Kroniki Times Square to spełnienie moich marzeń – rozmawiamy z Jamesem Franco i George’em Pelecanosem
James Franco od zawsze uchodził za człowieka orkiestrę - jednego dnia grał w blockbusterze, drugiego jechał na plan niezależnej produkcji kręconej za parę groszy. Podwójna rola braci bliźniaków w Kronikach Times Square, nowym hicie HBO traktującym o początkach branży porno, to dla niego kolejne wyzwanie. O serialu rozmawiamy z Franco i George'em Pelecanosem, producentem i scenarzystą.
George, co takiego sprawiło, że stwierdziłeś, że jest to ciekawy i ważny okres amerykańskiej historii, który warto przybliżyć widzom?
George Pelecanos: Spotkaliśmy się z facetem, który prowadził bar przy Times Square właśnie w tym okresie, kiedy w Nowym Jorku rodziła się branża porno. Przyprowadził go do nas Mark Henry Johnson, z którym pracowaliśmy nad serialem Treme. Mark zajmuje się wyborem lokalizacji zdjęciowych. David i ja niechętnie zgodziliśmy się z nim spotkać. Mówię niechętnie, bo nie chcieliśmy kręcić serialu o branży porno, a przynajmniej tak się nam na początku wydawało. W końcu spotkaliśmy się jednak i rozmawialiśmy z nim przez kilka godzin, a po wyjściu ze spotkania stwierdziliśmy, że mamy w ręku fantastyczny temat. Ten facet sypał anegdotami jak z rękawa i opowiadał nam o ciekawych ludziach. Znał praktycznie wszystkich, bo prowadził bar, którego bywalcami byli bardzo różne osoby. To było dość nietypowe jak na tamte czasy miejsce, bo w latach siedemdziesiątych były oddzielne knajpy dla gejów i dla heteryków, a ten lokal był zupełnie inny, bo jego klientela obejmowała nie tylko pełen przekrój społeczny, ale też gejów i hetero. Ten człowiek znał dosłownie wszystkich. A tak przy okazji, to był mafijny bar. Nasz rozmówca miał smykałkę do biznesu i w imieniu mafii zarządzał nie tylko knajpą, ale też salonami masażu, a więc miał doskonały wgląd we wszystko. To właśnie najbardziej zainteresowało nas na początku.
Czy głównie dzięki niemu dotarliście do ludzi, z którymi chcieliście później porozmawiać i to on właśnie pomógł wam zebrać informacje na temat tego okresu?
George Pelecanos: Tak, w końcu spotkaliśmy się z nim ponownie i nasze spotkanie trwało mniej więcej tydzień, bo udało się nam nakłonić tego człowieka do współpracy. Niestety, niedługo potem nasz przewodnik po tym świecie zmarł.
Skąd pomysł, żeby James wcielił się w rolę dwóch głównych bohaterów, którymi są bracia bliźniacy?
George Pelecanos: O bliźniakach opowiedział nam ten sam człowiek.
James Franco: Poza tym, para bliźniaków dodaje naszej historii dramatyzmu. Vincent to ten bardziej odpowiedzialny brat. To serialowe alter ego faceta, z którym rozmawiał George, a Frankie jest degeneratem, hazardzistą zadłużonym po uszy u mafii. Jego długi zawsze spłaca brat, a ponieważ jest słowny i solidny, mafia dostrzega, że Vincent jest odpowiedzialny i proponuje mu lukratywną fuchę. Mniej więcej w tym samym czasie mafia wchodzi w nową dla siebie działalność - z cichym przyzwoleniem burmistrza i policji otwiera salony masażu, a Vincent wydaje się być idealnym kandydatem na ich menedżera. Motyw bliźniaków pozwala nam rozwinąć historię, bo z bardzo różnych powodów obdarzeni skrajnie różnymi osobowościami bracia stają się częścią tego szalonego świata.
Jako bohaterowie bracia wydają się być zupełnie do siebie niepodobni, ale czy są między nimi pewne podobieństwa? Czy mają jakieś wspólne cechy? Na przykład, czy okazuje się w końcu, że Vincent nie jest tak dobrym i szlachetnym człowiekiem, za jakiego się uważa...?
James Franco: Oczywiście, że tak. Tak, The Deuce to serial, w którym nie ma jednoznacznym bohaterów. Nawet postacie, które są z definicji dobre i mają zdrowy kręgosłup moralny chodzą czasem na skróty i robią pewne rzeczy wbrew sobie. Mam wrażenie, że głównym motywem większości seriali George’a i Davida jest założenie, że wszyscy siedzimy w bagnie po uszy, że to problem systemowy i każdy z nas ma w nim swój udział. A Vincent na pewno nie jest dobrym człowiekiem.
