Rozmowa z autorem Kosiarzy: co czeka świat po nieśmiertelności i pisanie bez sensacji
O pisaniu dla młodzieży, trudnych tematach poruszanych w książkach i inspiracjach rozmawiamy z Nealem Shustermanem, autorem cykli Podzieleni i Kosiarze.
Amerykański pisarz Neal Shusterman specjalizuje się w literaturze young adult, ale nie ucieka w niej od trudnych tematów. Mieliśmy okazję z nim porozmawiać podczas jego wizyty w Polsce.
Gabriela Nina Piasecka: Czy to, że stałeś się pisarzem young adult, było twoją decyzją, czy jest to wynik jakiegoś procesu?
Neal Shusterman: Zawsze lubiłem pisać. Pisałem przez całą szkołę średnią i uniwersytet. Kiedy ukończyłem edukację, wiedziałem, że chcę zostać pisarzem. Nie wiedziałem tylko, jakiego rodzaju. Chciałem pisać książki, ale również sztuki teatralne czy scenariusze do filmów i seriali, więc pisałem o wszystkim po trochu. Jakieś sześć miesięcy po skończeniu uniwersytetu podpisałem umowę na książkę, a w tym samym czasie kolejną – na scenariusz filmowy. Przez całą swoją karierę robiłem obydwie te rzeczy. Nie napisałem zbyt wielu sztuk teatralnych, ale jeśli chodzi o kino i telewizję, to tworzyłem całkiem sporo, część z tego została nawet wyprodukowana. Chociaż przemysł rozrywkowy nie tworzy wszystkiego, co zostało napisane przez zatrudnione osoby, to była to całkiem dobra praca na równi z pisaniem książek.
Jakbyś opisał swoich czytelników? Czy myślisz o jakiejś konkretnej grupie podczas pisania?
Piszę dla nastolatków i osób od nich starszych. Lubię, kiedy moje powieści są dostępne dla młodzieży, ale chcę, by dorośli również je czytali.
Dotykasz wielu trudnych tematów – śmierć, aborcja, problemy psychiczne, zmiany klimatu, radzenie sobie z emocjami czy uzależnieniami. Niełatwo takie tematy sprzedać czy wypromować w literaturze. Czy uważasz, że twoje powieści są bardziej dorosłe niż zazwyczaj to bywa w gatunku young adult?
Wydaje mi się, że przemawiają zarówno do młodzieży, jak i dorosłych. Według mnie literatura dla dorosłych jest pełna eskapizmu, jakby była pisana głównie dla rozrywki, jako coś lekkiego i przyjemnego. Z kolei podczas pisania dla młodzieży trzeba wydobyć dużo więcej esencji. Pada dużo więcej pytań i dotykanych jest wiele poważnych problemów. To jeden z powodów, dla których lubię pisać dla nastolatków.
Uważasz, że to dlatego, że wiele dorosłych problemów dopiero ma ich dotknąć? Czy też ich własne kłopoty tak bardzo różnią się od tego, co spotyka starszych od nich czytelników?
Uważam, że dorośli są przyzwyczajeni do problemów i pytań, jednak te trudne pytania o życie spotykają nas, kiedy jesteśmy jeszcze nastolatkami. Ważne jest, byśmy pokazali tym dzieciakom, jak myśleć o tych wszystkich dotykających ich sprawach, jak nawigować przez problemy. Chcemy je chronić, ale nie możemy. Nie możemy chronić ich przed światem, bo nigdy nie nauczą się stawać w szranki z życiem. Możemy zaproponować im narzędzia, niekoniecznie gotowe odpowiedzi, ale pomoc w samodzielnym sformułowaniu ich.
Skąd wiesz, jak myślą nastolatki? Media nieustannie piszą o niesamowitych różnicach między generacjami. Jak tobie udaje się dostosować do ich toku myślenia?
Sporo przemawiam w szkołach i słucham, co młodzież ma do powiedzenia. I często mówią, że myślę tak jak oni. Tak było od samego początku. I przyszło mi do głowy, że nieustannie usiłujemy wmówić sobie i wszystkim, że nastolatki są tak bardzo różne i ciągle się zmieniają. One są takie same, jedyne, co się zmienia, to ich otoczenie, jak chociażby social media, co wpłynęło na sposób ich interakcji. Jednak to nie zmieniło tego, kim tak naprawdę są. Wciąż zmagają się z problemami, trudnymi sprawami, może nieco w inny sposób. Może to dlatego moje książki są tłumaczone i wydawane na całym świecie, bo niezależnie od kultury, jest coś uniwersalnego w dorastaniu i stawaniu się dorosłym.
Czujesz się nastolatkiem w głębi serca?
