Natsume Yuujinchou Go

To już piąty sezon tego niezwykłego i pełnego uroku serialu anime. Sezon pierwszy wyemitowano w 2008 roku, a manga autorstwa Yuki Midorikawy, na podstawie której powstało anime, wydawana jest od roku 2005. Piąta odsłona przygód Takashiego Natsume to wciąż bardzo odprężająca przygoda z japońską mitologią i jej wytworami. Nie wyróżnia się właściwie niczym szczególnym na tle poprzednich sezonów, ale nie znaczy to, że wypada gorzej. Każdy odcinek to kolejna opowieść z japońskimi demonami, duchami czy ogólnie rzecz biorąc, bytami nadnaturalnymi w tle. Główny bohater, Natsume, jest jednak inny niż na początku serialu. To nie ten sam nieśmiały chłopak – mimo wciąż łagodnego usposobienia coraz lepiej i odważniej radzi sobie z wszelkimi potworami, które wkraczają w jego życie z większym lub mniejszym hukiem. Pod względem audiowizualnym serial wciąż wygląda bardzo przeciętnie, ale niepotrzebne są tu fajerwerki graficzne – zwłaszcza biorąc pod uwagę, jak wygląda subtelna kreska Yuki Midorikawy. Wystarczy, że muzyka niezmiennie jest przeurocza, a japońskie duchy nieodmiennie zdumiewają różnorodnością,  często brzydotą i pięknem. Najlepsze, co jednak przyciąga przed ekran, to niesamowita atmosfera,  która po prostu urzeka – fabularnie to wciąż kapitalne anime, które łączy brak szybszej akcji ze spokojem i prostotą historii w nim przedstawionych. W Polsce manga wciąż nie doczekała się wydania, nie znaczy to jednak, że polski fan japońskiego komiksu nie może zapoznać się z innym dziełem Yuki Midorikawy. Wydawnictwo Waneko wydało w zeszłym roku jednotomowe wydanie czerech krótkich historii tej autorki pt. W stronę lasu świetlików – na podstawie tytułowej historii powstał zresztą przepiękny film anime.

Hai to Gensou no Grimgar

Haruhiro, Manato, Mogzo, Ranta, Yume oraz Shihoru budzą się w dziwnym miejscu. Dookoła tylko malownicze krajobrazy oraz obłędne niebo nad głowami. Ledwo pamiętają swoje imiona, ale nie wiedzą, skąd się wzięli w tej dziwnej krainie, ani kim byli wcześniej. Od miejscowych dowiadują się tylko, że jeżeli chcą przeżyć, muszą na siebie zarobić. Najprostszym sposobem dla takiej grupki to zostanie żołnierzami w Armii Rezerwowej, której zadaniem jest bronienie cywilów przed wszelkimi złymi stworzeniami, które czyhają na życie mieszkańców tego świata, Grimgar. Anime powstało na podstawie serii powieści light novel Ao Jyumonjiego. Na pierwszy rzut oka wydaje się, że to kolejna seria fantasy z grupą nastolatków, która niczym w grze RPG siecze kolejnych przeciwników. Owszem, mniej więcej tak to wygląda, ale widz przeżywa szok, kiedy okazuje się, że bohaterowie mają problem z zabijaniem orków, gnomów, trolli, czy jakkolwiek nazwać tamtejsze potwory. Są w końcu zwyczajnymi nastolatkami, a nie maszynami bez uczuć. Bajkowy świat Grimgaru okazuje się okrutny, a Haruhiro oraz jego przyjaciele nieraz głodują. Jeżeli chcą przetrwać, muszą liczyć się ze spaniem w nędznej chałupie, posiadaniem raptem jednego stroju, bo nie stać ich na inne, nie mówiąc o tym, że tak naprawdę mogą zginąć każdego dnia. Hai to Gensou no Grimgar jednych zanudzi, a innych oczaruje – są odcinki, kiedy bohaterowie odpoczywają od walki i snują się bez celu, rozmyślając o tym, kim mogli być kiedyś. Jednak podejście w tym anime do tak sztampowego tematu, jak kolejne RPG-owe fantasy o drużynie postaci składających się z różnych klas po prostu zaskakuje. Jest po prostu realistycznie, a bohaterowie nie są od razu mocarzami – przerażeni popełniają masę błędów, ale w końcu i oni uczą się, jak żyć w Grimgarze. To zaledwie 12-odcinkowa seria, warto jej więc dać szansę – zwłaszcza, że poza ciekawą historią oferuje naprawdę śliczną grafikę.

