Serial Ty nigdy nie miał romantyzować. Przemyślenia przed finałowym sezonem
W 2018 roku Joe Goldberg stał się stałym bywalcem naszych ekranów. Przez wiele lat ten charyzmatyczny stalker był najpopularniejszym crushem na TikToku. Choć zamierzenie twórców z pewnością było odwrotne – co udowadnia morał z 4. sezonu serialu Ty.
Siedem lat temu Netflix sprawił, że czapka bejsbolowa zyskała nowe znaczenie. Przynajmniej dla mnie i moich znajomych stała się symbolem czyhającego za rogiem stalkera. GIF-y z Joe Goldbergiem (Penn Badgley) śledzącym swoje wybranki do dziś przewijają się na moim Messengerze. Oczywiście wiem, kim naprawdę jest ten bohater. W rzeczywistości przerażałby mnie swoim socjopatycznym i obsesyjnym podejściem do miłości. Jest impulsywnym manipulatorem, agresorem i seryjnym mordercą. Choć część TikToka nadal uzna, że to słodki romantyk.
"Mogłabym go naprawić"
Mimo że ironiczny trend I can fix him pojawił się już kilka lat temu, nadal odczuwam jego dominującą siłę w mediach społecznościowych. To sformułowanie było swego rodzaju parodią, odnoszącą się do romantycznych preferencji agresywnych, psychopatycznych partnerów. Stanowiło odnośnik przede wszystkim do tych bohaterów, których niebezpieczne zachowania były pokierowane stałym schematem – rutyną, z której nie sposób się wyrwać. Jeszcze bardziej przeraża mnie fakt, że niektórzy nie dostrzegają w I can fix him domieszki ironii, a ekranowych psychopatów postrzegają za atrakcyjnych.
Gdy w mediach społecznościowych wpiszemy frazę "Joe Goldberg", dostaniemy masę editów, w których bohater grany przez Penna Badgleya jest postrzegany jako przykład obsesyjnej, ale hipnotyzującej miłości. Po pierwszych sezonach internautów ekscytowały romanse z Beck oraz Love. Na ekranie pojawił się potencjalny następca Patricka Batemana – prawdziwy reprezentant sigmy. Tak, podobnie jak w przypadku American Psycho, większość użytkowników podchodzi do tematu zdroworozsądkowo i ironicznie. Dlatego powstało sporo satyrycznych wideo o "języku miłości" Goldberga.
Joe Goldberg to symbol toksycznego związku, który nigdy nie miał być wzorem do naśladowania – co w wywiadach wielokrotnie podkreślał Penn Badgley. Łagodny uśmiech, uwodzicielskie zagrania i szczere zainteresowanie literaturą nie stanowią usprawiedliwienia dla jego czynów. Jest wilkiem w owczej skórze. Serialowym odzwierciedleniem tych przestępców, do których liczne kobiety potrafiły pisać listy miłosne.
Joe Goldberg jest ostrzeżeniem.
Romantyzowanie poszło za daleko?
Już po 2. sezonie można dostrzec, że w serialu Ty jest pewien schemat. Joe poznaje kobietę i – jeżeli uzna ją za atrakcyjną – natychmiastowo ją idealizuje w swojej głowie. Romantyczne i seksualne fantazje postanawia przeobrazić w rzeczywistość, dlatego sam podstawia się pod nos wybranki. Jest przy tym konsekwentny i wyjątkowo uparty. Zaczyna od prostego przeszukiwania kont społecznościowych, a kończy na podglądaniu przez szybę. Dość przerażające, ale tutaj karuzela dopiero zaczyna się rozkręcać, bo jeśli ktoś stanie mu na drodze do miłości, rozwiązanie najczęściej opiera się na szybkim morderstwie i ukrywaniu ciała. Nieświadoma niczego kobieta wkręca się w romans. Jeżeli po pewnym czasie Joe dostrzeże w niej wady, zapomni o lojalności i dozgonnej wierności. Zacznie rozglądać się za kolejną kandydatką i dopuści się zdrady. A jeśli wybranka dowie się o jego drugiej twarzy? Cóż, do tej pory różnie się to kończyło, ale zazwyczaj przygotowaniami do kolejnego morderstwa. Nawet gdy Goldberg starał się przełamywać ten schemat – zmieniając lokalizację, przyjmując nową tożsamość i poznając nowych, kompletnie różnych ludzi – nigdy nie zdołał uciec od swojego prawdziwego "ja".

