Gwiezdne Wojny: jak książki są powiązane z filmami i serialami? Tak wygląda nieograniczony potencjał
Nie znacie książek ze świata Gwiezdnych Wojen? Żałujcie. Wybór jest spory - horrory, thrillery polityczne i piękne historie miłosne. To właśnie one pokazują prawdziwy potencjał uniwersum, który na ekranie jeszcze nie został wykorzystany.
Gwiezdne Wojny są wyjątkowe pod względem budowy uniwersum. To wcale nie Marvel Studios jako pierwsze zaczęło tworzyć powiązane ze sobą fabuły na dużym i małym ekranie. W świecie Star Wars robiono to wcześniej – w filmach, serialach, książkach, grach i komiksach!
Kanon w świecie Gwiezdnych Wojen
Wszystkie dzieła tworzyły kanon, którego ramy (jeszcze przed przejęciem przez Disneya) były dość specyficzne. Pomimo powiązań fabularnych pomiędzy wszystkimi mediami kanon był oparty na hierarchii, na której szczycie znajdowały się filmy i seriale. Innymi słowy: to, co George Lucas powiedział, było święte – nawet jeśli bywało sprzeczne z czymś, co było w książce czy komiksie. To zmieniło się wraz z przerzuceniem starego kanonu do tak zwanych Legend oraz decyzją Disneya o budowie nowego kanonu. Obecnie wszystko, co powstaje, docelowo jest osadzone w tym samym świecie – wszystkie wątki z filmów, seriali, książek, gier i komiksów są połączone.
Ten motyw w produkcjach aktorskich został już kilkakrotnie wykorzystany, ale dość pobieżnie. Na przykład Temmin Wexley, pojawiający się w dwóch częściach sequeli w wykonaniu Grega Grunberga, był przed filmami bohaterem trylogii książkowej Aftermath, rozgrywającej się tuż po wydarzeniach z Bitwy o Endor, a zabójca Wookiee Krrsantan z Księgi Boby Fetta wcześniej miał wiele ciekawych przygód w komiksach u boku Doktor Aphry. Lepiej to wygląda w 3. sezonie Parszywej zgrai, w której nieoczekiwanie powróci zabójczyni Sithów, Asajj Ventress. Twórcy mówią wprost: jej wątek będzie zgodny z wydarzeniami z książki Mroczny uczeń, który był kluczowy dla jej historii.
Jak książka uratowała Gwiezdne Wojny?
Książki z Gwiezdnych Wojen były ważne dla rozwoju uniwersum już od lat 90. Mało kto pamięta, że Star Wars od razu po premierze Oryginalnej Trylogii nie zyskało statusu ponadczasowego arcydzieła. To przyszło z czasem. Ba, w latach 90. zainteresowanie marką i jej popularność zaczęły zanikać! Gdy w 1991 roku na świecie, a w 1994 roku w Polsce, wyszedł Dziedzic Imperium Timothy'ego Zahna, momentalnie stał się on fenomenem sprzedającym się w milionach egzemplarzy. Lucasfilm poczuł wówczas, że Gwiezdne Wojny zostały uratowane, a świat chce kolejnych historii.
Takim sposobem weszły one do mainstreamu, a kolejne powieści – też Zahna, z tak zwanej Trylogii Thrawna – zostały zapowiedziane. To pozwoliło na nowo rozpalić zainteresowanie fanów aż do ogłoszenia Mrocznego widma, które zadebiutowało w 1999 roku. Ta książka to najlepsze, co Gwiezdne Wojny wydały, bo w końcu dostaliśmy coś, co było jak science fiction dla dorosłych, a nie kosmicznym fantasy w baśniowym stylu jak filmy. Świetne postacie z wybitnym strategiem Wielkim Admirałem Thrawnem i dalsze losy Wielkiej Trójki – Luke'a, Lei i Hana – podekscytowały fanów i sprawiły, że każdy tom chłonęło się z napięciem i emocjami. To wspaniała i wyjątkowo opowiedziana historia. Dla wielu fanów to coś, co powinno być podstawą filmowej trylogii sequeli, która przecież pełnymi garściami czerpała pomysły ze starych książek i komiksów. Palpatine będący klonem po śmierci to przecież fabuła żywcem wyjęta z komiksu Mroczne Imperium!
