MCU wita Kapitan Marvel. Kim jest najpotężniejsza z Avengers?
Film Kapitan Marvel wprowadzi do MCU superbohaterkę, która swoją postawą może wpędzać członków Avengers w kompleksy. Jedyna taka pasja, lojalność, zasady, gwałt i alkoholizm - poznajcie jedyną w swoim rodzaju heroinę.
Sytuacja zmieniła się w 1998 roku. Wtedy to czarodziej nad czarodzieje w świecie komiksów, Kurt Busiek , zdał sobie sprawę, że nie pozostaje już nic innego, jak dolać oliwy do ognia. Carol Danvers ponownie dołączyła do Mścicieli jako nowa wersja siebie samej, Warbird. Scenarzysta nie chciał jednak, by heroina pełniła rolę drugoplanową; postanowił więc obarczyć postać jarzmem alkoholizmu. Bogu ducha winna kobieta zaczęła zaglądać do kieliszka, tracąc jeszcze tak moce, jak i wspomnienia - ostatecznie musiała zawiesić trykot na kołku i przejść w stan spoczynku, choć w radzeniu sobie z uzależnieniem pomagał jej później nie kto inny jak Tony Stark. Busiek pokazał, że w tej postaci drzemie olbrzymi potencjał i z fabularnego punktu widzenia sporo można z niej wycisnąć. Autorzy komiksów zaczęli więc w jej życiorysie tworzyć coraz to nowe perspektywy; cholewki smalił do niej James Rhodes, zwalniano ją z Daily Bugle, w wyniku pokazanego w serii House of M działania Scarlet Witch znalazła się na skraju załamania nerwowego, Mystique zabiła jej chłopaka, ujawniła nawet prawdę na temat NASA w specjalnym dokumencie. Czytelnicy nie zorientowali się, kiedy Danvers zaczęła być ikoną kobiecej części świata herosów Marvela i jedną z najbardziej lubianych superbohaterek, opisywaną w dodatku jako "najpotężniejsza z Avengers". W 2012 roku Kelly Sue DeConnick i Dexter Soy sprawili, że Carol po latach zmagań i odkrywania własnej przeszłości przyjęła ostatecznie tytuł Kapitan Marvel. Od tego momentu bohaterka już nie tylko operuje na pierwszej linii frontu walki ze złem, ale jest również jednym z najważniejszych, jeśli nie najważniejszą rozgrywającą w świecie Domu Pomysłów. Jeśli cokolwiek ma w nim zaistnieć, musi zostać podstemplowane przez jedyną w swoim rodzaju heroinę.
Jeśli zupełnie przypadkiem szukacie akurat randki na wieczór na Tinderze i natraficie tam na Carol Danvers, bez wahania przesuwajcie w prawo. Mamy tu bowiem do czynienia z kobietą, która sama w sobie jest uosobieniem definicji słowa "ciekawa". Bohaterka stała się bowiem z biegiem lat destylatem zmieniających się nastrojów społecznych, śmiałych posunięć scenarzystów i intrygującej, nieustannie ewoluującej osobowości. Pal już licho historie z gwałtem i niewylewaniem za kołnierz; Danvers musi cierpieć na prawdziwy kryzys tożsamości, zmieniając w końcu czterokrotnie swoje heroiczne alter ego. Tworząc Ms. Marvel Conway widział w niej odbicie problemów współczesnych kobiet, które "nieustannie podążają za rosnącą samoświadomością, poruszając się w kierunku samowyzwolenia". Nic to, że u progu XXI wieku rysownicy Domu Pomysłów wciskali Carol w bodajże najbardziej obcisły ze wszystkich kostiumów; rozdający wtedy w Marvelu karty Joe Quesada zdawał sobie sprawę, że heroinę należy fabularnie eksponować do granic możliwości, akcentując przede wszystkim siłę jej charakteru. Danvers stała się zadziorna, zawadiacka, łącząc w sobie brawurę i stonowaną agresję ze współczuciem i empatią. Sprzeczności leżą przecież u źródeł tej postaci; gdy wybuch Psyche-Magnetronu doprowadził do powstania Ms. Marvel, zaowocował również rozdzieleniem jej osobowości i zanikami pamięci. Przez pewien czas nie wiedziała, kim jest i skąd pochodzi, a pomiędzy jej życiem w cywilu i superbohaterskimi dokonaniami pojawiła się wielka wyrwa. To brzemię w przeróżnych formach będzie warunkować jej działanie. Dość powiedzieć, że za dzieciaka Danvers zakomunikowała ojcu, typowemu przedstawicielowi klasy robotniczej z Bostonu, że będzie pracować tak ciężko jak dwaj jej bracia razem wzięci. Carol już wtedy ciągnęło jednak w stronę gwiazd; nad jej łóżkiem obracały się planety Układu Słonecznego, a ona sama marzyła o zostaniu astronautką. Per aspera ad astra, chciałoby się powiedzieć.
