Czy Kordian Kądziela też LARP-uje? Reżyser zdradza nam zakulisowe sekrety [WYWIAD]
Podczas 50. Festiwalu Polskich Filmów Fabularnych w Gdyni rozmawialiśmy z Kordianem Kadzielą – reżyserem filmu LARP. Miłość, trolle i inne questy. Produkcja, w której fikcja przenika się z rzeczywistością, w lekki i ciepły sposób pokazuje świat LARP-ów, czyli gier fabularnych na żywo.
AMELIA FIGIELA: LARP to temat, który nieczęsto pojawia się w polskim kinie. Ty jednak sięgnąłeś po niego już wcześniej – w 2014 roku stworzyłeś etiudę o tym samym tytule. Skąd wzięło się twoje zainteresowanie tym światem?
KORDIAN KĄDZIELA: Zaczęło się od tego, że sam kilka razy wziąłem udział w LARP-ach. Co ciekawe, zanim wciągnąłem się w ten rodzaj rozrywki, nie byłem wielkim fanem fantasy ani gier RPG. Lubiłem Tolkiena, ale moi koledzy z rodzinnego Głogówka na Opolszczyźnie byli znacznie bardziej wkręceni. To oni zaprosili mnie na pierwszy LARP – bardzo prowizoryczny, zrobiony w pobliskim lesie, jeszcze w czasach, gdy w Polsce nikt o tym nie słyszał.
Nie mieliśmy kostiumów ani rekwizytów – po prostu koce z dziurami na głowę i coś z lokalnego lumpeksu. Mimo tej prostoty imersja zadziałała. Po kilku godzinach naprawdę poczułem się swoją postacią. Kiedy wróciłem do domu, byłem zaskoczony, jak silne było to doświadczenie.
Kilka lat później, już w szkole filmowej, wróciłem do tego wspomnienia. Uznałem, że LARP to doskonały sposób, żeby opowiedzieć o granicy między wyobraźnią a rzeczywistością, o eskapizmie i potrzebie ucieczki od świata. Bo ze wszystkich moich etiud szkolnych właśnie przy LARP-ie czułem największy niedosyt, że nie wykorzystałem w pełni potencjału tego bohatera i tej historii. Z tego pomysłu powstał dziś – film pełnometrażowy.
LARP to bardzo ekspresyjna forma rozrywki. Czy twoje osobiste doświadczenie przełożyły się na sposób, w jaki przedstawiłeś go w filmie?
Z pewnością. To, że sam brałem udział w LARP-ach, bardzo mi pomogło, ale paradoksalnie ważne było też to, że nigdy nie byłem „rdzennym” graczem RPG. Patrzyłem na ten świat trochę z zewnątrz – z perspektywy obserwatora, który w nim uczestniczy, ale zachowuje dystans. Myślę, że właśnie dzięki temu film ma taki balans – z jednej strony czułość i autentyczność, a z drugiej spojrzenie, które pozwala dostrzec w tym zjawisku coś więcej niż tylko zabawę w kostiumach.

W produkcji brali udział także ludzie związani z prawdziwą sceną LARP-ową. Jak wyglądała ich współpraca przy filmie?
To była dla nas ogromna wartość. Co ciekawe, pracowałem z tymi samymi ludźmi, z którymi dwadzieścia lat temu biegałem po lesie. Dziś mają oni agencję eventową Pięć Żywiołów, która organizuje profesjonalne LARP-y i eventy fantasy. Współpracowali nawet z marką The Witcher – tworzyli tzw. Witcher School w Zamku w Mosznej, gdzie ludzie z całego świata mogli „uczyć się” bycia wiedźminami.
Dastin i Dominik Wawrzyniakowie, szefowie Pięciu Żywiołów byli naszymi koordynatorami LARP-owców. Dzięki niemu mieliśmy w filmie prawdziwych uczestników takich gier, oryginalne kostiumy, broń, rekwizyty. Bez nich ten film nie wyglądałby tak, jak wygląda.
Czy wśród aktorów znalazł się ktoś, kto wcześniej miał styczność z LARP-ami? Czy wszyscy wchodzili w ten świat po raz pierwszy?
Wszyscy byli w tym nowi, ale szybko się wkręcili. Dla nich to była świetna przygoda i zupełnie nowe doświadczenie – możliwość nie tylko grania roli, ale i fizycznego zanurzenia się w fikcyjnym świecie.
W filmie pojawia się też wątek społecznego postrzegania LARP-u. Nadal bywa on traktowany jako coś niszowego, a czasem wręcz dziwnego. Jak ty podchodzisz do tego tematu?
To prawda, choć dziś jest już dużo lepiej niż dwadzieścia lat temu. Kiedyś to było zupełne dziwactwo – nie było kostiumów w sprzedaży, wszystko trzeba było tworzyć samemu. Teraz to już część branży rozrywkowej – są firmy robiące profesjonalne stroje, eventy, cosplay.