Star Wars - warto czytać książki z uniwersum
To nie jest przykład byle jakiej historii, którą zaakceptują tylko najwięksi fanatycy. Timothy Zahn, pisząc trylogię Thrawna i tym samym tworząc tak zwane Expanded Universe, był już uznanym i docenianym pisarzem, a Lucasfilm chciało utrzymywać jakość. I choć żadna powieść nie stała się takim fenomenem, to dobrych historii, jakości i nowych interesujących bohaterów tam nie brakowało.
Według statystyk z 2022 roku powstało 381 powieści osadzonych w uniwersum. Wiadomo więc, że zdarzają się słabsze, mniej wartościowe opowieści. Przy tak gigantycznej liczbie tytułów nie da się utrzymać równej jakości. Jest to jednak tak różnorodne i pełne rozmaitych pomysłów, że każdy znajdzie coś dla siebie. To jednocześnie pokazuje prawdziwy potencjał uniwersum, który na ekranie jeszcze nie został wykorzystany. Niech przykładem będą krwawe i mroczne powieści Joe Schreiber: Szturmowcy śmierci i Czerwone żniwa. To pełnoprawne horrory! Takie eksperymenty pokazują, że Gwiezdne Wojny mogą korzystać z każdego gatunku.
Książki Stars Wars = Gwiezdne Wojny dla dorosłych
Za co cenię książki Stars Wars? Za to, że są przeznaczone dla dorosłych. Filmy od zawsze były kosmiczną baśnią, seriale (poza Andorem) nie odeszły od uniwersalności, a książki dawały coś innego. Coś dla tych, którzy weszli w ten świat jako dzieci, a później zaczęli domagać się poważniejszych treści. Mamy więc w nich dojrzałość emocjonalną, fabularną i nieraz intelektualną. Historie mają głębszy wydźwięk, a w thrillerach politycznych kwestia zakulisowych intryg działa inaczej. Aż chciałoby się zobaczyć takie House of Cards w senacie Nowej Republiki.
Książka z aktualnego kanonu – Więzy krwi autorstwa Claudii Grey (uważam, że tworzy najlepsze powieści, zaraz po Zahnie) – pokazała, jak polityka może zniszczyć człowieka bez względu na jego dokonania czy bohaterstwo. W tym przypadku mowa o Lei i reakcji galaktyki na wieść, że... jest ona córką Dartha Vadera. W tym wszystkim nie brakuje też obrazowo opisanej przemocy (zwłaszcza w horrorach), ale bez popadania w przesadę. Dzięki temu czuć, że to coś więcej niż znamy z filmów. Już jako nastolatek miałem wrażenie, że chcę więcej takich tytułów z uniwersum Gwiezdnych Wojen.
Nic nie przekreśla znaczenia filmów i ich konwencji, a naturalna ewolucja i ewoluowanie fabuł wraz z odbiorcami to coś, co jest potrzebne i konieczne. Przez brak odwagi Lucasfilmu nie mogło to jeszcze zaistnieć na poważnie w aktorskich produkcjach.
Romans w Gwiezdnych Wojnach
Zawsze mnie cieszy, jak twórcy sprawnie wykorzystują ten brak ograniczenia uniwersalnością i snują opowiastki na swój sposób. Jedną z moich ulubionych i zarazem najlepszych książek kanonu jest Star Wars: Utracone gwiazdy, która po trylogii prequeli (i sequeli) przypomniała mi, że jest w tym uniwersum miejsce na dobre historie o miłości.
A stoi za tym prosty koncept: dwoje ludzi, arystokrata Thane Kyrell i wieśniaczka Ciena Ree, zostają wysłani do Akademii Imperialnej, która szkoli oficerów. Poznajemy perspektywę obywateli Imperium na to, co się dzieje w pierwszej trylogii – propaganda sączy się z każdej strony. Do tego dają nam do zrozumienia, że... Luke Skywalker to w istocie zbrodniarz. Na seansie filmów nawet przez myśl nam nie przeszło, że jego strzał niszczący Gwiazdę Śmierci zabił miliony osób tam stacjonujących: też tych, którzy niczemu nie byli winni, i tych, którzy mieli przyjaciół, rodziny i zwyczajne życie. Okazuje się, że czyn "terrorysty", jak zostało to nazwane na kartach powieści, działa motywująco na młodych oficerów i zachęca ich do walki z Sojuszem Rebeliantów.
