Incepcja - 10 lat sennego arcydzieła Christophera Nolana. Jak film wypada po tym czasie?
16 lipca miała miejsce 10. rocznica premiery jednego z najlepszych i najoryginalniejszych filmów XXI wieku, czyli Incepcji. Po latach przyglądam się tej produkcji.
Incepcja to film, który od czasu swojej premiery w 2010 roku aż do dzisiaj cały czas zachwyca swoim rozmachem i oryginalnością. Patrząc po latach, uważam, że jest to produkcja, którą zdecydowanie najlepiej oglądać w kinie, a już najlepiej w tych IMAX-owym. Moje przekonanie bierze się z tego, że... tego filmu w ogóle nie widziałem w kinie. Nawet już nie pamiętam, dlaczego nie byłem na seansie tego naprawdę świetnego widowiska. Na pewno nie wynikało to z tego, że nie chciałem. Chciałem! Dwa Batmany Nolana i Prestiż wręcz uwielbiałem. Po jakimś czasie obejrzałem Incepcję na DVD i... byłem zachwycony, jednak jeszcze bardziej żałowałem, że nie zobaczyłem tego na wielkim ekranie (chociaż w mojej rodzinnej Częstochowie na IMAX nie miałem co liczyć). Myślę, że kinowe doznanie wzmogłoby odczucia i sam zachwyt nad filmem. Po prostu produkcje Nolana takie są. Tworzy się je specjalnie dla kinowego doznania. Takie sceny, jak walka w korytarzu bez grawitacji czy Ariadne nakładająca w śnie budynki na siebie, najzwyczajniej w świecie lepiej działają, gdy obserwuje się je na jak największym ekranie. Dlatego mam nadzieję, że na rocznicę film będzie dostępny również w naszych multipleksach. Żeby nie było, Incepcja sprawdza się również na dobrym telewizorze, a nawet na laptopie, jednak jeśli chcemy w pełni korzystać z wizualnej pracy Nolana i jego ludzi, wielki kinowy ekran jest tutaj niezastąpiony.
Skoro wspomniałem przed chwilą o historii, nie mogę nie zaznaczyć, że Incepcja to jeden z tych filmów, które oglądam przynajmniej kilka razy do roku. Jest to również jedna z tych produkcji, w której przy każdym kolejnym seansie odkrywam coś nowego w samej opowieści. Nieważne czy chodzi o możliwą interpretację zakończenia, jakiś symbol, którego znaczenie odkrywam na nowo, czy wątek danego bohatera, który można czytać inaczej. Incepcja jest tym rodzajem filmu, który cały czas stanowi nierozwiązaną zagadkę dla widza; puzzle, do których ciągle dochodzą nowe kawałki. Sama historia zostawia również spore pole do interpretacji, nie dając jednoznacznych odpowiedzi, szczególnie w finale produkcji. Uwielbiam filmy i seriale, które zmuszają do wytężania szarych komórek w czasie oglądania i właśnie Incepcja należy do tego grona, zajmując w nim bardzo wysoką pozycję. Nie można jej obejrzeć mimochodem, Nolan bardzo umiejętnie potrafił wprowadzić widza w stan, którego doznali sami bohaterowie produkcji. Nie wiedzieliśmy, co się za chwilę stanie i poszczególne poziomy tej historii odkrywaliśmy razem z Cobbem, Ariadne i resztą. Przypomnę, że nawet obsada projektu w pewnym momencie nie wiedziała, o czym konkretnie jest film, w którym grają, bo mieli problem ze zrozumieniem scenariusza Nolana. W tym wypadku ta niewiedza stała się prawdziwym błogosławieństwem zarówno dla widzów, jak i obsady, ponieważ można było od podstaw przeżyć przygodę odkrywania kolejnych odnóg historii.
