Kicz, rock i sentymenty, czyli lata 80. mają się dobrze
Nie da się zaprzeczyć, że ostatnimi czasy kino i telewizja na nowo pokochały lata osiemdziesiąte. Czemu?
Niestety, sam nie miałem okazji przeżywać młodości we wspaniałych latach 80., które pełne były buntu, odwagi i dobrego rocka. Znam ten okres jedynie z opowiadań, zdjęć i właśnie filmów, które złożyły się na wspaniały dla kina okres. Jasne, oglądając zdjęcia z tamtej dekady niejednokrotnie myślimy sobie – "ale kicz!", lecz trzeba przyznać, że wszystkie te dziwności miały w sobie coś naprawdę niezwykłego. Na szczęście nie chodzi tylko o tapirowane fryzury, muzykę disco i kostkę Rubika, ale o kultowe filmy, których mieliśmy prawdziwy wysyp.
Nie bez przyczyny ten właśnie okres w kinie okrzyknięty przez wielu został najbogatszym w prawdziwie mistrzowskie dzieła. Wspaniałe filmy Lyncha, Kubricka, Bergmana i Scotta z pewnością zostaną zapamiętane na długo, ale nie tylko te ambitniejsze dzieła zadowalały ówczesnych widzów. Najgłośniej było przecież o filmach akcji. Kontynuowano wtedy nurt kina policyjnego, ale z nieco innym podejściem do tematu. Pojawiła się wówczas moda na wideo i reżyserzy, aby przyciągnąć widzów do kin, przeznaczali na filmy coraz większe sumy pieniędzy, dzięki którym można było nakręcić spektakularne sceny. Kinowe spektakle z lat 80. pełne są więc eksplozji, strzelanin, pościgów i efektownych pojedynków między dobrem a złem; podkręcają one napięcie i dostarczają wrażeń. Ważne są jednak także charyzmatyczne postacie, dowcipne, nierzadko wulgarne teksty i odpowiednia dawka przemocy.
Byłbym jednak daleki od wnioskowania, że współczesne kino nie ma już nic do zaoferowania, że scenariusze są proste i oklepane, a całość opiera się tylko na efektach komputerowych i dostarczaniu niewybrednej rozrywki. Jest to temat na zupełnie inną rozmowę, a warto jedynie podkreślić, że kino lat 80. zaproponowało pełno zupełnie nowych rozwiązań i wyznaczało kierunek tworzenia kolejnych produkcji. Jego siłą były też wyraźne postaci, charyzmatyczni aktorzy i wspaniali reżyserzy. Ale nie tylko amerykańscy twórcy rządzili kinem. Europejczycy Fellini, Visconti, Antonioni, Tarkowski, Kieślowski, Losey byli w tamtych latach istną przeciwwagą dla komercyjnego kina przybywającego do nas zza oceanu. Dziś trudno o takie osobistości. Jest to oczywiście atak wymierzony w stronę współczesnego kina, ale nie mam zamiaru demonizować obecnego jego stanu, ale zwrócić uwagę, czym często przy wyborze repertuaru kieruje się nie tylko autor niniejszego tekstu, lecz miliony widzów na świecie.
Chodzi oczywiście o sentyment.
I tu dochodzimy do sedna. Jak zwrócić na siebie uwagę widza? Jak sprawić, by dalej chętnie odwiedzał kino i zbytnio nie marudził? Współcześni twórcy filmowi zdają się nie kryć z tym, w jaki sposób postanowili działać. Wymyślono prostą receptę, czyli właśnie grę na sentymencie i emocjach widza. Powracanie pamięcią do jego dzieciństwa lub czasów młodości. Daleki jestem od wyklinania, w końcu czemu nie sięgać po to, co kiedyś już się sprawdziło i wciąż jest dobrze przyjmowane? Można jedynie wysunąć zarzut, że twórcy często idą na łatwiznę, ale, na szczęście, nie zawsze, a czerpanie z motywów wypracowanych w latach 80. może film wzbogacić.
Trzeba też przyznać, że Hollywood natrafiło na odpowiedni moment. Kino najczęściej odwiedzają osoby przed 35 rokiem życia. Do pewnego pułapu granie na sentymencie kilku poprzednich dekad może, ale przecież nie musi zdać egzaminu. Jeśli jednak chodzi o starsze grupy demograficzne, to z pewnością tego typu zabiegi mogą zmotywować tych, którzy kin nie odwiedzają już tak często. Niby prosta rzecz. By zrealizować swój cel, wystarczy sięgnąć po znane motywy z dzieciństwa lub młodości. Czego się próbuje?
Sporo filmów powstających w czasach współczesnych stylizowanych jest na sporo starsze. W produkcji, która dopiero będzie miała swoją premierę, czyli Thor: Ragnarok, podobać może się wymieszanie motywów sci-fi z nordyckim klimatem. Obok postaci ubranych jak wojownicy sprzed setek lat widać statki kosmiczne i zaawansowaną technologię. Spójrzmy jednak na logo tej produkcji, które z mrocznego i przygnębiającego zmieniło się na neonowy napis, który kojarzy się z grami na automaty. Na dodatek w zwiastunie użyto kawałka Immigrant Song zespołu Led Zeppelin. Nie jest to oczywiście utwór z lat 80., ale granica ta jest bardzo cienka i nagina się nią w różne strony, szczególnie jeśli chodzi o zbudowanie ułudy "retro klimatu".