Udon no kuni no kiniro kemari

Anime, które prawdopodobnie dla wielu przeminęło niepostrzeżenie, ale dla fanów okruchów życia to zeszłoroczna pozycja obowiązkowa – zwłaszcza, jeżeli lubi się wątki nadprzyrodzone połączone z realiami codziennego życia, podobnie jak w Natsume Yuujinchou Go. Pierwowzorem jest wciąż wychodząca manga autorstwa Nodoki Shinomaru. Souta Tawara to projektant stron internetowych, któremu jednak zbrzydło życie w Tokio i postanawia na chwilę wrócić na prowincję, do swojego rodzinnego domu w prefekturze Kagawa na wyspie Sikoku. Jego rodzice już nie żyją, a opuszczony dom raczej straszy, niż zachęca do wejścia. Kiedyś była to restauracja, w której podawano udon – tradycyjny gruby japoński makaron, najczęściej spożywany w bulionie, często razem z innymi składnikami, jak na przykład krewetki. Souta nie kwapi się jednak do podtrzymywania rodzinnej tradycji – w końcu zaraz po ukończeniu liceum uciekł jak najszybciej mógł do upragnionego Tokio, aby realizować swoją komputerową pasję. Jednak domostwo zaskakuje tego młodego mężczyznę i sprawia, że zaczyna on myśleć o zmianie swojego życia – w pustym domu Tawarów skrył się mały chłopiec, posiadający ogon i uszka… zupełnie jak jenot (zwierzę spokrewnione z szopem). Dość szybko Souta z zapalonego programisty zamienia się w odpowiedzialnego ojca, któremu w głowie tylko ochrona swojego nowego podopiecznego – którego nazwał Poko – przed zakusami świata. W końcu pół dziecko, pół zwierzę wywołałoby ogromną sensację. Tym samym po raz pierwszy Souta rozważa pozostanie w rodzinnym miasteczku, zwłaszcza, że nowy towarzysz życia sprawia, że nagle świat nabiera nowych kolorów. Pojawienie się Poko zmienia zresztą nie tylko jego życie, ale także innych bohaterów, w tym siostry Souty, Rinko. Udon no kuni no kiniro kemari to spokojny serial o jednym z najsłodszych dzieci w historii anime. Nie uświadczymy tu wiele akcji, ale nie o to w tym serialu chodzi. Dostarcza jednak sporej dawki optymizmu, ale też odrobiny melancholii. Grafika niestety jest bardzo skromna, ale dość charakterystyczna. Muszę jednak ostrzec nowych potencjalnych widzów – każdy odcinek kończy się krótką historią ulubionego telewizyjnego bohatera Poko, Gaogao-chana. Te króciutkie opowiastki zdecydowanie nie wszystkim przypadną do gustu, a wielu widzów z pewnością po prostu je wyłączy… i przejdzie do następnego odcinka Udon no kuni no kiniro kemari.