Nadal jednak widzę, jak łatwo ludzie oceniają to, co nie mieści się w „normie”. Jestem teraz ojcem 4,5-letniego synka, który jest z jednej strony bardzo chłopięcy, tak stereotypowo kocha resoraki, piłkę, a z drugiej strony też bardzo lubi takie stereotypowe dziewczęce zabawki. Lubi lalki, kolor różowy, chce mieć długie włosy Dla wielu to coś szokującego. I to pokazuje, że społeczeństwo wciąż ma problem z akceptacją inności – w każdej formie.
Myślę, że podobny mechanizm działa w stosunku do dorosłych, którzy lubią się przebrać i pobiegać po lesie jako elfy czy orkowie. Jeśli nikomu nie robią krzywdy, dlaczego mieliby tego nie robić?
W filmie Sergiusz, główny bohater, traktuje LARP nie tylko jako rozrywkę, ale też sposób na przeżycie czegoś prawdziwego, na odreagowanie i odnalezienie siebie. Czy inspirowałeś się jakimiś konkretnymi filmami lub książkami, tworząc tę historię?
Nie potrafię wskazać jednego konkretnego tytułu – to raczej zbiór rzeczy, które przez lata we mnie osiadały. Chyba najczęściej wracaliśmy do produkcji Scott Pilgrim kontra świat, bo to podobny typ bohatera: ktoś, kto żyje na granicy wyobraźni i rzeczywistości. Inspiracją był też Gentlemen Broncos , film nerdowski o fanach fantastyki. Tam nie podobał mi się ton – był prześmiewczy wobec bohaterów. W naszym przypadku zależało mi na empatii wobec bohaterów. Ale z tego filmu wzięliśmy pomysł na sekwencję otwierającą LARP-a: tę z okładkami książek fantasy. Zainspirowaliśmy się tamtą sceną, opartą na literaturze pulpowej – tanich, fantastycznych powieściach, które mają w sobie mnóstwo pasji i przesady.
Poza tym są tu tropy z filmów lat 80. i 90., które oglądałem na Polsacie i kasetach VHS – Goonies, Gremliny, Świat według Bundych. Ten miks popkulturowych odniesień budował mój gust i w dużej mierze wpłynął na wizualną stronę filmu.
LARP łączy elementy komedii i dramatu – od humoru po bardzo emocjonalne momenty. Jak wyglądało balansowanie pomiędzy tymi tonami?
To naturalne dla mnie połączenie. Nie interesuje mnie komedia, która opiera się tylko na rechocie. Uważam, że humor najlepiej działa wtedy, gdy pod spodem kryje się coś poważniejszego. Najtragiczniejsze historie często najlepiej działają, gdy są równoważone humorem. Zawsze lubiłem robić filmy, które są jednocześnie zabawne i smutne.
Dla mnie kluczowe jest to, by postaci nie grały „komediowo”. Mają być prawdziwe, ze słabościami i dramatami. Dopiero wtedy widz może się śmiać, ale też przejąć losem bohatera.
Czy zamierzasz pozostać przy komediowo-dramatycznym tonie w swoich kolejnych projektach, czy planujesz zmienić kierunek?
Nie lubię powtarzać się tematycznie, ale myślę, że ten ton zostanie ze mną. Nawet jeśli zmienię gatunek, zawsze będzie w tym rys humoru. Teraz pracuję nad filmem Halny - historią osadzoną w półświatku krakowskich gangsterów, ale też z elementami komediowymi. Najbliżej temu do Uncut Gems - świata trochę odrealnionego, intensywnego, gdzie dramat i komedia przeplatają się cały czas.
Myślisz, że LARP może stać się mostem między światem nerdowskim a mainstreamowym kinem? Może oswoić to hobby w oczach widzów?
Mam taką nadzieję. Widziałem, że część środowiska LARP-owego obawiała się, że film ich wyśmieje. Tymczasem już pierwsze recenzje pokazują, że to bardzo ciepły, empatyczny portret. Jest w nim mnóstwo miłości do nerdów i do całej tej społeczności.
Wierzę, że film może zachęcić nowych ludzi do spróbowania LARP-ów. To świetny sposób na spędzenie czasu i na rozwijanie wyobraźni. Może uda się nawet wywołać mały renesans tego hobby w Polsce.
A prywatnie – masz ulubioną postać, którą chciałbyś kiedyś odegrać w LARP-ie?
Trudno mi wskazać jedną. Zawsze byłem raczej po stronie dobra – i chyba tam chciałbym zostać. Ale najbardziej fascynuje mnie to, że w LARP-ach cele poszczególnych frakcji są często sprzeczne, co tworzy fantastyczną dynamikę i pozwala odkrywać różne odcienie moralności.

