Martyna Wojciechowska: czy odwiedza miejsca "na krańcu świata" po raz drugi i co zrobiłaby inaczej? [WYWIAD]
Martyna Wojciechowska przyjechała na tegoroczny Tofifest, gdzie pokazano jej dokument Hope oraz film Nic nie czuję, któremu partneruje jej projekt MŁODE GŁOWY. Opowiedziała nam o niepokorności, a także potrzebnych zmianach, jakie powinny nadejść w naszym społeczeństwie.
Martyna Wojciechowska jest prawdziwą inspiracją dla wielu osób, szczególnie kobiet - za swoją determinację, wrażliwość oraz szczerą ciekawość wobec drugiego człowieka. Między innymi te cechy czynią jej osobowość niepokorną, za co została wyróżniona Złotym Aniołem na tegorocznym MFF Tofifest. Kujawy i Pomorze w Toruniu. Miałam okazję porozmawiać z prezenterką na temat tego wydarzenia oraz wyjątkowych dokumentów, z którymi przyjechała - Hope (dostępnym na platformie Max) o nigeryjskich dzieciach oskarżonych o czary oraz Nic nie czuję o bezdusznym systemie psychiatrii dziecięcej w Polsce, przedstawianym z perspektywy nastoletnich pacjentów oraz ich rodziców.
Kaja Grabowiecka: Serdecznie gratuluję Złotego Anioła na tegorocznej edycji festiwalu Tofifest. Ta nagroda jest wręczana wybitnym, wszechstronnym artystom za niepokorność twórczą. Co dla ciebie właściwie znaczy niepokorność?
Martyna Wojciechowska: Niepokorność to, obok ciekawości, jedna z najważniejszych cech człowieka. Jako dzieci w sposób naturalny chcemy dowiadywać się, co jest dalej i głębiej, co za zakrętem. A potem obowiązki, dom, szkoła, praca sprawiają, że zaczynamy chodzić na kompromisy, coraz rzadziej pytamy „Dlaczego?” tylko przyjmujemy świat takim, jaki jest. A przecież dochodzenie do nowych rozwiązań i odkrywanie pewnych rzeczy często wymaga braku zgody na istniejący stan rzeczy i nieakceptowania utartych ścieżek. Taka idea płynięcia pod prąd jest mi bardzo bliska, dlatego tym bardziej cieszę się, że miałam zaszczyt odebrać nagrodę za niepokorność twórczą „Złoty Anioł”. Zresztą skrzydła wytatuowane na przedramionach towarzyszą mi nie bez powodu (śmiech). Wielu wspaniałych artystów otrzymało tę nagrodę przede mną, więc czuję się wyróżniona i doceniona. Cieszę się, że to się wydarzyło w Toruniu, w mieście otwartym, pełnym możliwości – na festiwalu TOFIFEST, który jest wydarzeniem niepokornym, wyróżniającym się, innym.
To prawda, sama jestem w Toruniu od trzech dni i zauważyłam, jak bardzo przyjaźni i otwarci są tutaj ludzie. Muszę przyznać, że "zrobiłaś mi dzieciństwo" z Kobietą na krańcu świata. Nie wiem, czy często słyszysz takie komentarze.
Dziękuję! Ty właśnie zrobiłaś mi dzień. Wspaniale jest słyszeć, że to, co robię jest dla kogoś ważne i ma znaczenie.
To ja dziękuję. Co z tego programu wspominasz najlepiej? Jeżeli mogłabyś cofnąć się w czasie i nakręcić ponownie jakiś odcinek, do jakiego miejsca byś pojechała?
Dzisiaj pewnie wiele odcinków nakręciłabym inaczej, na przykład kiedyś nie używałam feminatywów, za co przepraszam. Wtedy nie myśleliśmy o tym, jakie to ważne. Czuję jednak, że tematy, które poruszyliśmy w tych blisko 130 odcinkach w ciągu ostatnich 15 lat są nadal aktualne i, mimo upływu czasu, ogląda się je świetnie – wiele jest dostępnych na platformie Max, więc polecam powrót do przeszłości.