Yuri!!! On Ice

Serial, który nieźle namieszał w światku fanów anime, a nawet przedostał się do świadomości zwyczajnych widzów, którzy z japońską animacją nie mają wiele wspólnego. Yuuri Katsuki jest młodym, 23-letnim japońskim łyżwiarzem, któremu ostatnio wiedzie się coraz gorzej. Zawiódł siebie, trenera oraz wszystkich fanów na finałach Grand Prix i prawdę mówiąc, rozważa zakończenie kariery. Po powrocie do rodzinnego Hasetstu, postanawia potrenować na pustym lodowisku. Jego przejazd, będący kopią występu swojego idola, Wiktora Nikiforowa, potajemnie nagrywają córki przyjaciółki Yuuriego, a filmik trafia do sieci. Oczywiście w końcu sam Wiktor ogląda swojego naśladowcę na Youtubie, po czym niedługo później, jak burza wpada do domu Yuuriego i oświadcza mu, że zostanie jego trenerem. Tak pokrótce wygląda początek anime, które stało się absolutnie niespodziewanym hitem sezonu jesiennego ubiegłego roku. Serie sportowe cieszą się wśród fanów anime wielką popularnością od dawna, ale aż dziw bierze, że wcześniej nie powstała seria o tak widowiskowej dyscyplinie sportu, jak łyżwiarstwo właśnie. Kontrowersje wzbudziło jednak dodanie do fabuły romansu męsko-męskiego, czego absolutnie nikt się nie spodziewał. Nie sposób nie uznać, że tytuł tego serialu jest żartobliwym ukłonem ze strony autorek, Mitsurou Kubo oraz Sayo Yamamoto, ponieważ słowo yuri to popularne określenie mang i anime o romansach… między kobietami. Yuri!!! On Ice to anime odczarowujące schemat wszelkich wytworów kultury japońskiej o tematyce gejowskiej – nareszcie relacja między bohaterami jest przedstawiona naturalnie, a łyżwiarska otoczka tylko dodaje uroku całości. Dodatkowo animacja (niestety nie zawsze…) wyraźnie walcząca z niskim budżetem potrafi uwieść niczym Wiktor Yuuriego, a muzyka, towarzysząca występom konkursowym na lodzie, jest po prostu rewelacyjna. Może to nie seria dla każdego, ale wiedząc już, co w tej serii można zastać (trochę ocenzurowanej nagości jeszcze nikomu nie zaszkodziło, prawda?), warto zaryzykować i sięgnąć po Jurki na lodzie, jak pieszczotliwie określa ten serial polski fandom.

Boku dake ga Inai Machi

Dla wielu fanów anime to najlepsza seria zeszłego roku. Oparta jest na 9-tomowej mandze Kei Sanbego pod tym samym tytułem. Satoru Fujinuma ma 29 lat i niezwykły dar – kiedy dookoła niego ma stać się coś złego, ten młody mężczyzna cofa się w czasie o kilka minut i ma okazję, aby zapobiec nieszczęściu. Musi być jednak czujny, ponieważ nie zawsze zalążek katastrofy jest widoczny na pierwszy rzut oka. Jednak i jego samego pewnego dnia dotyka tragedia – jego matka zostaje zamordowana, a Satoru staje się głównym podejrzanym. Chcąc zapobiec nieszczęściu, udaje mu się cofnąć w czasie o 18 lat. Jest rok 1998. Jego koleżanka z klasy, Kayo Hinazuki, jeszcze żyje. Dziewczynka zostanie bowiem zamordowana, a Satoru ma przeczucie, że jego matka zginęła, ponieważ dowiedziała się prawdy o morderstwie Kayo sprzed 18 lat… Satoru w ciele dziecka postanawia zmienić przyszłość, a wie, że kluczem do sukcesu jest wytropienie zabójcy Kayo. Mało które anime tak trzyma w napięciu jak Boku dake ga Inai Machi – dosłownie na każdy odcinek czekałam, odliczając dni, ponieważ twórcy robili wszystko, aby każdą odsłonę zakończyć zgrabnym cliffhangerem. Serial porywa klimatem, ciężarem tajemnicy, atmosferą pełną niepokoju. Widz może także zabawić się w detektywa i próbować odkryć, kto porywał i mordował dziewczynki w pewnym małym miasteczku lat 90. Boku dake ga Inai Machi ma jedną, niestety sporą wadę – koniec jest delikatnie mówiąc naciągany, ale z pewnością mało kto spodziewał się takiego rozwiązania całej sprawy. Przyczyną była wciąż powstająca manga, więc finał został stworzony już bez oparcia o pierwowzór. Nie zmienia to faktu, że anime wciąga niesamowicie, a choć widz na upartego dopatrzy się kilku nielogiczności, na pewno będzie czerpał z seansu sporo frajdy. Warto też wspomnieć o fantastycznym openingu, który gra w głowie jeszcze długo po obejrzeniu całości. Mangę w Polsce wyda Studio JG – premiera w kwietniu na Pyrkonie.