Incepcja po latach cały czas doskonale działa jako swoisty, bardzo oryginalny miszmasz gatunkowy. Christopher Nolan jest w tym momencie (i w czasie tworzenia Incepcji już był) jednym z może trzech, czterech reżyserów w Hollywood, którzy mogą przekonać wielką wytwórnię do zainwestowania wywrotki dolarów w swój oryginalny pomysł. Po prostu Nolan jest gwarantem jakości i sukcesu kasowego. Jeśli chodzi o wspomnianą jakość, to Anglik doskonale połączył tutaj ze sobą gatunki, które bardzo łatwo mogą się ze sobą gryźć, wystarczy jeden niedopracowany szczegół. Mamy zatem science fiction, które przedstawia się przez umieszczenie fabuły w architekturze umysłu, heist movie, czyli skok mający na celu zaszczepienie idei, thriller, w którym nasi bohaterowie są wplatani w spisek związany z wielkimi korporacjami, a nawet dramat rodzinny, wynikający z problemów Cobba czy Fischera. Warto zauważyć, że Nolan podszedł do każdego z tych gatunków osobno od bardzo świeżej strony, ukazując aspekty, które nie były dotąd popularne w ich obrębie. Jednak oryginalne podejście do kilku gatunków to jedno, a połączenie ich, aby ze sobą idealnie współgrały, to już tytaniczna robota. I Nolanowi udało przekuć się na ekran ten swój przedziwny pomysł , który zrodził się w jego bardzo kreatywnym umyśle. Wszystkie elementy składowe produkcji bardzo sprawnie grają do jednej bramki, wspólnie na nowo definiują się i ładnie budują wielopoziomową intrygę.
Nolan ma coś takiego, że bardzo dobrze dobiera obsadę swoich filmów, w których młode, bardzo obiecujące nazwiska mieszają się z weteranami Hollywood. Ekipę aktorską, zebraną na podstawie takiego klucza, otrzymaliśmy również w Incepcji. Z jednej strony bowiem Leonardo DiCaprio, Michael Caine, Marion Cotillard oraz Ken Watanabe, a z drugiej Joseph Gordon-Levitt, Elliot Page i zaliczający się jeszcze wtedy do młodego pokolenia Hollywood Tom Hardy. Takie stężenie talentu wiele razy pokazało, że wielkie aktorskie osobowości potrafiły ścierać się ze sobą na planie i koniec końców sceny z ich udziałem nie działały jak powinny. Jednak tutaj przy każdym kolejnym seansie widać, że obsada gra jako kolektyw, nikt tutaj nie gra pod siebie. Czuć tę chemię pomiędzy poszczególnymi postaciami, wszyscy bardzo dobrze się uzupełniają. Wewnętrzne rozterki i zmęczenie Cobba dopełnia młodzieńcza energia i chęć zbierania wiedzy Ariadne, psychopatię i zgorzkniałość Mal niweluje w pewien sposób spokój, zdystansowanie i miłość Cobba do niej, a konserwatywne podejście do rzemiosła i trzymanie się zasad Arthura świetnie zgrywa się z luzem, sarkazmem i przebiegłością Eamesa. Wszystkie te postacie stanowią bardzo kolorową mieszankę osobowości, którą dobrze ogląda się na ekranie przez to, jakim spektrum charakterystycznych cech zostali obdarzeni dani bohaterowie. Każdy tutaj w pełni wykorzystuje czas powierzony mu na ekranie, jednak nie przyćmiewa reszty kolegów z planu, to bardzo dobra drużyna, pełna dziwnych osobowości, która się sprawdza. Takie przekonanie mam przy każdym seansie.
Incepcja po latach to nadal film, który mimo 10 wiosen na karku zachwyca i przede wszystkim nie starzeje się, jeśli chodzi o ujęcia, pomysły fabularne czy rozwiązania techniczne. Wiele dzisiejszych blockbusterów mogłoby uczyć się od produkcji Nolana, jak dobrze używać praktycznych i komputerowych efektów specjalnych. Podejrzewam, że jeszcze długo, długo ten film pod względem rozmachu i poziomu aspektów technicznych nie będzie oddawał pola produkcjom, które pojawią się w przeciągu najbliższych 10 lat (może Tenet zawiesi poprzeczkę wyżej, szczerze na to liczę). W dobie ogromnej liczny sequeli, prequeli, spin-offów i adaptacji Incepcja nadal jest ogromnym powiewem świeżego powietrza w tym trochę zatęchłym już dzisiaj Hollywood z ogromną liczbą utalentowanych twórców, ale małą liczbą kreatywnych pomysłów. Co najważniejsze jednak, według mnie Incepcja nadal potrafi pogodzić zarówno fanów ambitnego, oryginalnego kina, jak i widowiskowych blockbusterów. Ja zaliczam się do obydwu grup, ponieważ jestem po prostu fanem kina i dzieło Nolana jak najbardziej potrafi zaspokoić moje potrzeby estetyczne, emocjonalne, rozrywkowe i te związane z dobrą, wciągającą intrygą. Incepcja już na dobre wpisała się do kanonu historii filmu złotymi zgłoskami, a i w popkulturze zajmuje zaszczytne miejsce w sercach fanów. Jestem pewien, że nadal będę odtwarzał sobie tę produkcję kilka razy do roku i świetnie się przy niej bawił, czego i Wam życzę.