Ty nigdy nie stroni od romantycznych wyznań oraz intymnych uniesień, co potęguje ekscytację u tej części widzów, która na widok Joe Goldberga poddaje się efektowi aureoli. Jego atrakcyjność, charyzma i pozorna skromność sprawiają, że natychmiast wzbudza zaufanie i sympatię – i to zawsze było konsekwentnie ukazywane w serialu. Natomiast główną częścią fabuły pozostaje to, kim Joe naprawdę jest – bezlitosnym zabójcą. Wypracował sobie mechanizm obronny, usprawiedliwiając każdą krzywdę, jakiej dokonał. Choć czasem nękają go wyrzuty sumienia w postaci duchów partnerek. Niemniej jednak wypiera swoje czyny przed samym sobą. Nienawidzi swojej mrocznej strony i nie chce dopuścić do siebie faktu, że jest zły. Zostało to dosadnie przedstawione w 4. sezonie, ale już poprzednie odcinki pomagały nam dojść do takiego wniosku. Choć nie każdy chciał go przyjąć do wiadomości.
Plot twist 2. sezonu sprawił, że uwielbiana przez widzów Love Quinn była skazana na śmierć. Wiedziałam to już od finału i w kolejnych odcinkach wyczekiwałam ostatecznego starcia. Gdy ujawniono mordercze zapędy kobiety, uczucia Joe względem niej uległy kompletnej przemianie. Wcale nie dlatego, że kobieta postępowała niemoralnie, a dlatego, że Joe zaczął dostrzegać w niej odbicie samego siebie. Próbując powstrzymać Quinn przed sięgnięciem po nóż, jednocześnie starał się odepchnąć swoją mroczną stronę. Love jednak słusznie zauważyła:
Ta kwestia była przykrą zapowiedzią punktu kulminacyjnego, który nastąpił w finale 3. sezonu. Joe i Love nie podołali w małżeństwie – lojalność zeszła na drugi plan, a w grę weszła intryga i wewnętrzna walka o przetrwanie. Jedynym, co trzymało tę dwójkę, był ich nowo narodzony syn, który ostatecznie został podrzucony sąsiadom. Wcale nie uważam, by byli "stworzeni dla siebie", jak ujęła to Quinn na łożu śmierci. Oni byli swoimi zwierciadłami, natomiast nie zdołali im się dogłębnie przyjrzeć.
Co możemy powiedzieć po 4. sezonie? Po wielu relacjach i morderstwach Joe Goldberg niczego się nie nauczył. On nawet nie walczy z wewnętrznymi demonami, lecz szuka usprawiedliwienia. Dlatego prowadził śledztwo, które na końcu okazało się kompletnie irracjonalne i niepotrzebne. Rhys Montroe to wytwór jego bujnej wyobraźni. Za sprawą alter ego dostrzega swoją socjopatyczną stronę, ale nie wyciąga odpowiednich wniosków. Teoretycznie w rozmowie z Kate, swoją nową partnerką, wykazuje chęć wewnętrznej przemiany i zażegnania mrocznych pragnień. Ale co ze sprawiedliwością? Co z tymi, którzy już stracili życie? Z tej konwersacji wcale nie wynika, że Goldberg czuje się winny. A jak najbardziej zasługuje na karę.

Ostatnie słowa przed finałem Ty
Jeszcze nie miałam przyjemności obejrzeć finałowego sezonu, zatem moje przemyślenia są wyłącznie domysłami i teoriami wykutymi na bazie wydarzeń z poprzednich oraz materiałów promujących nadchodzące odcinki. Moim zdaniem powrót do Nowego Jorku – miejsca, w którym wszystko się zaczęło – jest co najmniej niebezpiecznym posunięciem. Podobnie jak życie w świetle reflektorów, u boku wpływowej Kate. Już w zwiastunie widzimy, że nie każdy będzie milczeć. Zapewne nie w każdej kwestii partnerka zdoła mu wymyślić alibi. A on nie zamierza uciec od własnych schematów – mimo wysokiego ryzyka.
Czy nagła sława sprawi, że wreszcie doczekamy się schwytania Goldberga? Nie ukrywam, że mam na to ogromną nadzieję – serial już wystarczająco długo pozwalał bohaterowi na ucieczkę przed problemami. Złapanie go na gorącym uczynku mogłoby rozkręcić fabułę w nowym, nieznanym widzom kierunku.
Ty: sezon 5 – premiera już 24 kwietnia. Tylko na Netfliksie.

