Klauni są śmieszni. Kto się boi Pennywise’a?
Jeszcze dziesięć lat temu nikt się nimi nie interesował. Owszem, wzbudzali jakieś emocje, ale na pewno nie poświęcano im nagłówków w gazetach i serwisach internetowych ani setek w telewizji. Ot, kręcili się gdzieś na marginesie popkultury, zazwyczaj w matecznikach niskiej oglądalności i nikt nie zwracał na nich uwagi.
I nagle, kilka lat temu, zrobiono z nich czołowych psychopatów i zwyrodnialców, nad czym połowa ludzi ubolewa, a druga połowa kiwa głową ze zrozumieniem.
Dużo białego pudru, czerwony nos, uszminkowane na purpurowo usta, włosy z włóczki, workowate spodnie, niedopasowane ubranie w jaskrawych kolorach, przesadnie duże buty, czasami mały kapelusz z kwiatkiem – jedno wielkie, chodzące niedopasowanie, które jeszcze do niedawna wzbudzało w cyrku wybuchy entuzjastycznego śmiechu u dzieci, a teraz głównie powoduje moczenia nocne. I u dzieci, i u ich rodziców.
Klauni.
A przecież nie zawsze tak było. Jak wspomniałem, kilkanaście lat temu klauni bawili, śmieszyli, tumanili, a ich skecze były mniej lub bardziej udanymi przerywnikami każdego cyrkowego przedstawienia; nawet Cirque de Soleil ma swoich. Niektórzy autorzy zajmujący się tematyką cyrkową mówią, że klaun jest głównym bohaterem cyrkowym. Co w sumie wynika z rodzaju rozrywki, jaki się tam proponuje.
Samo słowo niektórzy badacze (Cotes, Croft-Cooke) wywodzą od staronorweskiego klunni, czyli „prostak”. Słowo to spokrewnione jest z duńskim kluntet („niezdara”). Z kolei Danowicz mówi, że clown jest nieudolną przeróbką angielskiego słowa clod, którym określa się gbura, prostaka, kogoś nieokrzesanego. No nie da się ukryć, że klaun początkowo był prymitywnym człowieczkiem, który bawił publiczność tak wyrafinowanymi żartami jak pierdzenie talkiem w stronę publiczności czy numer z kwiatkiem sikającym wodą.
Byli jednak prawdziwi artyści klauniego rzemiosła. Jeżeli mówimy o cyrkowcach z prawdziwego zdarzenia, postacie, w które się wcielali, prezentowały wielorakie umiejętności: pantomimę, żonglerkę, sztukę aktorską, akrobatykę i majsterkowanie. Potrafili przekonująco zagrać zarówno picie z wyimaginowanej szklanki, sparodiować dowolnie wybranego człowieka czy zwierzę, żonglować indywidualnie, w parze i trójkącie, jak i wyrżnąć efektownie o ziemię po salcie do tyłu.
Jednym z najsłynniejszych klaunów był żyjący na przełomie XVIII i XIX wieku Joseph Grimaldi. Potrafił zagrać absolutnie wszystko i każdego, i to on stworzył postać klauna takiego, jakim go znamy dzisiaj. W Londynie otaczała go sława przynależna dzisiejszym gwiazdom rocka. Sam Lord Byron wyraził się z zachwytem o jego rzadkich i wyjątkowych talentach po tym, jak zobaczył go w sztuce Don Juan opartej na swoim poemacie.
Charles Dickens został zaproszony do zredagowania i poprawienia książki o życiu Grimaldiego, fatalnie napisanej przez Thomasa Egertona Wilksa na podstawie pamiętników klauna. Dickens widział występ Grimaldiego jako dziecko, był nim zauroczony do tego stopnia, że zgodził się wykonać redakcję i nanieść poprawki. Dzięki temu Pamiętniki Josepha Grimaldiego sprzedały się w nakładzie bestselerowym.
Francuzi mieli swojego arcymistrza sztuki cyrkowej. Jean-Baptiste Auriol był wszechstronnym i genialnym artystą, który zajmował się wszystkim, co związane z niemożliwymi skokami, nieludzką równowagą i talentem komicznym. Był klaunem, mimem, żonglerem, ekwilibrystą, tańczył na linie, jeździł na koniach i współcześni mu widzowie nazywali go człowiekiem-ptakiem. Tam, gdzie inni osiągali granice swoich możliwości, on zaczynał się ledwie rozgrzewać. Do legendy przeszły jego tańce na szyjkach od butelek. Wyobraźcie sobie na przykład taką scenę: malutki Auriol stoi na głowie na szyjce od butelki i gra na trąbce. Wszystkim zainteresowanym tematem, polecam lekturę książki Bogdana Danowicza Był cyrk olimpijski. Tak przy okazji, to Auriol w 1850 roku jako pierwszy zaprezentował widowni podwójne salto mortale.
