Nikczemny proceder streszczania filmów. Rabusie czy geniusze?
Od paru lat internet zalewa fala kanałów streszczających fabułę filmów z udziałem AI. Pomimo braku autentyczności rezonują one z setkami tysięcy widzów. Ich specyficzna forma rodzi jednak pytania o legalność całego procederu.
Jeszcze kilka lat temu w internecie krążyły tylko recenzje lub komentarze z fragmentami omawianych filmów. Teraz krajobraz zmienił się nie do poznania. Zamknięcie sali kinowych w 2020 roku z powodu koronawirusa wywołało niedobór rozrywki, który przełożył się na ogromne wzrosty oglądalności w streamingu. Wraz ze zwolnieniem życiowego tempa i przebywaniem w zamknięciu wzrosła afirmacja czasu i życia z bliskimi osobami. Stąd youtubowe kanały, które za pomocą syntezatorów mowy i z użyciem prostej formuły streszczały dwugodzinne filmy, w kilka minut trafiły na podatny grunt. Właśnie wtedy w siłę urósł pionierski kanał Daniel CC Movie&TV Series, który w zaledwie miesiąc powiększył grono subskrybentów z jednego do prawie pięćdziesięciu tysięcy. Jego sukces obił się szerokim echem, a na horyzoncie pojawiły się Movie Recaps, Mystery Recapped i wiele innych kanałów, które nieco udoskonaliły formułę i obecnie mogą pochwalić się wielomilionową widownią.
Po dwóch latach ciągłego wzrostu, wraz z otwarciem kin i popularyzacji tego formatu w innych mediach społecznościowych, oglądalność spadła. Nie oznacza to jednak, że streszczenia wymarły. Choć w szczytowym okresie mogły one zebrać po 30 milionów wyświetleń na dwóch filmach (Nietykalni i Pasażerowie), to najlepsze z nich obecnie usytuowały się w średniej w okolicach 200 tysięcy. Jednak to nie hollywoodzkie tytuły stanowią o sile tego formatu.
Złoty środek
Poza zwięzłą pigułką fabuły, wiele kanałów stara się nadać swoim streszczeniom odrobinę autentyczności. W scenariuszach wplecione są pojedyncze zagrywki słowne, żarty lub charakterystyczne frazy, takie jak „hormone” u Daniela CC, które budują społeczność wokół kanału. Ba, niektórzy postawili nawet na droższe rozwiązanie i zatrudnili własnego narratora. Za tego typu kanałami przemawia stabilność. Forma streszczeń była zawsze taka sama, z tym samym syntezatorem mowy lub narratorem, a nowe filmiki były produkowane masowo (niemal po dwa dziennie). W warstwie wizualnej pokazywane są zapętlone fragmenty z niektórych części filmu lub serialu, co pozwala na pobieżne poznanie postaci i lekkie wczucie się w panujący klimat.
Budując i udoskonalając schemat, zauważono jeszcze jedną rzecz. Najlepiej i najczęściej oglądały się skrajne, niszowe i zagraniczne filmy. Takie, o których nie mówiło się wcale. Ludzie pozamykani w domach pochłaniali zakreślone wcześniej pozycje filmowe w błyskawicznym tempie, więc poszukiwali czegoś świeżego. Jednak strach przed epidemią powodował, że nie mieli zamiaru spędzać dwóch godzin przed ekranem, oglądając nieznany „chłam”. W taki sposób kanały Recaps otworzyły ludzi na wiele nowych rynków, a w szczególności na japońskie, koreańskie czy nawet wschodnioeuropejskie produkcje.
Rabusie czy geniusze?
Patrząc na treści i funkcjonowanie tego typu kanałów, nie można nie zadać sobie pytania: czy to w ogóle legalne? Na szybko trzeba powiedzieć „nie”, choć można spierać się o to, czy nie działają w szarej strefie. Luka, którą wykorzystują twórcy, jest znana od dawna, jednak YouTube i inne platformy wideo nadal pozostają bierne. W istocie opiera się ona na unikaniu zautomatyzowanych systemów walczących z nadużyciami i łamaniem prawa autorskiego. Streszczenia są przygotowywane tak, aby unikać oryginalnych nazw filmów, ścieżki dźwiękowej, a zapętlone fragmenty wideo powinny być przycinane w jedno- lub dwusekundowych ujęciach i działać na prawie cytatu lub w USA – na prawie Fair Use. Oba mówią w zasadzie jedno: można używać niewielkich wycinków dzieła chronionego prawem autorskim, jeżeli stanowi ono niewielką, ale istotną część twórczego filmu (np. recenzje, komentarze). Streszczający oszukują więc system, zapętlając kilka fragmentów wizualnych, dodając swój własny, „niezależny” dźwięk, choć na dobrą sprawę okradają scenarzystów z ich ciężkiej pracy.
Przeciwstawianie się temu procederowi przypomina walkę z wiatrakami. Postawmy się w pozycji producenta filmowego Mickey 17. Chcąc usunąć streszczenie, jesteśmy zmuszeni bezpośrednio zgłaszać pojedyncze filmiki. To żadne rozwiązanie, jeżeli pojawiają się one jak grzyby po deszczu. Serwisy wideo nie chcą współpracować, a samo odnalezienie streszczenia jest syzyfową pracą, bo nie da się go odnaleźć po tytule. Jeżeli mamy szczęście, to i tak nie ma to większego znaczenia. Recaps w jeden dzień potrafią uzyskać kilkaset tysięcy wyświetleń. Usunięcie go wiele już nie zmieni. Wyjątkiem są produkcje niszowe i zagraniczne. One czasami zyskują na rozgłosie.
Niejednoznaczny charakter
Pozostawiając już na boku rozwiązania prawne, trzeba stwierdzić, że bez wątpienia największą zaletą streszczeń jest oszczędność czasu. Zwłaszcza gdy mówimy o produkcjach wpisujących się w ramy typowych, gatunkowych zjadaczy czasu. Poza tym zyskuje na nich wiele niszowych filmów, ale i całych franczyz, dla których to darmowa reklama. Jest to jednak tylko jedna strona medalu. Streszczenia żerują na cudzej pracy i wspierają wyniszczającą tendencję, w której ilość stawia się nad jakość. Przy tym wspiera lenistwo, przyspiesza problemy z dłuższym skupieniem uwagi, a kina i twórcy tracą finansowo. Niewątpliwie obrywa film jako medium sztuki. Ludzie poznają suchą historię przeczytaną głosem sztucznej inteligencji, zamiast doświadczyć czegoś na własnej skórze podczas długiego seansu w sali kinowej.
Z grubsza tę formę streszczeń można nazwać błyskawicznym, nielegalnym streamingiem, który tylko w detalach różni się od typowych pirackich stron. Najgorsze, że poważne firmy nic z tym nie robią, choć problem nie znika. Być może dla wielu jest to opłacalne, jednak w ogólnym rozrachunku traci na tym nie tylko branża filmowa, ale i my – jako odbiorcy sztucznych historii podawanych przez zimne maszyny, bez emocji i budowanego napięcia, przeżyć i refleksji. Konsumując takie streszczenia, sami stajemy się jak AI, które nie potrafi rozróżnić tandety od głębokiego przekazu.