Z drugiej strony mamy relację głównych bohaterów, którzy – jak można się domyślić – ostatecznie staną po przeciwnej stronie barykady. Ukazano to bardzo mądrze i – co ciekawe – miało to znaczenie nie tylko dla fabuły, ale i też dla całego uniwersum. Wszystko kończy się emocjonalnym rollercoasterem podczas Bitwy o Jakku, która miała miejsce rok po wydarzeniach z Powrotu Jedi i ostatecznie pokazała sromotną porażkę Imperium. Gdy o tym czytamy, przypomina nam się, że przecież na jednym z niszczycieli Iden Versio z gry Star Wars: Battlefront 2 próbuje uratować swojego ojca. Takie skojarzenia pojawiają się automatycznie i nie raz przewijają się na kartach z opisami scen. Czyż nie jest to piękne?
Gwiezdne Wojny - te postacie z książek muszą być w filmach
Dla początkujących - trylogia Thrawna
Nie zmienia to jednak faktu, że jeśli ktoś chce zacząć od czegoś bardzo dobrego, Trylogia Thrawna z lat 90. powinna być pierwszym wyborem. Nie ma w tej chwili znaczenia, że jest to stary kanon, ponieważ Dave Filoni dorastał z tą powieścią – chce ją zaadaptować w Ahsoce i swoim filmie. To będzie dowodem, że tkwi w tym potencjał na coś jakościowego. A przede wszystkim przedstawi wybitnego "złoczyńcę" w postaci Wielkiego Admirała Thrawna.
Specjalnie napisałem to w cudzysłowie, bo jest to postać bardzo złożona, arcyciekawa i zawsze znajdująca się kilometr przed wrogami. Nie zmieniło się to w nowym kanonie, gdy Zahn stworzył kolejne książki o Thrawnie. Charyzmatyczny i przebiegły – to takie połączenie Aleksandra Wielkiego, Napoleona i Czyngis-Chana z domieszką artysty, erudyty i manipulatora. Jako jedyny nieczłowiek na najwyższym wojskowym stanowisku u Imperatora Palpatine'a miał on wyjątkowe umiejętności, które doskonale mogliśmy poznać, zrozumieć i też uświadomić sobie, dlaczego to nie jest ani czarny charakter, ani bohater. Ta wieloznaczność na razie nie została poruszona na ekranie. Miejmy nadzieję, że Filoni pozwoli komuś napisać scenariusz, który uchwyci jego esencję. To w końcu wojskowy, który wiedział, jak manipulować Imperatorem, unikać problemów z Moffem Tarkinem i... pracować z Vaderem. Jest to też jedna z niewielu postaci, która znała Anakina Skywalkera i potem Vadera. Taką rozrywkę proponują te fabuły.
Gwiezdne Wojny: w książkach każdy znajdzie coś dla siebie
Horror, thriller polityczny, romans czy pełnoprawna i mroczna historia wojenna to tylko kilka przykładów tego, jak Gwiezdne Wojny bawią się gatunkami. Książka Star Wars Battlefront: Kompania Zmierzch ukazuje żołnierzy na froncie walki z Imperium. To obraz przejmujący i kojarzący się z brutalnością II wojny światowej. To wciąż była wojna, a nie walka dobra ze złem, w której podejmowano wyłącznie dobre decyzje. Twórcy seriali i filmów powinni pokazywać widzom, że te historie to nie tylko baśnie czy przygodówki. Książki mają wiele wymiarów. Jednak mam wrażenie, że to, co możemy przeczytać na ich kartach, jednocześnie jest czymś, co przeraża Lucasfilm. Firma boi się eksperymentować. Nie wie, czy fani to zaakceptują. Czy słusznie? Po pandemii widz pragnie przede wszystkim jakości! Pozwolenie twórcom na kreatywność – bez ograniczania ich ramami baśni, uniwersalnością czy niższą kategorią wiekową – może wyjść na dobre. Gwiezdne Wojny muszą dojrzeć nie tylko w powieściach i komiksach.
Na szczęście historie spisane na kartkach były, są i będą, więc nadal mogą rozpalać wyobraźnie wielbicieli Gwiezdnych Wojen. Jeśli nigdy po nie nie sięgnęliście, zapewniam, że warto! Odkryjecie prawdziwy potencjał i magię tego świata. Nie pogardziłbym, by w fabułach po Trylogii Sequeli zdecydowano się na inspirację książkową Nową Erą Jedi – inwazja rasy Yuuzhan Vong z innej galaktyki to coś wyjątkowego, dojrzałego i szokującego. Czy taki jest cel Lucasfilmu? W końcu Ahsoka pokazała, że w kanonie istnieją inne galaktyki... Zachęcam do odwiedzenia tego świata i poznania go na nowo!