Niezbyt typowymi przedstawicielami profesji byli Stan Laurel i Olivier Hardy, lepiej znani jako Flip i Flap. Ich slapstickowe komedie oferują dokładnie ten sam rodzaj rozrywki, jakiej dostarczali w cyrku klauni, ale w dużo większym stężeniu. Uważam ten duet za jedną z najgenialniejszych par w historii telewizyjnej rozrywki. Jeżeli jesteśmy przy kinematografii, nie możemy zapomnieć o braciach Marx. Ci też nie byli klasycznymi klownami, ale chaos, jaki generowali na ekranie praktycznie w każdej scenie był wzorowany na najlepszych wzorach klaunady. No i nie zapominajmy, że charakterystyczne wąsy Groucho Marx były namalowane.
Polacy nie Gęsi i swoich tuzów sztuki mają. Duet Bim-Bom, czyli Mieczysław Staniewski i Iwan Raduński, to para klaunów, którzy na przełomie XIX i XX wieku zdobyli wielką popularność wśród polskiej i rosyjskiej publiczności, i z sukcesami podbijali deski scen Paryża, Berlina, Pragi i Budapesztu. Panowie byli tak dobrzy, że ponoć za publiczne parodiowanie rosyjskiej Dumy zostali skazani na trzy miesiące pobytu w twierdzy.
Miejsce nieszkodliwego, sympatycznego klauna w popkulturze jest niepodważalne. Wystarczy wspomnieć o Ronaldzie McDonaldzie, którego kojarzy chyba każde dziecko na świecie, a przynajmniej każde dziecko z krajów, w których jest McDonald's. Kojarzą go również dorośli, bo to jeden z pierwszych nieszkodliwych i sympatycznych klaunów, który ma w sobie duży „creep factor”.
Trudno zarzucić cokolwiek Klaunowi Bozo, który zdobył popularność wśród amerykańskich dzieci w latach sześćdziesiątych i wypłynął na fali popularności raczkującej telewizji. Po raz pierwszy pojawił się na ekranie w 1949 roku i początkowo odgrywał go Vance DeBar Colvig. Człowiek wielu talentów, między innymi podkładał głos oryginalnego Goofy’ego. O skali popularności tego klauna niech świadczy fakt, że w stacji WZZM z Michigan był odgrywany do 1999 roku, w WGN z Chicago do 2001 a Brazylijczycy cieszyli się jego występami aż do roku 2014.
Najbardziej znany rosyjski klaun to Jurij Nikulin. Przy okazji uznaje się go za najlepszego rosyjskiego aktora komediowego. Walczył podczas Wojny Zimowej z Finlandią. Walczył w Wojnie Ojczyźnianej z Niemcami. A potem odszedł z armii i w 1950 roku został cyrkowym klaunem. Po ośmiu latach zadebiutował w kinie, nakręcił kilkanaście filmów, spośród których najbardziej znanym jest chyba 12 Krzeseł. Doceniali go wszyscy, zarówno widzowie, jak i partia, która dała mu prestiżowy Order Lenina. Dwukrotnie.
Wypada też wspomnieć o doktorze Adamsie. Hunter Doherty „Patch” Adams to lekarz, który co roku zbiera grupę ochotników z całego świata, po czym przebierają się za klaunów, odwiedzają różne kraje i niosą radość sierotom, chorym i nieszczęśliwym.
Nie jestem w stanie umiejscowić w czasie momentu, w którym strach przed klaunami z poziomu indywidualnego przeszedł na poziom całych społeczeństw. Jasne, od zawsze byli wśród nas ludzie cierpiący na koulrofobię. Wymyka się natomiast jednoznacznej obserwacji i analizie czas tranzycji tej fobii od jednostki do ogółu.
