Fachowiec jest okej, ale Jason Statham zasługuje na więcej
Fachowiec to typowy film Jasona Stathama, więc jak najbardziej dobrze się ogląda, jeśli jest się fanem aktora i jego akcyjniaków. Jednak te lepsze i bardziej wybitne tytuły filmowego twardziela pokazały już na co go stać, a stać go na o wiele więcej pod kązdym względem.
Lubię filmy Jasona Stathama! Podobał mi się Pszczelarz, który miał trochę więcej stylu i charakteru niż większość jego typowych akcyjniaków. Fachowiec wypadł gorzej, ponieważ reżyser David Ayer postawił na coś standardowego. Jeśli jednak lubicie takie akcyjniaki, będziecie usatysfakcjonowani. Dobrze było zobaczyć Piotra Witkowskiego w małej roli! To drobiazg, ale obecność rodaka w zagranicznej produkcji zawsze wywołuje uśmiech na mojej twarzy. Dostał więcej czasu ekranowego, niż można było się spodziewać. I ta walka z głównym bohaterem! Dlatego Fachowiec jest w porządku. Tylko czy "w porządku" to nie za mało jak na dzieło z Jasonem Stathamem?
Kino akcji Jasona Stathama, czyli przeciętność bez ambicji?
Nie odbierajcie powyższych słów jako ataku czy hejtu, bo nigdy bym się do tego nie posunął. Po seansie Fachowca nie mogę jednak przestać myśleć o tym, że "w porządku" w karierze Stathama oznacza po prostu "przeciętnie". Trzeba powiedzieć jasno: Jason zbudował karierę na średnich filmach akcji, które niczym się nie wyróżniają ani nie dostarczają lepszej rozrywki niż tanie kino klasy B tworzone na VOD. A mówimy o produkcjach kinowych!
Jason Statham zaczął rewelacyjnie, ponieważ Transporter w reżyserii Louisa Letteriera oraz Coreya Yuena to fantastyczna rozrywka ze znakomitymi scenami akcji. Pierwszy z reżyserów miał kluczowy wpływ na budowę jego ekranowego wizerunku. Aktor po raz pierwszy wystąpił w głównej roli kina akcji i zaprezentował wszystkie charakterystyczne dla siebie elementy (rok wcześniej dostał mniejszą rolę w The One Jeta Li, co w ogóle nie zostało dostrzeżone). Drugi z filmowców (jeden z najlepszych reżyserów scen walk) wykorzystał umiejętności Jasona i stworzył coś, co imponuje widzom do dziś. Przypomnijmy, że Statham jest wyszkolony w kilku sztukach walki, więc dodaje starciom autentyczności i stylu. Od premiery tej produkcji przez lata występował w dobrych akcyjniakach, które może realizacyjnie nie stały na wybitnym poziomie akcji Yuena, ale ich seanse dawały przyjemność.

To po 2011 roku nastąpił wysyp przeciętniaków. Miały one podobne fabuły, bohaterów i niezbyt kreatywnie nakręcone walki. Pojawiły się też wyjątki, takie jak nietuzinkowa Angielska robota, Niezniszczalni 2 czy seria Szybcy i wściekli, ale poza tym? Nuda. Kariera Stathama prezentuje się następująco: multum dziwnych przeciętniaków, coś niekonwencjonalnego (The Meg w ostatnich latach) i powrót do średniaków. Fachowiec to przykład na to, jak zmarnować potencjał aktora, który pomimo 57 lat na karku jest w wyjątkowej formie i gra w scenach kaskaderskich bez dublera.
Corey Yuen potrafił wykorzystać wszelkie atuty aktora i dobrze pokazać go na ekranie, a David Ayer (co muszę przyznać mimo sympatii do jego twórczości) robił to karygodnie – zarówno w Pszczelarzu, jak i w Fachowcu! Od premiery Johna Wicka, który wprowadził na salony kaskaderów i zaprezentował znakomite podejście do kręcenia walk (zainspirowane tym, co od lat 80. robiono w Azji), minęło 11 lat! Tytuły z kiepskimi starciami nie mają już prawa powstawać. Zauważcie, że Ayer stawia na schematy Hollywood sprzed 2014 roku. Mamy chaotyczną pracę kamery, pokazującą potyczki z kilku różnych ujęć, oraz szalony montaż. Efekt? Oczopląs u widza i zmarnowanie pracy kaskaderów. Nawet nie możemy docenić choreografii, bo jej po prostu nie widzimy! Dawniej uważano, że szybki montaż tworzy dynamikę i buduje emocje, ale prawda jest taka, że jedyne, co to kiedykolwiek wywoływało, to ból głowy u oglądającego. Statham swego czasu stwierdził, że problem leży też po stronie operatorów:
Potencjał Stathama większy, niż nam się wydaje
Jason Statham w Transporterze i kolejnych filmach wykreował charakterystyczną ekranową personę. Widzowie ją polubili, więc wciąż do niej wraca. Na szczęście wśród wielu przeciętniaków, które trafiają do jego filmografii, od czasu do czasu decyduje się na coś zaskakującego. To właśnie w takich rolach ujawnia swój aktorski talent – bo wbrew pozorom ekranowi twardziele też potrafią grać! Myślicie, że Statham, Schwarzenegger czy Stallone naprawdę są tacy jak ich filmowe postacie? W żadnym razie! To profesjonaliści wykonujący zawód aktora. A Statham już nie raz pokazał, że stać go na więcej niż tylko walkę ze zbirami.
Warto wspomnieć, że Statham, zanim został twardzielem kina gatunkowego, zagrał ciekawe role w dwóch filmach Guya Ritchiego – Porachunkach i Przekręcie. Były zupełnie inne niż te, do których widzowie są przyzwyczajeni. Jasne, później wcielał się w "typowego Stathama", ale co jakiś czas pokazywał nam coś więcej. Na uwagę zasługuje Koliber, w którym obok niego zagrała Agata Buzek. To nietypowa opowieść o komandosie z problemami. Nie brakowało w niej walk, ale... sednem fabuły była relacja bohatera z zakonnicą z Polski. Statham dał ujście różnym emocjom, a sama rola była dowodem kreatywnego podejścia do gatunku. Jego wszechstronność i potencjał można też dostrzec w komedii Agentka. Okazało się, że ma wyczucie komediowe i potrafi być zabawny. Dostaliśmy również thriller psychologiczny Revolver w reżyserii Guya Ritchie'ego, Meg, w którym niby gra siebie, ale z ogromnym dystansem, czy nawet serię Szybcy i wściekli, która doskonale wykorzystuje jego talent.
Myślę, że Szybcy i wściekli: Hobbs i Shaw w pełni ukazali potencjał Jasona Stathama, przede wszystkim dzięki reżyserii Davida Leitcha – współtwórcy Johna Wicka, który doskonale wie, jak kręcić sceny walki. Potrafi nadać im nie tylko widowiskowy charakter, ale też podkreślić kunszt aktorów i kaskaderów, zachowując przy tym ich znaczenie fabularne. Leitch świetnie rozumie, jak wykorzystać fizyczne umiejętności Stathama, by efekt był nie tylko imponujący, ale i sensowny w kontekście opowieści.
Lubię przeciętniaki z udziałem Stathama, ale mamy 2025 rok! Gdy sceny akcji wyglądają źle – jak w Pszczelarzu i Fachowcu – trudno mi ukryć niesmak. Aktor ma 57 lat i już młodszy nie będzie, tym bardziej warto docenić jego świetną formę i profesjonalne podejście do scen akcji. Póki mu się chce! Trzeba wykorzystywać potencjał takich ludzi – dla dobra kina i widzów.

