Beetlejuice leci na Hawaje – tak miał wyglądać sequel Soku z żuka. Cudownie absurdalnie
Zanim powstał Beetlejuice Beetlejuice, był Beetlejuice Goes Hawaiian. Przyjrzyjmy się temu cudownie absurdalnemu pomysłowi, który ostatecznie nie został nakręcony.
W kinach pojawił się sequel kultowego Soku z żuka. Stwierdzenie, że musieliśmy na niego trochę poczekać, byłoby ogromnym niedopowiedzeniem, ponieważ pierwsza część zadebiutowała w 1988 roku, czyli aż 36 lat temu. Jeszcze większym zaskoczeniem niż ta liczba może być dla Was fakt, że oryginalnie nie mieliśmy wracać do starego domu Deetzów, a pojechać na… Hawaje.
Sok z żuka 2, który został zrealizowany
Żeby w pełni docenić to, jak groteskowy jest pomysł z Hawajami, trzeba najpierw krótko nakreślić fabułę, która ostatecznie została zrealizowana.
Jak wiemy z zapowiedzi i wywiadów, a niektórzy może już nawet z seansu, Beetlejuice Beetlejuice skupia się na trzech pokoleniach kobiet z rodziny Deetzów, czyli babci, matce i córce. Dwie pierwsze poznaliśmy w Soku z żuka, a buntownicza Astrid – grana przez Jennę Ortegę, gwiazdę Wednesday – to zupełnie nowa bohaterka. To właśnie najmłodsza z nich otwiera portal do zaświatów, co staje się zalążkiem późniejszej akcji.
Jak podsumował to sam Tim Burton, ta fabuła została zainspirowana jego własną podróżą „od fajnego nastolatka do nudnego dorosłego”:
Choć – błagam, schowajcie pochodnie! – nie byłam jakąś wielką fanką pierwszego Soku z żuka, a z klasycznego portfolio Tima Burtona najbardziej lubię Eda Wooda i Edwarda Nożycorękiego, to takie wyjaśnienie naprawdę trafiło prosto do mojego serduszka. Bo dorastanie i starzenie się to coś, co czeka każdego z nas. Niektórzy śmiali się ze swoich rodziców, że nie wiedzą, czym jest Facebook, gdy był jeszcze nowinką, a dzieciaki wydawały pieniądze na Pet Party. Teraz to właśnie ta aplikacja jest kojarzona ze staruszkami, którzy z kolei nieufnie patrzą na TikToka. Rządy Gen Z także nie będą wieczne. Nadejdzie czas, w którym przestaną być tymi „fajnymi nastolatkami”, a wejdą w erę „nudnych dorosłych”.
W ten sposób fabuła, mimo fantastycznej otoczki, jest jednocześnie bardzo zakorzeniona w rzeczywistości i ma szansę trafić do każdego. To pomysł genialny w swej prostocie. Wystarczy spojrzeć na dzieła Jamesa Camerona, który przy pierwszym Avatarze i kolejnych sequelach postanowił oprzeć się na podstawowych wartościach, bliskich każdemu widzowi. W Kształcie wody była to rodzina – przemiana głównych bohaterów w rodziców, którzy stali się odpowiedzialni nie tylko za samych siebie, ale również za własne dzieci – a także to, jak daleko jesteśmy w stanie się posunąć, by ochronić swoich bliskich.
Aż dziwi, jak bardzo daleki od tego był jeden z najbardziej rozwiniętych pomysłów na sequel Soku z żuka. Przygotujcie swoje drinki z palemką. Wybieramy się na Hawaje!
Sok z żuka 2, który nie został zrealizowany
Skoro już wiemy, na jakich podstawach stoi rzeczywiście zrealizowany sequel Soku z żuka, czas przejść do tego, którego nigdy nie nakręcono. Mowa oczywiście o Beetlejuice Goes Hawaiian.
Choć Beetlejuice Beetlejuice zadebiutował na dużym ekranie w 2024 roku, pomysł na sequel zrodził się o wiele wcześniej, bo w okolicach 1990 roku (czyli zaledwie dwa lata po premierze oryginału). W takiej sytuacji nie było mowy o kilku pokoleniach Deetzów, ponieważ w tym czasie Lydia mogła co najwyżej skończyć liceum (Winona Ryder miała zaledwie szesnaście lat, gdy pierwszy Sok z żuka trafił na duży ekran), a nie wychowywać nastoletnie dziecko.
Cała idea „od fajnego nastolatka do nudnego dorosłego” nie miała wtedy prawa bytu – ani w przypadku głównych bohaterów, ani samego Tima Burtona, przed którym dopiero otworzyły się bramy Hollywood. Jego najbardziej rozpoznawalne dzieła, takie jak Edward Nożycoręki, Gnijąca Panna Młoda czy Jeździec bez głowy, były dopiero przed nim.
Na jaki pomysł wpadli więc twórcy? Na pewno było ich kilka, ale skupimy się na Beetlejuice Goes Hawaiian, ponieważ właśnie o nim najwięcej wiemy.
