Młody Sheldon to prequel? Raczej Teoria Wielkiego Podrywu to sequel!
Młody Sheldon doczekał się finału. Mimo tego, że wiedzieliśmy, jak się skończy i co będzie dalej, sitcom wygenerował ogromne odsłony. Co w nim takiego niezwykłego?
Młody Sheldon to prequel Teorii wielkiego podrywu. Opowiada o dzieciństwie i latach nastoletnich tytułowego Sheldona (Iain Armitage) z narratorskimi wtrąceniami jego starszej wersji (Jim Parsons). Serial przenosi nas do Teksasu w latach dziewięćdziesiątych, gdzie wchodzimy z butami w życie rodziny Cooperów. Dostajemy bardzo rozbudowane portrety bohaterów, które w oryginale były ledwo zarysowanymi postaciami. I szalenie się z nimi zżywamy już od pierwszych minut.
Młody Sheldon, rodzina Cooperów i starzy znajomi
Obserwujemy dziwaczne życie Buni (Annie Pots), która z „meemaw” staje się dla nas po prostu Connie. Biorąc pod uwagę jej nielegalny biznes, przestaje już być taka słodka i nabiera charakteru. Główne skrzypce gra oczywiście Sheldon, który na studia poszedł w wieku zaledwie 11 lat. Chociaż jego ego próbuje być temperowane, z upływem czasu przybywa mu tylko umiejętności i prestiżu. Wraz z jego siostrą bliźniaczką Missy (Raegan Revord) przeżywamy nastoletni bunt i wieczne życie w cieniu obu braci. Nie omija nas również wizyta w kościele z matką Mary (Zoe Perry) – poznajemy jej rozterki związane z wiarą. Poznajemy w końcu George’a (Lance Barber), który jest trochę nieporadnym licealnym trenerem footballu amerykańskiego i ojcem. Jesteśmy świadkami upadków i wzlotów w małżeństwie rodziców.
Dramaturgii sytuacji dodaje fakt, że wraz z serialem kończy się życie George’a. Na szczęście zostaje nam jeszcze Georgie (Montana Jordan), który wraz z Mandy (Emily Osment) doczekał się nie tylko dziecka, ale również… spin-offu. Producenci zapowiedzieli, że Pierwsze małżeństwo Georgiego i Mandy ujrzymy już jesienią 2024 roku.
W Młodym Sheldonie nie zabrakło również smaczków dla fanów oryginalnej serii. Gościnnie w narracji pojawia się żona Sheldona, Amy (Mayim Bialik). Dowiadujemy się również, że w ich dorosłym życiu pojawiło się więcej dzieci. W finałowym odcinku drugiego sezonu dostaliśmy krótką scenę z malutkimi przyjaciółmi z Teorii wielkiego podrywu – Leonardem, Penny, Rajem, Howardem (i jego matką!), Bernadette i wspomnianą wcześniej Amy. Poza tym w dwóch niezależnych odcinkach możemy usłyszeć Kaley Cuoco (Penny) oraz Simona Helberga (Howard). Wisienką na torcie jest Profesor Proton (Bob Newhart), bez którego show nie byłoby kompletne. Wszystko domyka ostatni odcinek, w którym oficjalnie dowiadujemy się, że cały serial był życiorysem pisanym przez dorosłą wersję Sheldona.
Podobny zabieg z oryginalną obsadą zastosowali twórcy Jak poznałam waszego ojca, czyli sequelu Jak poznałem waszą matkę. Produkcja, także osadzona w znajomym i lubianym uniwersum, została jednak skasowana po 2. sezonie. Dlaczego więc to Młody Sheldon, którego zakończenie przecież znamy, odniósł aż taki sukces, a nawet spłodził kolejny spin-off, czyli Pierwsze małżeństwo Georgiego i Mandy?
Dlaczego Młody Sheldon stał się hitem?
Nie da się wskazać jednego, prostego czynnika, który sprawił, że serial stał się hitem. Wskażę jednak elementy, które moim zdaniem do tego się przyczyniły.
Przede wszystkim obserwujemy rodzinę, która jest jednocześnie niezwykle unikalna, jak i w znajomy sposób zwyczajna. Zaryzykuję stwierdzeniem, że postacie są na tyle kompleksowo zbudowane, że każdy, chociaż po części, może się z nimi utożsamić i porównać je do osób ze swojego otoczenia. Dzięki temu przez siedem sezonów budujemy z nimi specjalną więź.
Dodatkowo scenografia, kostiumografia i oprawa audiowizualna za każdym razem bezbłędnie przenoszą nas do przeszłości. Jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki znów znajdujemy się w czasach, w których telewizory są tak samo długie jak szerokie, a po filmy trzeba chodzić do wypożyczalni kaset. W czasach, w których komputery dopiero debiutowały, a telefon komórkowy był nikomu niepotrzebny. Zamiast SMS-ów pisało się wówczas listy, a lot samolotem był atrakcją. Trafiamy do miejsca, w którym faktycznie rozmawia się z sąsiadami, a pranie robi w pralni. Starsi widzowie mogą przez to poczuć znajomą nostalgię w różowych okularach. Dla młodszych natomiast jest to fascynujące i wciągające.
W każdym sitcomie ważny jest humor. Młody Sheldon radzi sobie z nim świetnie. Kiedy członkowie rodziny się śmieją, my śmiejemy się razem z nimi. Bo żarty wychodzą naturalnie, nie są niesmaczne ani naciągane. Ponadto brak śmiechu w puszce nie narzuca nam tych „zabawnych” momentów.
Na pewno przywiązanie do produkcji buduje fakt, że bardzo łatwo jest się zżyć z tą rodziną: z każdym cliffhangerem siedzimy jak na szpilkach; przeżywamy każdą emocję tak, jakby to była nasza własna rodzina. Stajemy się w pewnym sensie jej kolejnym członkiem, a dzięki temu – lojalnym widzem.
Młodego Sheldona można śmiało oglądać bez znajomości Teorii wielkiego podrywu. To na pewno przyciągnęło też zupełnie nowych widzów do serialu i zdjęło z ramion „obowiązek” zapoznania się z aż dwunastoma sezonami poprzedniej produkcji. Można więc powiedzieć, że Młody Sheldon uniknął problemu, który od jakiegoś czasu zjada Marvela.
W związku z tym dostaliśmy sitcom, który nie tylko jest „jak za dawnych czasów”, ale ma potencjał na ponadczasowość. Czy biorąc pod uwagę jego sukces, nie powinniśmy odrzucić nazwy „prequel”, a zacząć używać „sequel”, mówiąc o Teorii Wielkiego Podrywu? Podjęcie tej decyzji zostawię już Wam, Drodzy Czytelnicy.
Teoria wielkiego podrywu – ciekawostki
Jeśli jesteście fanami serii, to polecam także poniższe ciekawostki, o których mogliście nie wiedzieć. Dajcie znać, czy któraś zdołała was zaskoczyć!