Ale czy nie tak właśnie sam siebie postrzega?
James Franco: Zgadza się. Wierzy, że jest dobrym człowiekiem. Mam wrażenie, że bardzo się stara i walczy sam ze sobą, zastanawiając się, jak daleko może się jeszcze posunąć? Czy może pójść jeszcze o krok dalej? I często jest zaskoczony, że faktycznie może. I że poszedł jeszcze dalej niż wcześniej. A potem zastanawia się, jak to samemu sobie wyjaśnić i zracjonalizować? To najbardziej charakterystyczna cecha tego bohatera - walczy sam ze sobą, aby coś osiągnąć. Ma wielkie ambicje, ale jak daleko jest się w stanie posunąć, żeby je zrealizować?
W serialu nie tylko wcielasz się w dwóch bohaterów, ale wyreżyserowałeś także dwa odcinki. Co sprawiło, że się na to porwałeś?
James Franco: Moje ulubione filmy to produkcje, których akcja toczy się w Nowym Jorku w latach 70-tych. Ten serial jest spełnieniem moich marzeń - nie dość, że The Deuce dzieją się właśnie w tym okresie i miejscu, serial firmują najlepsi scenarzyści telewizyjni, to jeszcze mogłem w nim wystąpić i wyreżyserować kilka odcinków.
George Pelecanos: Rzeczywiście James bardzo napracował się nad serialem. Wystąpił w wielu scenach w odcinkach, które sam wyreżyserował.
James Franco: Tak po prostu wyszło. Pierwszy odcinek wyreżyserowała Michelle Morgan, a potem, kiedy dostaliśmy zielone światło na realizację całej produkcji, ja miałem wyreżyserować drugi. Pomyślałem, że trochę tego dla mnie za dużo. Stwierdziłem, że wyreżyseruję trzeci odcinek, a drugi, czyli pierwszy, po zatwierdzeniu całego serialu, zrobi Ernest Dickserson, a ja przejmę po nim pałeczkę, kiedy wszystko nabierze odpowiedniego tempa. Dopiero potem okazało się, że w trzecim odcinku jest najwięcej scen z braćmi-bliźniakami w całym sezonie. Zobaczycie mnie chyba w każdej scenie.
George Pelecanos: Dodatkową trudnością były kwestie logistyczne - bracia noszą się w innym stylu, a więc James potrzebował czasu, aby zmienić fryzurę, kostium i charakteryzację Franka i stać się Vincentem - musieliśmy tak to wszystko zorganizować, żeby ekipa nie czekała bezczynnie zbyt długo na planie. Oprócz strony wizualnej, ważna była też kwestia, czy uda mu się błyskawicznie przejść z postaci do postaci i wczuć się w drugiego bohatera. Poza tym, musiał cały czas myśleć o tym, jak zostanie nakręcona dana scena…
James Franco: Kiedy kręciliśmy sceny, w których pojawiają się obaj bracia... jest taka staroświecka technika wykorzystywana w podobnych sytuacjach, kiedy jeden aktor występuje w dwóch rolach.Najłatwiej jest dwukrotnie nakręcić to samo ujęcie, a następnie je razem zmontować. Ale my chcieliśmy pójść o krok dalej. Chcieliśmy wykorzystać obrazy wygenerowane w nowej technologii CGI. Jako reżyser musiałem przede wszystkim zarezerwować na to odpowiednią ilość pieniędzy, bo to bardzo kosztowne efekty specjalne. Musiałem określić, w których scenach chciałbym wykorzystać wygenerowane komputerowo sekwencje. Każda tego rodzaju decyzja oznaczała, że w danej scenie możemy pokazać tylko pięć samochodów z epoki albo zmniejszyć liczbę pokazanych w tle statystów, bo na więcej nie starczy nam pieniędzy. Zaplanowanie budżetu i dopięcie wszystkich kwestii logistycznych było o wiele trudniejsze niż praca za kamerą i odegranie ról braci-bliźniaków.
Czy w ogóle kładłeś się spać?
James Franco: Rzadko, ale to bez znaczenia, bo nasi serialowi bohaterowie też mało śpią.
George - który z braci był wdzięczniejszym tematem dla scenarzysty, a którego z nich ty, James, wolałeś grać?
James Franco: To trudne pytanie, bo wszyscy zachwycają się Frankiem, powtarzając w kółko, że to wspaniały bohater. Ale Frankie nie istniałby bez Vincenta. A ten serial nie udałby się, gdyby główną postacią był Frankie. Frankie może zaistnieć tylko przy Vincencie. Z drugiej strony, bardziej dojrzali widzowie zrozumieją, że źródłem dramatyzmu jest właśnie Vincent. To w nim kłębią się emocje, które głęboko przeżywa. Frankie nie ma tego rodzaju problemów. Nie bierze na siebie odpowiedzialności za swoje czyny, a więc nie jest odpowiednim materiałem na głównego bohatera.