W scenariuszu do Beetlejuice Goes Hawaiian, napisanym przez Jonathana Gemsa, rodzina Deetzów miała wybrać się na Hawaje, ponieważ ojciec Lydii, architekt, dostał zlecenie na zbudowanie tam luksusowego ośrodka wypoczynkowego i kasyna. Jak można się domyślić, nowa inwestycja nie przypadłaby do gustu miejscowym, a także samej nastolatce, która postanowiłaby uratować wyspę. W tym celu z niechęcią wezwałaby naszego Beetlejuice’a, który obudziłby miejscowe duchy. To w efekcie wywołałoby prawdziwy chaos.
Co ciekawe, w hawajskim sequelu także znalazło się miejsce dla żony bioegzorcysty, która miała nazywać się Rita (w filmie Beetlejuice Beetlejuice postać ma na imię Delores, a zagrała ją Monica Bellucci). Zresztą ważną częścią scenariusza do niezrealizowanego sequela Soku z żuka był właśnie wątek miłosny, skomplikowany niczym w Modzie na sukces. Otóż Rita pragnęła odzyskać uczucie Beetlejuice’a, a ten wciąż kochał Lydię, która z kolei miała oko na uroczego surfera z Hawajów.
Niektóre szczegóły na temat Beetlejuice Goes Hawaiian są naprawdę ciekawe. Oto kilka moich ulubionych smaczków: Lydia miała pójść do lokalnego szamana i dostać moce nadprzyrodzone; wśród obudzonych przez Beetlejuice’a bytów byłyby między innymi biegające szkielety dinozaurów; bioegzorcysta zamieniłby siebie i Lydię w syrenki podczas randki w morzu; na końcu miało pojawić się cameo Kathleen Turner, która jako matka Beetlejuice’a powstrzymałaby syna przed poślubieniem najmłodszej członkini rodziny Deetz (złamałby przez to wcześniej podpisany kontrakt).
Po internecie krąży też wiele filmików, gdzie ludzie czytają scenariusz do Beetlejuice Goes Hawaiian. Dla przykładu, to jeden z nich:
Co o plażowej estetyce myślał sam Tim Burton? W 1997 roku Jonathan Gems zdradził na łamach "Fangoria":
Takie podejście idealnie pasuje do ówczesnego Tima Burtona, którego groteskowe wizje nie raz odstraszały studia. Warner Bros. nie chciało Edwarda Nożycorękiego właśnie dlatego, że wydawał im się „zbyt dziwny” dla przeciętnego widza. W tej produkcji filmowiec też połączył dwie skrajne estetyki – pastelową i wyidealizowaną wizję amerykańskich przedmieść z mrocznym gotyckim klimatem. A pomysł na głównego bohatera z nożycami zamiast rąk, który przycina sąsiadom żywopłoty i robi z nich małe dzieła sztuki, dla wielu osób może brzmieć absurdalnie.
Warto też dodać, że nasz Beetlejuice w hawajskim sequelu miał dostać o wiele więcej czasu ekranowego niż w pierwszym filmie (a miał go dość mało na tle reszty bohaterów). Bioegzorcysta tym razem miał być w centrum opowieści, co nie powinno dziwić, biorąc pod uwagę fakt, że to właśnie jego wizerunek stał się symbolem Soku z żuka.
Dlaczego Beetlejuice Goes Hawaiian nie powstał?
Dlaczego Beetlejuice Goes Hawaiian nie powstał? Nie znamy oficjalnych przyczyn, ale możemy wysnuć pewne wnioski. W 1992 roku zadebiutował Powrót Batmana w reżyserii Tima Burtona, w którym główną rolę Mrocznego Rycerza ponownie zagrał Michael Keaton, odtwórca Beetlejuice’a. To oznacza, że dwie osoby, kluczowe dla uniwersum Soku z żuka, były zajęte w czasie, w którym powstawał scenariusz na sequel. Można więc powiedzieć, że na „kuj żelazko, póki gorące” było za późno. Z kolei w 1997 roku Gem stwierdził, że Winona Ryder jest już „za stara na tę rolę” i należałoby znaleźć inną aktorkę. Sam też opuścił projekt, by skupić się na innym filmie Tima Burtona, Marsjanie atakują!
Na pewno cieszę się, że nie zrobiono recastingu, byleby nakręcić film. Obsada była sercem oryginału i trudno mi sobie wyobrazić sequel Soku z żuka bez Winony Ryder czy Michaela Keatona. Uważam jednak, że sam pomysł brzmiał naprawdę obiecująco. Połączenie młodzieżowego „plażowego” filmu z nadprzyrodzonymi i mrocznymi elementami brzmi tak absurdalnie, że aż dobrze. Bije od tego burtonowska energia.
Po części naprawdę żałuje, że nie będziemy mieli szansy zobaczyć Beetlejuice Goes Hawaiian. Z drugiej strony – już nie mogę doczekać się seansu Beetlejuice Beetlejuice, na który wybiorę się w weekend. Zobaczymy, jak spodoba mi się ten zrealizowany sequel.
Źródło: ign.com, independent.co.uk, screenrant.com