Akolita - nie tylko dla fanów Star Wars. Jestem na to żywym dowodem
Na platformę Disney+ trafiły pierwsze odcinki nowego serialu, Akolity. Nie ogarniasz uniwersum Star Wars? Spoko, ja też nie. Zapewniam, że połapiesz się, o co w tym wszystkim chodzi.
Jeśli czytaliście moje spostrzeżenia dotyczące Mrocznego widma, doskonale wiecie, że od dziecka trzymałam Gwiezdne Wojny na dystans. Choć przeznaczenie próbowało mnie przyciągnąć na Jasną Stronę Mocy, zawsze kończyło się na przełączaniu kanałów w telewizji i czekaniu z niecierpliwością, aż znów pojawi się emisja Harry'ego Pottera. Odtrącał mnie świat, który wydawał mi się dość zawiły. Jednak początek trylogii prequeli okazał się pozytywną niespodzianką, która przyszła do mnie w idealnym momencie. Widziałam już wizję Star Warsów sprzed ćwierćwiecza, zatem przyszedł czas na odpalenie nowego serialu Disney+. Miałam okazję (i nieukrywaną przyjemność) obejrzeć pierwsze odcinki Akolity.
Zastanawiacie się, czy to także coś dla Was? Przychodzę z pomocą! Akolita spodoba się Wam, jeśli...
Chcecie poznać świat Star Wars
Odkąd świat dowiedział się o Akolicie, Leslye Headland zapewniała, że jej projekt wkroczy na dotąd nieznaną ścieżkę w Gwiezdnych Wojnach. Miało to otworzyć furtkę dla nowej widowni, która nie zamierza zapoznawać się ze starszymi tytułami spod szyldu Lucasfilm. Zadbała o to już na początkowym etapie produkcji, bo do pokoju scenarzystów wkroczyła osoba kompletnie zielona, jeśli chodzi o to uniwersum.
Od początku aż do końca zdjęć showrunnerka tworzyła Akolitę z tak samo przyjaznym założeniem. Choć przygotowania do projektu objęły również wnikliwe zagłębianie się w uniwersum, to ostatecznie serial nie wymaga od widza żadnej wiedzy na temat franczyzy. W przeciwieństwie do MCU, w którym należy przynajmniej kojarzyć fabułę wcześniejszych filmów i seriali, aby się nie pogubić, Headland kompletnie zrezygnowała z takiego podejścia. Wszelkie easter eggi poszły w odstawkę. Oczywiście, znalazło się kilka smaczków dla prawdziwych koneserów Star Wars, jednak cel został osiągnięty – Akolita jest idealnym tytułem dla nowych widzów, którzy dopiero zaczynają swoją przygodę z uniwersum.
Pochłaniają Was intrygi i dynamiczne akcje!
Przygoda zaczyna się niewinnie, bo od zwyczajnej posiadówki w barze, w której uczestniczy mistrzyni Jedi. Sześć minut później ta sama postać zginie, ugodzona przez niepozorną, lecz równie nieobliczalną dziewczynę. Od tej pory widzowie stopniowo odkrywają niebanalną tajemnicę. Szybko zostajemy wplątani w intrygę, dla której samo zabójstwo ma drugorzędne znaczenie. W grę wchodzi odwet za utratę rodziny i buzująca w żyłach chęć zemsty, skutecznie wbijająca swoje szpony w człowieka, który nie umie oderwać się od jej pokusy. Jednak na samej odpłacie się nie skończy, co sugeruje już koniec drugiego epizodu. Stopniowo budowana jest tajemnica mogąca przełamać obyczaje i konwenanse, które wcześniej wydawały się nie do złamania. Tak, Akolita jest idealny dla osób, które kochają intrygi oraz momenty, gdy dobro zaczyna ścierać się ze złem.
Jeżeli nie przepadacie za serialami z przydługimi odcinkami, możecie przybić ze mną piątkę. Częściej przyciągają mnie produkcje z epizodami, które trwają do 30 minut. Dlatego Akolita jest niemal perfekcyjnym wyborem, ponieważ średni czas trwania jednej odsłony wynosi 40 minut. Uspokajam tych, którzy obawiali się, że to zbyt krótko na rozwinięcie fabuły. To w zupełności wystarcza! Dodatkowo tempo pierwszej połowy serialu jest idealnie zrównoważone, dzięki czemu seans mija zaskakująco szybko. Szczególnie ze świadomością, że z Gwiezdnymi Wojnami nie mam zbyt wiele wspólnego.
Kochacie walki, nie tylko na miecze świetlne
Warto też dodać, że Akolita, oprócz dynamicznego tempa, serwuje fanom akcji świetne sceny walk, które wcale nie ograniczają się do mieczy świetlnych. Przeciwnie, w serialu jest ich wyjątkowo mało, jednak choreografia wciąż fascynuje swoją szczegółowością. Najlepszym przykładem może być fakt, że odtwórczyni Indary (Carrie-Anne Moss), choć zginęła w pierwszych minutach, wciąż przeszła skomplikowany trening, dzięki któremu mogła odnaleźć swoją Moc. Z kolei Rebecca Henderson musiała nauczyć się posługiwania biczem świetlnym, który jest dość niepraktyczny przez to, że nie widać go przed sobą. Poza tym walka opiera się w dużej mierze na świetnie wykorzystanym kung-fu.
Jeśli kochacie kino kopane i sceny walki (jak chociażby nasz czołowy fan Gwiezdnych Wojen, Adam Siennica), oglądanie Akolity będzie czystą przyjemnością. Każda postać ma swój własny styl, a choreografia jest bardzo dopracowana. A co najważniejsze, jest tu po prostu duża różnorodność.