A do jakich miejsc bym wróciła? Do niemal wszystkich! Zresztą z radością wracam do miejsc, które odwiedziłam z kamerą wcześniej i do bohaterek, które poznałam na swojej drodze. Niektórych już niestety z nami nie ma, więc ostatnio podczas podróży do Meksyku byłam na cmentarzu u Marbelli, żeby zapalić świeczkę i powiedzieć, że wciąż ją pamiętam. Ta historia była dla mnie wyjątkowo ważna. I wiem, że nie tylko dla mnie. Bo Kobieta na krańcu świata to dla widzów coś więcej niż program. To pewien rodzaj ruchu społecznego, dla wielu osób inspiracja do pozytywnych zmian.
W trakcie realizacji tego programu i zdjęć do kolejnych filmów dokumentalnych zmieniłam się ja i zmieniła się widownia – ewoluujemy, uczymy się otwartości. Wspaniale jest to widzieć, ale wciąż dużo pracy przed nami.
Zdecydowanie! To też pokazuje film dokumentalny Hope, który wyreżyserowałaś, a który był prezentowany na festiwalu. Bardzo mnie poruszyła historia tytułowego bohatera – to, jak dostał swoje imię, a także to, jak Anja opowiadała o swojej fundacji. Jak wygląda research do takich historii?
Te historie często do mnie same przychodzą. Do mnie i do wszystkich tych wspaniałych osób, z którymi mam zaszczyt pracować. Z wielką uwagą obserwujemy świat i cały czas się dzielimy inspiracjami. Nieważne, czy jesteśmy w domu, na wakacjach, w pracy, czy na drugim krańcu świata – niemal codziennie wysyłamy sobie na naszych grupach dyskusyjnych różne pomysły. Jest mnóstwo wspaniałych historii, które dosłownie czekają, żeby opowiedzieć je światu. Czasem to kwestia jakiegoś newsa, artykułu w prasie, w Internecie, jednego zdjęcia. Poczujesz, że to może być temat wart uwagi i pogłębienia. Rozmawiamy o tym w zespole, a później, w zależności od środków i możliwości, ruszamy na zdjęcia.
Anja Ringgren Lovén, bohaterka filmu Hope, pojawiła się w moim życiu 8 lat temu. Przeglądając Internet, zobaczyłam fotografię blondynki pochylającej się nad małym, wychudzonym chłopcem, który był na granicy życia i śmierci. Nie dawało mi to spokoju, więc zaczęłam czytać więcej. I tak się dowiedziałam o Anji, o jej organizacji Land of Hope i o tym, że tysiące dzieci w Nigerii oskarża się o czary i wyrzuca na ulicę z powodu przesądów, braku edukacji i skrajnej biedy. Bardzo mnie ciekawiło, co się wydarzyło z tym chłopcem, czy w ogóle przeżył. Okazało się, że tak i dostał imię Hope, czyli "nadzieja".
Pomyślałam, że imię Hope niejako jest przepowiednią, że jednak wszystko będzie dobrze, mimo jego małej szansy na przeżycie. Szczególnie poruszyła mnie jedna z końcowych scen, kiedy chłopiec spotyka swoją matkę.
Do ostatniej chwili nie wiedzieliśmy, czy to się wydarzy. Wymagało to dużo pracy i zachodu, ale to bardzo ważny moment – nie tylko dla nas jako twórców filmu (wyreżyserowałam ten film z Ewą Marcinowską, a montował go Paweł Malara). Przede wszystkim było to ważne dla bohaterów tej opowieści – dla mamy chłopca i jego samego. Każdy ma prawo poznać swoje korzenie, swoją historię i zrozumieć co tak naprawdę się wydarzyło.
Na festiwalu TOFIFEST odbył się pokaz Nic nie czuję, któremu partneruje twoja Fundacja UNAWEZA i projekt MŁODE GŁOWY. Gratuluję tej inicjatywy. Szczerze mówiąc, jako osoba, która dwa lata temu zdała maturę, nigdy nie spotkałam się z takim projektem. Jestem pod wrażeniem.