Ekspansja motywów z lat 80. to nie tylko czysto wizualne aspekty, a także (może przede wszystkim) muzyka. Można oczywiście wrzucić do zwiastuna jeden z takich kawałków jak na przykład w zwiastunie filmu Angry Birds, gdzie wykorzystano utwór Bad Michaela Jacksona. Można dalej wykorzystywać zakupione licencje na znane i lubiane utwory jak w przypadku Hardocre Henry, gdzie w zwiastunie mieliśmy utwór zespołu Queen. Twórcy jednak nie muszą ograniczać się jedynie do wrzucania lubianej i mającej już parę ładnych lat muzyki w krótką zajawkę reklamującą film. Tworzone są więc całe ścieżki dźwiękowe z tego typu utworów, które modne były kilka dekad temu.
Eksploatacja rockowych klasyków na soundtracku Kong: Skull Island, wybrane hity na ścieżce dźwiękowej do Suicide Squad, czy nawet utwory w filmie Deadpool. Przykładów jest znacznie więcej, ale prawdziwym mistrzem w graniu na emocjach okazał się James Gunn. W obu częściach Guardians of the Galaxy Peter Quill miał dwie kasety, na których nagrane były utwory w większości z lat 80. Jego sprzęt grający i zakładane słuchawki dawały nam okazję do poczucia klimatu tamtego okresu, a dzięki kwestiom Star Lorda mogliśmy usłyszeć odwołania do takich ikon lat 80., jak chociażby David Hasselhoff. A skoro mowa o niegdyś najseksowniejszym ratowniku, ostatnio Marvel wypuścił klip promujący wydanie DVD i blu-ray Guardians of the Galaxy Vol. 2. Całość jest esencją lat 80., a sama przeróbka utworu Inferno bardzo ciepło została przyjęta przez fanów.
Prostym rozwiązaniem jest także powrót do tego charakterystycznego dla kina okresu i osadzanie historii w tym właśnie czasie. Szczyt popularności osiągnął serial od Netfliksa, Stranger Things, który po mistrzowsku gra na zmysłach widzów i odwołuje się mocno do ich przeszłości. Sesje z Dungeons & Dragons, specyficzny dla tego okresu styl ubierania się, brak telefonów komórkowych i oczywiście ścieżka dźwiękowa. Klimat lat 80. wylewa się z ekranu, a jakby tego było mało, serial garściami czerpie z motywów kina tego okresu. Liczne odwołania do innych produkcji jak E.T., czy Goonies są tam na porządku dziennym. Można także zaryzykować tezę, że bez tych odwołań serial ten zostałby odebrany zupełnie inaczej.
W ostatnim czasie w kinach mogliśmy oglądać również popisy Atomic Blonde. Film ten wyróżniało osadzenie historii w Berlinie tuż przed upadkiem muru berlińskiego, ale nie doszukiwałbym się tutaj grania na popkulturowych emocjach, a po prostu chęci spróbowania czegoś nowego i świeżego z niezbyt częstym settingiem. Podobnie jak w przypadku X-Men: Apocalypse, gdzie twórcy odmłodzili kolejnych mutantów i powrócili do okresu lat 80. A jeśli jednak chcecie trochę mięsa i przykład na film, który celowo korzysta ze znanych motywów, to świetnym przykładem będzie trzeci część Despicable Me 3, gdzie twórcy postanowili przemieszać współczesność z kiczem lat 80., tworząc antagonistę, który jeszcze mentalnie w tym okresie pozostał. Czy jest to właśnie ich pomysł na przyciągnięcie do kina nie tylko młodocianych fanów, ale także dorosłą widownię? Kto widział, ten wie.
Można rzec, że jest to uproszczenie sprawy i najłatwiej powiedzieć, że tak liczne czerpanie ze znanych motywów spowodowane jest wyłącznie rządzą pieniądza. Można jednak zauważyć, że coraz częściej odgrzewane są klasyki, a tutaj mowa nie tylko o hitach z at 80. By wymienić tylko kilka, mamy zupełnie nową odsłonę Słonecznego Patrolu, Power Rangers, powrót Rocky'ego w Creed: Narodzinach legendy, a najlepszym przykładem tęsknoty za tamtymi czasami jest seria Niezniszczalni. Prawie wszyscy panowie, którzy niegdyś byli królami testosteronu, już nieco podstarzali, po latach dostali angaż w którejś z trzech części. Sylvester Stallone i spółka mogli powrócić do korzeni i pokazać się jeszcze raz starszej widowni, a młodszej uświadomić, kto wciąż jest królem kina akcji.
Tego typu przykładów można znaleźć z pewnością więcej, a ich opisanie nie ma na celu pokazania, że obecne kino nie już nic do zaoferowania i ucieka się do tanich sztuczek. Jest to raczej obserwacja zjawiska, trendu, który wydaje się rządzić dzisiaj kinem. Ale jeśli tak dalej pójdzie, to czy kiedyś dogonimy współczesność?
Źródło: zdjęcie główne: Marvel