Nie jesteśmy Star Trekiem – rozmawiamy z Adrianne Palicki i Scottem Grimesem z serialu Orville.
Na tegorocznym Comic Con w Nowym Jorku mieliśmy przyjemność spotkania i porozmawiania z Adrianne Palicki i Scottem Grimesem z serialu Orville, który właśnie zadebiutował w Polsce na kanale Fox.
DAWID MUSZYŃSKI: Jak to się stało, że dołączyliście do ekipy Setha MacFarlena. Adrianne ty wcześniej unikałaś komedii, wolałaś raczej kino akcji.
Adrianne Palicki: Z Sethem poznaliśmy się w czasie przeprowadzania kampanii wyborczej na rzecz prezydenta Obamy w 2008 i od tego czasu utrzymujemy stały kontakt. Lubię jego poczucie humoru. Gdy przeczytałam pierwsze pięć stron scenariusza, w który grana przeze mnie postać Kelly zostaje przyłapana w łóżku z jakimś dziwnym, niebieskim galaretowatym kosmitą, powiedziałam: „Wchodzę w to!”. I masz rację, wcześniej nie grałam w komediach, ale nie dlatego, że ich unikałam. Nie dostawałam takich propozycji. Ale bądźmy szczerzy, The Orville to nie jest typowy serial komediowy. Mówimy o poważnych sprawach pod płaszczykiem science fiction. Seth dodał do tego po prostu trochę humoru, by rozładować napięcie.
Scott Grimes: Ja z nim po prostu piję i się wygłupiam, więc doszedłem do wniosku, że równie dobrze mogę to robić w stroju przedstawiciela gwiezdnej floty na statku kosmicznym (śmiech). No i jeszcze mi za to płacą! Czy to nie jest wymarzona sytuacja? Jedyny minus jest taki, że nie mogę robić tego w piżamie, jak ma to miejsce w przypadku American Dad!, gdzie użyczam głosu Stevenowi.
Choć trzeba przyznać, że ta produkcja ma w sobie trochę z kina akcji. Chociażby walka Adrianne z Charlize Theron.
ADRIANNE PALICKI: Jestem chyba jedyną kobietą na świecie, która miała okazję skopać tyłek zarówno Johna Wicka, jak i Atomowej Blondynce (śmiech). A tak serio, to strasznie się ucieszyłam, że Charlize przyjęła zaproszenie Setha i pojawiła się w naszej produkcji. To nadało całości dodatkowej dynamiki. Mieliśmy dwie silne kobiece postaci, które stoczyły epicką walkę. Obie miałyśmy przy tym sporo zabawy.
SCOTT GRIMES: A nam się to świetnie oglądało. Zarówno Adrianne, jak i Charlize przez to, że grały w tylu filmach akcji, przeszły też liczne szkolenia od Navy Seal po ju jitsu. To wieloletnie przygotowanie było widać podczas walk. Nie musiały się uczyć żadnej choreografii. Tworzyły ją na bieżąco. To było piękne. Zrezygnowały nawet z użycia swoich kaskaderek. To nie zdarza się zbyt często na planach seriali.
Produkcje Setha wcześniej spotykały się z dużą aprobatą krytyków. W tym wypadku było inaczej. Recenzje pierwszego odcinka nie były pozytywne. Większość mówiła o tym, że Orville to po prostu kopia Star Treka.
SCOTT GRIMES: I to mnie strasznie wkurzyło. Tak szybkie skreślenie produkcji po obejrzeniu tylko jednego odcinka. Żałowałem, że nie dano dziennikarzom zobaczyć 10, by mogli zobaczyć nasz serial prawie w całości.
ADRIANNE PALICKI: Połączyliśmy serial obyczajowy z komediowym w sposób oryginalny. Nikt wcześniej się na to nie zdobył. Fanom się to spodobało. Krytykom nie. Na szczęście to dla tej pierwszej grupy tworzymy tę produkcję.
O dziwo większość fanów serii Star Trek uważa, że Orville dużo lepiej reprezentuję wizję Gene Roddenberry niż debiutujący w tym samym czasie Star Trek: Discovery.
Na wstępie musimy zaznaczyć, że my nie jesteśmy Star Trekiem i nie chcemy nim być. Nasz serial ma dużo lżejszy klimat. Choć nie powiem, że cieszy nas fakt, iż fani tej produkcji podeszli do nas z takim entuzjazmem. Wydaje mi się, że jest to spowodowane tym, iż klasyczny Star Trek z Williamem Shatnerem i Leonardem Nimoyem nie był tak mroczny jak obecne odsłony. Pod tym względem nasze seriale są bardzo do siebie zbliżone i może to tak podoba się widzom.
Wspomnieliśmy już o gościnnym pojawieniu się Charlize Theron. W jednym z odcinków zobaczymy też Liama Neesona. Szykujecie dla nas jeszcze jakieś niespodzianki tego typu? Kogo byście chcieli zaprosić w drugim sezonie?
ADRIANNE PALICKI: Nie możemy zdradzić, kogo jeszcze zobaczymy, ale mogę zapewnić, że mamy jeszcze kilka aktorskich asów w rękawie. Możemy za to pospekulować. Genialnie byłoby zaprosić do udziału Patrick Stewart. Wydaje mi się, że Seth znalazłby jakiś odjazdowy pomysł, by to zadziałało i nie zdenerwowało fanów Star Treka.
SCOTT GRIMES: Ja bym chciał zaprosić do współpracy Seth Green jako mojego starszego brata.
To już wiem, że dla Adrianne najlepszym odcinkiem sezonu był ten z Charlize. A dla ciebie Scott?
SCOTT GRIMES: Ten, w którym razem z Sethem wykonujemy tajną misję przebrani za przedstawicieli rasy Krill o wdzięcznych imieninach Devon i Chris. Dawno się tak dobrze nie bawiłem. To chyba przez charakteryzację, której założenie zajmowało wieki. Choć jak się tak zastanawiam, to najlepszy odcinek jeszcze przed nami. Nie mogę ci nic powiedzieć na temat finału sezonu oprócz tego, że jest to najlepszy scenariusz, jaki kiedykolwiek czytałem. Czuć w nim inspirację Strefą mroku.
Adrianne, wiem, że obecnie jesteś związana z Marvelem przez Agentów Tarczy, ale chciałbym zapytać o ten nieszczęsny serial Wonder Woman.
ADRIANNE PALICKI: Powiem szczerze. Nienawidzę tego tematu. Kilka lat odchorowywałam porażkę tej produkcji i fakt, że pilot ujrzał światło dzienne. Całe to zamieszanie przy Wonder Woman wcale nie pomogło mojej karierze, tak jak myślałam. Nie zrozumiałam w ogóle, po co pokazywać widzom pilot serialu, który nie został zamówiony. Poczułam się, jakby ktoś w wytwórni powiedział: „To jest tak złe, że trzeba pokazać to ludziom. Niech sami zobaczą”. Ja nie uważam, by był to słaby pilot. Jestem z niego zadowolona. Ale nie byłam gotowa na to całe zamieszanie, jakie wybuchło wśród fanów po jego publikacji.
Nie masz szczęścia do produkcji sygnowanych logiem DC. Wystąpiłaś też w pilocie Aquamana, który również się nie przyjął w stacji.
ADRIANNE PALICKI: Właśnie dlatego przeszłam do Marvela (śmiech).
Źródło: zdjęcie główne: Anthony Behar/Fox/PictureGroup