. Na przełomie ostatnich dwunastu miesięcy w popkulturze działo się bardzo wiele - telewizja i kino uraczyły nas wieloma produkcjami, z których część wywarła na mnie naprawdę pozytywne wrażenie. Każdy kij ma jednak dwa końce, w związku z czym wspomnę również o osobistych rozczarowaniach. Zapraszam do lektury.
Rok 2017 w wielu względach okazał się dla mnie przełomowy. Rozpoczęłam swoją przygodę w naEKRANIE.pl, nabyłam wielu nowych doświadczeń i poszerzyłam horyzonty o multum popkulturowych nowinek, o których jeszcze niedawno nie miałam pojęcia. To dla mnie podwójnie dobry czas na podsumowania, jednak w dzisiejszym tekście nie będę skupiać się na swojej osobie - w przeciągu ostatnich dwunastu miesięcy w popkulturze wydarzyło się wiele dobrego, ważnego i ciekawego, o czym opowiem dziś ze swojej perspektywy.
Słowem wstępu - choć w bieżącym roku kino zaprezentowało światu wiele widowiskowych produkcji, na mojej liście miejsce znalazły raczej te mniejsze. Owszem, filmy takie jak Thor: Ragnarok, Wonder Woman czy Star Wars: The Last Jedi odebrałam bardzo pozytywnie, jednak nie na tyle, by zaklasyfikować je do kategorii "zachwytów". Pod tym słowem rozumiem bowiem takie produkcje, które okazały się miłym zaskoczeniem choć nie oczekiwałam po nich większych fajerwerków (a w przypadku powyższych - cóż, chyba każdy oczekiwał). Podobną strategię przyjęłam przy okazji omawiania rozczarowań, w związku z czym na mojej liście nie znajdziecie spektakularnych porażek czy finansowych klap w box office - prawdopodobnie podzielam zdanie wielu na temat produkcji takich jak tragiczny Geostorm, przereklamowany Botoks, czy kiepski The Snowman. Zamiast mówić o oczywistościach, skupię się więc na tematach, które może i nie są z gruntu złe, jednak z takich lub innych powodów stanowią dla mnie lekki zawód. Oto moje podsumowanie 2017 roku:
Zachwyty:
The Handmaid's Tale
Serialowa adaptacja powieści Margaret Atwood to jedno z największych zaskoczeń 2017 roku - po nagrodach i wyróżnieniach widać, że nie tylko dla mnie. The Handmaid's Tale budzi we mnie głębokie refleksje, a świat przedstawiony w serialu pozostawia momentami w przerażeniu - dawno nie miałam do czynienia z produkcją, która tak silnie oddziaływałaby na emocje, w związku z czym ten tytuł koniecznie musiał znaleźć się na mojej liście. Na uwagę zasługuje przede wszystkim aktualność - choć książkowy pierwowzór powstał dekady temu, uniwersalne treści przemycane w przepięknych wizualnie kadrach budzą pewien niepokój i prowokują do zastanowienia się nad współczesnym światem. Mocna i świetnie zrealizowana rzecz - bardzo się cieszę, że zapowiedziano już drugi sezon, a jeszcze bardziej z faktu, iż odbije on od książki i podąży własną drogą. Mam nadzieję, że nie oznacza to fabularnego chaosu, a raczej krok w dobrym kierunku, dzięki któremu serial tylko umocni swoją pozycję jako jedno z najważniejszych objawień bieżącego roku.
GLOW
Szalony serial Netflixa, który skupia się na kobietach należących do tytułowej ligi Gorgeous Ladies of Wrestling. I choć w zamyśle brzmi to jak ugrupowanie umięśnionych i walczących na ringu kobiet, tak naprawdę mamy tu do czynienia z ustawionymi konfrontacjami, które miały za zadanie cieszyć oko widzów przed telewizorami. Bardzo podoba mi się klimat, jaki zaprezentowano w serialu - tętniące przebojową muzyką lata 80., natapirowane fryzury, neony i syntezatory - wszystko to chłonie się wzrokiem z największą przyjemnością. Cieszy również fakt, iż obsada jest zdominowana przez kobiety - mamy tu do czynienia z prawdziwą babską solidarnością i siłą, która pozytywnie wyróżnia się na tle produkcji o mięśniakach czy superbohaterach. I choć w wielu względach jest to rzecz przerysowana, serial świetnie sprawdza się w swojej podstawowej roli - jest rozrywką, która dostarcza niesłychanej frajdy. To dla mnie jedno z największych zaskoczeń, oby więcej takich. Więcej na ten temat w recenzji.
Sztuka kochania. Historia Michaliny Wisłockiej
Ze Sztuka kochania. Historia Michaliny Wisłockiej miałam okazję zapoznać się dopiero podczas tegorocznego Festiwalu Polskich Filmów Fabularnych w Gdyni i po seansie wyszłam z sali z uśmiechem od ucha do ucha. Film, który na etapie promocji nie potrafił wywrzeć na mnie większego wrażenia, okazał się świetnie przedstawioną, dynamiczną historią o silnej bohaterce kobiecej - taką, jakich w polskiej kinematografii jest niewiele. Produkcja zachwyciła mnie swoją autentycznością - nie ma tu miejsca na tabu czy rumieńce zawstydzenia, a filmowa Wisłocka koncertowo przeskakuje wszystkie kłody, jakie szary PRL rzuca jej pod nogi. Zastrzyk pozytywnej energii ze świetną muzyką i klimatycznymi ujęciami.
Gerald's Game
W bieżącym roku Netflix zaserwował użytkownikom całą gamę nowych filmów i seriali. I podczas gdy w drugiej kategorii wyróżniłam GLOW, w tej filmowej koniecznie muszę wspomnieć o Gerald's Game. To umiejętne połączenie elementów thrillera z psychologicznymi - seans upływa w pełnym skupieniu i nieustannie narastającym niepokoju, a ja dawno nie czułam się tak wciągnięta w to, co dzieje się na ekranie. Wydawać się może, że w dzisiejszych czasach uwagę widza można zaskarbić sobie głównie za sprawą wartkiej akcji czy krwistych straszaków - tymczasem ten film rozgrywa się wyłącznie w jednym miejscu, jednym czasie i tak naprawdę przy udziale jednej bohaterki, a angażuje bardziej, niż większość blockbusterów. Wielkie wow.
- 1 (current)
- 2
Źródło: zdjęcie główne: matriały prasowe