Kiedyś były na szczycie, dziś niewielu o nich pamięta. Wzloty i upadki gier muzycznych
Serie Guitar Hero i Rock Band niegdyś cieszyły się ogromnym zainteresowaniem. Dziś tego typu produkcje to mocna nisza, choć niedawno pojawiła się nadzieja na ich renesans.
Chociaż dziś wspominając gry muzyczne i rytmiczne, najczęściej ma się w głowach takie serie jak Guitar Hero czy Rock Band, to korzenie tego nietypowego gatunku sięgają dużo dalej w przeszłość. Można doszukać się ich jeszcze w latach 70., gdy na rynek trafiła elektroniczna zabawka – Simon. Oferowała ona prostą, ale całkiem wciągającą rozrywkę z elementami muzycznymi. „Gracze” obserwowali kolorowe panele, które zapalały się przy akompaniamencie pewnych dźwięków, a następnie musieli odtworzyć daną kombinację poprzez wciśnięcie przycisków w odpowiedniej kolejności. I choć o odgrywaniu w ten sposób znanych utworów nie było mowy, to sam pomysł wygląda znajomo. Bardziej „współczesnymi” grami rytmicznymi były jednak dopiero wydane znacznie później, a konkretnie odpowiednio w 1987 i 1996 roku Dance Aerobics oraz Parappa the Rapper. W tej pierwszej trzeba było wykonywać odpowiednie ruchy na macie Nintendo Power Pad, a w drugiej naciskać przyciski na kontrolerze zgodnie z instrukcjami wyświetlanymi na ekranie.
Bardziej typowych fundamentów serii Guitar Hero i Rock Band można zaś doszukiwać się w roku 1999. Japońska firma Konami (wtedy jeszcze znana także z gier, a nie jak teraz przede wszystkim z pachinko) wypuściła na rynek dwie produkcje, które dostępne były na automatach oraz konsolach Sony. Mowa o GuitarFreaks i DrumMania. Wykorzystywały one kontrolery, których wygląd inspirowany był prawdziwymi instrumentami. Obie produkcje odniosły sukces w Azji i choć nie przebiły się do odbiorców z zachodu, to zainspirowały naśladowców – między innymi Bandai Namco z ich Guitar Jam, a także amerykańskie studio Harmonix, które już wkrótce miało wynieść cały gatunek na absolutny szczyt popularności.
To właśnie Harmonix, studio, którego założycielami byli Alex Rigopulos i Eran Ergozy, łączący zamiłowanie do muzyki i programowania, przyczyniło się do spopularyzowania gier muzycznych na początku XXI wieku. Ich pierwszym dużym tytułem było Frequency, w którym jako wirtualny awatar, FreQ, przemierzaliśmy trasy stworzone z utworów muzycznych. Był to wręcz wymarzony debiut dla deweloperów: ich dzieło zbierało wysokie oceny w branżowych mediach i było powszechnie chwalone za szybką, efektowną rozgrywkę oraz kapitalną ścieżkę dźwiękową, na której znalazły się utwory takich wykonawców, jak między innymi Fear Factory, Paul Oakenfold czy Dub Pistols.
Duży sukces Frequency miał wpływ na dalszą działalność studia, które na dobre zostało przy muzycznych klimatach. Dwa lata później wypuścili oni na rynek sequel zatytułowany Amplitude, a później zajęli się stworzeniem kilku odsłon serii Karaoke Revolution, która pozwalała graczom wcielić się w rolę piosenkarzy. Prawdziwym przełomem dla firmy z USA okazało się jednak dopiero wydane w 2005 roku Guitar Hero. Tytuł ten błyskawicznie spotkał się z uznaniem graczy z zachodu, dla których rozgrywka z kontrolerem-gitarą była czymś świeżym i atrakcyjnym. Na dodatek zadbano o dość rozbudowaną i zróżnicowaną listę utworów, na której znalazł się zarówno rock, punk, jak i metal. Co więcej były to kawałki artystów powszechnie znanych i lubianych, przynajmniej wśród osób preferujących mniej lub bardziej ciężkie brzmienia. W soundtracku znalazło się miejsce między innymi dla Ozzy’ego Osbourne’a, Queen, Red Hot Chilli Peppers czy Megadeth.
Sukces Guitar Hero był gigantyczny. Średnia ocen gry oscylowała w granicy 90 punktów w 100-stopniowej skali, a recenzenci prześcigali się w wymyślaniu coraz to bardziej działających na wyobraźnię zachwytów. Nie zawiodła również sprzedaż: według danych NPD Group była to druga najlepiej sprzedająca się pozycja na PS2 w lutym 2006 roku, a trzeba przypomnieć, że konkurencja była OGROMNA. W roku 2005 na rynek trafiły między innymi takie hity jak God of War, Resident Evil 4, Tekken 5 czy Gran Turismo 4, a więc przedstawiciele serii, o których, w przeciwieństwie do samego GH, pamięta się do dziś.
Z uwagi na ogromne zainteresowanie, Guitar Hero doczekało się licznych kontynuacji i rozszerzeń, a z czasem dostaliśmy też nieco bardziej niecodzienne spin-offy, jak na przykład DJ Hero z konsoletą mikserską czy Rocksmith, które umożliwiało podłączenie prawdziwej gitary i sprawdzało się w roli wirtualnego nauczyciela. Co ciekawe jednak, samo studio Harmonix dość szybko odpuściło sobie dalszy rozwój marki, która przyniosła im rozpoznawalność. W 2007 roku wypuścili oni na rynek Guitar Hero Encore: Rocks the 80s, którego odbiór pozostawiał już nieco do życzenia. Krytykowano wysoką cenę w połączeniu z niewielką liczbą utworów i traktowano to jako typowy skok na kasę. Deweloperzy nie zamierzali jednak schodzić ze sceny i zamiast tego zdecydowali się pójść o krok dalej. Efektem tego było stworzenie Rock Band.