Zdecydowanie.
Nastolatki jako takie są dość młodym wynalazkiem, niegdyś przejście z dzieciństwa w dorosłość było momentalne, teraz mamy ten okres przejściowy, bycia pomiędzy.
I ten okres nieustannie się wydłuża. Obserwuję swoje dzieci. Okres ich dorastania stał się dłuższy, bo też i świat mocno się skomplikował. Coraz trudniej wejść w świat pracy i kariery.
Zdarza ci się pisać wspólnie z dziećmi. Jak bardzo jest to odmienne doświadczenie od samodzielnego pisania?
Zawsze ciekawie jest z kimś współpracować, jednak z własnymi dziećmi to szczególnie interesujące. Mój syn Jarrod jest świetnym twórcą, wspólnie tworzyliśmy pomysły na seriale telewizyjne i promowaliśmy je w branży. Potem padł pomysł, by razem napisać książkę, chociaż Jarrod nie był przekonany, ze względu na brak doświadczenia z prozą. Ale dał się przekonać i uważam, że w efekcie wyszła nam fantastyczna książka. Moja córka z kolei napisała opowiadanie do Pokłosia. To przeżycie wzmacniające naszą więź, szczególnie gdy chcesz w jakiś sposób podarować im rodzinny interes. To chyba najbliższe, co mogę w tym rozumieniu im przekazać. Nie nalegam, ale jest możliwe, bym pomógł i wspólnie z nimi pracował, jeśli tylko wyrażą takie życzenie.
Jak powstają pomysły na nowe powieści? Tylko z rozmów? Czy masz jeszcze jakieś sposoby na wymyślenie fabuły?
Zazwyczaj pomysły przychodzą do mnie z rzeczy, które dzieją się na świecie i mnie poruszają, zmuszając do przemyśleń i zadawania pytań, na które nie znam odpowiedzi. Na przykład w Kosiarzach rozmyślałem, że wszędzie mamy tylko dystopie i rozważania, jak to wszystko idzie w złym kierunku, jednak ja chciałem sprawdzić, co się stanie, gdy jednak świat pójdzie w dobrym kierunku. Jakie są konsekwencje osiągnięcia wszystkiego i pozbycia się strachu, że świat okaże się złym miejscem. Wyewoluowało to w koncepcję nieśmiertelności, a dużo czytałem o tym, że gwałtownie zbliżamy się do punktu, w którym będziemy mogli zatrzymać proces starzenia. Jak to zmieni ludzi jako gatunek? Jak będziemy radzić sobie z faktem, że natura nie będzie dłużej pozbawiać nas życia? I tak doszedłem do pomysłu postaci, które podejmują się uszczuplania ludzkiej populacji. W ten właśnie sposób powstali Kosiarze.
I rozplaszczanie.
Tak, rozplaszczanie też. Pomyślałem, że to część tego świata. Masz świat, w którym możesz żyć bez końca, nie możesz umrzeć w wyniku wypadku, bo zostaniesz przywrócony do życia. Co w takim świecie mogliby robić nieznośni nastolatkowie, żeby wkurzyć swoich rodziców? Mogliby skakać z wysokich budynków dla zabawy, bo to jak skydiving, tylko nic złego nie może ci się stać. Czy przestaniesz się rozplaszczać? Przywracanie do życia jest kosztowne i to bardzo denerwuje rodziców. Wydało mi się, że to mógłby być problem takiego świata.
Koniec końców nastolatki są nastolatkami, a rodzice rodzicami.
Właśnie. Pewne sprawy nigdy się nie zmieniają. Ludzie o pewnych sprawach sami by nie pomyśleli, ale potrafią sobie wyobrazić, że niektórzy dokładnie tak by robili. Być może czasem wyobrażamy sobie, jak to byłoby skoczyć z budynku, ale bez konsekwencji.
Jak długo zajmuje ci przemyślenie powieści, świata i postaci, które mają w nim być, zanim usiądziesz do pisania?
Ten proces dzieli się na kilka etapów. Dla Kosiarzy czy Podzielonych najpierw musiałem przemyśleć cały świat. Jaki on jest, jakie panują w nim zasady. Kiedy już to mam, zastanawiam się, jaką opowieść chcę przekazać. Kiedy mam już zarys tego, co chcę opowiedzieć, muszę rozważyć, jakie postaci najlepiej opowiedzą historię. To jest dla mnie najważniejsza część, bo nikt nie przeczyta książki z nieciekawymi bohaterami. Oni muszą sprawiać wrażenie prawdziwych, tak samo zresztą jak ich świat. Wszystko musi ze sobą współgrać, a dopracowanie tego zajmuje czas. Zwykle kilka miesięcy spędzam tylko na rozwijaniu świata, a potem zaczynam pisanie. Ale nie piszę od początku do końca, tylko do poczucia wypalenia, co trwa jakieś dwa miesiące. Wtedy zaczynam pracę nad czymś nowym, żeby po kilku miesiącach wrócić do pierwszego projektu. I tak 4-5 razy, więc jedna książka może zająć mi dwa lata, licząc od pierwszego pomysłu. Czasem przez to kilka tytułów wychodzi w krótkim czasie.