W obecnym komiksowym świecie Marvela prawdopodobnie nie ma drugiej tak zapracowanej postaci. Przez lata Danvers harowała jak wół, byśmy mogli spać spokojnie, a żadne kosmiczne zło nie wypełzło z naszej szafy. W jej CV odnajdziemy trwające krócej lub dłużej działania na rzecz Avengers, New Avengers, Mighty Avengers, A-Force, Ultimates, Alpha Flight Space Program, Starjammers, Defenders, Excalibura i Strażników Galaktyki. Dodajmy do tego Siły Powietrzne USA, NASA, CIA i S.H.I.E.L.D., a dojdziemy do wniosku, że sam życiorys Carol musi ważyć tyle co Mjolnir na imprezie u Tony'ego Starka. Katalog jej mocy również potrafi wprawić w konfuzję; dla uproszczenia - jako Kapitan Marvel posiada choćby nadludzką siłę, wytrzymałość, potrafi latać i to 6-krotnie szybciej niż dźwięk, jest odporna na większość toksyn i trucizn, korzysta z dodatkowego zmysłu w materii psychicznej, absorbuje energię porównywalną z tą, jaka powstaje w wybuchu bomby atomowej, a z dłoni może strzelać potężnymi wiązkami energii. Z komiksów wiemy, że jest zdolna zarówno uchronić się przed ciężarem 92 ton, jak i atakować z podobną siłą. Gdy dostrzegł to Hank Pym, zaczął teoretyzować, że to wcale nie limit możliwości Danvers. W tym przypadku nawet niebo niekoniecznie musi być granicą.
Na temat tego, dlaczego włodarze MCU tak długo zwlekali z wprowadzeniem do filmowego świata najważniejszej superbohaterki komiksów Domu Pomysłów, powiedziano i napisano już naprawdę wiele. Siłą rzeczy Kapitan Marvel wniesie w uniwersum nadzieję - od jej związanego z walką z Thanosem wymiaru począwszy, na tym połączonym z większą niż dotychczas ekspozycją postaci kobiecych skończywszy. W nazwie bohaterki odnajdziemy co prawda cud, ale nie zmienia to faktu, że koniec końców mamy tu do czynienia z bodajże najbardziej zakorzenioną w realiach współczesnego świata bohaterką. Większą niż życie, a jednak pełną sprzeczności. Silniejszą od innych, lecz zawsze gotową do niesienia pomocy najbardziej potrzebującym, jak w jednej z komiksowych historii, gdy bardziej niż udział w wiekopomnym, międzygwiezdnym starciu interesowała ją opieka nad małą dziewczynką symbolizującą figurę uchodźcy. Życie tak Kapitan Marvel, jak i nasze, to bowiem nie zero-jedynkowa wykładnia. To świat niuansów i kontrastów, które determinują to, kim naprawdę jesteśmy. Życzę Wam, abyście 8 marca zdołali odkryć je wszystkie.
- 1
- 2 (current)
Źródło: Zdjęcie główne: Marvel