Obcy kontra Predator 3, czyli dlaczego Prey jest lepsze od Romulusa?
Obcy i Predator na wielkim ekranie starli się już dwukrotnie, ale postanowiłem urządzić im jeszcze jeden pojedynek, który wyłoni zwycięzcę bezpośredniej walki pomiędzy filmem Obcy: Romulus a Predator: Prey.
Jeszcze w 2022 roku przyszłość Predatora i Obcego stała pod ogromnym znakiem zapytania. Kolejne prequele Ridleya Scotta oburzyły wielu fanów oryginalnych filmów o ksenomorfie, a co gorsza - nie zarobiły wielkich pieniędzy. Po drugiej stronie płotu grasował Predator. Tam również nie było kolorowo. Reboot z 2018 roku okazał się fiaskiem na każdym polu. Wydawałoby się, że podobnie do Terminatora ta marka zostanie pogrzebana na wiele długich lat.
To się nie sprawdziło. Od Predatora z 2018 roku i Obcego: Przymierze minęło kolejno siedem i osiem lat, a kultowe franczyzy science fiction przeżywają drugą młodość. Obcy: Ziemia pojawia się z tygodnia na tydzień w Disney+, zaplanowana jest kontynuacja Obcego: Romulus, a Predator święcił sukces za sprawą Prey, serialu animowanego, a niedługo też nowej produkcji kinowej, czyli Strefy zagrożenia. Kto wie, możliwe, że wkrótce zobaczymy, jak perfekcyjny łowca ściera się z perfekcyjnym organizmem po raz trzeci na wielkim ekranie.
Ranking filmów z serii Predator wg Rotten Tomatoes
Dlaczego tym filmom udało się wskrzesić skostniałe marki? Dlaczego jeden z nich jest zdecydowanie lepszy od drugiego? To postaram się wyjaśnić w poniższym tekście.
Jak dziewczyna z łukiem uratowała Predatora?
Mało kto (a już na pewno nie ja) spodziewał się takiego sukcesu Predatora: Prey. Film z 2022 roku w reżyserii Dana Trachtenberga był przeznaczony bezpośrednio na streaming, miał niewielki budżet i podejmował ryzyko w kwestii pomysłu. W końcu co to ma znaczyć, że Indianka zawalczy z kosmicznym łowcą, prawda? A jednak się udało. Reżyser świetnie połączył nowe motywy i pomysły z tym, co już w serii działało i uczyniło ją ikoniczną. Główna bohaterka miała charakter i charyzmę. Pozwolono jej się zaopiekować pieskiem, a pieskami widownia zawsze się przejmuje! Do tego zaplanowano świetną choreografię, sceny walki i przepiękne zdjęcia.
Pod wieloma względami była to powtórka z oryginalnego filmu, ale w kompletnie nowym settingu. Nie dostaliśmy napakowanych żołnierzy, którzy w żyłach mieli więcej sterydów niż amunicji w wielkich karabinach, a za to dość drobną, kruchą dziewczynę z łukiem i toporem. To świetnie podniosło stawkę jej zmagań z Predatorem, który miał do dyspozycji cały arsenał nowoczesnego, laserowego wyposażenia.

Dan Trachtenberg doskonale wiedział, że jego Predatora obejrzą głównie te osoby, które znają serię i widziały przynajmniej jedną z kilku poprzednich produkcji. Chciał do takich osób dotrzeć - stąd podobna konstrukcja fabuły, finałowe starcie zbliżone do oryginalnej potyczki. Dlatego też wprowadził drobne zmiany, które zadziałały na korzyść całości. Młoda i niedoświadczona dziewczyna zamiast napakowanych, wyszkolonych żołnierzy. Łuk i topór zastąpiły M16 z pięćdziesięcioma magazynkami. Dla niektórych to mógł być pierwszy seans Predatora, dlatego zdecydowano się na zachowanie tajemnicy wokół potwora, budowanie go stopniowo i pokazanie dopiero po jakimś czasie, co jest dobrym rozwiązaniem. To właśnie te drobne zmiany uczyniły Prey czymś tak świetnym. Nawet znając poprzednie produkcje, można było poczuć powiew potrzebnej świeżości, której brakowało tej marce - w końcu i Predators, i film z 2018 roku to kalki oryginału, które niewiele zmieniały.
O nie, co to za tajemnicze jaja z kosmosu? Na pewno nic się nie stanie...
Zupełnie inne, choć także zrozumiałe podejście, miał Fede Alvarez przy tworzeniu dzieła Obcy: Romulus z 2024 roku. Po eksperymentach Ridleya Scotta przy Prometeuszu i jego kontynuacji, Obcy: Przymierze, publiczność straciła zainteresowanie ksenomorfem, którego w tych filmach było jak na lekarstwo. Twórca 8. pasażera Nostromo zdecydował się na coś zupełnie innego - chciał rozbudować mitologię dookoła perfekcyjnego organizmu, a nie opowiadać o nim samym. To większości osób się nie spodobało i brakowało im klasycznego horroru z tym potworem w roli głównej.
Fede Alvarez to dostarczył i powrócił do korzeni. Spełnił oczekiwania widowni. Znów mieliśmy do czynienia z załogą, która natknęła się na potwora z kosmosu i musiała poradzić sobie z facehuggerami, chestbursterami i innymi okropieństwami w przestrzeni kosmicznej. Były pewne modyfikacje. Tym razem grupką bohaterów byli młodzi dorośli, a w czwartym akcie wprowadzono hybrydę człowieka z ksenomorfem, ale to również nie było nic aż tak nowego, jeśli spojrzeć na poprzednie filmy z głównej serii. To była klasyczna opowieść o Obcym, która czerpała garściami z oryginału i gry komputerowej Obcy: Izolacja. Powrócono do grozy, uczucia odizolowania i walki o przetrwanie z nieznanym zagrożeniem.

