Te seriale zrobiły Wam dzieciństwo. Tak Disney i Nickelodeon próbują Was zatrzymać
Nostalgia zawsze się sprzedaje. To ona skłania wytwórnie do przedłużania historii lub opowiadania ich całkowicie na nowo. Skąd wziął się boom na kontynuacje seriali telewizyjnych, które znamy z dzieciństwa?
8 listopada 2019 roku wraz z premierą serwisu streamingowego Disney+ debiutuje zupełna nowość z franczyzy High School Musical. Serial przedstawia nam zupełnie nowych bohaterów, jednak czuć powiew nostalgii. Disney wielokrotnie mruga w stronę wychowanych na starych produkcjach fanów. W marcu 2021 roku zostaje ogłoszona kontynuacja kultowego serialu Nickelodeona, iCarly. Nowy serial ma być w nieco dojrzalszym tonie i trafić przede wszystkim do wychowanego na pierwowzorze widza. Doczekuje się trzech sezonów i zapowiedzianego niedawno filmu. W marcu 2024 roku dowiadujemy się, że powstanie film będący bezpośrednią kontynuacją nieco nowszych Grzmotomocnych, których perypetie na Nickelodeon śledziliśmy w latach 2013-2018. Okazuje się takim hitem, że gigant wśród kanałów dziecięco-młodzieżowych zamawia jeszcze serial oraz kolejny film, a we wszystkich tych produkcjach pojawia się cała główna obsada. W styczniu 2024 roku Disney, największy konkurent Nickelodeona, ogłasza światu kontynuację jednego ze swoich największych hitów – Czarodziejów z Waverly Place. Serial zbiera różne opinie, jednak zdobywa na tyle dużą popularność, że zostaje zamówiony kolejny sezon. Wreszcie 16 czerwca 2025 roku latynoamerykański oddział Disneya potwierdza szerzone przez lata plotki, że powstanie czwarty sezon Soy Luny. Co stoi za aż tak dużym sukcesem i rozgłosem wszystkich tych produkcji? Czy jest to zupełnie nowy trend, czy jedynie kontynuacja wcześniejszych działań tych dwóch korporacji?
Marki, które zbudowały dzieciństwo
Lata 90. stanowiły początek rodzącej się popularności tzw. "kablówki" oraz telewizji satelitarnej. Oferta stale się rozrastała, co powoli przyzwyczajało nas do szerokiego wyboru kanałów tematycznych. Skupmy się jednak na dwóch gigantach – symbolach pierwszych dwóch dekad lat 2000., które wychowały miliony osób na całym świecie.
Disney Channel pojawił się na rynku amerykańskim w 1983 roku. Prawdopodobnie o tym nie wiedzieliście, ponieważ kolejne kraje otrzymały go dopiero w... 1995 roku. W Polsce zadebiutował zaś ponad dwie dekady później – w roku 2006. To był moment niemalże idealny, czas największych marek lat 2000., takich jak Hannah Montana, Czarodzieje z Waverly Place, Nie ma to jak hotel czy High School Musical. Wcześniejsze produkcje oryginalne nie zyskały tak dużej, globalnej rozpoznawalności, jednak w kolejnych latach było już tylko lepiej.
Nickelodeon w Stanach Zjednoczonych zadebiutował jeszcze wcześniej – w 1977 roku. Pierwsze popularne produkcje oryginalne na skalę międzynarodową zaczęły powstawać w latach 90., jednak do polskiego widza kanał dotarł dopiero w 2008 roku, kiedy uruchomiono jego lokalną wersję. Największe serialowe hity, tworzone głównie przez kontrowersyjnego Dana Schneidera, trafiły na ekrany na początku lat 2000. i przyniosły stacji ogromną rozpoznawalność. W kolejnych latach zaczęto stawiać także na projekty innych twórców, które również zdobyły dużą popularność – jak choćby Grzmotomocni, wciąż regularnie pojawiający się w TOP 10 polskiego Netflixa, czy Big Time Rush, którego tytułowy zespół powrócił do koncertowania i już drugi rok z rzędu odwiedzi Polskę.
Co łączy te dwa konkurencyjne kanały? Ogromna popularność i fakt, że ich największe produkcje kojarzy praktycznie każdy przedstawiciel Gen Z. Młodzieżowe seriale aktorskie – zarówno sitcomy, jak i produkcje fabularne – okazały się gwarantem sukcesu i swojego rodzaju symbolem telewizji lat 2000. Fani jednak dorośli, a po dwóch dekadach rolę tematycznych kanałów telewizyjnych w większości domów przejęły serwisy streamingowe. Nie przeszkodziło to jednak obu markom w ponownym przyciągnięciu widzów – tym razem za pośrednictwem kanałów internetowych. A czy mogło być na to lepsze rozwiązanie niż powrót do tego, za co pokochali je w dzieciństwie?
Nickelodeon – kontynuacje we krwi?
Nickelodeon już wcześniej lubił kontynuować swoje największe hity. Często po kilku sezonach seriali pojawiał się spin-off lub bezpośrednia kontynuacja z tymi samymi, pokochanymi już przez nastolatków bohaterami. Przykładem takiej produkcji jest Sam i Cat, będące fuzją znajdujących się w tym samym uniwersum dwóch ówczesnych hitów – iCarly (2007-2012) oraz Victorious (2010-2013). Tytułowe bohaterki pochodzą właśnie z tych seriali – choć ten eksperyment doczekał się tylko jednego sezonu, zyskał sporą rzeszę nowych i powracających fanów, a na kanałach Nickelodeon emitowany jest do tej pory.
Bardzo szybko kontynuację otrzymał inny hit stacji – Niebezpieczny Henryk, emitowany w latach 2015–2020. Ostatnie odcinki finałowego 5. sezonu debiutowały w tym samym roku, co spin-off serialu, czyli Niebezpieczny Oddział z 2020 roku. Pojawili się tutaj zarówno starzy, jak i nowi bohaterowie, a sama produkcja doczekała się trzech sezonów (jest już jednak zakończona). Co ciekawe, opinie wśród fanów pierwowzoru są raczej kiepskie – w Internecie można przeczytać, że nie jest już tym samym, za co pokochali Henryka. Można jednak zaliczyć ten serial do tej samej kategorii, co Sam i Cat – jest to bardziej kontynuacja stworzona dla zapełnienia telewizyjnej ramówki, a nie przyciągnięcia zbawionych nostalgią widzów, którzy mogą szukać już czegoś innego niż kolejny sitcom, oparty na tej samej zasadzie.
Jak się okazało, Sam i Cat nie było jedyną próbą powrotu do uniwersum iCarly. Oryginalny serial był produkowany w latach 2007–2012, więc jego widownia zdążyła już dorosnąć. Paramount podjął się kontynuacji, jednak na zupełnie innych zasadach, niż zapewne zrobiłby to Nickelodeon. Otrzymaliśmy przeskok czasowy o 10 lat, powrót Mirandy Cosgrove jako Carly i Nathana Kressa jako Freddiego. Nie skupia się już na tworzeniu programu internetowego, co jednym pasuje, innym niespecjalnie. Humor jest nieco uwspółcześniony, ale charakter postaci zachowany – co wiąże się także z nieco głupawymi, typowymi dla sitcomów zachowaniami. Fani są w tej kwestii podzieleni. Dodatkowo trzy sezony stanowiły szansę na domknięcie niedokończonych wątków – anulowano produkcję z otwartym zakończeniem. Franczyza ma jednak szansę naprawić swoje błędy. Niedawno ogłoszono film, który ma być dalszym ciągiem dla serialu.
fot. ParamountSpin-off ma otrzymać także Victorious, które doczeka się zupełnie nowego serialu, osadzonego w artystycznej szkole Hollywood Arts. Główną bohaterką będzie siostra Tori, Trina, która jest nauczycielką. To oznacza, że skupimy się przede wszystkim na nowych bohaterach. Zadebiutuje on w przyszłym roku, 16 lat po premierze swojego pierwowzoru. Zdecydowanie wpasowuje się więc w nostalgiczny trend. Na razie twórcy nie zdradzili nam zbyt wielu informacji. Fani liczą na gościnne występy innych aktorów z obsady, którzy utrzymują ze sobą bardzo dobre relacje.
Najbardziej aktualną produkcją tej stacji pozostają Grzmotomocni. To jedna z nielicznych flagowych serii Nickelodeona, która uniknęła większych kontrowersji – za jej powstanie nie odpowiadał Dan Schneider. Mimo że odcinki realizowano w latach 2013–2018, sitcom o superbohaterskiej rodzinie wciąż jest regularnie emitowany na kanałach Nickelodeona i często pojawia się wśród popularnych tytułów na Netfliksie. Trudno się dziwić, bo niewiele mu można zarzucić. Połączenie normalnego życia z ratowaniem świata sprawiło, że pokochało go mnóstwo dzieci i nastolatków. Sama zapowiedź filmu, który miał stanowić kontynuację po dobrych kilku latach od zakończenia, wzbudziła mnóstwo emocji wśród internautów. Powrót Grzmotomocnych miał wszystko, co możemy uznać jako przepis na sukces – powrót kompletu głównej obsady oraz kilku postaci drugoplanowych, sporo akcji i otwarte zakończenie, które zostawiło furtkę do "czegoś więcej". A na to z kolei nie musieliśmy długo czekać, ponieważ już w tym roku zadebiutował serial Grzmotomocni: Tajniacy, będący bezpośrednią kontynuacją wydarzeń z filmu. Na stałe powracają tu trzy główne postacie: bliźniacy Max i Phoebe oraz ich młodsza siostra Chloe. Kilka odcinków już obejrzałam – muszę przyznać, że przypadły mi do gustu. Oprócz nostalgii oferują sporą dawkę humoru, charyzmatyczne i dające się polubić postacie oraz ciekawy wątek główny, zachęcający do kontynuowania seansu. Na uwagę zasługują relacje między rodzeństwem, które są chyba moim ulubionym elementem serialu – przepychanki słowne i dynamika między każdą parą bohaterów to coś, co sprawiło, że to jedna z tych produkcji, do których zawsze chętnie wracam. To jednak nie koniec niespodzianek! Na przyszły rok zapowiedziano kolejny film pełnometrażowy z tej franczyzy, który skupi się na najmłodszej bohaterce z rodziny – Chloe.
fot. NickelodeonDisney dołącza do nostalgicznego trendu?
Disney także robił kontynuacje, jednak zdarzało się to znacznie rzadziej. Jednym z bardziej znanych przykładów jest Link not found, spin-off sitcomu Jessie (2011-2015). Doczekał się aż siedmiu sezonów, czyli o trzy więcej niż jego pierwowzór. W serialu powróciła trójka głównych bohaterów (Emma, Zuri i Ravi), jednak całkowicie zmienił on scenerię, z Nowego Jorku na wakacje poza miastem. Dalej był to jednak serial dla tego samego odbiorcy. W dalszych sezonach zmieniano obsadę i tor fabularny, co spotkało się z krytyką fanów.
Nieco inne podejście do grania na nostalgii zaprezentował High School Musical: Serial, który był jedną z produkcji oferowanych na start Disney+. Tytuł wskazywałby na kolejną część popularnej franczyzy, ale nic bardziej mylnego. Film z 2005 roku w tym uniwersum był także... filmem. Pojawiła się zupełnie nowa obsada, nowocześniejszy humor i podejście do widza zgodne z obecnymi standardami. Serial jest także dojrzalszy niż typowe sitcomy i dotyka problemów, takich jak dojrzewanie, pierwsza miłość czy zawód miłosny i problemy rodzinne. Jest on jednak laurką dla wychowanego na Disney Channel pokolenia Z – oprócz nowych wersji scen z kultowej serii filmów, a także klasycznych animacji Disneya, pojawia się wiele piosenek i innych nawiązań do High School Musical, Camp Rocka czy Hannah Montany, a nawet cameo związane z tytułowym filmem. Moim zdaniem to produkcja, której brakowało w ramówce tego typu kanałów około 2015 roku – z realistycznymi postaciami, z którymi nastoletni widz może się bez trudu utożsamić. Jest mniej skupiona na humorze, a bardziej na ciekawych wartościach oraz na przemianie bohaterów.
fot. materiały prasoweTypowym rebootem, który można byłoby uznać za odpowiedź na nowe iCarly, jest tytuł Czarodzieje z Waverly Place: nowy rozdział. Oryginał emitowano w latach 2007–2012, a więc dokładnie w tym samym okresie, co hit Nickelodeona. Serial z Seleną Gomez w roli głównej opowiadał o rodzeństwie, które odziedziczyło magiczne zdolności i uczy się radzić sobie z nimi w życiu codziennym. Powracają postacie z oryginału. Alex i Justin są teraz dorośli, a ten drugi staje się mentorem nastoletniej dziewczyny Billie (uczy ją, jak radzić sobie z niesamowitymi zdolnościami). Produkcja otrzymała całkiem spory rozgłos, jednak w naszym kraju na Disney+ zawitała po niemal roku od premiery (wcześniej leciała na Disney Channel). Z racji tego, że Disney zamknął w wielu krajach kanały telewizyjne, drugi sezon Czarodziejów jest raczej produkcją nastawioną przede wszystkim na streaming. Z pewnością kojarzycie informację, która niedawno obiegła Internet – fakt, iż Alex Russo zdecydowała się poświęcić swoje życie, aby uratować rodzinę po szokującym plot twiście. Okazało się, że Billie jest jej córką. Nie jest to jednoznaczne z tym, że nie powróci – w końcu mówimy o uniwersum, w którym istnieje magia. Wywołało to niemałą dyskusję wśród podzielonych fanów. Część dalej śledzi losy ukochanych bohaterów z dzieciństwa, a inni bojkotują istnienie serialu i nie zamierzają nabijać mu wyświetleń.
fot. DisneyZdecydowanie największym szokiem, jeśli chodzi o najnowsze plany Disneya, jest jednak kontynuacja innego serialu. Link not found to argentyński serial fabularny o nastolatkach emitowany w latach 2016–2018, który doczekał się trzech sezonów. Co ciekawe, już w trakcie trwania zdjęć pojawiały się pierwsze kontrowersje i afery związane z obsadą (zatargi między aktorami). Wielu fanów wręcz domagało się powstania 4. sezonu, a związane z tym fake'owe materiały i rzekome potwierdzenia w Internecie pojawiały się regularnie jeszcze kilka lat po zakończeniu serialu. Niespodziewanie okazało się jednak, że prośby zostały wysłuchane, a na X (dawniej Twitterze) oraz TikToku zaczęły krążyć zdjęcia i nagrania z czegoś, co wyglądało jak plan filmowy. Aktorzy z Soy Luny jeździli na charakterystycznych wrotkach. Kilka tygodni później latynoamerykański oddział Disneya opublikował pierwszą zapowiedź nowego sezonu, w którym ma powrócić większość głównej obsady (tej samej, która przez lata pozostawała w większości skłócona), i zapowiedział jego premierę na pierwszą połowę 2026 roku, 10 lat po debiucie pierwszego sezonu. Trudno ocenić, czy to tylko skok na kasę. Zdecydowanie wywołał on poruszenie w mediach społecznościowych – zwłaszcza wśród dorosłych już fanów, którzy oglądali serial w wieku nastoletnim. Muszę przyznać, że to ostatnia produkcja, po której spodziewałabym się kontynuacji, ale na pewno ją sprawdzę już w dniu premiery.
fot. DisneyEfekt mody na nostalgię?
Stacje Disney Channel i Nickelodeon już wcześniej przedłużały swoje popularne produkcje. Tworzyły kontynuacje, jednak robiły to w trakcie lub od razu po zakończeniu pierwowzorów, stosując niewielkie przeskoki czasowe. Tworzone po latach rebooty mają na celu przede wszystkim przyciągnąć uwagę widza, który oglądał oryginały.
Trudno je jednoznacznie ocenić, bo każdy szuka w nich czegoś innego. Część fanów chciałaby powrotu do klimatu, który już zna (tak jak choćby w przypadku Grzmotomocnych), inni zaś wolą coś dojrzalszego i odpowiadającego ich aktualnym upodobaniom (jak idące z duchem czasu iCarly). Część zaplanowanych kontynuacji jeszcze nie wyszła, więc trudno powiedzieć, co w nich przeważy. Jedno jest pewne: każda ze wskazanych przeze mnie produkcji wzbudziła dyskusję i zdobyła rozgłos ze względu na markę i powracających aktorów.
Źródło: disneywiki, nickelodeonwiki, x, reddit, deadline