Jak już wspomnieliśmy, czasem dotykasz trudnych tematów, ale czy była sytuacja, kiedy wydawca odmówił wydania książki, tłumacząc, że jakaś granica została przekroczona? Że to stanowczo nie jest odpowiednie dla młodzieży?
Nigdy, ale pamiętam, że jak poszedłem do wydawcy z pomysłem na Podzielonych, stwierdził, że nie ma pojęcia, jak mam zamiar sprawić, by to działało w książce, ale oni mi ufają. Rozumiesz, nastolatki, których nikt nie chce, są dzielone i użyte jako „części zamienne”, ale jednocześnie przy życiu musi pozostać 100% ich ciał. Proces jest bezbolesny, ale to prowadzi do wielu pytań. Jeśli 100% ciebie żyje, czy ty jako osoba jesteś żywa?
Myślę, że jest jakaś nić porozumienia między mną a wydawcą, a także mną a czytelnikami, że jeśli zaprowadzę ich w ciemne miejsce, nie zostawię ich tam. Przyprowadzę ich w jaśniejsze, lepsze, gdzie zostaną oświeceni. Podejmuję się tego z wielką odpowiedzialnością. I to, jak sądzę, robi różnicę. Poza tym nic, co piszę, nie jest w żaden sposób wyzyskujące, nie ma na celu wystraszyć czytelnika, sprawić, by źle się czuł. To wszystko, co piszę, jest tam, by poddać idee pewnym wyzwaniom, by zadać właściwe pytania. Chyba ludzie to rozumieją. W czasach, gdy różne książki są regularnie banowane, moje nigdy na długo takiego statusu nie zachowują. Czasem ktoś dowie się, jaka jest idea książki o przeznaczaniu nastolatków na dawców organów, i taka idea denerwuje tę osobę. Ale potem, jeśli przeczyta książkę, może stwierdzić, co w tej powieści się dzieje. I nagle temat banowania znika.
Ufają ci, nawet jeśli zamieszczasz niepokojącą scenę jak w Podzielonych, gdy z punktu widzenia dzielonego nastolatka obserwujemy cały proces.
Tak, ale wiesz, co jest ważne w tej scenie? Nie widzisz jej. Nie ma krwi. Nic znanego z horrorów. Wszystko jest w głowie postaci, która nieustannie jest pocieszana i prowadzona przez cały proces z optymizmem. Nie widzisz, co tak naprawdę się dzieje, wszystko jest w głowie, w wyobraźni. To było dla mnie bardzo ważne, kiedy czytasz książkę i myślisz sobie, że zaraz będzie okropna, drastyczna scena. Ale nie, to wszystko jest tylko w głowie.
A jednak w tym samym czasie, w głowie czytelnika może powstawać cała scena, gdzie z detalami widzi, jak przez to pocieszanie dzieje się naprawdę brutalne rozczłonkowywanie ciała. Czasem może nawet taki niebezpośredni opis może być straszniejszy niż prawdziwa krew.
Bo tak jest, ale to czytelnik tworzy taką wizję. Według mnie zobaczy tę scenę tak, jak daleko jego wyobraźnia będzie skłonna się posunąć. Nie wkładam mu do głowy obrazów, jakie mogłyby na zawsze z nim zostać. To wszystko będzie zależało już wyłącznie od jego wyobraźni. Oczywiście, wyobraźnia potrafi być przerażająca, dlatego ludzie tworzą horrory. Dlatego po tej scenie, która może przerazić, historia w książce dąży do lepszego miejsca, a bohaterowie mogą pozwolić sobie na luksus nadziei. Wiele powieści, nawet tych dystopijnych, a szczególnie, jeśli są kierowane do młodzieży, według mnie muszą być o nadziei, a nie o bezowocności starań. Trzeba im powiedzieć, że chociaż czasem czas i miejsce są złe, dążymy do większego dobra. Do lepszego miejsca. I o tym właśnie piszę.
Chcesz, by młodzież wierzyła, że może zmienić świat swoim działaniem?
Że mogą, ale to wymaga ich własnej pracy. Nie mogą jedynie polegać na tym, że ktoś wykona ją za nich.