Bardzo dziękuję. Żałuję, że kiedyś nie było takich projektów i właśnie dlatego go robimy! Chcemy, żeby wszystkie młode osoby, miały możliwość wypowiedzieć się głośno – żeby zostały usłyszane i nauczyły się mówić o swoich emocjach. Żeby wiedziały, czym jest pierwsza pomoc psychologiczna i higiena cyfrowa. Stworzyliśmy program profilaktyczny „Godzina dla MŁODYCH GŁÓW”, który realizujemy w szkołach. Właściwie to realizują go nauczyciele, którzy, jak sami mówią, potrzebują narzędzi i wsparcia. To jest program całoroczny i całkowicie bezpłatny, bo zależało nam, żeby był dostępny dla każdego. W minionym roku liczba uczniów w szkołach realizujących program to prawie pół miliona dzieciaków w 1500 szkół. Liczę na to, że tych placówek będzie więcej i zachęcam do zapisów na stronie: https://mlodeglowy.pl/.
Podobało mi się, jak zadbano o głównych bohaterów dokumentu – dzieciaki, które przebywały w zakładzie psychiatrycznym. W pierwszej scenie przychodzą do studia i dostają zadanie, aby udekorować przestrzeń, dzięki czemu mogli poczuć się komfortowo w tej rozmowie. To był wspaniały pomysł, szczególnie że poruszane tematy były dla nich traumatyczne.
Film dokumentalny Nic nie czuję w reżyserii Anity Bugajskiej i Janusza Schwertnera to opowieść o ludziach – zarówno tych młodych, którzy doświadczają kryzysu, jak i o rodzicach. O drodze, którą pokonują wspólnie. To też opowieść o niewydolności naszego systemu. W Polsce prawie milion młodych osób może doświadczać kryzysu psychicznego. Wiemy, że psychiatrów dziecięcych jest za mało, podobnie jak szpitali. Nie zmienimy tego szybko. Dlatego my skupiliśmy się na możliwych rozwiązaniach oraz systemie wczesnego reagowania, żeby jak najrzadziej dochodziło do zaostrzeń kryzysu i żebyśmy zauważali te pierwsze symptomy, pojawiające się trudności dużo wcześniej. Dlatego też zwracamy uwagę na uważność jednego człowieka na drugiego i wszystkich do tego zachęcamy.
Bardzo dobrze, że pokazano stan placówek, który wręcz szokuje. Wiedziałam, że jest źle, ale nie spodziewałam się, że aż tak.
Taka jest rzeczywistość, a my robimy to, co możemy.
W spocie projektu MŁODE GLOWY wystąpił raper Bedoes 2115. Skąd pomysł, żeby to on został twarzą projektu?
Mamy program wsparcia dla rodziców – do niego wybraliśmy ambasadorów, którzy są rodzicami czy też edukatorami na rzecz propagowania zdrowia psychicznego. Jeśli chodzi o młodych – wiedzieliśmy, że potrzebujemy ambasadorów, którzy będą wiarygodni i mówią ich głosem. Bedoes jest autentyczny, szczerze dzieli się swoją własną historią i głośno mówi o tym, że sięganie po pomoc to nie jest powód do wstydu.
Kogo chciałabyś wprowadzić do kolejnej kampanii?
Już nad nią pracujemy, ale nie będę spoilerować. To bardzo ważny temat i wymaga szeroko zakrojonych działań.
Super. Wrócę jeszcze na chwilę do Nic nie czuję i Wiktora, bohatera filmu, który odebrał sobie życie. Poruszono przy nim wątek transfobii, która nadal jest olbrzymim problemem społecznym w Polsce. Wciąż jesteśmy najbardziej homofobicznym krajem w Europie.
Wiemy, że osoby transpłciowe mierzą się z ogromnym wykluczeniem i są szczególnie narażone na kryzys zdrowia psychicznego, dlatego cieszę się, że Anita Bugajska i Janusz Schwertner opowiedzieli o tym w swoim filmie. Ja też poruszam ten wątek – w swoich filmach dokumentalnych, w programie Kobieta na krańcu świata i w książkach. Dla mnie oczywiste jest to, że wszyscy jesteśmy równi i każdy z nas zasługuje na szacunek.