George Pelecanos: Pewnie myślisz, że też wybiorę Frankiego, bo jest bardziej rozrywkowy. Uwielbiam sceny, w których nagle się pojawia i błyskawicznie stawia wszystkich na równe nogi. Natomiast, dla mnie jako scenarzysty, wdzięczniejszym bohaterem był Vincent, który jest bardziej złożoną i skonfliktowaną wewnętrznie postacią.
James, powiedziałeś, że bardzo lubisz filmy z lat 70-tych, których akcja toczy się w Nowym Jorku. Ile wiedziałeś na temat ustaw, które regulują treści pornograficzne, okoliczności ich złagodzenia i wpływu zmiany prawa na rozwój branży porno? Czy był to znany tobie temat?
James Franco: Jeśli mam być szczery, to wiedziałem na ten temat tyle, ile nauczyłem się w szkole filmowej. Wiedziałem, że w 1972 roku głośno było o filmie Głębokie gardło, który był pierwszą jaskółką filmowej branży porno. Filmy tego rodzaju zaczęły być pokazywane w normalnych kinach, co dało początek krótkiej złotej erze pornografii oraz tzw. kinu eksploatacji. Nie znałem osób z tego kręgu i prawdę mówiąc, nie miałem pojęcia, że Głębokie gardło to film sfinansowany przez mafię. Nie wiedziałem, kto grał w tych filmach. Pewnie z góry zakładałem, że zawsze istniały jakieś gwiazdy porno, ale nie, nie zdawałem sobie sprawy z tego, że w pierwszych latach część aktorek rekrutowała się ze środowiska prostytutek.
George - czego nowego dowiedziałeś się, zbierając materiały na temat tego okresu?
George Pelecanos: Nie wiedziałem, że wielu twórców z branży porno miało artystyczne ambicje i chciało kręcić dobre filmy pornograficzne. Doskonałym przykładem takiej artystycznej próby był film porno zatytułowany Boys in the Sand. Często zdarzało się, że na planie nie występowali aktorzy, ale prawdziwe pary. Bywało, że młodzi ludzie słyszeli, że ktoś w okolicy kręci film pornograficzny, wypalali parę jointów i odwiedzali studio, gdzie uprawiali seks przed kamerą. Na swój sposób było to bardzo niewinne. Oczywiście, kierunek, w jakim to wszystko później poszło nie ma nic wspólnego z niewinnością, ale w tamtym okresie było rzeczywiście inaczej. Branża porno zmieniła się później nie do poznania. Wcześniej ludzie, którzy pracowali na planie filmu, dobrze się przy tym bawili.
A jak wygląda twoim zdaniem współczesna branża porno?
George Pelecanos: Znam teraz jej początki i uważam, że zmieniła się na gorsze. Nie chcemy niczego subiektywnie oceniać, bo naszym celem jest realistyczne opisanie historii bohaterów i ich przeżyć. Akcja serialu obejmuje trzy lata i mam nadzieję, że tyle utrzymamy się na antenie, aby pokazać, jak w tym czasie zmieniała się branża porno. W przyszłym roku pokażemy końcówkę lat 70-tych, a potem w trzecim sezonie dojdziemy do połowy lat 80-tych, kiedy nastąpiła swojego rodzaju implozja tej branży.
Czyli James musi zestarzeć się o 15 lat.
George Pelecanos: Kiedy nakręcimy wszystkie odcinki, charakteryzatorzy nie będą musieli specjalnie się wysilać, bo w ciągu trzech lat James w naturalny sposób zacznie przypominać o 15 lat starszego mężczyznę.
Wiele seriali, których akcja toczy się w latach 70-tych ma przerysowaną warstwę wizualną - epatuje modą z tej epoki, dzwonami i długimi kołnierzykami koszul. Czego staraliście się wystrzegać?
George Pelecanos: Wiedzieliśmy, że widzowie będą porównywać nasz serial z publikowanymi w magazynach zdjęciami z tego okresu. Prawda jest taka, że to, co nosi ulica nie przypomina ubrań z sesji fotograficznych dla magazynów. Panowie z Wall Street pewnie chcieli, żeby wszyscy nosili kolorowe, dopasowane marynarki biodrówki i szwedy, ale moda masowa była inna. Nikt na co dzień tak się nie ubierał. Kiedy oglądamy seriale z lat 70-tych większość bohaterów ma na sobie kompleciki w jadowitych kolorach, ale normalni ludzie wyglądali inaczej.
Źródło: zdjęcie główne: materiały prasowe