Fascynują Was postacie szare moralnie
Wyczekujecie nowego Jokera? A może wspominacie z uśmiechem historie Lokiego lub Czarownicy w wydaniu Angeliny Jolie? Dobrze się składa. bo Akolita oferuje nowe Gwiezdne Wojny, które stopniowo burzą mur, na jakim wspierano etykę i moralność tego świata. Już Disney zdążył pokazywać, że nie wszystko, co dobre, jest idealne. Nawet złoczyńcy mają czasami powody, by zgrzeszyć.
Z główną intrygą wiąże się fakt, że w serialu nie ma ludzi idealnych – nawet mimo ich najszczerszych intencji oraz tradycji, jakimi się kierują. Stereotypy stopniowo zostają przełamywane i udowadniają, że absolutnie nic w historii Mae nie jest czarno-białe. Początkowo kreowana na groźną zabójczynię, stopniowo odkrywa się przed widzami i zyskuje ich sympatię. Czuć jej desperackie zagubienie podczas realizowania celu, za którym najpewniej nie stała wyłącznie jej własna ambicja.
Podziwiacie Amandlę Stenberg (i nie tylko)
Odkąd tylko zobaczyłam Amandlę w Igrzyskach Śmierci, kibicowałam jej karierze. O roli małej, odważnej Rue widzowie wspominają do dziś. A to był dopiero początek jej aktorskiej przygody w Hollywood! Od obyczajowego Ponad wszystko przez Nienawiść, którą dajesz, aktorka skutecznie rozwijała swoje umiejętności. Dlatego niezmiernie cieszę się, że otrzymała kolejną ogromną szansę. Stenberg gra tak, jakby urodziła się po to, aby stać się częścią Gwiezdnych Wojen. Co więcej, ona sama jest ogromną fanką tej franczyzy. Przypomina Iman Vellani, dla której rola Ms. Marvel była spełnieniem marzeń. Tymczasem Amandla uwielbia Anakina Skywalkera, a na swój ulubiony film Star Wars wytypowała Zemstę Sithów.
Stenberg miała utrudnione zadanie, bo grała podwójną rolę. Bliźniaczki można jednak rozpoznać bezproblemowo – nie tylko dzięki innej fryzurze, ale też za sprawą postawy i motywacji. Osha pragnie oczyścić swoje imię i wrócić do obowiązków, a Mae chce zemsty na tych, którzy zniszczyli jej życie. Obie kreacje są oparte na solidnych fundamentach, a Stenberg dodaje im naturalności. Artystka lśni na ekranie, niezależnie od tego, którą siostrę portretuje. Jeżeli podobnie jak ja obserwujecie poczynania aktorki od dłuższego czasu, nie poczujecie się zawiedzeni.
Nie tylko ona kradnie show. W serialu rozpoznacie wiele znajomych twarzy – na przykład aktora ze Squid Game. Miło było zobaczyć Lee Jung-Jae w bardziej stoickiej roli, szczególnie że sprawdza się w niej doskonale. Wcielając się w mistrza Sola, wielokrotnie wykazuje się ogromną empatią oraz spokojem ducha, co również zdążyło docenić wielu internautów. To taki bohater, który rozczula widzów i wprowadza w stan komfortu – zaraz obok Pipa, będącego najlepszym przyjacielem Oshy. Podobała mi się również jego opiekuńczość względem swojej byłej padawanki. Sol jest dla niej niczym ojciec, którego brakowało jej od czasów dzieciństwa. Tego duetu nie da się nie lubić.
Obsadę dopełniają inni aktorzy, na widok których możecie się uśmiechnąć. Jeżeli oglądaliście The Good Place, być może Manny Jacinto przykuje Was do ekranu. Choć na razie otrzymał niewiele czasu ekranowego, jego rola jest całkiem obiecująca. Do tego Charlie Barnett, znany z Russian Doll, wciela się w młodego mistrza Jedi. Dafne Keen, kolejna wschodząca gwiazda kina, intryguje jako ambitna padawanka Jecki. Możecie kojarzyć aktorkę z roli w filmie Logan, gdzie zagrała Laurę Kinney. Doświadczenie w X-Menach z pewnością ułatwiło jej pracę nad tym projektem.
Kojarzycie Gwiezdne Wojny tylko z memów Baby Yody
Serial przedstawia kompletnie nową historię w uniwersum Star Wars dotyczącą bohaterów, którzy debiutują na ekranie. Z pewnością pomógł w tym fakt, że akcja rozgrywa się 100 lat przed wydarzeniami z Mrocznego widma, co pozwoliło scenarzystom na połączenie podstaw z najświeższą ideą. Dzięki temu Akolita może być częścią uniwersum, ale i odrębnym pierwiastkiem. Dla fanów będzie powiewem nowości oraz zerwaniem ze schematami, dla reszty widzów – niezobowiązującą obietnicą rozrywki.
Czy serial zachęci nowych widzów do zagłębienia się w uniwersum? Ja jestem zdecydowanie na tak! Wątek kryminalny, humorystyczne wstawki oraz nietuzinkowi bohaterowie sprawiają, że czuję się niemal jak w domu. Nim się obejrzałam, zaczęłam uśmiechać się na widok droida kieszonkowego. Zaangażowałam się w losy bohaterów, szczególnie dobrodusznego Sola i zdeterminowanej Oshy. Jednocześnie kibicuję Mae, która zdobyła mój respekt już w pierwszej scenie. Stopniowo zaczynam wkręcać się w ten świat, wyczekując kolejnych epizodów. Choć jeszcze nie zmierzam się do zakupu własnego miecza świetlnego, chętnie wróciłabym do fabuły z trylogii prequeli. Na ten moment Headland udało się spełnić swój cel.