Rock Band to, w największym skrócie, Guitar Hero na sterydach. Tym razem gracze otrzymali możliwość nie tylko grania na gitarze, ale też wcielenia się w rolę basisty, perkusisty i wokalisty. Każda z tych ról otrzymywała własny kontroler-instrument. Co więcej, jak sugeruje tytuł, nie zabrakło tutaj możliwości tworzenia „zespołów” i wspólnej zabawy ze znajomymi, co okazało się strzałem w dziesiątkę zarówno dla twórców, którzy mieli kolejny hit na koncie, jak i graczy szukających ciekawej zabawy na imprezy i inne spotkania w gronie przyjaciół. I tak jak Encore można uznać za wypadek przy pracy, tak debiutancki Rock Band okazał się powrotem do mistrzowskiej formy. Efekt? Bardzo wysokie oceny oraz rewelacyjna sprzedaż – zarówno samej gry, jak i dodatkowych utworów do niej.
Podczas gdy Rock Band się rozwijał, Guitar Hero stopniowo wymierało. W 2015 roku na rynek trafiło Rock Band 4 i Guitar Hero Live. Choć obie gry były ostatnimi odsłonami tych serii, to ich odbiór i losy wyglądały zupełnie inaczej. Live trudno nazwać sukcesem, a średnie oceny i sprzedaż sprawiły, że tryb GHTV zamknięto już w roku 2018, tym samym znacznie ograniczając liczbę dostępnych utworów. RB4 z kolei rozwijano znacznie dłużej i dopiero w tym roku zakończono wsparcie, wypuszczając ostatni pakiet DLC.
Gatunek z czasem zaczął tracić na znaczeniu, co było wypadkową dwóch głównych elementów: wypalenia tematem oraz rosnących cen. Nie da się ukryć, że dla wielu odbiorców zapłacenie około 500 zł za grę z dodatkowym kontrolerem to spora kwota, a do tego często dochodziły także dodatkowe opłaty, związane na przykład z rozbudowywaniem biblioteki utworów. Muzyczne gry nie zginęły jednak całkowicie. Zamiast tego można odnieść wrażenie, że gatunek ten przeniósł się do wirtualnej rzeczywistości. VR okazał się doskonałym dla niego gruntem, na którym wyrosły takie hity, jak Beat Saber, Synth Riders, Unplugged czy Smash Drums. Swoich fanów mają też nadal rozwijane fanowskie produkcje, takie jak na przykład YARG czy Clone Hero. Te ostatnie do sensownej zabawy wymagają jednak instrumentów, a ich ceny z drugiej ręki potrafią być bardzo wysokie. Skompletowanie zestawu składającego się z gitary i odbiornika USB to około 300-500 zł, a „składaki” ze zmodyfikowanym środkiem i działające na kablu USB potrafią kosztować nawet więcej, jeśli nie chcemy samemu bawić się w taki tuning.
Szansa na renesans gatunku i przywrócenie plastikowych gitar do łask nadeszła z zupełnie nieoczekiwanego kierunku. Epic Games wraz z Harmonix zdecydowało się stworzyć Fortnite Festival, czyli muzyczny moduł do hitowego battle royale. Choć gameplay został nieco uproszczony względem Rock Band i Guitar Hero, to wyglądał bardzo znajomo. Na dodatek zaplecze Epic Games stwarza w zasadzie nieograniczone warunki do dalszego rozwoju gry. Nie tylko mają doświadczonych deweloperów i ogromną bazę graczy, ale też środki pozwalające im na współprace ze znanymi artystami. Mieliśmy się już okazję o tym przekonać, bo gwiazdami sezonów byli już między innymi Lady Gaga i Metallica.
Choć Fortnite Festival jest w pełni grywalne na klawiaturze czy kontrolerze, to zapowiedziano, że z czasem doczekamy się wsparcia dla instrumentów z RB. Wprowadzono je w kwietniu tego roku, ale na tym nie koniec niespodzianek. Produkująca sprzęt dla graczy firma PDP zdecydowała się wyjść na przeciw potrzebom fanów i zapowiedziała nowy kontroler – gitarę Riffmaster. Nie tylko jest ona kompatybilna z Rock Band 4 i Fortnite Festival, ale oferuje też szereg ulepszeń, takich jak składany gryf czy bardzo niski input lag. I choć mogło się wydawać, że gry muzyczne czasy świetności mają dawno za sobą, to prędkość, z jaką Riffmaster znikał ze sklepów (mimo dość wysokiej ceny), pokazuje, że nadal istnieje wielu fanów takiej formy spędzania wolnego czasu...
Czy Epic Games w duecie z PDP przyczynią się do ponownego zainteresowania tematem i doprowadzą do renesansu całego gatunku? Moim zdaniem tak – przynajmniej w pewnym sensie. Podejrzewam, że Fortnite Festival będzie nadal intensywnie rozwijane, a z czasem możemy doczekać się nowych trybów, współprac, a być może też i instrumentów. Wydaje mi się jednak, że nie doczekają się oni konkurencji, bo raczej nie znajdą się firmy zdolne do podjęcia tak ryzykownego kroku i rywalizowania z molochem w postaci Epic Games.