Dlaczego oglądamy slashery? Magia odgrzewanych kotletów
Wiemy, co się wydarzy. Morderca pojawia się znikąd, bohaterowie giną jeden po drugim. Na koniec zostaje "ta ostatnia" - final girl, która pewnie znajdzie w sobie siłę, żeby zadać ostateczny cios. Schemat wszystkim znany, jednak i tak oglądamy. Z ciekawości? No właśnie… Dlaczego?
Zacznijmy od początku. Slasher to podgatunek horroru, który szczególną popularność zdobył w latach 70. i 80. Jego fundamentem jest prosty, ale skuteczny schemat: grupa młodych ludzi zostaje odizolowana i kolejno eliminowana przez zamaskowanego mordercę. Charakteryzuje się brutalnymi scenami, wyrazistymi lub wręcz przerysowanymi bohaterami (popularne są na przykład archetypy sportowca, outsidera, dziewczyny z sąsiedztwa czy imprezowiczki) i napięciem opartym na nieuchronności zagrożenia. Widz obserwuje grę w kotka i myszkę, doskonale wiedząc, że większość postaci nie dotrwa do końca seansu. Aż do tej ostatniej – final girl.

Najważniejsze slashery
Halloween do dziś uważany jest za wzorcowy slasher. Historia Michaela Myersa, który jako dziecko popełnia morderstwo, a po latach ucieka z zakładu psychiatrycznego i wraca do rodzinnego miasteczka, stała się archetypem gatunku. Zamaskowany zabójca w białej masce, czające się zagrożenie na pozornie spokojnych przedmieściach i ginące nastolatki to motywy, które później powtarzano w dziesiątkach produkcji. Halloween umocniło też figurę final girl – Laurie Strode, w którą wcieliła się Jamie Lee Curtis, stała się jedną z najważniejszych bohaterek w historii horroru.
Dwa lata później powstał film, który wyniósł slasher na poziom masowej popularności – Piątek trzynastego. Akcja osadzona została na obozie letnim Camp Crystal Lake, gdzie młodzi opiekunowie stają się celem brutalnych morderstw. Choć w pierwszej części to nie Jason Voorhees jest sprawcą zbrodni, to właśnie jego postać w kolejnych filmach urosła do rangi ikony popkultury. Maskę hokejową Jasona kojarzą dziś nawet osoby, które nigdy nie oglądały serii. Piątek trzynastego dopracował model slashera: odizolowana grupa młodych bohaterów, stopniowe eliminowanie ich w krwawy sposób i tajemniczy morderca kryjący się w cieniu. Ten film rozpoczął też trend niekończących się kontynuacji i sequeli. Udowodnił, że widzowie chcą powracać do tego samego schematu, jeśli tylko towarzyszy mu znajomy dreszcz emocji.
Warto też oczywiście wspomnieć o Krzyku. Wes Craven ponownie zaskoczył. Produkcja była jednocześnie horrorem i komentarzem do horrorów. Bohaterowie mówili wprost o regułach rządzących gatunkiem: kto ginie pierwszy, kto przeżywa, jakie błędy popełniają ofiary. Dzięki temu film stał się metaslasherem – świadomym własnych schematów i bawiącym się oczekiwaniami widza. Jednocześnie nie brakowało w nim napięcia i brutalnych scen, które były utrzymane w klimacie gatunku. Ghostface, zamaskowany zabójca w czarnej pelerynie i charakterystycznej masce, szybko dołączył do panteonu kultowych horrorowych postaci.

Dlaczego oglądamy slashery?
Slashery zawsze opierają się na podobnym schemacie. Widzowie wiedzą od początku, komu kibicować, a kogo nie będzie im szkoda, gdy zginie. Oglądając slashery, w pewien sposób doświadczamy bezpiecznego strachu. Chcemy się bać, a przez znany nam schemat wiemy, kiedy to nastąpi. To przewidywalność pozwala kontrolować emocje. Za chwilę ktoś zginie? My to wiemy, a towarzyszące nam napięcie staje się niemal przyjemne. Oglądanie slasherów to takie czekanie na to, co nieuchronne, a przy okazji czerpanie z tego pewnego rodzaju satysfakcji.
Ten gatunek to także gra z widzem. Zabawa w przewidywanie, analizę sytuacji, podążanie za określonym schematem. Czy akurat tym razem twórcy pójdą znaną ścieżką, czy może skręcą w inną stronę? I czy widzowie w ogóle chcieliby, żeby było inaczej niż zwykle? „Odfajkowywanie” kolejnych punktów z listy w rzeczywistości jest zaletą slasherów, bo tego od nich wymagamy.
To trochę jak w przypadku komedii romantycznej. Czujemy się poruszeni, mimo że schematy są nam dobrze znane. Widzowie wiedzą od początku, komu mają kibicować. Przetrwanie ostatniej postaci to nie tylko zakończenie historii – to także poczucie sprawiedliwości, metafora siły, przetrwania czy traumy. Dlatego często to emocje powodują, że wybieramy właśnie ten gatunek. Nie oglądamy go, by zostać zaskoczonym, a po to, by go przeżyć.
Najlepsze horrory XXI wieku [GALERIA]
Czy slashery nadal interesują widzów?
A jak to wygląda teraz? Współczesne slashery często próbują aktualizować znane tropy i odświeżać klasykę. W nowych produkcjach problemy, z jakimi zmagają się bohaterowie, są dostosowane do obecnych czasów. Slasher odzwierciedla to, co aktualnie niepokoi społeczeństwo. I są to zwykle inne rzeczy niż w filmach z lat 80. Jest też większy nacisk na wątki obyczajowe, co widać w nowym Koszmarze minionego lata.
Filmowcy szukają czegoś, co może zaskoczyć widza. Czasem to przeniesienie akcji z prowincji do wielkiego miasta, jak w Krzyku, czy próba zbezczeszczania świętości, za jaką wielu widzów uważa produkcję Puchatek: Krew i miód. Coraz częściej możemy też zauważać większą świadomość gatunku. Postacie kwestionują utarte schematy, dyskutują na temat reguł, próbują je także zmienić czy unikać, nadając autoironiczny ton.
A jak wygląda sytuacja w Polsce? W lesie dziś nie zaśnie nikt to pierwszy polski slasher zrealizowany z rozmachem. Czerpie garściami z klasyki, ale umieszcza akcję w lokalnych realiach i przetwarza tropy przez rodzime konteksty, a przy tym potrafi być zarówno brutalny, jak i autoironiczny. Niespodziewany sukces pokazał, że widzowie są gotowi na takie historie – nawet jeśli wydają się kliszowe. Warto wyróżnić też 13 dni do wakacji, ponieważ reżyser postanowił połączyć klasyczny slasher z home invasion, urozmaicając znaną formułę.

Wszystkie te tytuły pokazują, że w gatunku, w którym mamy do czynienia z mocno zakorzenionym schematem, dalej jest miejsce na coś nowego. Dzisiejsze produkcje balansują pomiędzy powrotem do klasyki a świeżym i nowoczesnym spojrzeniem na to, co już powstało. Widać też, że po tylu latach gatunek dalej daje radę i interesuje widzów. Ludzie chętnie go oglądają, mimo – a może właśnie dlatego – że wiedzą w większości, czego się spodziewać. Tak jak wspomniałam wcześniej, chodzi o emocje, nie o zaskoczenie. Współczesne urozmaicenia to tylko inne doprawienie tej samej dobrej potrawy.

