„Żyć nie umierać” – recenzja
Data premiery w Polsce: 28 sierpnia 2015"Żyć nie umierać" to film, który zapamiętamy wyłącznie dzięki kolejnej znakomitej kreacji Tomasza Kota. Ta słodko-gorzka opowieść o walce z rakiem niestety niczym innym zbytnio się nie wyróżnia.
"Żyć nie umierać" to film, który zapamiętamy wyłącznie dzięki kolejnej znakomitej kreacji Tomasza Kota. Ta słodko-gorzka opowieść o walce z rakiem niestety niczym innym zbytnio się nie wyróżnia.
„Żyć nie umierać” inspirowane jest (choć bardzo luźno) historią aktora Tadeusza Szymkowa, który zmarł w 2009 roku po batalii z nowotworem. W podobnej sytuacji postawiony jest w filmie Bartosz Kolano, kiedyś artysta ze sporymi aspiracjami, a dziś facet, który na ćwierć etatu pracuje za kulisami telewizyjnego programu rozrywkowego. W dodatku, choć jest trzeźwy od ponad pół roku, przez 20 lat nie rozstawał się z alkoholem, co doszczętnie zniszczyło jego życie rodzinne. Słowem – Bartek już nie ma lekko, a przed nim jeszcze okrutna diagnoza.
To, co w tym obrazie najbardziej szwankuje, to fakt, że twórcy podeszli do tematu walki z ciężką chorobą bardzo powierzchownie. Filmów z rakiem w tle było w historii kina dość sporo i wykształciły się pewne schematy, które często się w nich powtarzają. Coraz trudniej jest więc widza chwycić za serce i czymś w tej kwestii zaskoczyć. Tutaj reżyser i scenarzysta tak naprawdę nawet nie próbują. Równie dobrze w rogu ekranu mogliby umieścić listę rzeczy, które po kolei odhaczali przy realizacji tej historii. Podążają według przewidywalnego klucza, a przez to nie wywołują zbyt wielu emocji.
[video-browser playlist="745090" suggest=""]
To wszystko jest oczywiście robione nieźle, a sam film ogląda się sprawnie – z fabularnego punktu widzenia nie ma tu jednak tego czegoś, co sprawiłoby, że „Żyć nie umierać” zostałoby z nami na dłużej po wyjściu z kina. Całość trwa zaledwie 80 minut i skacze od jednego wątku do drugiego, bez należytego ich rozbudowania, tak jakby Maciej Migas zapomniał, że kręci swój pełnometrażowy debiut, a nie kolejny odcinek jakiegoś serialu. Reżyser stara się, jak może, aby zamknąć tę opowieść w formacie dwóch telewizyjnych epizodów, a przez to wszystko staje się bardzo jednowymiarowe – po prostu banalne.
Godna zapamiętania jest chyba tylko gra aktorska. Cała obsada spisała się naprawdę dobrze, ale oczywiście niekwestionowaną gwiazdą jest tu Tomasz Kot, dla którego warto zobaczyć ten film. Pojawia się on w każdej scenie i bez chwili wahania można stwierdzić, że ratuje te produkcję przed wpadnięciem w otchłań totalnej przeciętności. Lwia część powyższej oceny to właśnie jego zasługa. Świetny był też Janusz Chabior w roli Żuka.
Czytaj również: Polskie filmy – jesień 2015 roku
„Żyć nie umierać” nie wyciska łez, nie powala poczuciem humoru i nie grzeszy zbyt oryginalnym podejściem do poważnej tematyki, jaką podejmuję. Można go obejrzeć, nie doświadczając nudy i z umiarkowaną przyjemnością, ale niestety wiele więcej się z niego nie wyciśnie. Modelowy film na jeden raz.
Recenzja powstała dzięki uprzejmości kina Helios w Sosnowcu
Poznaj recenzenta
Oskar RogalskiDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1962, kończy 62 lat
ur. 1968, kończy 56 lat
ur. 1988, kończy 36 lat
ur. 1980, kończy 44 lat
ur. 1965, kończy 59 lat