W ramach Stanów Zjednoczonych, odzieranie klaunów z ich niewinnej błazenady mogło zacząć się wraz z pojawieniem się sympatycznego pana zwanego Pogo the Clown. Brał on charytatywnie udział w zbiórkach pieniędzy, paradach i kinderbalach. Po godzinach zwabiał do siebie młodych chłopców i mężczyzn, torturował ich, mordował i gwałcił, czasami nawet w tej kolejności. Udowodniono mu 33 morderstwa, w 1980 roku skazano na karę śmierci, którą wykonano po 14 latach od wyroku. John Wayne Gacy Jr. był jednym z najobrzydliwszych seryjnych morderców w historii Stanów Zjednoczonych i zdecydowanie nie przysłużył się klaunom.
W 1982 roku na ekrany kin wchodzi film Tobe Hooper Poltergeist. Ludzie pamiętają z niego różne rzeczy, dziewczynkę przed telewizorem, gałęzie drzewa wpadające przez okno, matkę sunącą po ścianie i suficie, zasuszone ciała wynurzające się spod ziemi w wykopie wypełnionym wodą. Każdy natomiast, bez wyjątku, pamięta tego „pieprzonego, odrażającego strasznego klauna”. Film ten zdecydowanie nie przysłużył się klaunom.
W 1988 roku dostaliśmy Mordercze klauny z kosmosu. Wymieniam go dla porządku, bo tak naprawdę w niektórych kręgach stał się kultowym kampem, w innych wzbudza uśmiech politowania i krzywdy prawdziwym klaunom nie zrobił.
Rok 1990 to oczywiście It i nie będę się specjalnie rozwodził. Tańczący Klaun Pennywise zdecydowanie nie przysłużył się klaunom.
Potem długa przerwa wypełniona mniej lub bardziej daremnymi próbami stworzenia postaci prawdziwie zabójczego klauna i w końcu ogarnia się Rob Zombie, dając nam kompletnie pokręcony House of 1000 Corpses i Kapitana Spauldinga. Pojawi się on również w drugiej części, Bękarty diabła. Filmy nie zrobiły wielkiej publiczności, ale każdy kto je widział, na pewno zapamiętał obłęd w oczach Sid Haig.
I wreszcie Zombieland z roku 2008, który co prawda koncentruje się na apokalipsie zombie, ale co to za apokalipsa zombie bez zombie-klauna. Nie jestem sobie w stanie wyobrazić gorszego rodzaju.
https://www.youtube.com/watch?v=8xSNiPx791A
Jednak prawdziwa psychoza wybucha nie po wielkich hollywoodzkich produkcjach, a po żartobliwych filmach z włoskiego kanału DM Pranks, na których zabójczy klaun rozbija głowę ofiary wielkim młotem. Następne części zawierają takie zabawne historyjki, jak ganianie za ludźmi z młotem albo piłą łańcuchową, rozjeżdżanie kukieł walcem na oczach niespodziewających się niczego przechodniów, czy oblewanie benzyną samochodów podjeżdżających zatankować.
No i w końcu rok 2016 i niesławne „clown sightings”. Pierwsi klauni pojawili się w Greenville w Południowej Karolinie. W sumie nic strasznego, ot jacyś poprzebierani ludzie stojący bez ruchu i gapiący się na przechodniów. A jednak zrobiła się z tego masowa psychoza. Zwłaszcza, gdy zaczęto obserwować pojawianie się złych klaunów na całym świecie. Doszło nawet do tego, że przewodniczący Światowego Związku Klaunów odciął się od tego typu praktyk. Cyrki na całym świecie odczuły spadek przychodów. McDonald's postanowił nie zwracać nadmiernej uwagi świata na swojego Ronalda. A najgorzej trzepnęła cała ta sprawa zawodowych klaunów, których wystraszeni rodzice przestali zapraszać na imprezy swoich dzieci.
Moda, jak to moda, dość szybko wygasła. Jej tłumaczenia były różne. Miała to być jakoby akcja promocyjna nowego filmu Roba Zombiego 31. Inni widzieli w tym efekt kuli śnieżnej, bo temat złych klownów jest chwytliwy, a sama akcja łatwa do przeprowadzenia (trzeba się przebrać, stanąć w miejscu i nic nie robić, każdy to potrafi). Jeszcze inni zwalili wszystko na masową histerię nakręcaną coraz bardziej powszechnymi w społeczeństwie obawami przed klaunami. Jednego możemy być pewni – po wydarzeniach z roku 2016 ta obawa stała się na świecie bardzo powszechna.
I wtedy wchodzi nowa ekranizacja powieści It, cała na biało.
Widziałem na pokazie przedpremierowym. Polecam.
Radek Teklak – analityk, bloger, cyklista.
Źródło: zdjęcie główne: materiały prasowe