Orange

Naho Takamiya, przeciętna drugoklasistka liceum pewnego dnia otrzymuje dziwny list. Dziwny, ponieważ adresatką jest… ona sama z przyszłości odległej o 10 lat. List to kopia jej pamiętnika, dodatkowo wzbogacony o zapiski mówiące, jak nastoletnia Naho ma postąpić, aby zmienić przyszłość. Tego samego dnia do klasy dziewczyny dołącza nowy uczeń, Kakeru Naruse, chłopak trochę skryty, ale sympatyczny. Naho zapomina o liście, a kiedy wczytuje się w niego po szkole, odkrywa, że w przyszłości wciąż ma czwórkę oddanych przyjaciół ze swojej klasy. Piątego, Kakeru już z nimi nie ma. Orange to 12-odcinkowy serial na podstawie mangi pod tym samym tytułem, autorstwa Ichigo Takano. Choć to seria obyczajowa, znajdziemy w niej lekki dodatek sci-fi, dzięki rozłożeniu akcji na dwa plany czasowe. Oczywiście jak to seria rozgrywająca się w szkole, nie zabraknie tutaj romansu, ale jest on bardzo subtelny i zdecydowanie bardziej realistyczny niż w większości tytułów z tego gatunku. Bardzo mocno zaznaczony jest też wątek psychologiczny, ponieważ Kakeru Naruse nie jest typowym nastolatkiem, którego jedynym problem jest za małe kieszonkowe na gry. Bohaterowie często zmagają się z problemami będącymi dla wielu dorosłych nie do udźwignięcia, a Naho dzięki wskazówkom od 26-letniej siebie, każdego dnia walczy o lepszą przyszłość dla Kakeru. Orange to anime pod względem animacji niestety nierówne, ale nie znaczy to, że od patrzenia oczy bolą. Jest pastelowo i sympatycznie, a muzyka niezauważalnie gra gdzieś w tle. Warto sięgnąć także po mangę, która została wydana w Polsce przez wydawnictwo Waneko. To krótka, zaledwie 5-tomikowa historia, a choć zanimowana została w całości, warto docenić też kunszt autorki, zarówno ten graficzny, jak i fabularny.

Zobacz również:

NAJLEPSZE SERIALE 2016 NAJCIEKAWSZE SERIALE 2017 NAJLEPSZE SERIALE SCIENCE FICTION NAJLEPSZE FILMY 2016 ROKU NAJLEPSZE FILMY 2017 ROKU NAJLEPSZE BAJKI I FILMY ANIMOWANE 2016 ROKU NAJLEPSZE POLSKIE FILMY 2016 ROKU NAJLEPSZE POLSKIE FILMY 2017 NAJLEPSZE KSIĄŻKI 2016 ROKU NAJLEPSZE KSIĄŻKI 2017 ROKU NAJLEPSZE GRY 2017 ROKU NAJLEPSZE KOMIKSY 2016 ROKU NJLEPSZE FILMY AKCJI 2016 ROKU NAJLEPSZE THRILLERY 2016 NAJLEPSZE FILMY KOMIKSOWE 2016 NAJLEPSZE KOMEDIE 2016 NAJCIEKAWSZE KOMEDIE 2017 NAJCIEKAWSZE FILMY AKCJI 2017 NAJLEPSZE HORRORY 2016 NAJLEPSZE HORRORY 2017 NAJCIEKAWSZE PREMIERY KINOWE 2017 ROKU

Strony:
  • 1 (current)
  • 2
  • 3
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj