Blondynki, zbrodnie i podglądanie – Hitchcock oczami Gen Z
Thrillery Alfreda Hitchcocka w kategorii budowania napięcia mogłyby konkurować z niejednym horrorem. Okazuje się, że niektóre klasyki się nie starzeją. Jak jest w tym przypadku?
Nazwisko Hitchcocka na pewno choć raz obiło się Wam o uszy. Był jednym z najważniejszych reżyserów XX wieku. Miał ogromny wpływ na rozwój gatunku, jakim jest thriller, a także inspirował późniejszych twórców. Wykreował swój własny styl w czasach, kiedy to wytwórnie miały decydujący głos w procesie powstawania filmów. Wprowadził dużo nowatorstwa i eksperymentów w klasycznym kinie, a także bazował na lubianych przez siebie motywach i schematach.
Pierwszą jego produkcją, którą obejrzałam, były Ptaki z 1963 roku. I szczerze? Nie porwał mnie. Byłam znudzona i nie wciągnęłam się w historię. Po jakimś czasie miałam drugą próbę, ale tym razem z Oknem na podwórze z 1954 roku. Tym razem byłam zachwycona. Pomysł na historię był strzałem w dziesiątkę. Unieruchomiony z powodu złamanej nogi fotograf z nudów zaczyna obserwować swoich sąsiadów i wkrótce odkrywa morderstwo. Wszystko rozwiązuje się kawałek po kawałku, co ogląda się z zaciekawieniem i fascynacją. Jednocześnie podziwiałam piękne stroje Grace Kelly (nic dziwnego, że została Księżną Monako). Potem przyszła kolej na następne Hitchcockowskie produkcje.
To wszystko prowadzi do pytania: czy filmy Hitchcocka wciąż działają? Czy potrafią zaangażować dzisiejszego widza?

Czy dalej chcemy wiedzieć więcej od postaci?
Brytyjski reżyser bazował w swoich dziełach na tak zwanym suspensie, czyli chwycie narracyjnym, który ma angażować widownię. W jednym z wywiadów tłumaczył, że tajemnica generuje proces intelektualny u widza, a suspens emocjonalny. Dlatego dawał oglądającym więcej informacji, niż mieli sami bohaterowie jego filmów. Świetnym przykładem jest M jak morderstwo (1954), gdzie mamy historię, w której mąż planuje zabójstwo swojej żony. Wiemy, jak to ma wyglądać, kto za tym stoi oraz kto będzie ofiarą. W jednej z kluczowych scen widzimy mordercę ukrywającego się w mieszkaniu małżeństwa. Jesteśmy poinformowani o jego obecności i zamiarach. Usiłuje udusić główną bohaterkę Margot. Reżyser tak zbudował całą sytuację i napięcie, że gdybyśmy o nim nie wiedzieli, to scena byłaby zdecydowanie mniej emocjonalna.
Takie chwyty działają również współcześnie. Mamy ochotę krzyknąć i ostrzec bohaterkę, żeby uważała. Twórca świetnie odczytał oczekiwania widzów i potrafił grać emocjach. Wspomniana scena duszenia bohaterki ówcześnie była uważana za brutalną. Pomimo że teraz jesteśmy bardziej oswojeni z ukazywaniem przemocy w kinie, to dalej ogląda się ją z niepokojem i lekkim dreszczem.

Blondynki, władza i inne obsesje...
Hitchcock na planie był bardzo kontrolującym reżyserem. Wszystkie elementy były dla niego istotne. Dbał o odpowiednie ustawienie kamery, scenografię i dobór aktorów. Dużo mówi się o jego obsesji na punkcie blondynek (Grace Kelly, Kim Novak czy Tippi Hedren). Chętnie obsadzał je w swoich produkcjach i uważał za najlepsze ofiary. Skrupulatnie dbał o ich ubiór, dając konkretne wskazówki Edith Head – kostiumografce, z którą współpracował prawie 30 lat.
Aktorzy mieli z reżyserem różne relacje. Część go podziwiała, część nie potrafiła znieść jego dyktatury na planie. Mimo geniuszu, dużo mówi się też o nadużyciach. Był bardzo władczy i wymagający. Przy kręceniu Ptaków (1963) Tippi Hendren musiała znosić jego umizgi oraz brutalne warunki pracy. Prawdziwe ptaki nieraz ją dziobały i atakowały, co prawie doprowadziło aktorkę na skraj załamania nerwowego.
Obecnie takie zachowania i praktyki budzą wiele negatywnych emocji. Z jednej strony rezultatem są genialne i nowatorskie filmy, z drugiej – wiąże się to z prywatnymi tragediami. Myślę, że współcześnie dzięki większym regulacjom na planie i organizacjom pomagającym aktorom takie nadużycia są rzadsze. Wciąż jednak pojawiają się głosy, by oddzielać artystę od dzieła, a także – że było warto poświęcić jednostkę dla sztuki.

Podglądacze i MacGuffiny
Mistrz suspensu doskonale zdawał sobie sprawę z tego, jak manipulować widzem. Idealnym przykładem jest wspomniane wcześniej Okno na podwórze (1954). Mamy unieruchomionego fotografa Jeffa, który z nudów obserwuje swoich sąsiadów, co może być wątpliwe moralnie. Jeff podgląda, a my razem z nim. On tańczącą sąsiadkę w skąpym stroju, a my jego i elegancko ubraną Lisę – dziewczynę bohatera. Co ciekawe, mężczyzna nie wydaje się zainteresowany partnerką, dopóki nie pojawia się ona w centrum wydarzeń, czyli po drugiej stronie. Wtedy staje się równie atrakcyjna jak tańcząca sąsiadka. Hitchcock wciąga nas w to podglądactwo i w historię zbrodni. Jest to też idealna metafora kina – podglądania postaci i ich perypetii. Takie zabiegi nie wychodzą z mody.
Ogromne znaczenie dla napędzenia akcji i podbicia stawki emocjonalnej ma MaCguffin. Może to być przedmiot lub cel, ale niekoniecznie. Ma znaczenie dla postaci, ale dla widzów jest nieistotny. Jest to coś, co bohaterowie chcą zdobyć, gdzieś dotrzeć. Chociaż są one obecne we współczesnych produkcjach (przykładowo walizka z Pulp Fiction), to właśnie Hitchcock je spopularyzował. Dzięki nim pchał akcję do przodu i intrygował oglądających. W Psychozie(1960) były to skradzione pieniądze, a w Złodzieju w hotelu (1955) tożsamość tytułowego złodzieja. Nie ma znaczenia, co to jest, ważna jest dobrze opowiedziana historia.

Czy można bać się wody?
Obecnie, jeśli chce się przyciągnąć większą widownię do kin, trzeba się posiłkować efektami i obrazami, których ludzie nie doświadczą w streamingu. Są to nie tylko produkcje Marvela, ale też Nolana czy Camerona, które świetnie ogląda się na dużym ekranie. Projektowanie miejsc wydarzeń w filmie jest bardzo ważne i Hitchcock doskonale zdawał sobie z tego sprawę. Architektura przestrzeni u niego jest niezwykle przemyślana i budująca klimat. W opowieści o unieruchomionym fotografie akcja dzieje się praktycznie w jednym pomieszczeniu, tworząc atmosferę klaustrofobii i uwięzienia głównego protagonisty. Nadmorskie miasteczko Bodega Bay z Ptaków (1963) z pozoru może wydawać się spokojne i ciche, ale kiedy pojawiają się hordy tytułowych zwierząt, staje się miejscem grozy.
Co ciekawe, powtarzającym się elementem przestrzeni jest też uplasowanie wydarzeń w okolicach wody. W Północ, północny zachód (1959) Roger Thornhill przypadkowo zostaje wzięty za agenta i uprowadzony. Porywacze upijają go, a następnie chcą sprawić, żeby wjechał autem prosto do morza. W Vertigo (1958) bohaterka odgrywa samobójstwo, wskakując do zatoki. Woda staje się nieodłączną częścią krajobrazu, która symbolizuje niebezpieczeństwo i śmierć. Hitchcock po mistrzowsku ją kreuje i wykorzystuje.
Starszy klimat tego typu filmów świetnie koresponduje z thrillerem jako gatunkiem, który sam w sobie ma być mroczny i tajemniczy. Nie bez powodu lubimy wracać do produkcji lat 90. czy 80. Tego typu atmosfera jest nie do podrobienia, a także podyktowana czasem i możliwościami, jakie mieli twórcy.
Emocje nadal jak u Hitchcocka?
Klasyki z przeszłości mogą nas pozytywnie zaskoczyć. Niejeden dreszczowiec Hitchcocka sprawdzi się lepiej od któregoś z teraźniejszości. Choć stworzone dekady temu, wciąż potrafią nas zaskoczyć, przerazić i przykuć do ekranu. I właśnie to świadczy o ich ponadczasowości – emocje, które przetrwały lata.