Tylko teoretycznie nieznanym. Publiczność zna ksenomorfa na wylot. Wie wszystko, o jego procesie ewolucji i polowania. Nie wprowadzono pod tym kątem żadnych nowości, ale to nie było wówczas potrzebne. Wyniki finansowe i odbiór są na to najlepszymi dowodami. Tak samo fakt, że ma niedługo powstać kontynuacja.
To solidny film z ciekawymi postaciami, świetnie zarysowaną i stosunkowo świeżą dla tej serii relacją głównej bohaterki z jej "bratem"-androidem, klasycznymi motywami z Obcego, które publiczność uwielbia od dekad, a także porządną realizacją i bardzo dobrą reżyserią. Wizualnie to perełka łącząca świetne poczynania artystów od efektów specjalnych ze staraniami scenografów i magików od efektów praktycznych. Jednak uważam, że to po prostu dobry film, nic więcej.
Najlepsze filmy z serii Obcy wg IMDb
Dlaczego Predator wygrywa z Obcym?
O wiele bardziej spodobało mi się podejście Dana Trachtenberga, który pamiętał o fanach oryginalnego filmu i dał im coś znajomego, a jednocześnie świeżego. Fede Alvarez postanowił w zasadzie zremake'ować Obcego, unowocześnić go i przedstawić nowe postaci, które mogą dać marce drugie życie. To też warte pochwały, bo kino potrzebuje dobrego Obcego. Niemniej uważam, że to Prey powinno być wzorem dla pozostałych twórców w przypadku chęci wskrzeszenia danej marki. Gdyby pojawił się pomysł na powrót do Terminatora, który również swoje przeszedł (wydaje się, że prędko na wielki ekran nie wróci), to po stokroć chętniej obejrzałbym produkcję, która składa hołd klasykom, ale jednocześnie oferuje coś nowego i ciekawego.
Z Obcym również jest to możliwe, czego najlepszym przykładem jest serial Obcy: Ziemia. Pierwsze dwa odcinki były klasyczne dla tej serii, ale podszyte nowościami, tajemnicą. Noah Hawley wielokrotnie tłumaczył w wywiadach, że widownia już zna ksenomorfa. Pierwiastek grozy znika, a to przecież strach przed nieznanym był tym, co tak bardzo ekscytowało w pierwszym filmie przed wieloma laty.

Bardzo mi się podobało podejście Ridleya Scotta do Prometeusza (mniej do jego kontynuacji). Też chciał pokazać coś nowego, ale tam z kolei tego powiązania z dawnymi filmami było za mało. To oczywiście nie miał być nawet Obcy, brakowało go choćby w tytule, ale była to część jednego uniwersum, więc nomen omen fani oczekiwali czegoś więcej pod względem tkanki łączącej nowe ze starym. Tego błędu nie popełnia Obcy: Ziemia. Powiązania są silne (i te wizualne, i narracyjne), ale nowości też jest od groma, na czele z nowymi gatunkami potworów, o których widownia nie ma bladego pojęcia i może się ich faktycznie bać. Na uwagę zasługuje też głębsze podejście do natury człowieka, duszy i tego, co nas czyni ludźmi - Romulus jedynie liznął.
Oba te filmy należy pochwalić za ten sam efekt – przywrócenie do łask publiczności starych marek, których wcześniejsze odsłony nie tylko nie dorastały do pięt oryginałom, ale zostały źle przyjęte przez widownię i nie zarobiły zbyt wiele. Dokonał tego i Obcy: Romulus i Prey, lecz spośród tych dwóch produkcji bez wahania wybrałbym drugą opcję do ponownego obejrzenia. Tymczasem pozostaje mi wierzyć, że Obcy: Ziemia odniesie zasłużony sukces w streamingu. Zobaczymy jeszcze więcej, bo właśnie w tym leży cała magia. Pomieszać znajome z czymś zupełnie nieoczekiwanym i dostarczyć fanom smakowity eliksir niczym ten od samego Panoramixa.

